czwartek, 14 lipca 2016

25.

26 listopad.

Obudził mnie potworny ból głowy. Każdy dźwięk, szelest odbijał się na mnie ze zdwojoną siłą. Przetarłam oczy i niechętnie podciągnęłam się na łokciach. Nie pamiętam nic z poprzedniego dnia i zupełnie nie rozumiem, jakim cudem leżę w łóżku, swoim łóżku przebrana w piżamę. Zamknęłam oczy skupiając się z nadzieją, że przypomnę sobie zdarzenia z wczorajszego wieczoru. Zamiast tego usłyszałam w salonie telewizor i odgłos smażenia. Wstałam powoli z łóżka i wyszłam z sypialni. Nie miałam siły podnosić nóg, a więc w całym mieszkaniu było słychać szuranie moich kapci.
-Dzień dobry. – Przy kuchence stał Ian ubrany do połowy. Smażył jajecznicę i jednym okiem patrzył na wiadomości w telewizji.
-Co Ty tu robisz? – Spojrzałam na niego zdziwiona opierając się o lodówkę.
-Opiekowałem się Tobą wczoraj i w nocy.
-Nie potrzebuje niczyjej pomocy…
-Rozumiem, że jesteś silną i niezależną kobietą, ale myślę, że Twoja niezależność kończy się w momencie, w którym zdobisz swoimi wymiocinami otoczenie.
-Słucham? – Otworzyłam szerzej oczy.
-Rzygałaś jak kot. – Sprostował stawiając talerze na stół. – Idź weź prysznic, a ja dokończę śniadanie. – Spojrzał na swój zegarek. – Piętnaście minut i nie dyskutuj ze mną. – Uśmiechnął się w moją stronę i jak gdyby nigdy nic wrócił do gotowania.

***

Jedliśmy wspólnie śniadanie w totalnej ciszy. Czułem jak Julia zerka na mnie, ale gdy tylko podnosiłem wzrok ona go opuszczała.
-Smakuje Ci? – Zapytałem dopijając kawę.
-Ujdzie. – Powiedziała nadąsana. Zaśmiałem się pod nosem patrząc na nią uważnie. – Coś Cię bawi?
-Mnie? Skąd Ci to przyszło do głowy? – Przekręciłem głowę uśmiechając się.
-Czuję się już dobrze, możesz wracać do domu.
-Nie chcę. Pojedziemy razem na wieczorną kolację. Mam nadzieję, że zrobiłaś placek dyniowy, na który wszyscy czekają?
-Czemu udajesz, że między nami nic się nie stało? To jakiś Twój sposób na życie? Zawsze tak sobie radzisz z komplikacjami? – Zapytała z wyrzutem odkładając widelec. Podniosłem wzrok znad talerza patrząc na nią.
-Widzisz. – Oparłem się na łokciach. – Nie chciałaś ze mną rozmawiać..
-Poprawka. – Przerwała mi. – Ty nie chciałeś, a ja mam teraz pełne prawo olewać Cię.
-Dobrze, moja wina. – Uniosłem ręce w górę. – Ja nie chciałem z Tobą rozmawiać i to ja nadal nie znam prawdy. Skoro nie chcesz podjąć próby rozmowy ze mną, cóż innego mi pozostało jak denerwowanie Cię moją osobą? Widzisz… denerwuje Cię, a więc się do mnie odezwałaś. Gdyby mnie tu nie było prawdopodobnie nigdy by do tego nie doszło.
-Mam rozumieć, że będę miała Cię na karku dopóki nie porozmawiamy?
-Owszem, a dziś spędzimy ze sobą cały dzień.
-Śnisz. – Burknęła wstając od stołu.
-Dąsaj się ile chcesz, ja się nigdzie nie wybieram. Nie chcesz się odzywać? Dla mnie lepiej, mam kilka spraw do załatwienia, więc chętnie posiedzę z laptopem w ciszy i spokoju.
-Dupek. – Syknęła trzaskając drzwiami od sypialni.
-Zołza! – Krzyknąłem za nią śmiejąc się pod nosem.

