czwartek, 8 września 2016

32.

5 grudnia.

-Ok, dobrze. Będziemy na osiemnastą. – Powiedziałam rozmawiając z Emmą przez telefon. Za chwilę zegar wskażę piętnastą. Obudziłam się kwadrans temu, podróż totalnie mnie wykończyła i najchętniej poszłabym spać dalej. Odłożyłam telefon na blat i włączyłam ekspres do kawy oraz radio. Może dawka kofeiny i kilka ulubionych piosenek postawi mnie na nogi.
-Z kim rozmawiałaś? – Zapytał Ian wchodząc do kuchni. Woda wciąż kapała mu z końcówek włosów, a koszulka chłonęła ostatnie krople z jego ciała.
-Twoja siostra dzwoniła. Mamy być o osiemnastej w restauracji. – Uśmiechnęłam się. – Głodny?
-Strasznie. – Uśmiechnął się siadając przy wysepce. – Kiedy brałem prysznic myślałem…
-Co? Co robiłeś? – Zaśmiałam się. – Myślałam, że ustaliliśmy, że to nie jest Twoja mocna strona.
-Jędzowata, jak zawsze. – Obruszył się.
-No mów, mów dalej. – Zachichotałam całując go w policzek.
-Kupmy nowy dom. – Zakomunikował z całkowitą lekkością. Odstawiłam jajka na blat i patrzyłam na niego jak na kosmitę. – No co?
-Zwariowałeś? Gorączka? Szok po zmianie klimatu? – Przekręciłam głowę obserwując go. –Głupota osiągnęła maksymalny wymiar?
-Mówię poważnie. – Wywrócił oczami. – Zaczynam nowe życie, z Tobą. Czemu nie wprowadzić zmian?
-Chcesz zmian? Spoko. Zmień fryzurę, zrób sobie tatuaż albo pedicure, a nie od razu zmiana domu. Po każdym związku tak robisz? – Zapytałam wbijając jajka do miseczki.
-Nie, to dopiero mój drugi związek, ale marudź dalej, a chętnie zacznę trzeci. – Zmrużył oczy. Zaśmiałam się pod nosem widząc poirytowanie na jego twarzy. Pokręciłam głową wycierając dłonie w ręczniczek. Podeszłam do niego wsuwając się miedzy jego ciało a wysepkę.
-Rozumiem Twoje podekscytowanie. Kryzys wieku średniego. Związek z młodszą dziewczyną. Rozumiem, naprawdę. Jednak, kiedy ludzie zaczynają nowe związki i zmieniają życie zaczynają od czegoś mniej drastycznego niż zmiana domu, wiesz? – Zapytała odgarniając włosy z jego czoła.
-Powiedz, co Ci się nie podoba w moim pomyśle?
-Wszystko. – Zaśmiałam się całując go w nos. – Ten dom jest piękny. Duży. Przestronny. Przytulny. Uwielbiam go. Dzieci także. To miejsce, w którym się wychowywały. To ich własna, unikatowa skrzynia skarbów i wspomnień. Nie możesz im tego zabrać za pomocą pstryknięcia palca, bo coś sobie ubzdurałeś, hm? – Głaskałam go po policzku.
-Ok. Ja chce zmiany, ty nie chcesz zmieniać domu. Pójdźmy na kompromis. – Powiedział po chwili zastanowienia.
-Zamieniam się w słuch. – Położyłam dłonie na jego ramionach delikatnie je masując.
-Zróbmy remont. Pozmieniajmy wnętrza. Trochę świeżości w starych ścianach. Nowe meble. Nowy wystrój. Nowy start.
-Zgoda. Podoba mi się ten kompromis. – Puściłam mu oczko i wróciłam do robienia późnego śniadania. – Jutro usiądziemy do tego z dziećmi i wysłuchamy, jakich zmian chcą oni.
-Podobają mi się te kompromisy. Mogę się do tego przyzwyczajać.
-Nie rób tego. Czasami potrafię być naprawdę uparta. – Uśmiechnęłam się.

