środa, 13 kwietnia 2016

7.

20 październik.

Chwilę po dziesiątej nacisnęłam dzwonek do domu Pani Somerhalder. Od razu usłyszałam pisk Belle i szybkie kroki.
-Witaj, wchodź. – Powiedziała Pani Evelyn zapraszając gestem do środka.
-Niunia! – Krzyknęła Bells rzucając mi się w ramiona.
-Cześć kwiatuszku. – Pocałowałam ją w czubek głowy przytulając mocno. – Tęskniłaś?
-Bardzo. – Pocałowała mnie w policzek.
-Cześć młody. – Powiedziałam widząc kopie Iana na kanapie.
-Cześć! –Pokiwał mi z salonu wpatrując się w ekran.
-Gdzie Melissa? – Zapytałam zerkając na starszą kobietę.
-Śpi jeszcze, nie mam serca jej budzić. – Uśmiechnęła się. – Gdzie są dziewczynki?
-Poszły do drogerii kupić jakieś kosmetyki, ale zaraz przyjdą. – Odparłam stawiając torbę przy schodach.
-Usiądź przy stole. Upiekłam przed chwilą placek z jabłkami. Herbaty?
-Chętnie. – Uśmiechnęłam się siadając przy stole. Dopiero teraz miałam okazję rozejrzeć się po pomieszczeniu. Jasne wnętrze urządzone w bardzo eleganckim stylu sprawiało wrażenie naprawdę przytulnego. Dodatkowo zapach placka, który unosił się w powietrzu dodawał uroku. – Będzie Pani miała gdzie pomieścić tyle osób? – Zaciekawiłam się gdyż z opowieści Becky wiedziałam tylko o dwóch dodatkowych sypialniach.
-Tak, oczywiście. Sofa w salonie się rozkłada, a że jest tutaj telewizor Meg i Becky bardzo chętnie będą tutaj spały. – Postawiła na stole dzbanek z filiżankami. – Na górze są dwie sypialnie. W jednej śpi Sebastian, a w drugiej gdzie są dwa łóżka dziewczynki. – Dodała.
-Nie zamęczą Pani? – Zaśmiałam się nalewając herbatę do filiżanek.
-Gdzież tam. – Zaśmiała się stawiając na stole ciasto. – Dawno nie miałam ich w takim komplecie u siebie. Cieszę się każdą minutą z nimi. – Uśmiechnęła się nakładając mi kawałek.
-Dziękuje. – Odparłam biorąc kęs. – Mm, pyszne. – Uśmiechnęłam się.
-Powiedz mi skąd jesteś? Twój akcent Cię zdradza.
-Urodziłam się w Wielkiej Brytanii i tam dorastałam. – Wytłumaczyłam ściągając z siebie czerwony, długi sweter.
-Przeprowadziłaś się tutaj z rodzicami?
-Nie. – Odpowiedziałam szybko. – Wychowywałam się w domu dziecka, nie znam swoich rodziców.
-O matko, tak mi przykro. Plotę głupoty zamiast najpierw się zastanowić. – Zmieszała się upijając herbatę.
-Nic się nie stało. – Uśmiechnęłam się. – Skończyłam szkołę gastronomiczną i wyruszyłam świat aż znalazłam się u Pani synowej, a teraz tutaj. – Wytłumaczyłam.
-Jak ona Cię traktowała? – Spojrzała na mnie przejęta. – Wiem, jakim jest człowiekiem.
-Cóż mogę powiedzieć… Nie była zbyt przychylna, traktowała mnie z góry, ale w końcu byłam tam dla dzieci nie dla niej.
-Dobrze, że mój syn wziął Cię pod skrzydła. To dobry człowiek. Zresztą wszystkie moje dzieci są kochane, bo tak je wychował w dużej mierze mój świętej pamięci mąż. – Przeżegnała się szybko patrząc na fotografię wiszącą tuż nad kominkiem. – Niestety życie ich nie rozpieszcza.
-A kogo rozpieszcza? – Uśmiechnęłam się pocieszająco. Nie zdążyłam uzyskać odpowiedzi gdyż do domu weszły dziewczyny.
-Cześć babciu. – Powiedziały chórkiem całując ją w oba policzki. – Co tak pięknie pachnie? – Zapytała Melissa.
-Placek z jabłkami. Julia mówi, że pyszny a wiem, że ma nosa do kulinarnych spraw. – Pani Evelyn zaśmiała się wstając od razu po dodatkowe talerzyki i filiżanki.
-Nie męczyła Cię za bardzo? – Becky spojrzała w moim kierunku. – Potrafi zasypać pytaniami.
-Nie. – Zaśmiałam się pijąc herbatę. – Bardzo miło nam się rozmawiało.

