poniedziałek, 30 maja 2016

15.

7 listopad

-Wygląda Pani zupełnie tak jakby szła na ścięcie głowy. – Zauważył Ian, kiedy pod domem Anastasii zakładaliśmy na siebie skórę - on brązową, a ja czarną. Spojrzałam na niego wymownie i nie odezwałam się słowem. Powrót do tego domu wydawał mi się najgorszą rzecz zaraz po tym jak Ian musiał oglądać mnie rano bez makijażu. Wzięłam swoją torebkę i poszłam przodem w kierunku ceglanego budynku. Kiedy obok mnie stanął brunet niepewnie nacisnęłam dzwonek. Po chwili usłyszałam stukot obcasów o panele i w drzwiach stanęła wyrocznia – Anastasia w swej okazałości patrzyła to na mnie to na mojego szefa bacznym okiem.
-W końcu, nie mam całego dnia na waszą wizytę. – Rzuciła od niechcenia odwracając się do nas tyłem. Ian puścił mnie przodem i zamknął za nami drzwi. Tak jak się spodziewałam, w domu panował totalny nieład, a powietrze było cięższe niż zwykle. Od razu wyczułam zapach papierosów, alkoholu i wszechobecnego kurzu.
-Czy Ty już piłaś? – Ian spojrzał na zegarek a potem na swoja eks małżonkę. – Jest dopiero dziesiąta, a ja już czuję od Ciebie wódkę.
-Nie Twoja sprawie Panie despotyczny biznesmenie. – Machnęła na niego ręką siadając w fotelu. – Wiesz gdzie są pokoje, możesz zabrać rzeczy. – Zwróciła się w moją stronę odpalając papierosa. Spojrzałam na Iana uśmiechając się delikatnie i od razu poszłam na górę. Na szczęście dzieciaki miały względny porządek w szafkach, a więc spakowanie ubrań do walizek nie zajmowało zbyt wiele czasu. W niecałą godzinę, w każdym pokoju były po dwie zapakowane po brzegi walizki. Sprawdziłam ostatni raz szuflady i szafki, dopakowałam to, co wydawało mi się potrzebne i zeszłam na dół. Zatrzymałam się w połowie schodów słysząc krzyki z salonu.
-I co? Ją też pierdolisz? – Zaśmiała się Anastasia dopijając drinka.
-Jesteś jeszcze bardziej żałosna niż wcześniej. – Podsumował Ian wstając z kanapy.
-Prawda boli? Jesteś takim desperatem, że płacisz jej pewnie za to żeby z Tobą spała.
-Kto z naszej dwójki jest desperatem? Przypominam Ci, że to Ty jesteś z facetem, który mógłby być chłopakiem Twojej córki. Właśnie, gdzie on jest? Zostawił Cię, bo zrozumiał, że jesteś nikim?
-Jestem kimś znacznie ważniejszym niż Ty! – Krzyknęła wściekła odgarniając włosy.
-Dorobiłaś się tego wszystkiego na mojej pracy. Gdyby nie ja wciąż mieszkałabyś w tej zapchlonej kawalerce bez grosza przy duszy. To ja Cię ubrałem, wyprowadziłem na ludzi. To dzięki mnie jesteś teraz w tym miejscu i siedzisz w tym fotelu! – Wrzasnął. Zaczęłam po cichu stawiać kroki na niższych szczeblach.
-Udajesz nie wiadomo kogo, a pierdolisz jakąś gosposie, o której bez problemu można powiedzieć, że jest nikim. Sierota, bez rodziców, bez wykształcenia, bez perspektyw i ambicji. Imponuje Ci ona? Czujesz nad nią władzę? – Zaśmiała się pewnie, usłyszałam huk szklanek. Zbiegłam szybko po schodach i widziałam jak Ian przypiera do ściany Anastasię.
-Nigdy więcej nie waż się o niej tak mówić, rozumiesz? Nigdy. – Syknął przyduszając ją.
-Ian! – Krzyknęłam odciągając go. – Ian do cholery, spójrz na mnie. – Złapałam jego twarz w dłonie zmuszając go tym samym, aby spojrzał mi w oczy. – Nie warto. – Szepnęłam trzymając go. – Nie warto.
-Historia miłosna lepsza niż ta z Zmierzchu. – Zaśmiała się blondynka siadając w fotelu.
-Spakowałam rzeczy, możemy się zbierać. – Zignorowałam ją puszczając Iana. Jego oczy płonęły ze złości. Odwrócił się napięcie wchodząc na górę po walizki. Wyminęłam moją eks szefową bez słowa i poszłam pomóc Ianowi.
-Kiedy zobaczę dzieci? – Zapytała Anastasia, kiedy Ian chował ostatnie walizki do samochodu.
-Jak sąd zadecyduje.
-Jaki sąd? – Podeszła do nas. – Żartujesz sobie?
-A wyglądam jakbym się śmiał? To, że dzieci były u Ciebie to była moja dobrowolna wola. Nie chciałem ciągać Ciebie i siebie po sądach, więc przystałem na Twoją propozycję sądząc, że dobro dzieci jest dla Ciebie na pierwszym miejscu. Pomyliłem się. Julia powiedziała mi o wszystkim, co działo się tutaj. Zapomnij o tym, że dzieci do Ciebie wrócą. Jeżeli Ty nie masz czasu na zajmowanie się nimi, ja nie mam czasu na dalsze konwersację z Tobą. Widzimy się w sądzie, możesz spodziewać się niedługo dokumentów.
-Co ta kretynka Ci naopowiadała? To same bzdury!
-Zważaj na słowa. – Zacisnął pięść. – Widzimy się niedługo. – Wyminął ją i wsiadł do samochodu. Bez słowa ruszyliśmy w stronę hotelu. Żadne z nas ze sobą nie rozmawiało. Wiedziałam, że chce powrócić do tej rozmowy, ale wolałam zrobić to w pokoju niż w samochodzie. Dwadzieścia minut później byliśmy już w hotelu. Weszłam do pokoju i rzuciłam swoją torebkę jak i skórę na łóżko.
-Co w Ciebie wstąpiło?! – Wybuchłam patrząc na Iana.
-Nie przypominam sobie, abyśmy przeszli na Ty. – Powiedział spokojnie wieszając na wieszaku swoją kurtkę.
-Daruj sobie, nie jestem w pracy. – Syknęłam ściągając buty.
-Jesteś na służbowym wyjeździe, a więc to prawie to samo.
-Przestań się zgrywać. – Szturchnęłam go zła. – Co w Ciebie wstąpiło?!
-A co miało wstąpić?! Wkurwiła mnie.
-Mówiła samą prawdę…
-Co Ty kurwa wygadujesz? Jaką prawdę? Nie powiedziała nic, co byłoby prawdą. – Przeszedł obok mnie obojętnie podchodząc do okna.
-Jestem tylko gosposią, nikim. Sierota. Wymieniać dalej?
-To nie ma znaczenia.
-Jak nie ma znaczenia?! Zaatakowałeś ją, bo mówiła prawdę.
-Zaatakowałem ją, bo Cię obrażała. – Podszedł do mnie szybkim krokiem łapiąc moje twarz w swoje silne, duże dłonie. – Zaatakowałem ją, bo nie pozwolę, aby ktokolwiek sypał takie kłamstwa na Twój temat, a zwłaszcza ona. Rozumiesz? Zależy mi na Tobie i nie dopuszczę do tego, żeby ktoś wypowiadała się w taki sposób na Twój temat! – Powiedział wściekły błądząc wzrokiem po mojej twarzy. Poczułam ukucie w sercu, ale jednocześnie strach. Nigdy nie widziałam go tak wściekłego.
-Rozumiem. – Powiedziałam cicho spuszczając wzrok. Nie przywykłam do tego, że ktoś mnie bronił i stawał po mojej stronie. Nie przywykłam do tego, że komukolwiek zależało na mnie tak bardzo – pomijając oczywiście Sarah. Cała ta sytuacja była dla mnie zupełnie nowa i na swój własny sposób skomplikowana.
-Spójrz na mnie. – Powiedział czekając na mój ruch. Po wzięciu głębokiego oddechu odważyłam się spojrzeć w jego niebieskoszare oczy. – Nie pozwolę, aby działa Ci się krzywda. Nigdy. Obiecuję. – Pocałował mnie delikatnie w czoło i przytulił do siebie. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i objęłam go rękami w pasie. Nie wiedziałam, które z nas bardziej potrzebowało takiej bliskości. Nie wiedziałam, kto został bardziej skrzywdzony słowami Anastasi. Nie wiedziałam jak odebrać tą bliskość, na którą teraz pozwoliłam sobie z Ianem. Miałam totalny mętlik w głowie, a jedyne, na czym mogłam się skupić to spokojne bicie serca Iana i męski, mocny zapach, który wdychałam z każdym drżącym oddechem.
-Zostańmy jeszcze jedną noc tutaj. Nie mam siły wracać do Chicago. – Powiedziałam cicho odsuwając się od Iana.
-Nie ma sprawy, pójdę zarezerwować noc. Głodna?
-Nie, ale napiłabym się kawy. – Uśmiechnęłam się. Odwzajemnił mój uśmiech i wyszedł z pokoju. Ściągnęłam swoją czerwoną koszulę w kratę i usiadłam na łóżku z samych leginsach i bokserce. Miałam ochotę rozpłakać się jak małe dziecko, ale wiedziałam, że Ian od razu zacznie zadawać pytania. Powstrzymywałam łzy i starałam się panować nad drżącym głosem.
-Kawa dla Pani. – Usłyszałam, kiedy drzwi się zatrzasnęły. – Wszystko dobrze?
-Tak. – Mruknęłam upijając łyk.
-Wiem, że nie. – Usiadł obok mnie. – Co Panią gryzie?
-Więc wracamy do formalnych zwrotów? – Zaśmiałam się smutno jeżdżąc palcem wokół kubka. – Niech Pan mówi, co chce, ale Pani Anastasia miała rację. Nie mam nic. Kilka oszczędności na koncie. Niczego w życiu nie osiągnęłam, nawet nie mam swojego mieszkania. Nie mam swojego samochodu. Nie mam niczego. – Powiedziałam cicho.
-Ma Pani znacznie więcej niż się wydaję. – Złapał moją dłoń. – Jest Pani najwspanialszym człowiekiem, jakiego poznałem. Ogromne serce to Pani największy atut. Może nie ma Pani niczego materialnego, ale ma Pani to, czego większości brakuje – inteligencję i empatię. To cechy znacznie bardziej cenione niż mieszkanie czy samochód.
-Mówi Pan tak tylko po to żeby mnie pocieszyć.
-Mówię tak, bo tak uważam. Cała reszta jest nieważna. – Puścił mi oczko uśmiechając się. Odwzajemniłam jego uśmiech odstawiając kubek na szafkę.
-Przytuli mnie Pan? – Zapytałam cicho zerkając na niego. Zaskoczyło go to pytanie, bo przed chwilę po prostu się na mnie patrzył. Odstawił swój kubek tuż obok mojego i przyciągnął mnie do siebie ramieniem. To było w naszej znajomości cudowne – w jednej chwili całowaliśmy się i mówiliśmy do siebie po imieniu, a chwilę potem znów wracaliśmy do formalnych zwrotów trzymając największy dystans, jaki tylko potrafiliśmy. Na jak długo? Oto jest pytanie.
-Co chce Pan zrobić z tą sprawą, która dziś wyniknęła? – Zapytałam cicho zamykając oczy.
-Złoże wniosek do sądu, założę sprawę o przekazanie mi całkowitych praw rodzicielskich. – Gładził delikatnie moje ramię.
-Mam nadzieję, że się uda. Dzieci zasługują na jakąś stabilność.
-Owszem. Myślę, że u mnie będzie im lepiej. Tym bardziej, że Pani mieszka z nami, a więc więcej nie jest im, ani mi do szczęścia potrzebne.
-Słodko. – Zaśmiałam się podnosząc głowę i patrząc na niego. – Więc jestem Panu potrzebna do szczęścia?