***

Siedząc nadal przy kuchennym stole zerkałem kątem oka na Julię, która krzątała się po mieszkaniu sprzątając. Nie odzywała się słowem, a ja również w milczeniu starałem się pracować. W ciągu zaledwie trzech godzin brunetka zdążyła posprzątać kuchnie, odkurzyć, wytrzeć kurze, umyć wszędzie podłogi, podlać kwiaty, wywietrzyć pomieszczenia i zmienić pościel w swojej sypialni. W telewizji włączone MTV towarzyszyło nam od rana. Chciałem z nią porozmawiać i usłyszeć prawdę, ale gdy tylko próbowałem zacząć rozmowę ona od raz się denerwowała. Chciałbym dziś się z nią pogodzić i zabrać ją do domu. Do mnie, do dzieci, do nas. Jej miejsce było w moim domu, a nawet mógłbym śmiało powiedzieć, że w mojej sypialni.
-Julia…
-Co? – Burknęła układając czasopisma na stoliku.
-Porozmawiajmy. – Zacząłem po cichu wstając od stołu. – Proszę. – Spojrzałem na nią wkładając dłonie do kieszeni. Patrzyła na mnie chwilę, wróciła do układania gazet, a po chwili znów na mnie spojrzała.
-Dobra. – Westchnęła siadając na kanapie. Usiadłem obok niej zachowując bezpieczną odległość i uważnie zerkałem na brunetkę. Wyglądała jakby przez chwile biła się z różnymi myślami, jednak po chwili odgarniając włosy z twarzy zaczęła mówić.
-Miałam ciężkie życie, ok? Nie było usłane różami, nie miałam gotowych rozwiązań na tacy. Nie miałam też ludzi, którzy wskazaliby mi drogę. Nie miałam mamy, która powiedziałaby mi, co kobiecie przystaje robić, a co nie. Nie miałam ojca, który mówiłby mi o tym, jacy chłopcy mogą być źli i jakie niebezpieczeństwo może na mnie czyhać za rogiem. Nie miałam rodzeństwa, z którymi miałabym wspólne tajemnice przed rodzicami. Nie miałam dziadków, którzy akceptowaliby każdy mój wybór. Byłam sama, zupełnie sama. Opuściłam dom dziecka i nie wiedziałam nawet, w którą stronę powinnam się skierować. Nie miałam nic. Rodziny, pieniędzy, wiedzy, a przede wszystkim odwagi. Zrobiłam kilka błędów, ale to już wiesz. Postąpiłam źle, bardzo źle, ale to przeszłość, której nie zmienię.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś? Myślałem, że mi ufasz.
-Ufam. – Odpowiedziała pewnie. – Jednak, co miałam zrobić? Dzień dobry Proszę Pana. Chciałabym przed podpisaniem umowy zaznaczyć, że brałam narkotyki, siedziałam na odwyku, a jedyną przyjaciółką była dla mnie moja Pani psycholog? Zastanów się. Miałam od razu pokazać Ci dłonie, że cięłam się. Miałam Ci powiedzieć, że należałam do grona nastolatków nieradzących sobie z życiem? Chciałam żebyś zaakceptował i polubił mnie taką, jaka jestem, a nie przez pryzmat tego, jaka byłam. Rozumiesz? Chce być w Twoich oczach tą osobą, którą poznałeś jakiś czas temu, która mieszkała w Twoim domu, opiekowała się Twoimi dziećmi i od czasu do czasu budziła się w Twoim łóżku. To wszystko. – Przełknęła ślinę. Widziałem, że powstrzymywała łzy i biła się z myślami. Czekałem jeszcze chwilę z nadzieją, że może będzie chciała coś dopowiedzieć, ale milczała patrząc w swoje dłonie.
-Hej…-szepnąłem siadając bliżej niej. Złapałem w dłonie jej dłonie i pocałowałem ich wierzch. – Wyszło fatalnie. Zachowałem się jak dupek, ale chce żebyś wiedziała, że to wszystko nie ma dla mnie znaczenia. Dla mnie nadal jesteś ideałem i małą, bezbronną, przebojową kobietą. Nie obchodzi mnie Twoje przeszłość, ale chce Cię w teraźniejszości i przyszłości. – Patrzyłem jej w oczy analizując, jakie piękne miała tęczówki.
-Przepraszam, że Cię oszukałam… - szepnęła drżąc.
-Nie przepraszaj. – Uśmiechnąłem się delikatnie obejmując jej twarz dłońmi. – To ja przepraszam za te okrutne słowa, które Ci powiedziałem i za to, że Cię uderzyłem. Nigdy sobie tego nie wybaczę, ale najbardziej żałowałbym tego gdybym Cię stracił. – Dodałem cicho patrząc na jej twarz. Zszokowało ją to wyznanie i zdezorientowana patrzyła na mnie.  Obserwowałem ją jeszcze chwilę i niepewnie zbliżyłem do jej twarzy swoją twarz. Przymknęła oczy wychodząc mi naprzeciw. Musnąłem jej usta, a gdy tylko lekko rozchyliła wargi pocałowałem ją przyciągając ją mocniej do siebie.

