wtorek, 7 czerwca 2016

16.

13 listopad

Po wspólnej podróży do Nowego Yorku moja relacja z Julią znacznie się polepszyła. Jesteśmy dla siebie przyjaciółmi, spędzamy wieczory razem z dziećmi i znajomymi oraz nawet planujemy wspólną „przyszłość”. Nie wyobrażam sobie tego, że Julii miałoby zabraknąć w moim domu, a nawet w życiu.
-Anastasia nie robiła Ci problemu? – Zagaiła Candice, kiedy siedzieliśmy w moim gabinecie pracując. Wścibska była do granic możliwości, ale myślę, że po prostu przyzwyczaiłem się do jej charakteru.
-Uwierzysz, że nie? Może coś tam jęczała, ale bez szału. Jak było w delegacji?
-Dobrze aczkolwiek pracowicie. Jednak myślę, że kontrakt mamy w kieszeni, kwestia czasu. – Zaśmiała się siadając wygodnie w fotelu. – Julia była z Tobą?
-Tak, nie wiedziałbym, za co zabrać się przy pakowaniu, a ona szybko się uwinęła.
-Spałeś z nią?
-Słucham?
-Proste pytanie, spałeś z nią?
-Nie muszę Ci się spowiadać.
-Czyli jednak spałeś…
-Spałem, w jednym łóżku. – Syknąłem. – Wróćmy do spraw organizacyjnych, a nie prywatnych. To nie spotkanie towarzyskie.
-Czy Ty wiesz, co robisz? Nie znasz jej, a ona czuje się tutaj jak u siebie. Znasz jej przeszłość? Cokolwiek wiesz o niej? Nie mówimy o dwóch latach wstecz.
-Słuchaj, to nie jest Twoja sprawa. Wiem tyle ile chce wiedzieć. Ma się czuć jak u siebie, bo tu mieszka. Daruj sobie to kombinowanie, kręcenie i mieszanie, co? Wracamy do pracy, teraz. – Warknąłem włączając laptopa. Cała masa pracy papierkowej, której szczerze nienawidziłem zasypała moje popołudnie, ale wiedziałam, że jak dziś nie skończę tego wszystkiego potem nie wybrnę z tych obowiązków.
-Mogę na chwilę przeszkodzić? – Zza drzwi wyłoniła się Julia. Kiedy napotkała mój uśmiech weszła do środka, jak zawsze olśniewająca.
-Coś się stało?
-Nie, nie. – Uśmiechnęła się zakładając kosmyk włosów za ucho. – Jadę do Bonnie, chce żebym pomogła jej w kilku rzeczach, a potem pojadę po dzieciaki. Oczywiście każde z nich ma już plany na wieczór.
-Co tym razem? – Zaśmiałem się bawiąc długopisem. Nie mogłem skupić się na jej twarzy – jej nogi w obcisłych jeansach sprawnie odciągały mój wzrok.
-Becky jak zawsze jedzie do Meghan. Bells chce jechać do babci, bo Melissa też będzie u niej, a Sebastian jedzie z Paulem nad jezioro – łowienie ryb i te inne dziwne sprawy, których ani trochę nie rozumiem. – Zaśmiała się zakładając na siebie różowe sweterek.
-Poradzi sobie Pani? – Uśmiechnąłem się w jej kierunku.
-Jak zawsze proszę Pana. – Puściła mi oczko ukazując szereg śnieżnobiałych zębów. –Do zobaczenia.

***

-Więc chcesz mi powiedzieć, że nadal ze sobą nie spaliście? – Zaśmiała się Bonnie podając mi kubek z herbatą. Stałam przy wielkim oknie wychodzącym na lasek i wpatrywałam się w dal. – Jak się powstrzymujesz? Nie oszukujmy się, Ian jest gorący. – Śmiała się siadając na kanapie.
-Raczej on się powstrzymuje. Może ze mną jest coś nie tak? – Spojrzałam na nią, a po chwili znów spojrzałam przed siebie. – Spaliśmy w tym samym łóżku, a on nawet mnie stopą nie dotknął.
-Udaje twardego i kulturalnego, typowe dla facetów.
-W przeciwieństwie do jego brata.
-Chace? Co zrobił? – Spojrzała podejrzanie upijając łyk kawy. Usiadłam obok niej krzyżując nogi i obejmując kubek dwoma rękoma.
-Całowaliśmy się.
-Stara, obracasz dwóch Somerhalderów? – Śmiała się. – Obrotna jesteś!
-Proszę Cię. – Wywróciłam oczami. – To dla mnie najgorsza sytuacja w życiu. Jeden nie wie o moich relacjach z drugim, a ja zupełnie nie czuje potrzeby spowiadania się.
-Którego wolisz? – Spytała wprost pijąc kawę.
-Jezu, mogłabyś być bardziej skryta, co? – Burknęłam. – Oczywiście, że Ian. Chace jest świetny, ale jako przyjaciel. To tyle, zresztą…nie mogę się puścić wodzy fantazji i myśleć o nim inaczej wiedząc, że jego starszy brat rozbiera mnie wzrokiem przy każdej okazji. To nie byłoby fair, prawda?
-Kurde, jak Ian nie bierze spraw w swoje ręce to niestety, ale tylko Chace Ci zostaje. Swoją drogą, jest całkiem dobry w łóżku.
-Spałaś z nim?! – Pisnęłam wybałuszając oczy.
-Raz, a może dwa? Po pijaku, ale to tyle. Nigdy nic więcej, nigdy do tego nie wracaliśmy i niewiele osób o tym wie, więc…zostaw to dla siebie.
-Czemu nie chcesz z nim czegoś więcej?
-Bo to dupek. – Wzruszyła ramionami wstając. – Chodź segregować te ubrania, bo czas nas goni. – Wstała z kanapy odstawiając kubek na kuchenny blat.