-Oczywiście. Jest Pani moją własną czterolistną koniczynką. – Uśmiechnął się szeroko. Wraz z uśmiechem pojawiły się cudowne, urocze zmarszczki wokół oczu. Niesamowite, jaki wpływ miałam na to czy mój szef się uśmiecha czy też nie. Położyłam z powrotem głowę na jego klatce piersiowej wtulając się mocniej w jego ciepłe ciało. Okrył mnie kołdrą i delikatnie pocałował w czubek głowy/ 

czwartek, 26 maja 2016

14.

6 listopad

Obudziłem się równo z budzikiem o 5:30. Za oknem było jeszcze ciemno i tym bardziej nie miałam siły wstać z łóżka, ale świadomość, że przez dwanaście godzin podróży będzie towarzyszyć mi Julia sprawiała, że od razu lepiej było mi wstać. Poszedłem prosto do jej pokoju – na pewno jeszcze spała. Wszedłem po cichu do pokoju. Brunetka była do mnie tyłem w samych bokserkach i zwykłej, białej koszulce. Jej smukła noga leżała swobodnie na kołdrze. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Usiadłem na brzegu łóżka i delikatnie potrząsnąłem jej ramieniem.
-Halo, wstajemy. – Szeptałem.
-Nie, jeszcze chwila. – Jęczała przez sen.
-Nie ma czasu, raz, raz. Pani Julio. – Śmiałem się widząc jej nadąsaną buzię. – Dzień dobry.
-Nie taki dobry. – Burknęła przekręcając się na plecy. Moje zmysły zaczęły totalnie wariować, kiedy zauważyłem jej przebijające się sutki przez bawełniany materiał. Do tego odkryty brzuch i lekko rozszerzone uda. Przełknąłem ślinę odwracając wzrok. Pożądanie brało nade mną górę.
-Która godzina? – Zapytała cicho przeciągając się.
-Za dwadzieścia minut będzie szósta. – Odpowiedziałem ponownie na nią patrząc. Wpatrywała się we mnie zaspana lekko się uśmiechając. – Przygotuję śniadanie, punktualnie o szóstej widzimy się w jadalni.
-Dobrze proszę Pana. – Zamruczała podnosząc się. Pokręciłem głową zamykając za sobą drzwi. Głęboki wdech. Opanowałem myśli i zszedłem do kuchni. Włączyłem radio i ekspres. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze około dwudziestej będziemy już na miejscu.

***

Rzuciłem na tylną kanapę swoją kurtkę i podałem Julii kawę. Po czterech godzinach podróży zasługiwaliśmy na chwilę postoju. Podciągnęła rękawy od swojego jasnego swetra i upiła łyk ciepłego napoju.
-Mm, pyszna. Dziękuje. – Uśmiechnęła się.
-Cała przyjemność po mojej stronie. – Puściłem jej oczko wyjeżdżając z parkingu. – Więc mówi Pani, że nie miała zbyt wielu życiowych partnerów?
-Nie. Byłam w jednym poważnym związku, ale to też była totalna porażka. – Westchnęła patrząc w boczną szybę. – Pan też nie ma chyba zbytnio doświadczenia…
-Owszem. Wziąłem ślub w bardzo młodym wieku, nie miałem czasu się wyszaleć, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. – Uśmiechnąłem się widząc jak na mnie patrzy. – Mam cudowne dzieci. – Dodałem wyjaśniając.
-Owszem, dzieci są cudowne. – Przyznała mi rację pijąc kawę. – Sebastian się zakochał.
-Zakochał? – Zdziwiłem się szczerze.
-Tak. W środę wezwano mnie do szkoły gdyż pobił się z kolegą, a jak potem przyznał poszło o dziewczynę.
-Sebastian? Sebastian się pobił? Nie wierzę. – Zacząłem się śmiać. – On by muchy nie skrzywdził.
-Co ta miłość robi z ludźmi. – Zaśmiała się. – Proszę mu nie mówić, że Panu powiedziałam.
-Jasne, zostawię to dla siebie.
-Po powrocie obiecałam, że zawiozę ją i jego dobrą przyjaciółkę do kina, oczywiście o ile Pan pozwoli.
-Nie ma problemu, ufam Pani.
-Jakże mi miło.
-Mam jakieś szanse u Pani? – Zażartowałem, chociaż była w tym nutka prawdy. Jej mina spoważniała natychmiast.
-Może tak, może nie. – Powiedziała wymijająco patrząc z satysfakcją przed siebie. – Raczej ja powinnam o to zapytać. Mam u Pana jakieś szanse? – Zapytała zakładając nogę na nogę.
-Może tak, może nie. – Odpowiedziałem odgryzając się. Fuknęła pod nosem i wymownie odwróciła się w stronę okna. – Zależy, co ma mi Pani do zaoferowania…
-Siebie proszę Pana. – Zaśmiała się poprawiając swoje loki. – Dobry towar, świetny rocznik.
-Skromność ma Pani wypisaną na ustach.
-Dziękuje, uwielbiam komplementy z Pana ust.
-Cała przyjemność po mojej stronie Pani Morrison. – Wyszczerzyłem zęby w szerokim uśmiechu.

