czwartek, 23 czerwca 2016

21.

21 listopad

-Dobra, więc kupi Pani indyka i przywiezie go dziś wieczorem? – Zapytałam rozmawiając z mama Iana przez telefon.
-Pewnie córeczko. – Powiedziała radośnie. – Mam sprawdzone źródło z dużymi, pięknymi indykami.
-Bardzo dobrze. W takim razie do zobaczenia wieczorem, całuję. – Rozłączyłam się chowając telefon do kieszeni. Byłam w trakcie pisania listy zakupów na zbliżające się święto dziękczynienia. Punkt pierwszy z listy to oczywiście indyk - najważniejsze jest to, aby był na tyle wielki, żeby cala rodzina się najadła podczas przyjęcia i żeby jeszcze zostało wystarczająco dużo mięsa na kanapki w piątek, na dobra zupę w sobotę i szybkie risotto w niedziele. Punkt drugi, dynia. Oczywiście wedle tradycji to istotne, aby Pani domu przygotowała placek z dyni podczas rodzinnego spotkania w taki sposób, aby cały dom wypełnił się przepięknym zapachem. Oczywiście są także zwolennicy szarlotki, a więc będę w tym roku prawdziwym cukiernikiem. Kolejnymi punktami były kolejno składniki potrzebne do sosu żurawinowego i pieczeniowego, składniki do stuffingu, czyli nadzienia do indyka oraz słodkie ziemniaki do puree. Robienie listy przerwał mi dzwoniący telefon.
-Halo?
-No cześć przyjaciółeczko. Ładnie to tak się nie odzywać? – Zapytała Sarah z totalnym wyrzutem w głosie.
-Wybacz, miałam masę rzeczy na głowie.
-Tak? Czy ta masa rzeczy ma jakieś 180cm wzrostu, hipnotyzujące oczy i imię na literę „I”?
-Jesteś głupia. – Zaśmiałam się. – Chociaż on także jest na liście masy rzeczy. Swoją drogą, dostałam od niego mieszkanie. Cały tydzień żyję na dwa domy, bo codziennie przywożą mi jakieś meble.
-Mieszkanie? Zwolnił Cię?
-Nie, no coś Ty. Po prostu, taki prezent.
-Chojnie całkiem. – Zaśmiała się. – Nie masz tam za dobrze? Chyba będę musiała z powrotem zabrać Cię do Nowego Yorku!
-Nie wiem czy ktokolwiek stąd Ci na to pozwoli. – Parsknęłam śmiechem. – Święto dziękczynienia w domu spędzasz?
-Owszem, w tym roku znów u nas. Mama już pęka z radości. Słuchaj, kończę już, bo za chwilę mam spotkanie. Zadzwonię wieczorem, buziaki. – Rozłączyła się. Uśmiechnęłam się sama do siebie i odłożyłam telefon na blat. Po chwili do kuchni wszedł Ian wyrazi czymś zdenerwowany.
-Mogę Cię prosić do swojego gabinetu? – Zapytał szorstko wsuwając dłonie do kiszeni.
-Jasne. – Uśmiechnęłam się zdziwiona i poszłam za nim. Usiadłam wygodnie na skórzanym fotelu i przyglądałam się jak spokojnie otacza swoje biurko.
-Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć?
-Powiedzieć, o czym? – Spojrzałam na niego.
-O tym. – Rzucił plik dokumentów. Patrzyłam na niego dłuższą chwilę nie wiedząc, o co chodzi. Wzięłam do ręki i zamarłam.
-Odwyk. Szpital psychiatryczny. Kradzieże. Coś jeszcze? Może usunięta ciąża? – Spojrzał zły.
-Skąd to masz? – Zapytałam cicho przekładając kartki.
-Przyszło dziś listem, nie ma adresata. Jak mogłaś mnie okłamywać? Pytam się jak mogłaś mnie tak okłamywać?! – Wrzasnął uderzając dłońmi o blat.
-Ian ja…
-Co? Co mi powiesz? Każdy z nas ma przeszłość, a może, że wolałabyś do niej nie wracać? Jasne, gdybym był jebana złodziejką, narkomanką i do tego wariatką pewnie też nie chciałbym o tym mówić.
-Nie jestem narkomanką, a tym bardziej wariatka! – Krzyknęłam ze łzami w oczach.