***

Siedziałam w salonie oglądając debilne programy w telewizji. Trzymałam w dłoni kubek z herbatą i myślałam, dużo myślałam. Myślałam o przeszłości, którą tak szczelnie ukrywałam i o tym jak bardzo mnie ona przygniata w teraźniejszości. Sprawy, które ukrywam nie dają mi żyć normalnie, a każdy oddech wydaje się bolesny. Nie mam odwagi sypać swoim wcześniejszym życiem jak z rękawa. Nie mam siły wracać do tego i jeszcze raz przechodzić przez to wszystko. Czuję się samotna, bardzo samotna.
-Halo, jest ktoś w domu? – Usłyszałam z korytarza głos Iana. Kojący głos. Uśmiechnęłam się sama do siebie wiedząc, że nie jestem już sama i będę miała, z kim porozmawiać.
-Salon. – Krzyknęłam wyczekując aż pojawi się w pomieszczeniu. Doczekałam się.
-Myślałem, że jest Pani u mojej matki. – Uśmiechnął się ciepło ściągając z siebie szarą marynarkę. Rzucił ją na oparcie kanapy i przeczesał włosy.
-Jest Pan głodny? – Zapytałam odstawiając kubek.
-Nie, dziękuję. Jadłem na mieście z Paulem. – Usiadł obok mnie na kanapie. – Jednak chętnie wypiłbym drinka, ma Pani ochotę? – Uśmiechnął się odpinając górne guziki koszuli.
-Wina poproszę. – Odwzajemniłam jego uśmiech wiążąc włosy z wysokiego kitka. Dwie minuty później wrócił z dwiema butelkami – wino i szkocka. – Jak minął Pani dzień? – Zagaił podając mi lampkę.
-Całkiem sympatycznie, dziękuje. A Panu?
-Cały dzień o Pani myślałem. – Odparł szczerze patrząc przed siebie.
-Myślał Pan o mnie? – Zaśmiałam się przyglądając mu się. Jego profil był jak z greckiej rzeźby. Widoczne kości policzkowe, pełne usta i prosty, zgrabny nos.
-Owszem. – Usiadł bokiem do mnie kładąc swoją prawą dłoń na oparciu. – Zaraz będzie miesiąc jak mieszkamy razem. Jakie wrażenia?
-Całkiem sympatyczne. – Puściłam mu oczko uśmiechając się szeroko. – Nie sądziłam, że wyląduje kiedyś w Chicago, ale myślę, że jak uzbieram jeszcze trochę gotówki kupie tutaj mieszkanie.
-Po co Pani mieszkanie skoro mieszka Pani tutaj?
-Wiecznie mieszkać tutaj nie będę, a myślę, że czas kupić coś swojego. – Upiłam łyk wina.
-Rozumiem. Myślałem nad kupnem psa dla dzieci, co Pani o tym myśli?
-Bells zwariuje ze szczęścia. – Uśmiechnęłam się podpierając głowę na dłoni. – Miejsca jest tutaj dużo, ogród duży.
-Ogród jest w fatalnym stanie. – Zauważył Ian śmiejąc się.
-Można go uprzątnąć, a na wiosnę Sarah go tak odpicuje, że będziemy mieć najpiękniejszy ogród w okolicy. – Powiedziałam entuzjastycznie uśmiechając się.
-Skoro jest Pani na tak jutro pojedziemy po szczeniaka. Umówiłem się już na spotkanie w schronisku gdzie mają szczeniaki labradora. Wcześniej chciałbym zabrać Panią w pewne miejsce.
-Randka? – Palnęłam, ale szybko tego pożałowałam.
-A co robi Pani na drugiej randce? – Uśmiechnął się również podpierając głowę na dłoni. Patrzył mi w oczy w sposób zupełnie mi obcy. Momentalnie zarumieniłam się i spuściłam głowę.
-A mieliśmy już pierwszą? – Szepnęłam dopijając wino.
-Owszem, właśnie trwa. – Roześmiał się lekko i dolał sobie whisky.
-Jest Pan wyjątkowo pewny siebie. – zaśmiałam się odstawiając lampkę na stół.
-Tak, przyznaję Pani rację. Może dlatego, że ewidentnie nie może się Pani oprzeć mojemu urokowi osobistemu, no i spała Pani w moim łóżku.
-Pff też mi coś.
-Jeszcze zostanie Pani moją żoną.
-Chciałby Pan…-parsknęłam śmiechem.
-Zobaczymy. - Uśmiechnął się zalotnie przechylając szklankę.