***

Weszliśmy do naszego hotelowego pokoju parę minut przed dziewiątą. Wnętrze było przytulne, ciepłe i niezwykle sterylne. Bałam się dotknąć czegokolwiek, bo wszystko wydawało się być tak idealne. Weszłam w głąb pokoju i zauważyłam tylko jedno, duże łóżko.
-Jedno łóżko? – Odwróciłam się w stronę Iana.
-Jak to jedno łóżko? Miały być dwa oddzielne. – Spojrzał na mnie zdziwiony odstawiając walizki.
-Jest tylko jedno.
-Dobrze Pani sprawdziła?
-No nie uwierzy Pan, ale nie mam zbyt wielkiego pola popisu do stworzenia sobie detektywistycznej zabawy. – Powiedziałam mrużąc oczy.
-Pójdę wyjaśnić tę sprawę. – Zamknął za sobą drzwi. W sumie bawiła mnie ta sytuacja, bo i czemu miałaby mnie złościć? Nie mam problemu żeby spać obok swojego szefa, bo i czemu miałabym mieć z tym problem? Chociaż jego bliskość, aż tak bliska jak w łóżku trochę mnie onieśmiela. Ba…sama myśl mnie krępuje, a co dopiero czyn. Zdjęłam trampki i rzuciłam się na łóżko. Byłam totalnie wykończona. Każda część mojego ciała niemiłosiernie mnie bolała i jedyne, o czym marzyłam to prysznic, no może jeszcze kolacja.
-Dobra, wdarła się jakaś pomyłka przy rezerwowaniu hotelu. Mamy, jako rekompensatę za błąd darmową kolację i dodatkową darmową dobę hotelową. Inne pokoje są już zajęte, ale jest tutaj sofa, więc…
-Halo, spokojnie. – Podniosłam się do pozycji siedzącej. – Możemy spać razem. Łóżko jest duże, są dwie kołdry. Jeżeli Panu nie przeszkadza spanie ze swoją gosposią, nie widzę problemu.
-Proszę się tak nie określać. – Spojrzał na mnie groźnie. – Nie będę miał z tym problemu pod warunkiem, że Pani nie chrapie.
-Pff, bardzo śmieszne. – Fuknęłam wymijając go. – Proszę zamówić kolację, a ja pójdę wziąć prysznic. – Zamknęłam za sobą drzwi do łazienki.

***

-Wcale nie śmierdzi mi z buzi czosnkiem. – Śmiałem się leżąc obok Julii w łóżku.
-Wali jak stąd do Chicago. – Zasłoniła się poduszką płacząc ze śmiechu. – Wie Pan, to lekka przesada. Bagietka czosnkowa, z masłem czosnkowym i sosem czosnkowym. W ogóle Pan nie dba o mój spokojny sen obok!
-Myłem zęby dwa razy!
-Zdecydowanie o pięć za mało. – Śmiała się podnosząc. –Chociaż teraz to tylko domestos Panu pomoże…
-Jest Pani najwredniejszą osobą, jaką znam! – Fuknąłem odwracając się na bok. Słyszałem jej śmiech, ale udawałem twardego.
-Halo…Proszę Pana…Halo…Houston…Halo…Proszę się odezwać…Czosnkowy potwór do miętówki…Zgłoś się…-dźgała mnie palcem między żebra. Jednym ruchem przekręciłem się tak, że powaliłem ją pod sobą. Śmiała się w głos, kiedy maltretowałem jej brzuch.
-Coś jeszcze? – Przekrzykiwałem jej śmiech gilgocząc żebra.
-Czosnek! Czosnek! Precz śmierdzący ząbku! – Piszczała aż w końcu sprawnie wyrwała mi się i uciekła z łóżka. – Jednak nie jest Pan, aż taki sztywny jak się wydawało.
-Dzięki. – Pokazałem jej kciuka śmiejąc się.
-Potrafi Pan się także bawić bez alkoholu, szok! – Dyszała opierając się o ramę łóżka.
-Potrafię robić wiele rzeczy bez alkoholu. – Powiedziałem oburzony podnosząc się.
-Taaaak? – Zaciekawiła się. – Niby jakie? – Uniosła w górę brew. Przesunąłem się w jej stronę i ująłem jej twarz w dłonie. Złożyłem na jej pełnych, rozchylonych ustach delikatny pocałunek. Jej dłonie spoczęły na moich. Odwzajemniła pocałunek od razu, a więc nie tylko ja miałem na to ochotę. Klęcząc na łóżku wyprostowałem się tak, że byłem kilka centymetrów ponad nią. Całowałem ją delikatnie, z całkowitą pasją ciesząc się każdym milimetrem jej słodkiej śliny. Przesunęła dłonie na moją klatkę piersiową. Schowała się w moich ramionach całując mnie najdelikatniej jak potrafiła. Nigdy się nie myliłem – była idealna we wszystkim, co robiła, a każdy jej dotyk był hipnotyzujący.

***

-Ian, ale nie daj się jej sprowokować. – Powiedziała moja siostra, kiedy rozmawiałem z nią przez telefon.
-Emma, daj spokój. Nie zamierzam ani wdawać się z nią w dyskusje ani przystawać na jej chore warunki.
-Całe szczęście. Dzieci trochę się stresują, że po Twoim powrocie będą musiały wrócić do matki.
-Co? Nigdy. Uspokój je, że nie mają, czego się bać. Nigdzie się nie wybierają.
-Przekaże im i mam nadzieję, że faktycznie tak postąpisz, a nie dasz znowu zrobić z siebie debila.
-Spokojnie. Mam obok siebie Julię, pomoże mi we wszystkim. Będzie dobrze.
-Dobrze, zadzwoń jutro. Kończę, ucałuj Julię.
-Jasne, trzymaj się siostra. – Rozłączyłem się chowając telefon do kieszeni.
-Coś się stało? – Zapytała Julia wychodząc z łazienki.
-Moja siostra dzwoniła. – Usiadłem na łóżku. – Dzieci są niespokojne, boją się, że będą musiały wrócić do matki.
-Proszę się nie martwić. – Położyła dłoń na moim ramieniu. – Wrócimy i wszystko wróci do porządku, a strach zniknie.

-Mam nadzieję. – Uśmiechnąłem się całując ją w dłoń. 

piątek, 20 maja 2016

13.