***

-Przyjechaliśmy! – Usłyszałam z korytarza głos Becky i szczekanie psów. Zeszłam po schodach w szlafroku zakładając kolczyki.
-Cześć! – Uśmiechnęłam się głaszcząc psy. – Rośniecie jak na drożdżach.
-Cześć Julia. Miło Cię widzieć. – Burknęła Bec opierając się o komodę. – Psy ważniejsze, jasne.
-Oh miło Cię widzieć. – Śmiałam się idąc w ich stronę. – Hej Alex, wyglądasz jakbyś poznawał dziś swojego teścia. – Szturchnęłam go łokciem, na co on wybuchnął śmiechem.
-Pociesza mnie Pani, naprawdę. – Powiedział zrezygnowany poprawiając marynarkę.
-Gdzie tata? – Zapytała Bec ściągając trampki.
-Najprawdopodobniej w garażu, nie wiem, nie widziałam go od śniadania, późnego śniadania. – Uśmiechnęłam się idąc do salonu. – Chcecie coś pić?
-Sok dwa razy. – Powiedziała Becky siadając na kanapie. – Kupiłaś mi sukienkę? W końcu nie wysłałaś mi żadnego zdjęcia ani nie dzwoniłaś…
-Kupiłam, wybacz. Szalony czas. – Powiedziałam podając im szklanki. – Piękna, beżowa sukienka koktajlowa. Zakochasz się w niej.
-Mam nadzieję, bo nie mam żadnej alternatywy. – Zaśmiała się i w tym samym czasie usłyszeliśmy jak Ian wchodzi do środka.
-Cześć tatku! – Powiedziała Bec podbiegając do Iana.
-Cześć księżniczko. – Przytulił ją całując w czubek głowy. – Ty pewnie jesteś Alexander. – Podszedł do blondyna, który od razu wstał z kanapy.
-Dzień dobry Panu.  – Uścisnęli sobie dłonie. – Miło mi w końcu Pana poznać.
-Lepiej późno niż wcale. – Zaśmiał się brunet. – Na co czekacie? Idźcie się ubierać, porozmawiam sobie z Alexandrem. – Dodał patrząc na nas. Spojrzałyśmy na siebie to na chłopaków i bez słowa poszłyśmy w stronę mojej sypialni. Założyłam skromną czarną sukienkę z niewielkim rozcięciem w okolicach biustu i czarne, sznurowane szpilki. Włosy pozostawiłam rozpuszczone, założyłam zegarek, a całość dopełniłam czerwoną marynarką. Tak jak myślałam Rebecce bardzo spodobała się sukienka, założyła do niej beżowe szpilki, a włosy upięła w wysokiego, gładkiego kitka. Pół godziny później zeszłyśmy na dół i już w drodze po schodach słyszałyśmy śmiech chłopaków z salonu. Zerknęłyśmy na siebie i niepewnie wkroczyłyśmy do środka.
-Wow. Wyglądacie jak milion dolców. – Zaśmiał się Ian patrząc w naszą stronę. Alex wyglądał na zdecydowanie bardziej rozluźnionego, co z całą pewnością ucieszyło Bec. – Pójdę się przebrać. Pomożesz mi z krawatem? – Spojrzał na mnie wstając z kanapy.
-Jasne. – Uśmiechnęłam się zerkając na blondynkę, która od razu usiadła obok swojego chłopaka. Puściłam im oczko i poszłam za Ianem do jego sypialni.