-Dokumenty wskazują na coś innego. – Wziął je ponownie do ręki. – 2008 rok – leczenie w zakładzie zamkniętym uzależnienie od narkotyków. 2010 rok notowanie za kradzież. 2011 rok – leczenie w zakładzie zamkniętym uzależnienie od narkotyków. 2012 leczenie psychiatryczne. Między którym leczeniem zmieściłaś swoją cudowną karierę kucharki? -  Podniósł na mnie wzrok. Płakałam. Moje policzki zalewały się łzami.
-Wszystko co jest w tych dokumentach to prawda. Nie będę się tłumaczyć, wszystko już wiesz. Jednak nadal nie rozumiem, jakim prawem grzebiesz w mojej przeszłości, mimo, że tak bardzo prosiłam, żebyś nie wypytywał.
-Ja grzebie? Widocznie masz wrogów, którzy chcą Ci zaszkodzić albo ja mam na tyle lojalnych przyjaciół, którzy chcą mi pomóc.
-To coś złego? Cała ta przeszłość już dawno jest za mną jestem czysta od ostatniego odwyku. Jestem zdrowa psychicznie. – Szeptałam łkając.
-Żartujesz sobie? Mówisz poważnie? Czy Ty naprawdę myślisz, że ja będę w domu trzymał kogoś takiego z tak bujną historią swego życia?
-Myślałam, że ja i ty…
-Cokolwiek myślałaś, źle myślałaś. Boże, dziewczyno. Ja Cię wpuściłem do swojego domu, życia, łóżka. Kochałem się z Tobą. Kurwa, a jak załapałem od Ciebie jakieś choróbsko?
-Hamuj się ok? – Podniosłam się od biurka. – Może i byłam ćpunką, może i kradłam, może byłam leczona u psychiatry, ale jestem kurwa czysta i zdrowa. Rozumiesz?
-Jaką mam pewność? Na słowo Ci nie uwierzę, w nic Ci już nie uwierzę.
-Jak możesz być tak podły?
-Tak samo jak Ty mogłaś kłamać. Za pół godziny wychodzę do pracy. Masz pół godziny, aby się spakować i wynieść się z mojego domu.
-Nie mówisz poważnie…
-A wyglądam jakbym żartował? – Spojrzał na mnie wstając od biurka. – Pół godziny. – Powtórzył wymijając mnie.
-Ian. – Złapałam go za rękę i szybko stanęłam twarzą do niego. – Daj mi szansę, nie skreślaj mnie. Proszę. Przepraszam, ja naprawdę nie chciałam żeby to tak wyszło, chciałam Ci powiedzieć. Proszę, proszę nie wyrzucaj mnie. – Płakałam trzymając jego twarz w dłoniach.
-Nie dotykaj mnie. – Odepchnął mnie od siebie. – Brzydzę się Tobą. – Syknął zamykając za mną drzwi. Opadłam bezsilnie na podłogę i skuliłam się koło kanapy. Płakałam na głos. Nie mogłam już trzymać w sobie tego żalu i bólu. Ktoś ewidentnie chciał mi zaszkodzić, ale kto? Jedyną osobą, która wie o mojej przeszłości jest Sarah i uważam, że byłaby ostatnią osobą, którą chciałaby mi zaszkodzić w jakikolwiek sposób. Wszystko runęło jak domek z kart, wszystko. Wyszłam z pokoju i szybkim krokiem poszłam na górę. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do torby i zbiegłam z powrotem na dół.
-Ian. – Zaczęłam widząc go w korytarzu. – Porozmawiajmy.
-Nie mamy o czym dziewczyno rozmawiać, zrozum.
-Mamy, mamy całe mnóstwo tematów do rozmów. – Stanęłam naprzeciwko niego kładąc dłonie na jego szyi. – Proszę. – Szepnęłam. Patrzył na mnie dłuższą chwilę. Masa emocji toczyła walkę w jego oczach.
-Idź już. – Złapał mnie za nadgarstki odsuwając od siebie. – Muszę jechać do lekarza.
-Po co? – Podniosłam głowę zdziwiona.

-Zbadać się. Nie wiem czy niczego od Ciebie nie złapałem. – Powiedział lekko biorąc klucze z komody. Nie wytrzymałam. Zamachnęłam się wymierzając mu cios prosto w twarz. Chwilę potem nastąpiło coś bardziej nieoczekiwanego – oddał mi, z podwójną siłą.