4 listopad

Czekałam pod budynkiem w bogatej okolicy na Sarah, kiedy zadzwoniła moja komórka. Numer nieznany.
-Halo? – Odebrałam niepewnie ściszając muzykę.
-Dzień dobry. Czy rozmawiam z Panią Julią Morrison? – Usłyszałam w słuchawce starszy głos.
-Tak, przy telefonie. Kto mówi?
-Z tej strony Westin, wychowawczyni Sebastiana. Czy mogłabym prosić o spotkanie?
-Oczywiście. Czy coś się stało? – Zapytałam zaniepokojona widząc swoją przyjaciółkę, która wychodziła uśmiechnięta z budynku.
-Wytłumaczę Pani na miejscu. Będę w Sali 23 na pierwszym piętrze. Do zobaczenia. – Rozłączyła się.
-Cześć, coś się stało? Minę masz jakbyś zobaczyła ducha. – Powiedziała Sarah wsiadając do auta.
-Dzwoniła wychowawczyni Sebastiana, mam przyjechać na spotkanie. – Powiedziałam wycofując samochód. – Co on przeskrobał?
-Sebastian? Przeskrobać coś? Niemożliwe. To najgrzeczniejszy chłopak, jakiego znam.
-Przekonamy się. Poczekasz z Bells na mnie? Załatwię szybko tę sprawę.
-Jasne, nie ma sprawy. – Uśmiechnęła się. – Dostałam to zlecenie już na 100%. Facet jest zachwycony moimi projektami.
-Gratuluję, super, że się spełniasz i odnosisz sukcesy. – Uśmiechnęłam się szeroko. Na parking szkoły zajechałam dwadzieścia minut później. Szybkim krokiem poszłam w stronę części, do której chodziła Bells – część przedszkolna.
-Julia! – Usłyszałam małą, która zbiegała ze schodów.
-Hej królewno. – Kucnęłam całując ją w policzek. – Nie biegaj po schodach, bo zrobisz sobie krzywdę. – Upomniałam ją zabierając jej plecak. – Dzień dobry. – Powiedziałam w kierunku przedszkolanki, która skinęła z uśmiechem głową.
-Niuniu, a ciocia Sarah jeszcze u nas jest? – Zapytała siadając na ławce i ściągając kapcie.
-Tak, czeka na Ciebie w samochodzie, bo musze zajść jeszcze do Sebastiana. – Odpowiedziałam zakładając jej kozaczki. – Poczekasz z ciocią?
-Tak. – Uśmiechnęła się zakładając płaszczyk. Wsunęłam na jej głowę wełnianą czapkę i łapiąc za rączkę wyprowadziłam z szatni. – Uciekaj do cioci, zaraz przyjdę. – Pokazałam jej palcem stojącą Sarah przy samochodzie i poszłam do szkoły Sebastiana. Czekałam pod salą 23 patrząc na swoje bordowe buty. Wciąż zastanawiałam się, co takiego zrobił młody, że musiałam przyjechać do szkoły. Poprawiłam biały sweter i akurat w tym momencie drzwi do Sali otworzyły się, a Pani Westin zaprosiła mnie gestem do środka.
-Witam, Julia Morrison, opiekunka Sebastiana. – Wyciągnęłam w jej stronę dłoń.
-Emanuela Westin, miło mi. – Uścisnęła moją rękę. Usiadłam przy jednej z pierwszych ławek stawiając swoją torebkę na krześle obok. Kobieta oparła się o swoje biurko naprzeciwko mnie. – Sebastian to naprawdę dobry chłopak. Świetnie się uczy. Zawsze jest przygotowany do lekcji. Ma świetny kontakt z rówieśnikami.
-Zaprosiła mnie Pani na tę rozmowę, aby pochwalić Sebastiana? – Spojrzałam na nią zdziwiona.
-Nie do końca. Sebastian pobił kolegę ze swojej klasy.
-Pobił? Sebastian? To niemożliwe.
-Możliwe. Przyznał się do tego, że pobił Adama, ale żaden z nich nie chciał powiedzieć, jaki był tego powód.
-Naprawdę trudno mi w to uwierzyć. Sebastian nigdy nie sprawia problemów. – Powiedziałam zdziwiona patrząc na wychowawczyni. – Dzwoniła Pani do jego ojca?
-Nie. Sebastian prosił żebym zadzwoniła do Pani zapewniając, że na pewno nie zignoruje Pani mojej prośby o spotkanie. – Westchnęła. – Nie chce karać Sebastiana, bo to jeden jedyny jego wybryk. Proszę tylko żeby Pani z nim porozmawiała. Może przyzna się do przyczyny tej bójki.
-Dziękuję. Postaram się z nim porozmawiać i wpłynąć na niego. – Wstałam z ławki biorąc torebkę. – Dziękuje za spotkanie, do widzenia. – Uścisnęłam jej dłoń wychodząc z sali. Na holu siedział Sebastian czytając książkę.
-Cześć młody. – Powiedziałam, ale nie uzyskałam odpowiedzi. Usiadłam obok niego i przyglądałam mu się przez chwilę. – Powiedziałam cześć.
-Jaka czeka mnie kara? – Zapytał zamykając książkę.
-Żadna. No chyba, że powiemy o tym Twojemu tacie, za niego już nie ręczę. – Spojrzałam na niego unosząc brew. – Dlaczego pobiłeś Adama?
-Nie ważne.
-Sebastian. Co on Ci zrobił, że go pobiłeś? Dokuczał Ci? Naśmiewał się z Ciebie? Możesz mi powiedzieć, wiesz, że Ci pomogę. – Szturchnęłam go łokciem.
-Nie chce o tym rozmawiać. Jestem głodny, wracajmy do domu. – Powiedział wstając i bez dalszej rozmowy poszedł do szatni się przebrać. Założyłam na siebie czarną skórę i obracając komórkę w dłoni zastanawiałam się czy powinnam zadzwonić do Iana. Powiem mu wieczorem, może do tego czasu Sebastian zechce ze mną porozmawiać.

***

Zegar wskazywał kilka minut po siedemnastej. Bells siedziała w salonie razem z Becky i Sarah oglądając telewizję, a ja wykorzystałam moment, aby ponownie spróbować porozmawiać z Sebastianem. Zapukałam delikatnie do jego pokoju, a po chwili weszłam. Leżał na swoim łóżku z słuchawkami na uszach i czytał komiks.
-Co jest? – Zapytał widząc mnie w drzwiach i ściągając słuchawki.
-Pogadasz ze mną? – Zapytałam siedziałam obok niego. – Sebastian, chce wiedzieć, co się stało. Muszę porozmawiać z Twoim ojcem, a chyba lepiej, żebyś przyznał się mi i żebym mogła obronić Ci tyłek niż miałby Cię dorwać Pan Ian. – Zauważyłam opierając się o poręcz. Siedziałam teraz naprzeciwko niego, kiedy on przybrał taką samą pozę jak jak.
-Dobra, powiem Ci. – Powiedział w końcu. – Obiecaj, że nie będziesz się śmiała.
-Słowo harcerza. – Zapewniłam go unosząc z górę dwa palce.
-Poszło o dziewczynę.
-Dziewczynę? Masz dziewczynę? Nic nie mówiłeś! – Rzuciłam w niego poduszką robiąc naburmuszoną minę.
-Nie mam dziewczyny, jeszcze. Podoba mi się taka jedna, ja jej także. Adamowi też się podoba, ale bez wzajemności. Dręczył ją, dokuczał jej, ciągnął za warkocz. Zdenerwowałem się. Stanąłem w jej obronie, a on zrobił z siebie ofiarę. – Wzruszył ramionami.
-Czemu się nie przyznałeś Pani? – Spojrzałam na niego zdziwiona. – Na pewno by go ukarała.
-Pewnie by stwierdziła, że to dziecięcy wybryk. Trudno, stało się. Może następnym razem pomyśli dwa razy.
-Wiesz co? – Wstałam z łóżka. – Dobrze zrobiłeś, jestem z Ciebie dumna. – Poczochrałam mu włosy kierując się w stronę drzwi.
-Myślisz, że tata zrozumie? – Krzyknął za mną.
-Już moja w tym głowa. – Zaśmiałam się, a tuż przed wyjście odwróciłam się w jego stronę. – Zaproś ją do kina albo na lody. Zawiozę was, a zawsze trochę zaplusujesz. – Puściłam mu oczko wychodząc z pokoju. Schodząc po schodach usłyszałam jak drzwi wejściowe się otwierając.
-Pan już w domu? – Uśmiechnęłam się widząc Iana.
-Też miło Panią widzieć. – Zaśmiał się zamykając drzwi. – Udało mi się wyrwać wcześniej. Dobry wieczór. – Pocałował mnie w policzek idąc do salonu.
-Cześć tato. – Powiedziały chórem dziewczyny. – Dobry wieczór. – Powiedziała Sarah uśmiechając się.
-Witam. – Odpowiedział idąc do kuchni.
-Jest Pan głodny? – Zapytałam idąc za nim. – Odgrzeje obiad.
-Dziękuje, ale nie jestem głodny. Padam ze zmęczenia. – Przeciągnął się siadając przy wysepce i ściągając marynarkę. Długo się wahałam, ale podeszłam do niego i delikatnie zaczęłam masować jego ramiona.
-Proponuję ciepłą herbatę i nasze towarzystwo. – Zaśmiałam się ugniatając jego spięte mięśnie.
-Wystarczy mi Pani. – Powiedział cicho zamykając oczy. – Muszę pojechać do Nowego Yorku po rzeczy dzieciaków.
-Kiedy?
-Piątek, zarezerwowałem hotel na jedną dobę. Dla dwóch osób.
-Chace jedzie z Panem? – Zapytałam zaciekawiona masując mu kark.
-Miałem nadzieję, że Pani pojedzie ze mną. W końcu wie Pani, co jest gdzie i tak dalej.
-Co z dziećmi?
-Moja mama powiedziała, że się nimi zajmie. – Okręcił się na hokerze w moją stronę. – Więc jak? – Uśmiechnął się delikatnie patrząc na mnie z dołu. Błękitne oczy przebijały się przez niesforne, ciemne kosmyki włosów patrząc prosto na mnie.
-Dobrze, pojadę z Panem. – Odpowiedziałam zakładając włosy za swoje ucho. Złapał moje dłonie delikatnie gładząc kłykcie. Miałam wrażenie, że chciał mi coś powiedzieć, ale patrzył tylko w moje dłonie jak zahipnotyzowany. Czułam się dziwnie, ale coraz bardziej się do niego przywiązywałam i jedyne, co chciałam to to, żeby ta chwila trwała wiecznie.
__
Nowa zakładka po lewej - samochody :)

czwartek, 12 maja 2016

12.