***

- Dobrze, że jesteś. – Powiedział Ian, gdy weszłam do domu. Właśnie szykował się do wyjścia. – W kuchni jest moja siostra, Pheobe i Bonnie. Szykują przekąski na wieczorną domówkę.
-Mam się zmyć? – Spojrzałam na niego.
-Co? Nie. – Zaśmiał się. – Możesz iść, pogadać z nimi, pomóc im, a wieczorem wyglądać pięknie i bawić się z nami. Jest co świętować. Ja lecę z bratem i Danielem na siłownie. – Uśmiechnął się zadowolony.
-Dobrze. – Odpowiedziałam wieszając kurtkę na wieszak.
-Do zobaczenia. – Musnął mnie szybko w policzek i wyszedł z domu. Zdziwił mnie ten gest gdyż raczej trzymał mnie na dystans. Poszłam w kierunku kuchni, z której dobiegała muzyka i rozmowy.
-Dzień dobry. – Weszłam do środka uśmiechając się serdecznie.
-Jakie dzień dobry! – Zbeształa mnie brunetka. – Mów mi Emma.
-A ja jestem Pheobe, halo zapomniałaś? – Zaśmiała się krojąc kurczaka.
-Ian Ci mówił o wieczorze? – Zapytała Bonnie.
-Tak, przed chwilą. W czym mogę pomóc? – Uśmiechnęłam się zakładając fartuszek.

***

-Ale przypakowałeś braciszku. – Zaśmiała się Emma ściskając moje bicepsy.
-Gdzie tam na niego patrzysz, tu na mnie patrz. – Powiedział Chace prężąc się.
-Daj spokój, Ian jest lepszy. – Śmiała się Pheobe pijąc wodę. Usłyszałem stukot obcasów o panele. Przeniosłem wzrok na schody. U szczytu stała Julia poprawiając marszczenia różowej spódniczki. Pomimo niskiego wzrostu miałem wrażenie, że jej nogi pną się do nieba.
-Może być? – Zapytała przegryzając wargę i odgarniając włosy na plecy odsłaniając tym samym swoje nagie ramiona. Ogromny wisiorek błyszczał na jej dekolcie i chcąc nie chcąc przykuwał wzrok.
-Przyćmisz nas wszystkie! – Zaśmiała się Bonnie.
-Idealnie. – Powiedział Chace podnosząc w jej kierunku kciuka.
-Dobra, za chwilę będzie reszta gości. Trzeba nakryć do stołu. – Powiedziała Emma klaszcząc w dłonie i wychodząc do kuchni.
-Ślicznie Pani wygląda, nie wiedziałem, że kucharki mogą być tak seksowne. – Uśmiechnąłem się podając jej lampkę z białym winem.
-Pan też wygląda całkiem przyzwoicie jak na kogoś przed czterdziestką. – Uśmiechnęła się zadziornie upijając łyk trunku.
-Nie wyglądam za sztywno? – Poprawiłem koszulkę zerkając na nią z dołu.
-Jest dość elastycznie. – Zaśmiała się wesoło. – Otworzę. – Powiedziała szybko słysząc dzwonek do drzwi. Patrzyłem na jej tył, gdy odchodziła – perfekcyjna. Po chwili do salonu przyszli pozostali goście – Paul, Daniel z żoną i Candice.