***

-Wybieraliście tyle czasu krawat, a tata i tak przyjechał bez niego…-zauważyła Bec wysiadając z samochodu.
-Doszliśmy do wniosku, że bez jest lepiej. – Uśmiechnęłam się stając obok niej.
-Panie przodem. – Uśmiechnął się Ian otwierając drzwi. Weszłam do środka i zaniemówiłam. Sala wyglądała fenomenalnie. Biało turkusowe balony wisiały w każdym możliwym kącie. Dwa ogromne stoły przykryte były białymi obrusami, a na nich stały równie duże wazony z kwiatami i srebrna zastawa. Mama Iana zdecydowanie mogłaby być odpowiedzialna za wszelki uroczystości, jest znakomita.
-Niunia! – Usłyszałam Bells, która w ślicznej, różowej sukience biegła przez całą salę prosto w moje ramiona. Nie było mnie zaledwie trzy dni, ale dopiero teraz uświadomiłam sobie jak bardzo za nią tęskniłam.
-Wyglądasz ślicznie. – Pocałowałam ją w policzek tuląc mocno i biorąc na ręce. – Opowiadaj, co robiłaś, kiedy mnie nie było. – Pogilgotałam ją po brzuchu. Zachichotała radośnie wtulając się w moją szyję. Niedaleko stolika z tortem stał Sebastian ubrany w czarny garnitur i muszkę. Będzie tak samo przystojny jak tata, bez dwóch zdań.
-Cześć młody. Wyprzystojniałeś. – Pochyliłam się całując go w czubek głowy i stanęłam obok niego. Przytulił się do mnie obejmując mnie w pasie i tak stałam na rękach z Bells i przytulonym do mojego biodra Sebastianem. Kiedy Ian wszedł do lokalu rozbrzmiały oklaski, okrzyki i wszelka radość. Wszyscy witali się ze sobą wzajemnie komplementując się na milion sposobów. Cała rodzina Iana, Paul i Pheobe, współpracownicy z firmy, a nawet Jensen pojawił się na urodzinowym przyjęciu. Zabrakło tylko Candice, ale jak się domyślam szybko rozeszła się informacja o tym, co zrobiła z zazdrości. Chwilę później siedzieliśmy już przy stole jedząc i rozmawiając między sobą. Siedziałam obok Iana, a z mojej prawej strony usiadła Bonnie.
-Opowiadaj, czego się dowiedziałaś. – Powiedziała podając mi lampkę wina.
-Nie znalazłam rodziców, ale…mam siostrę bliźniaczkę! Uwierzysz? Jesteśmy identyczne. Pierwsze nasze spotkanie było wyjątkowo zimne i burzliwe, ale następnego dnia rozmawiałyśmy tak jakbyśmy znały się całe życie.
-Matko. Cudownie! Mam nadzieję, że kiedyś odwiedzi Cię tutaj, chętnie ją poznam. –Uśmiechnęła się.
-Gdzie jest Chace? – Zapytałam rozglądając się po sali.
-Jak to on, spóźni się. Będzie jechał prosto z firmy, normalne. – Westchnęła upijając łyk trunku. – Jak tam z Ianem? Żyjecie w zgodzie?
-Tak, dogadujemy się bardzo dobrze. Jednak wykończyła nas ta podróż. Zmiana czasowa jest fatalna i ledwo patrzę na oczy. – Odparłam. – Jak podoba się Ci się chłopak Bec?
-Poznałam go podczas waszej nieobecności. Super chłopak. Zapatrzony w naszą blondyneczkę jak w obrazek, ale martwi mnie to, że ona jest taka młoda, a on to już mężczyzna. Swoją drogą bardzo przystojny.
-Musimy mu zaufać. Poza tym…wszystko, co się wydarzy będzie dla niej dobrą lekcją na przyszłość. Mam dobre przeczucia do tego chłopaka. – Uśmiechnęłam się.
-Przepraszam za spóźnienie! – Usłyszeliśmy po chwili. Chace wpadł zdyszany wiążąc szybko krawat. – Cześć staruszku, wszystkiego najlepszego. – Przytulił się z Ianem i w jednej chwili nie wiedziałam, który z nich to, który. Podobieństwo było naprawdę uderzające.
-Cześć młoda. – Pocałował mnie w policzek i zajął ostatnie wolne miejsce.
-Jedźcie, pijcie i świętujcie! – Krzyknęła Pani Evelyn uśmiechając się szeroko. Rozmów nie było końca. Każdy podchodził do każdego chcąc zamienić ze sobą, chociaż dwa zdania. Wieczór mijał i uciekał między palcami w mgnieniu oka. Punktualnie o dwudziestej drugiej podano tort, który wielkością dorównywał tortom weselnym.
-Happy birthday to you. Happy birthday to you. Happy birthday dear Ian, happy birthday to you! – Zaśpiewaliśmy głośno i żwawo.
-No synku, czas na życzenie. – Powiedziała Pani Somerhalder stając koło bruneta. Spojrzał na mnie i z delikatnym uśmiechem na raz zdmuchnął wszystkie świeczki.
-Kto chce pierwszy kawałek tortu? – Zapytał wbijając nóż w ciasto. Kolejne rozmowy, wspólne jedzenie tortu i fantastyczna zabawa towarzyszyła nam przez kolejne godziny. Wszystkim dopisywał humor, ale nie wiadomo czy to ze względu na okoliczność czy alkohol.
-Proszę o uwagę. – Powiedział Paul wstając i stukając nożem w kieliszek. – Z racji tego, że jesteśmy tutaj wszyscy chciałbym Wam coś ogłosić. – Powiedział zerkając na Pheobe i podając jej rękę. Stanęła obok niego obejmując go w pasie i kładąc głowę na klatce. Przytulił ją dumnie i ponownie spojrzał na wszystkich gości. – Bierzemy ślub. Szóstego marca w dzień urodzin mojego cudownego chrześniaka Pheobe oficjalnie zostanie Panią Wesley. – Uśmiechnął się całując ją w głowę. Wszyscy zaczęli wiwatować i bić brawa krzycząc na zmianę „gorzko” i „gratulacje”. Pocałowali się namiętnie i osobiście zaczęli przyjmować gratulacje. Kiedy emocje opadły i wszyscy zajęli swoje miejsca Ian postanowił również ogłosić cudowną wiadomość.
-Uwaga. Kilka informacji. –Zastukał w kieliszek. – Pierwsza jest taka, że kontrakt, który załatwiałem w Anglii mamy w kieszeni!
-Tak! – Służbowa część stołu krzyknęła wyraźnie zadowolona.
-Po drugie chciałbym oficjalnie w rodzinie powitać chłopaka mojej pięknej córki Rebecca. – Uśmiechnął się klepiąc Alexa po ramieniu. – Po trzecie i najważniejsze…-złapał mnie za rękę pomagając wstać. – Zakochałem się jak szczeniak. – Pocałował moją dłoń. – Julia zgodziła się iść ze mną przez życie czyniąc mnie tym samym najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. – Uśmiechnął się i ponownie na mnie spojrzał. – Kocham Cię.
-Ja Ciebie też. – Odparłam uśmiechając się szeroko.
-Za przyszłą młodą parę i za dwa nowe związki! – Krzyknął Daniel unosząc kieliszek w górę.
-Zdrowie! – Krzyknęli wszyscy zgodnie i ponownie salę wypełniła radość, okrzyki i cały sznur gratulacji.
-Niuniu. – Przez tłum przedarła się Bells podbiegając do mnie. Wszyscy jak na komendę zamilkli obserwując małą ślicznotkę. Wzięłam ją na ręce i patrzyłam na nią uważnie. – Skoro mój tatuś Cię kocha, a Ty kochasz mojego tatusia… Mogę mówić do Ciebie mamo? – Zapytała słodko gładząc mój policzek. W moich oczach od razu stanęły łzy. Kochałam ją tak bardzo, że żadne słowa nie były w stanie tego opisać. Zerknęłam na Iana, który uśmiechał się z ogromną czułością w oczach.
-Oczywiście, że możesz mówić do Julii mamo. – Usłyszeliśmy za sobą. Spojrzałam od razu na Iana gdyż doskonale wiedziałam, kto stoi za moimi plecami.
-Anastasia? – Zdziwił się Ian patrząc na nią.
-Wszystkiego najlepszego. – Uśmiechnęła się wręczając mu niewielki pakunek. - Witaj Julio, pięknie wyglądasz. – Dodała patrząc na mnie.
-Witam. – Odparłam chłodno przenosząc wzrok na Bec, która podobnie jak ja, nie była do końca zachwycona takim obrotem sprawy.
-Nie przywitasz się z mamusią? – Zapytała patrząc na Bell, która wyraźnie obrażona wtuliła się tylko we mnie mocniej. Pięknie. Tylko tego nam tutaj brakowało.