3 listopad.

Podobno to poniedziałki są najgorszym dniem w tygodniu. Jednak dzisiejszy wtorek to totalna tragedia. Za oknem szaro, ponuro, deszczowo. Temperatura bliższa zeru tylko dobijała zamiast podnieść na duchu. Czekam na lotnisku na moją przyjaciółkę. Złożyło się tak idealnie, że mogłam tu przyjechać prosto ze szkoły Bells i Sebastiana. Dzieciaki poszły wczoraj pierwszy raz do „nowej” szkoły. Mam nadzieję, że to ich ostatnia tak stresująca zmiana. Zdjęłam szarą wełnianą czapkę i wcisnęłam ją w kieszeń mojej parki. Za kilka minut samolot z Sarah powinien wylądować. Usiadłam, więc wygodnie na metalowej ławeczce czekając na swoją przyjaciółkę. Nie zdążyłam nawet poprawić swoich wełnianych podkolanówek, kiedy został nadany komunikat, że lot z Nowego Yorku właśnie przybył na miejsce. Chwilę później zobaczyłam moją przyjaciółkę obwiązaną szalikiem i z czapką prawie, że na oczach przebierającą leniwie nogami. Nos miała czerwony od kataru, a z oczu leciały jej łzy.
-Matko, wyglądasz…
-Strasznie? – Zaśmiała się stawiając walizkę. – Wczoraj się rozchorowałam, masakra. Cześć żabko. – Przytuliła mnie mocno. – Lot trwał niecałe dwie godziny, a czuję się jakbym leciała dobę. – Kichnęła wykończona.
-W domu zrobię Ci ciepłą herbatę z cytryną i miodem. – Powiedziałam biorąc jej walizki. – Na szczęście udało mi się zaparkować pod zadaszeniem, więc nie zmokniemy aż tak. – Uśmiechnęłam się pocieszająco przytrzymując jej drzwi.
-Myślę, że bez antybiotyku i tak się nie obejdzie. – Kichnęła ponownie owijając się szalem jeszcze bardziej. – To Twój samochód? – Spojrzała patrząc na srebrne auto.
-Służbowy. – Zaśmiałam się chowając jej walizkę do bagażnika. – No, ale tylko ja nim jeżdżę. – Dodałam, gdy wsiadłyśmy do samochodu.
-Daleko z lotniska do Ciebie, a raczej Pana czarującego?
-Niecałe pół godzinki. – Zaśmiałam się wyjeżdżając z parkingu. – Kiedy masz to super ważne spotkanie?
-Jutro na 11. Dziś do 18 muszę się zameldować w hotelu.
-Podjadę z Tobą, spokojnie. – Puściłam jej oczko. Po drodze zdałyśmy sobie krótką relację z minionych wydarzeń, a trzydzieści minut później już wchodziłyśmy do domu.
-Jesteś sama? – Zapytała Sarah ściągając kurtkę.
-Tak. Dzieciaki w szkole, a Pan Ian miał jakieś spotkanie w firmie. – Odpowiedziałam ściągając brązowe kozaki. – Rozbierz się, a ja pójdę zrobić herbaty.
-Ogromny dom. – Powiedziała wchodząc do kuchni i siadając przy wysepce. – Współczuję sprzątania.
-Nie jest tak źle. – Zaśmiałam się wykładając ciastka na talerzyk. – Dzieciaki sprzątają po sobie, Ian też raczej bałaganu nie robi.
-No to opowiadaj o tym czarującym pracodawcy. – Ugryzła ciasteczko patrząc na mnie oczekująco.
-Pożądanie. – Powiedziałam krótko. – Obydwoje chcemy tego samego, ale każde z nas ma swoje hamulce, a jak już je puszczamy to zawsze coś nam przeszkodzi. Chodź do salonu.
-To tyle? Tylko pożądanie? – Zapytała niedowierzając i siadając na kanapie.
-Owszem. Chemia wisi miedzy nami na grubym łańcuchu i to wszystko. – Wzruszyłam ramionami. – Doszedł jeszcze Chace…
-W Tobie? – Wybuchła śmiechem.
-Nie głupia. – Odwzajemniłam jej wesołość. – Doszedł do całej tej skomplikowanej sytuacji. Udajemy, że jest ok i nic się nie wydarzyło, ale każde z nas wyczuwa w powietrzu dziwne napięcie.
-Seksualne?
-Nie, raczej napięcie związane ze wspomnieniami tamtego wieczoru. Ja wiem, że alkohol zrobił swoje, ale przecież musiał chcieć pocałować akurat mnie.
-Dodał sobie procentami odwagi do czegoś, czego nie zrobiłby na trzeźwo. Typowe dla facetów.
-Pojebane to. – Opadłam zrezygnowana na poduszki. – Chociaż obydwoje są cholernie seksowi, przystojni i boscy.
-Aż tak? – Zaśmiała się pijąc herbatę.
-Są do siebie bardzo podobni, serio. Na początku myślałam, że bliźniacy.
-Halo, jest ktoś w domu. – Usłyszałam z korytarza Iana.
-O wilku mowa. – Zaśmiałam się. – W salonie!
-Cześć. – Wszedł do salonu grecki bóg odwiązując krawat.
-Dzień dobry. To moja przyjaciółka Sarah, a to mój szef Ian. – Uśmiechnęłam się.
-Miło mi poznać. – Ian wyciągnął w jej stronę dłoń, którą speszona uścisnęła. – Wyprałaś może mój dres na siłownie? – Spojrzał na mnie ściągając marynarkę.
-Piwnica. – Uśmiechnęłam się.
-Jesteś aniołem. – Pocałował mnie w policzek. – Jadę z bratem na siłownie, a po drodze zajadę po dzieciaki.
-Ok, ale Rebecca pojechała po szkole do Meghan, Pana siostra po nie pojechała.
-Wiem, wiem. Dzwoniła do mnie. Kupić coś na obiad?
-Nie, zrobię coś dobrego. Chace będzie na obiedzie?
-Tak, przyjedzie ze mną. Będziemy na szesnastą. – Uśmiechnął się wychodząc z salonu.
-Wow. – Szepnęła Sarah pochylając się w moją stronę. – Bierz go.
-Wariatka. – Śmiałam się na głos.
-Jest boski, serio. Boski jak boskość. Co ja gadam… -śmiała się jedząc zachłannie ciastko. –Trafiłaś mała, oj trafiłaś i to całkiem nieźle.
-Poczekaj aż zobaczysz Chacea. – Puściłam jej oczko dopijając herbatę. – Jeszcze jedną? – Uniosłam filiżankę w stronę przyjaciółki uśmiechając się szeroko.