***

-Jak się bawisz? – Koło mnie stanął Chace, gdy opierałam się o komodę w jadalni. Zegar wskazywał już kilka minut po drugiej, a mnie dopadało zmęczenie.
-Świetni ludzie, chociaż ta blondynka gdyby mogła spaliłaby mnie żywcem i to wzrokiem. – Zaśmiałam się dopijając wino.
-To moja była. Wariatka. Jedyne, w czym jest dobra to biznes, we wszystkim płytka jak to zaschnięte oczko wodne Iana w ogrodzie. – Wybuchnął śmiechem.
-Serio? – Śmiałam się. – Współczuje, ale wierzę, że była wartościową osobą. Wymknę się już do spania, padam. – Podałam mu swoją pustką lampkę po winie.
-Dobranoc i pewnie do jutra, zostaje tutaj na noc.
-Zrobisz mi śniadanie? – Zaśmiałam się zerkając na niego.
-Do łóżka?
-Może być do stołu. Dobranoc. – Pocałowałam go w policzek i niezauważalnie wyszłam z jadalni. Po drodze na górę ściągnęłam szpilki i wrzuciłam je do pokoju. Leniwym krokiem poszłam w stronę łazienki. Spojrzałam na siebie w lustrze. Zmęczenie malowało się na mojej twarzy. Ściągnęłam wisiorek z szyi i już miałam się rozbierać, gdy uświadomiłam sobie, że nie wzięłam z pokoju piżamy. Wyszłam z łazienki i idąc w kierunku swojej sypialni natknęłam się na Iana.
-Szuka Pan czegoś? – Zapytałam związując włosy w niedbałego koka.
-Idę do toalety, bo ta na dole zajęta. – Uśmiechnął się. Widać było, że nie szczędził alkoholu. Włosy w nieładzie. Policzki zaczerwienione. Na szarek koszulce widoczne ślady potu.
-Rozumiem. – Odparłam i zeszłam mu z drogi. Minął mnie chwiejnym krokiem i wszedł do łazienki. Wzięłam swoją piżamę i czekałam przed drzwiami aż w końcu będę mogła wejść pod prysznic.
-Wolne. – Uśmiechnął się wychodząc z łazienki i zapinając pasek. – Dobranoc Pani Morrison. – Kiwnął głową i pocałował mnie w policzek, a raczej chciał gdyż jego usta zatrzymały się tuż pod moim uchem. Zaśmiałam się tylko i uśmiechając w jego stronę zrobiłam krok w kierunku drzwi. Poczułam jak łapie mnie za rękę. Odwróciłam się. Jego twarz zmieniła się od razu. Oczy stały się bardziej błękitne, a mięśnie na twarzy naciągnęły się. Nawet nie wiem, kiedy przyparł mnie do ściany i pocałował. W pierwszej chwili nie wiedziałam, co zrobić, ale kiedy poczułam jak jego język pieści moje podniebienie wszystko odeszło. Wypuściłam z ręki piżamę i niepewnie położyłam dłonie na jego karku odwzajemniając pocałunek. Jednym ruchem podrzucił mnie do góry trzymając ręce na moich pośladkach. Objęłam go mocno w szyi i odwzajemniałam jego pieszczoty. Pocałunek przerodził się w dzikość i pożądanie. Sekundę później już całował moją szyję, obojczyki i piersi. Przyjemność ogarnęła moje ciało. Wzdychałam cicho, gdy jego dłonie wsunęły się pod moją spódniczkę i delikatnie ściskały pośladki. Znowu odnalazł moje usta. Znowu połączyliśmy się w namiętnym pocałunku.
-Ian, zasłabłeś tam? – Usłyszeliśmy z dołu krzyk Bonnie.
-Idę. – Oderwał się ode mnie. Spojrzał mi w oczy i delikatnie postawił mnie na ziemi. – Marzyłem o tym od chwili, w której Cię ujrzałem. Dobranoc. – Szepnął całując mój policzek blisko ust.

***

Leżałem w łóżku nie mogąc zasnąć. Przed oczami wciąż miałem delikatną i promienną twarz Julii, kiedy zmysłowo mnie całowała. W tamtej chwili nie mogłem się powstrzymać przez pocałowaniem jej. Kusiła mnie na każdym krokiem, każdym gestem i słowem. Była uwodzicielska w każdym calu, mimo, że nie robiła tego z premedytacją. Zastanawiałem się czy miała w ogóle świadomość tego jak działa na mężczyzn, jak działa na mnie. W głowie nie mieścił mi się fakt, że taka kobieta jak ona jest sama. Przecież niczego jej nie brakowało, no może odrobiny odwagi, ale oprócz tego była doskonała. Chociaż do takich idealnych ludzi trzeba podchodzić z przymrużeniem oka, w końcu życie to teatr, a ludzie są tylko aktorami.