niedziela, 12 czerwca 2016

17.

14 listopad

Obudził mnie dźwięk budzika – tak, budzika. Nie mam pojęcia, po co go włączałam, ale czuję się jak wyrwana z kontekstu. W głowie mi szumi, a powieki wydają się być cięższe niż zwykle. Kiedy w końcu, do moich źrenic dostaje się światło totalnie głupieje, bo nie rozpoznaje miejsca, w którym się znajduję. Ściany są obce, a pościel pachnie inaczej. Przekręciłam głowę i zamarłam. Obok mnie smacznie spał Ian, który najwidoczniej w amoku snu wyłączył swój telefon. Spał na brzuchu, bez koszulki przykryty tylko do pasa. Grzywka opadała mu na oczy, a usta delikatnie rozchylone łapały krótkie, wolne oddechy. Od razu spojrzałam pod kołdrę, na całe szczęście nie byłam naga, chociaż nie pamiętam, jakim cudem mam na sobie bokserki i koszulkę. Spojrzałam ponownie na swojego szefa. Patrzył na mnie zaspany, a na jego twarzy malował się delikatny uśmiech.
-Dzień dobry. – Szepnął zamykając ponownie oczy.
-Mogłabym się dowiedzieć, dlaczego obudziłam się w tym łóżku? – Zignorowałam jego przywitanie siadając na skraju materaca.
-Alkohol, tańce, śpiew… w takiej kolejności. – Zaśmiał się przekręcając na plecy. Spojrzałam na niego mierząc go wzrokiem. Widok jego idealnie wyrzeźbionego brzucha i torsu smyrgał moje myśli w sposób nie do końca grzeczny. – Piliśmy wczoraj, dużo. Upiła się Pani w dość szybkim tempie. Chciała Pani iść do siebie, ale gdy weszła Pani na pierwszy schodek stwierdziła, że – tutaj pozwolę sobie zacytować „te schody się nie kończą”. – Zaczął się śmiać pocierając zarost. – Więc poszedłem po Pani ubrania, umyła się Pani i przyszła do mojego łóżka, ot co. Cała tajemnica wczorajszego wieczoru.
-Tak po prostu pozwolił mi Pan żebym się wgramoliła do pańskiego łóżka i nawet nie spróbował Pan zanegocjować, abym poszła do siebie? – Zapytałam oburzona patrząc na niego z niedowierzeniem. Wzruszył ramionami i usiadł przeciągając się.
-Sen obok Pani jest całkiem przyjemny dopóki nie puszcza Pani cichych, powalających bąków. – Uśmiechnął się zabójczo, a ja nie mogą się powstrzymać wybuchłam śmiechem. Widząc moje rozbawienie Ian również się do mnie dołączył przy okazji wstając z łóżka. – Wyrobi się Pani do dziewiątej?
-Mam taką nadzieję. – Uśmiechnęłam się wstając i szybkim krokiem zanim znów mój pracodawca wpadnie na jakiś głupi pomysł opuściłam jego sypialnie.

***

-Chyba przytyłam. – Powiedziałam siedząc w samochodzie i patrząc na swoje uda. -Te spodnie tak mnie opinają, a nie sądzę, aby skurczyły się w praniu.
-To bardzo dobrze, że przybrała Pani na wadze. Kości przebijają się przez pani koszulki. – Zaśmiał się patrząc uważnie na drogę. Westchnęłam głęboko zawiązując rozwiązaną sznurówkę od swoich butów. Widząc, że zajeżdżamy na osiedle, które wiem z opowieści, że po części należy do Iana troszeczkę zgłupiałam.
-Odbieramy szczeniaki na pana osiedlu? – Spojrzałam na niego
-Szczeniaki potem, teraz mam dla Pani niespodziankę. – Uśmiechnął się parkując obok jednego z budynków. Wyłączył silnik i założył swoją skórę. Wysiadłam z samochodu rozglądając się po okolicy. Czułam dziwne poczucie bezpieczeństwa stojąc wśród tych wszystkich budynków.
-Chodźmy. – Uśmiechnął się idąc w kierunki wejścia do łososiowego bloku. Szłam za nim niepewnie rozglądając się po beżowej klatce. Weszliśmy do windy i w ekspresowym czasie wysiedliśmy na ostatnim piętrze. Stanęliśmy przed ciemnymi, dębowymi drzwiami z numerem 45.
-Dowiem się, co tu robimy? – Zapytałam stojąc za nim.
-Zapraszam. – Otworzył drzwi puszczając mnie przodem. Moim oczom ukazało się duże, przestronne pomieszczenie – jak przypuszczałam przeznaczone na salon i kuchnie z jadalnią.
-Nie rozumiem, po co mnie Pan tu przywiózł? – Zapytałam stając na środku i rozglądając się. Dostrzegłam trzy pary drzwi, bez słowa poszłam w ich kierunku ze zwykłej ciekawości. Dwa pokoje – jeden mniejszy drugi większy oraz łazienka, jeszcze w surowym stanie.
-Może Pani je urządzić jak tylko będzie miała ochotę. – Uśmiechnął się opierając o ścianę.
-Ja? Dlaczego? Czy to nie jest tak, że ma pan swoich architektów od wystroju wnętrz?
-Owszem, ale to mieszkanie jest Pani. – Uśmiechnął się podając mi klucze.
-Moje? Co? Jak to? – Zapytałam patrząc to na klucze to na Iana.
-Mówiła Pani, że chce kupić tu mieszkanie. Oto one. Tak się złożyło, że to jedyne mieszkanie, które mi się nie sprzedało. Jest przytulne i nie za duże, a pewnie o to Pani chodziło.
-Ja nie mogę przyjąć takiego prezentu. – Wcisnęłam mu w dłoń klucze nerwowo wiążąc szalik. – Jedźmy po szczeniaki.
-Proszę zaczekać. – Złapał mnie za rękę przyciągając w swoją stronę. – Może Pani przyjąć to mieszkanie i zrobi to Pani. Bez słowa dyskusji.
-Ale…
-Nie ma żadnego ale. Nie przyjmuję sprzeciwu. Proszę. Za to wszystko, co Pani robiła, robi i jeszcze będzie robić. – Uśmiechnął się delikatnie ponownie dając mi klucze. – Proszę.
-Ja zapłacę. – Powiedziała od razu patrząc na niego.
-Może kiedyś Pani pozwolę. – Zaśmiał się poprawiając swoją skórę. Złapałam za jej kołnierz i przyciągnęłam go do siebie. Pocałowałam jego usta mocno trzymając kurczowo jego kurtkę. Nie musiałam czekać zbyt długo, bardzo szybko odwzajemnił moją pieszczotę łapiąc moją szyję.
-Dziękuje. – Uśmiechnęłam się przerywając pocałunek i przytulając się do niego.
-Nie ma, za co. – Zaśmiał się obejmując mnie mocno jedną ręką. – We wszystkim Pani pomogę, obiecuję.