***

Założyłem na siebie jeansy i zwykłą bordową bluzkę i poszedłem do jadalni, w której mój brat już wypytywał o wszystko Sarah.
-Daj jej spokój. – Upomniałem brata siadając przy stole.
-No ciekawski jestem. – Powiedział oburzony prostując się.
-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. – Powiedziała Julia wchodząc do pomieszczenia z żaroodpornym naczyniem. – Zapiekanka ziemniaczana, smacznego.
-Sarah, a czym się zajmujesz? – Zapytałem po chwili patrząc na dziewczynę. Odgarnęła swoje włosy na jeden bok i uśmiechnęła się delikatnie.
-Projektuje ogrody, mam tutaj zlecenie.
-Ogrody? Super. Może zajmiesz się i naszym ogrodem?
-Chcesz żeby Ci przystrzygła trawnik na plecach? – Zaśmiał się Chace.
-Idiota. – Podsumowałem kręcąc głową.
-Jeżeli znajdę termin, oczywiście. – Zignorowała jego żarty i wróciła do jedzenia obiadu.
-Tatusiu, a pojedziemy w sobotę na basen? – Odezwała się Bells po dłuższej ciszy.
-Oczywiście. – Uśmiechnąłem się. –Rozmawiałem dziś z Anastasią. – Spojrzałem na Julię, która na to imię od razu podniosła głowę. – Dzieci zostają u mnie.
-Cudownie. – Odetchnęła z ulgą. – Po obiedzie pojadę zawieźć Sarah do hotelu.
-Jakiego hotelu? – Spojrzałem to na nią to na Julię. – Nie ma takiej opcji, Pani przyjaciółka może zostać u nas tak długo jak tylko będzie to konieczne.
-Ale…-zaczęła Sarah odkładając widelec.
-Nie ma żadnego ale. – Uśmiechnąłem się do niej. – Goście Pani Julii są naszymi gośćmi. Mam dużo miejsca i dwa wolne pokoje, nie ma problemu. – Dodałem dopijając wino. Nie dyskutowała już na ten temat tylko delikatnie się uśmiechnęła. Reszta obiadu minęła w przyjemnej atmosferze na pogawędkach o wszystkim i o niczym.
-Pomóc Pani? – Zapytałem wchodząc do kuchni i widząc jak Julia myje talerze.
-Jeżeli Pan chce. – Uśmiechnęła się podając ścierkę. – Proszę wytrzeć naczynia.
-Świetna dziewczyna z Pani przyjaciółki. Zupełnie podobna do Pani. – Stanąłem obok niej wycierając talerze.
-Jest cudowna, to skarb. – Odpowiedziała z uśmiechem. – Gdyby nie ona, nie wiem czy stałabym teraz w Pana kuchni.
-Całe szczęście mamy taką przyjemność. – Puściłem jej oczko. Moją uwagę przykuły blizny na jej rękach. Białe. Równoległe. Proste. – Co się Pani stało? – Zapytałem wskazując głową na ręce.
-Nic. – Powiedziała szybko ściągając rękawy od bluzki. – Błędy młodości.
-Mam wrażenie, że wiele o Pani nie wiem…
-Kiedy człowiek mniej wie, lepiej śpi. Wie Pan tyle ile uważam za stosowne i proszę nie dociekać w moje życie. Ta wiedza nie jest Panu do niczego potrzebna. – Powiedziała chłodno zakręcając wodę. Po chwili zostałem w kuchni sam. Chyba uderzyłem w czuły punkt, niech to diabli. Jestem idiotą.

***

-Mam dla Ciebie propozycję nie do odrzucenia. – Zaczęła Sarah wchodząc do łóżka.
-Oho, to na pewno nic dobrego. – Śmiałam się.
-Pod koniec listopada, myślę, że będę miała wolne. Wpadam do Ciebie albo Ty do mnie i idziemy na jakąś imprezę. Mam ochotę potańczyć, pośmiać się i wlać w siebie trochę alkoholu.
-Brzmi kusząco, ale…nie mam się w co ubrać.
-Serio? – Śmiała się. – Masz po pierwsze masę ubrań, a po drugie masę czasu, na pewno coś znajdziesz.
-Dobra, dobra. Co już z dupy strzelasz? – Śmiałam się. – Jeżeli Ty wpadniesz do mnie będę mogła zaprosić Bonnie, Pheobe i Emmę?
-Jasne! Chętnie je poznam. Zresztą, jak Ty będziesz przylatywać do mnie też możesz je zabrać. Im więcej kobiety tym lepiej. Może znajdziemy miłość życia?
-Jak dobrze sięgam pamięcią, twoja miłość życia z reguły trwa przez jedną noc. Rano wciąż jesteś wesołą singielką tyle, że zaspokojoną i po orgazmie.
-Jesteś podła. – Powiedziała oburzona. – Jednak w tej podłości, jest nutka prawdy, ale to nie moja wina, że trafiam na dupków albo takich, co wytrzymując w łóżku minutę. Potrzebuję faceta, z krwi i kości. Wiesz, kawał męskiego ciała.
-Przytyj to będziesz miała kawał swojego ciała.
-Wiesz co? Bujaj się. Idę spać. – Odwróciła się na bok przykrywając po uszy. – Proszę nie puszczać bąków pod kołdrą, mam nową piżamkę.
-Oczywiście. – Zaśmiałam się gasząc lampkę.


środa, 4 maja 2016

11.

31 październik.

Sobotni poranek, a ja zamiast w łóżku od ósmej godziny jestem na nogach. Dziś upragniony dzień dzieci jak i dorosłych. Halloween. W domu od rana panuje lekka i wesoła atmosfera. Wyjątkowo Ian postanowił zrobić sobie wolne i razem z Sebastianem pojechał z rana po najlepsze dynie. Ja z dziewczynami po zjedzonym śniadaniu wzięłyśmy się za dekorowanie domu. Ubrana w niebiesko biały dres dekorowałam akurat ogród przed domem. Świecące, straszne nagrobki zdobiły idealny trawnik. Dodatkowo kilka figurek duchów, porozrzucane kości i liczne sztuczne dynie. Na werandzie przed domem zawisnął okropny i naprawdę przerażający wisielec.
-Cukierek albo psikus. – Ktoś złapał mnie w pasie. Wystraszyłam się niemiłosiernie upuszczając gumowego kościotrupa.
-Jesteś głupim kretynem Somerhalder. – Warknęłam odwracając się i widząc uśmiechniętego Chacea.
-Mi także miło Cię widzieć, dzień dobry. – Zaśmiał się całując mnie w policzek.
-Spadaj. – Burknęłam wieszając kościotrupa na drzwiach. – Twojego brata nie ma.
-Wiem, ale mam na niego poczekać. – Wytłumaczył. – Nie jest Ci zimno w samym dresie?
-Już nie, bo ktoś mnie tak wystraszył, że nagle poczułam się jak na plaży w Miami. – Zmrużyłam oczy rozstawiając na balustradzie dynie, pająki, kościotrupy i nietoperze. – Dobrze to wygląda? – Zapytałam zerkając w kierunku ogrodu przed domem.
-Nieźle. Jeszcze tylko palące się dynie i będzie cudownie. – Zaśmiał się. – Kostium kupiony na dzisiejszy wieczór?
-Owszem, a Ty kupiłeś?
-Ba, już mam od dwóch tygodni. – Śmiał się. – Chodź do domu, bo się przeziębisz. – Powiedział otwierając przede mną drzwi.
-Cześć wujek. – Powiedziała Becky w korytarzu rozwieszając sztuczne pajęczyny.
-Wujek! – Krzyknęła Bells biegnąc w jego stronę. – Wiesz za co będę przebrana? – Zapytała obejmując go w szyi, kiedy Chace wziął ją na ręce.
-Księżniczka? – Uśmiechnął się idąc z nią w stronę salonu po drodze całując Becky w policzek.
-Będę świecącym kościotrupem! – Krzyknęła podnosząc ręce w górę.
-Ona się bardziej cieszy na ten kostium niż na cukierki. – Zaśmiała się blondynka. – Jak to wygląda? – Zapytała zerkając na pajęczyny.
-Całkiem, całkiem. Jeszcze doczepić te małe pajączki i porozstawiać te duże, białe świece. Będzie super klimatycznie. – Puściłam jej oczko. – Zaraz biorę się za przygotowywanie kolacji. Wiesz, że Twój ojciec zamówił specjalne sushi w różnych, halloweenowych kształtach?
-Nie dziwi mnie to ani trochę. – Śmiała się wieszając pajączki. – Mamy nawet specjalne naczynia na Halloween, w piwnicy. Przyniosę je jak będę schodziła po resztę ozdób.
-Naczynia? – Spojrzałam na nią ze śmiechem.
-Są kapitalne. Jeszcze nie wiesz jakie tam są rzeczy do wystroju jadalni. – Odparła również się śmiejąc – Gdzie są te świece?
-W piwnicy, wszystko jest w piwnicy związane z dzisiejszym wieczorem. Lecę do kuchni opracować plan działania. – Powiedziałam idąc do kuchni. Usiadłam przy kuchennej wysepce i przeglądałam internet w poszukiwaniu wszelkiej inspiracji.
-Skończyłaś dekorowanie? – Zapytał Chace wchodząc do kuchni i wyciągając z lodówki sok.
-Becky ma dokończyć, ja teraz muszę zając się przygotowaniem jedzenia.
-O tak, dużo jedzenia, bardzo dużo jedzenia. – Śmiał się pochylając nade mną i zaglądając w telefon. – Palce wiedźmy? – Śmiał się. – No nie wiem…
-Chyba jednak daruje sobie internet i sama coś wymyśle. – Śmiałam się odkładając telefon.