***
-Dobranoc księżniczko. – Pocałowałam Bells w czoło przykrywając ją kołdrą. – Kolorowych snów.
-Dobranoc mamo. – Szepnęła przytulając misia. Wyszłam po cichu z pokoju zamykając drzwi. Zajrzałam jeszcze do Sebastiana, który spał jak suseł. Opatuliłam go mocniej kołdrą i po chwili schodziłam już po schodach do salonu, w którym siedział Ian, Bec i Alex.
-Nie wierzę, że pojawiła się bez pytania na Twoim przyjęciu. – Powiedziała oburzona blondynka. Ian zdjął marynarkę i z rękami w kieszeni stał przy kominku.
-Skąd ona wiedziała? Ktoś musiał jej powiedzieć.
-Nie mam pojęcia, kto, ale dowiem się i osobiście te osobę wypatroszę.
-Ej, ej. Po co te nerwy? – Zapytałam ściągając szpilki. – Przyszła, posiedziała i poszła. Przyjęcie i tak było wspaniałe. – Dodałam uśmiechając się pocieszająco.
- Ona chce zabrać na tydzień dzieci do siebie. – Powiedział Ian patrząc na mnie. – Przerwa zimowa.
-Ja nie jadę. – Powiedziała od razu Bec przytulając się do Alexa. – Nie chcę, poza tym wole zostać tutaj i pomóc Julii w dekorowaniu domu.
-Dobrze. – Odparł spokojnie Ian. – Porozmawiam jutro z Bells i Sebastianem czy chcą polecieć z matką do Nowego Yorku.
-Dobra. Nie wiem jak Wy, ale ja padam z nóg. Bec wyjdziesz jeszcze z psami? – Spojrzałam na nią błagalnie.
-Jasne. – Uśmiechnęła się. – Tato…Czy Alex może tutaj nocować?
-Tak, pewnie. – Uśmiechnął się. - Tylko proszę, w pokoju gościnnym.
-Możemy spać tutaj? Chcemy pooglądać telewizję. – Uśmiechnęła się słodko.
-Oczywiście. Dobranoc. – Powiedziałam ciągnąc Iana za rękę w stronę sypialni.