***

Schronisko „Nadzieja” znajdowało się jakieś pół godziny od centrum. Niewielki budynek na obrzeżach miasta niespecjalnie rzucający się w oczy. Kiedy tylko samochód stanął przez furtką z budynku od razu wyszła kobieta mająca na oko może ponad 40 lat. Przywitała nas uściskiem dłoni i ciepłym, miłym uśmiechem.
-Podczas rozmowy telefonicznej wspominał Pan o szczeniaku rasy labrador. Zaprowadzę państwa do sekcji, w której mamy szczeniaki. – Uśmiechnęła się idąc przodem. Weszliśmy do niewielkiego pomieszczenia z sporymi klatkami, w której były najróżniejsze szczeniaczki.
-Cukiereczki. – Zachwycałam się rozglądając rozczulona. Stanęliśmy przy klatce, w której były dwa biszkoptowe, śpiące szczeniaczki.
-Mają zaledwie dwa miesiące. – Wytłumaczyła otwierając klatkę. Wyjęła jednego z nich podając mi go do rąk.
-Boże, maleństwo. – Powiedziałam szeptem przytulając go do piersi. Ziewnął leniwie i ponownie zasnął.
-To rodzeństwo. Parka. Reszta niestety nie przeżyła porodu. – Powiedziała kobieta uśmiechając się delikatnie.
-Rodzeństwo? Chyba nie powinniśmy ich rozdzielać… – zauważył Ian biorąc do rąk drugiego szczeniaka.
-Rzadko ktoś decyduję się wziąć szczeniaki, które są złączone z innymi od urodzenia. Labradory potrzebują dużo przestrzeni i zainteresowania.
-Dom duży mamy. – Uśmiechnął się Ian zerkając na mnie. – Zainteresowanie też się znajdzie, w końcu mamy trójkę dzieci.
-Naprawdę? – Spojrzałam na niego. – Weźmiemy oby dwa? Dzieciaki oszaleją ze szczęścia.
-Skoro oszaleją, to weźmiemy. – Ian pewnie spojrzał na pracownicę schroniska.
-Cieszę się, że trafią obydwoje do dobrych ludzi. – Uśmiechnęła się ciepło. – Zapraszam Państwa do mojego gabinetu. – Wskazała ręką kierunek. Szłam za nią gładząc delikatnie pieska rozpływając się do granic możliwości. – Szczeniaki mają za sobą dwie tury szczepienia. Ostatnie szczepienie powinno odbyć się za miesiąc. – Powiedziała podając mi duży karton z kocem na dnie. Wsadziłam do niego szczeniaki, które przytulone do siebie dalej słodko spały. – Tutaj są wszystkie dokumenty oraz papiery do podpisania.
-Na szczepienie można przyjechać tutaj? – Zapytał Ian podpisując papiery i kładąc pieniądze na biurko. – To na inne szczeniaki. – Wytłumaczył widząc wzrok kobiety.
-Oczywiście, zapraszam za miesiąc. Dziękujemy za wizytę. – Uśmiechnęła się podając nam rękę. Ian zabrał karton i wspólnie wyszliśmy z budynku. 
-Muszę Panią uprzedzić przed sąsiadem.
-Całkiem nieźle się zaczyna. – Zaśmiałam się wsiadając do samochodu.
-Jest dziwny, natrętny, ogólnie debil. – Powiedział spokojnie wyjeżdżając z parkingu.
-Zna go Pan?
-Owszem, to mój brat. – Uśmiechnął się zabójczo patrząc przed siebie.

__

Hej i czołem! Jak się podoba? Zasmuca mnie ilość czytelników - czyżby moje opowiadania już się "przejadły" ? :(
Po lewej stronie możecie zobaczyć jak wygląda mieszkanie Bonnie i dom Emmy, mam nadzieję, że podoba wam się taki "wjazd na chate" :>
Oczywiście zakładka GARDEROBA wciąż aktualizowana, zaglądacie tam?
Całuski!