***

Pomimo tego, że goście zostali zaproszeni na dwudziestą już o dziewiętnastej jadalnia była przygotowana na ich przyjęcie. Becky nie żartowała co do naczyń – szklanki, talerze, a nawet sztućce były ozdobione krwawo i klimatycznie. Między kolorowymi przystawkami porozrzucane były przeróżne drobiazgi – pajączki, kostki, nietoperze. Czarne balowy wisiały pod sufitem nadając pomieszczeniu ciemną poświatę. Co do alkoholi także zaszalałam – w plastikowych kieliszkach przygotowałam różnokolorowe galaretkowe shoty, a dodatkowo takimi samymi shotami napełniłam duże szczykawki, które kupiłam na zakupach z Bec. Całość domu prezentowała się znakomicie. Dzieciaki już od osiemnastej biegają po domach zbierając słodycze, a siostra Iana zaoferowała się, że zawiezie dziewczyny do swojego mieszkania, a pozostałą trójkę do swojej mamy. Nie pozostało mi nic innego jak spokojnie przygotować się do wieczornej zabawy. Wyjęłam z foli delikatnie kostium. Ślizgi i cudowny w dotyku materiał aż prosił się żeby dotknąć mojej skóry. Założyłam na siebie czarną bieliznę oraz pończochy dołączone do zestawu. Założyłam na siebie kostium i dopiero zauważyłam, że w jego skład wchodzi gorset zapinany z tyłu. Niech to szlag, jestem w domu tylko i wyłącznie z Ianem. Raz się żyję. Zeszłam szybko na dół i zapukałam do drzwi.
-Proszę.
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale czy mógłby Pan zapiąć mój gorset? – Wychyliłam się zza drzwi, gdy Ian akurat zapinał białą koszulę z dziwnym żabotem z przodu.
-Oczywiście. – Odparł dopinając ostatni guzik. Odgarniając włosy z pleców odwróciłam się do niego tyłem.
-Czarownica? – Zaśmiał się.
-Wiedźma. – Poprawiłam. – Bec stwierdziła, że pasuję do mojego charakteru.
-Uuu, z tej strony Pani nie poznałem. – Zagwizdał ze śmiechem. – Gotowe.
-Jeszcze mnie Pan nie poznał. – Puściłam mu oczko idąc w stronę drzwi. – Dziękuję za pomoc.

***

Przebrany w Draculę otwierałem drzwi przed kolejnymi ludźmi. Paul i Pheobe byli ubrani za gnijącą parę młodą, Bonnie ubrana w długą, porwaną czarną suknie, z czarnym kapeluszem i wachlarzem zagościła w moich progach jako czarna wdowa. Kapitalna stylizacja. Daniel z Rachel postawili na diaboliczność, a Chace jak zawsze zaskoczył wszystkich – przebrał się za Voldemorta. Zamykając drzwi za swoją siostrę, która przebrała się za Laleczke Chucky zauważyłem jak po schodach schodzi Julia. Pomimo, że widziałem już jej kostium całość totalnie olśniewała. Na głowie miała czarną, gęstą perukę oraz stożkowy kapelusz. W dłoni, którą miała ukrytą w czarnej rękawiczce trzymała miotłę. Swoje pełne, ponętne usta podkreśliła ciemną prawie, że czarną pomadką.
-Wow. – Uśmiechnąłem się, kiedy stanęła obok mnie. – Zjawiskowy kostium.
-Dziękuje. Panu też całkiem do twarzy z kłami i sztuczną krwią. – Uśmiechnęła się poprawiając loki.
-Rasowa wiedźma. – Stwierdził Chace widząc brunetkę.
-Voldemort? Serio? – Śmiała się widząc mojego brata. – Chyba mam konkurencję w czarach.
-Konkurencję? Proszę Cię. Nie masz ze mną szans…-powiedział pewny siebie wywijając różdżką. Zaśmiałem się niedowierzając, że on naprawdę jest moim bratem.
-Chodźmy zjeść i się napić. Potem porzucacie na siebie jakieś czary. – powiedziałem prowadząc ich do jadalni. Rozmów, śmiechów, tańców i alkoholu nie było końca. Wszyscy rozmawiali ze sobą, opowiadali jakieś straszne historyjki, wspominali wcześniejsze zabawy i zakrapiali to ogromną ilością trunków. Wszyscy byli wstawieni. Niektórzy bardziej inni mniej. Nawet Julia, która zawsze stroniła od alkoholu teraz śmiała się głośno potykając o własne nogi. Komiczny widok biorąc pod uwagę, że miałem ją za osobę cichą i wstydliwą. Utrzymuje się tylko w przekonaniu, że panna Morrison ma kilka twarzy i z miłą chęcią ujrzałbym kolejne maski. Im więcej alkoholu w siebie wlewałem tym moja ochota na ściągnięcie z niej tej fioletowej sukieneczki wzrastała.
-Bawisz się w obserwatora? – Koło mnie stanęła czarna wdowa.
-Dlaczego tak myślisz? – Spojrzałem na przyjaciółkę przechylając kolejny kieliszek.
-Siedzisz tutaj, milczysz, pijesz i rozbierasz wzrokiem biedną, nieświadomą Julię.
-Aż tak to widać? – Zaśmiałem się podając jej kieliszek.
-Nie, ale znam się aż za dobrze, aby nie znać tego wzroku. Podoba się Ci się.
-Owszem, ale raczej pociąga mnie seksualnie. To tyle. – Wychyliłem shota odstawiając kieliszek.
-Jednym słowem masz ochotę ją spenetrować, ale nie masz zamiaru budzić się koło niej każdego dnia?
-Musisz być zaraz taka bezpośrednia? – Prychnąłem patrząc na nią.
-Raczej szczera. Nie rań jej. To dobra dziewczyna, nie wplątuj jej w te swoje seksualne gierki. – Powiedziała wypijając kieliszek.
-To ona bawi się mną. – Powiedziałem cicho patrząc przed siebie. Julia właśnie tańczyła z Paulem bliżej nieokreślony taniec świetnie się przy tym bawiąc. – Kokietuje mnie swoją osobą. Czynami. Słowami. Wzrokiem.
-Może po prostu Ty to tak odbierasz, a wcale tak nie jest?
-Może. – Odparłem wzdychając. – Jestem seksualnie sfrustrowany. Mam potężną ochotę zaciągnąć ją do łóżka.
-A ona tego chce?
-Nie wiem, ale myślę, że równie bardzo jak ja.
-Chcesz się bawić w seks bez zobowiązań?
-Nigdy nad tym nie myślałem. – Odparłem szczerze obserwują Julię.
-Pamiętaj, że coś bez zobowiązania zawsze w jakiś sposób zobowiązuje. – Poklepała mnie po ramieniu i bez słowa odeszła wtapiając się w tłum.

***

Zabawa była świetna. Wszyscy mieli szampański nastrój tańcząc wesoło i co rusz coś podjadając bądź popijając. Nie sądziłam, że złapie tak dobry kontakt z Emmą, Pheobe i Bonnie. Dziewczyny zdecydowanie dały mi do zrozumienia, że mnie lubią i zawsze mogę na nie liczyć. To miłe biorąc pod uwagę fakt, że nie mam tutaj żadnych znajomych. Zresztą nie tylko dziewczyny były cudowne – Paul pod przykrywką ważniaka i człowieka poważnego, bo w końcu takiego go poznałam ukrywał twarz totalnego dzieciaka. W głowie mu tylko psoty, żarciki i zabawa. Daniel i Rachel pojechali już do domu, a więc ekipa trochę się zmniejszyła. Z głośników leciały same największe hity podrywając wszystkich do tańca. Nikt nie siedział, każdy wyginał się na wszelaki sposób.
-Cudownie widzieć Panią tak uśmiechniętą. – Szepnął mi Ian na ucho tańcząc koło mnie.
-Świetnie się bawię. – Powiedziałam zerkając na niego. –Jednak stopy odmawiają mi posłuszeństwa.
-Nic dziwnego. Zalety wysokich butów. – Puścił mi oczko. – Świetnie Pani wygląda w tym kostiumie, nie mogę oderwać od Pani wzroku.
-Czy Pan mnie kokietuje, Panie Somerhalder? – Zaśmiałam się radośnie zarzucając ręce na jego szyję.
-Ja Panią? Nigdy. W końcu jestem Pani szefem. – Powiedział dumnie zadzierając głowę ku górze. Śmiałam się odrzucając głowę do tyłu. Od razu podtrzymał moje plecy kręcąc głową z uśmiechem. Tym razem to ja jestem tą bardziej wstawioną. W głowie kręci mi się niemiłosiernie, a muzyka dudni w uszach ze zdwojoną siłą.
-Przepraszam szanownego szefa na chwilę. Muszę do toalety, bo wiem Pan…-nachyliłam się do jego ucha. –Kobiety też siusiają. – Zachichotałam i uciekłam do łazienki. Załatwiłam potrzebę, zerknęłam na siebie w lustrze i wyszłam. Po drodze zaszłam do kuchni, aby napić się zimnej, orzeźwiającej wody. Akurat nalewałam ją do szklanki, gdy do kuchni wszedł Chace.
-A Ty, czemu się nie bawisz? – Zapytał z wyrzutem.
-Byłam siku, a Ty? – Zaśmiałam się upijając łyk.
-Nie pamiętam po co tu przyszedłem. – Schylił się ze śmiechu opierając dłonie na udach. On też zdecydowanie przekroczył dziś limit wypitego alkoholu. – Jak Ci się podoba zabawa? – Zagaił podchodząc i opierając się o wysepkę naprzeciwko mnie.
-Fantastycznie, ale już powoli łapie mnie zmęczenie. – Powiedziałam ziewając i ściągając łopatki. – Chyba zaraz udam się do łóżka.
-Jak na wiedźmę wyglądasz całkiem seksownie. – Zauważył patrząc na mnie od dołu do góry.
-Nie każda wiedźma jest straszydłem. – Zaśmiałam się odstawiając szklankę. – Pójdę się pożegnać i lecę do łóżka. – Powiedziałam przechodząc koło niego, kiedy jedną ręką złapał mnie w pasie przyciągając do siebie. – Co Ty robisz? – Śmiałam się kładąc ręce na jego klatce piersiowej.
-To co powinienem zrobić już dawno. – Szepnął, a chwilę potem pocałował namiętnie. Starałam się go odepchnąć, ale nie miałam wystarczająco siły. Odwzajemniłam pocałunek, ale nie czułam totalnie nic. Może tylko nutkę podniecenia, ale całując jego brata moje uczucia szalały. Oderwałam od niego usta, a potem się odsunęłam. Spojrzałam na niego zła. Wydawał się być tak bardzo zadowolony jakby co najmniej dokonał naukowego odkrycia, dupek.
-Dobranoc. – Powiedziałam szorstko wychodząc z kuchni. Przecisnęłam się przez znajomych dochodząc do Iana, który akurat rozmawiał z Pheobe. – Idę do łóżka już, dobranoc.
-Wszystko ok? – Spojrzał na mnie od razu łapiąc za rękę.
-Zmęczenie. – Uśmiechnęłam się całując jego, a potem Pheobe w policzek. Pożegnałam się jeszcze z każdą osobą w pomieszczeniu i poszłam na górę przechodząc akurat obok Chace. Minęłam go bez słowa. Rzuciłam się na swoje łóżko opadając totalnie z sił. Wzięłam do ręki swoją komórkę – na zegarku grubo po trzeciej. Może Sarah jeszcze nie śpi? Dzwonie do niej raz, a potem drugi jednak dopiero za trzecim razem słyszę jej głos po drugiej stronie.
-Coś się stało?
-Obudziłam Cię? – Zapytałam przekręcając się na plecy.
-Nie, jestem na domówce.
-Całowałam się jakiś czas temu z Ianem. Ba, dziś jego brat mnie pocałował. Czy to jest dziwne?
-No co Ty gadasz! Całowałaś się z Ianem? Jak było? – Zapytała podekscytowana czekając na pikantne szczegóły.
-Fajnie. – Odpowiedziałam krótko zawstydzając się.
-Tylko tyle?
-Słuchaj, gdyby nie to, że Bells się obudziła na bank wylądowałabym w jego łóżku. Starczy Ci? – Powiedziałam poirytowana ściągając pończochy. – Nie to jest najważniejsze. Czuję się źle wobec Iana i Chacea.
-Stara, ale masz rwanie. Na mnie tylko leci księgowy, który jest o k r o p n y!
-Rwanie? Proszę Cię. Czuję się dziwnie w towarzystwie swojego szefa, a teraz będę czuła się jeszcze dziwniej, kiedy dołączy jego brat. Co ja mam zrobić Sarah? – Zapytałam błagalnie. Cholerny gorset, kto wymyślił coś tak skomplikowanego?
-Szczerze? Olej to. Sprawy same się ułożą, zobaczysz. Pogadamy jak przylecę, wracam do gości, bo się ktoś do łazienki dobija. Poradzisz sobie?
-Szybciej poradzę sobie z tą sytuacją niż z tym przeklętym gorsetem. Leć i baw się dobrze, kocham Cię. Buźka. – Rozłączyłam się rzucając telefon na łóżko. Jeszcze chwilę pomocowałam się z kostiumem, aż w końcu poczułam wolność. Rzuciłam wszystko na krzesło, założyłam na siebie zwykłą koszulkę i rzuciłam się do łóżka. Kręciłam się z boku na bok nie mogąc zasnąć. Ostatnie wydarzenia zaprzątały mi głowę. Myślałam nad tym, czego chcę od życia, od ludzi.  Chcę czegoś prawdziwego, szczerych emocji, nieprzemyślanych wyznań, spontanicznych pocałunków w słońcu i w deszczu, śmiesznych sprzeczek z byle powodu, niezaplanowanych wycieczek, zerwanych na łące kwiatów bez okazji i spełnionych marzeń, bez udziału spadających gwiazd. Przecież są rzeczy, po których człowiek się już nigdy nie podnosi. Są też takie rzeczy, które sprawiają, że wznosimy się ponad ziemię.  Są historie, po których zmieniamy się bezpowrotnie, a o tym czy, kiedy i jak one się nam przydarzą, rozstrzyga zazwyczaj ślepy zbieg okoliczności. Prawie każdy z nas jest w jakiś sposób szalony. Czy ja także? Tak. Romans z pracodawcą? Tak. Przelotna historia z jego bratem? Tak. Przyjaźń z ich przyjaciółmi? Tak. Szaleństwo mam wpisane w krew. Wychowałam się sama, bez nikogo. Nikt nie pokazał mi co jest dobre, a co złe. Nikt nie wpoił mi ważnych, życiowych wartości. Tylko siostra Elena starała się mnie naprawić, nieudolnie. Jednak pamiętam jak zawsze powtarzała „Wasz czas jest ograniczony, więc nie marnujcie go, żyjąc cudzym życiem. Nie wpadajcie w pułapki żyjąc poglądami innych ludzi. Nie pozwólcie, żeby hałas cudzych opinii zagłuszył wasz własny wewnętrzny głos.I najważniejsze miejcie odwagę kierować się sercem i intuicją.” To jedyne co wyniosłam z domu dziecka i czego szalenie się trzymam. Niestety na mojej duszy mam blizny, po smutnej i rozczarowującej podróży zwanej życiem. Przeszłość jest bolesna. Chciałabym się odciąć od niej grubą linią i zapomnieć o tym jak bardzo popłynęłam w tą otchłań po zyskaniu pełnoletności. To moja tajemnica, którą zna tylko i wyłącznie Sarah. Nie zamierzam się nią dzielić z nikim. Nigdy.