***

Siedzieliśmy wspólnie przy stole. Przy moich stopach leżały psy, na moich kolanach siedziała Bells, a obok mnie Sebastian. Dzieciaki nie odstępowały mnie na krok podobnie jak szczeniaki, które rosły z dnia na dzień. Wszyscy byli bardzo szczęśliwi. Każdy się uśmiechał, opowiadał historię i w ogóle nie zawracał sobie głowy tym, co wydarzyło się w ostatnim czasie. Traktowali mnie tak samo jak przed całą chorą akcją na temat mojej przeszłości, co niezwykle mi schlebiało.
-Musimy wam coś powiedzieć. – Zaczął Paul łapiąc Pheobe za dłoń. – Zaręczyliśmy się i planujemy ślub w najbliższym czasie. Prawdopodobnie na początku przyszłego roku staniemy już na ślubnym kobiercu.
-O matko. – Powiedziała Emma i wszystkie kobiety zleciały się żeby obejrzeć jej pierścionek zaręczynowy. Instynktownie spojrzałam na Iana, który również patrzył na mnie. Uśmiechnęłam się delikatnie i od razu spuściłam wzrok przytulając do siebie mocniej Bells, która wygodnie oparła głowę o mój biust.
-To teraz tylko dzieci! – Powiedziała Becky śmiejąc się.
-Chyba Ty. – Zaśmiała się Pheobe poprawiając bluzkę.
-Ona ma jeszcze czas! – Zagrzmiał Ian. – Najpierw nauka, nie czas na miłości.
-Tak, tak. Nie czas na miłości. – Zaśmiałam się zerkając na blondynkę. Cień uśmiechu przeleciał przez jej twarz i wróciła do jedzenia kolacji. Na szczęście Ian nie zrozumiał ironii i nie drążył bardziej tematu.
-W sobotę 5 grudnia widzimy się na moim przyjęciu urodzinowym. – Powiedział Ian dopijając wino.
-Dlaczego tak szybko? – Zapytała Pani Evelyn przytulając do siebie Melisse.
-Wyjeżdżamy do rodziców Pheobe 10 grudnia, a Bonnie wyjeżdża dzień przed nami. Ten termin nam pasował najbardziej. – Wytłumaczył Paul obejmując Pheobe.
-Czy będę mogła zaprosić osobę towarzyszącą? – Zapytała cicho Rebecca wycierając usta.
-Kogo? – Zaciekawił się Ian.
-Mojego chłopaka.
-Co? Jakiego chłopaka? – Spojrzał na nią otwierając szerzej usta.
-No tato… chłopak…dwie nogi, coś po środku, długie, grube…-zaczęła, a wszyscy ryknęli śmiechem. – Mój chłopak. Rozumiesz tato? Związek. Takie coś, inwestycja taka. Oh, chyba nie muszę Ci tego tłumaczyć?
-Ty nie bądź taka mądra. Lekcje masz zrobione? – Burknął tym samym wywołując kolejną salwę śmiechu.
-Oczywiście, że może przyjść. – Powiedział Chace. – Szkoda, że nie chlapniemy sobie szkockiej.
-Jest pełnoletni. – Zauważyła Bec nalewając do szklanki soku.
-Ile ma lat? – Ian patrzył na córkę uważnie.
-Ty zaraz musisz wywiad robić? – Wtrąciłam gdyż wiedziałam, że rozpęta się burza. – Jak go poznasz to się wszystkiego dowiesz.
-Dokładnie. – Poparła mnie Emma zerkając na mnie. Nie miałam wątpliwości, że znała prawdę odnośnie wieku chłopaka jej siostrzenicy. Ian wiedząc, że z nami nie wygra uniósł ręce w geście poddania i wstał od stołu.
-Pójdę po placek dyniowy. – Rzucił krótko wychodząc.
-Zaczekaj. – Powiedziała Becky wstając od stołu.
-Zasnęła. – Pheobe spojrzała na Bells.
-Oh…nawet nie zauważyłam. Zaniosę ją do łóżka. – Uśmiechnęłam się biorąc ją na ręce. Wyszłam po cichu z kuchni i powoli poszłam w kierunku jej pokoju. Ułożyłam ją na łóżku, okryłam kocykiem i włączając małą lampkę na oknie wyszłam z pomieszczenia. Przechodziłam obok kuchni, kiedy przypadkiem usłyszałam rozmowę Iana z Rebeccą.
-Powiedziałeś jej?
-O czym?
-O Twojej nocy z Candice. – Zabolało. Przybliżyłam się bliżej ściany, aby nikt mnie nie zauważył.
-Nie powiedziałem. Dopiero co ją odzyskałem. Mam już jej sypać z rękawa, że podczas jej nie obecności przespałem się z blondynką?
-No pewnie, Ty możesz zatajać, ale jak ona coś zataiła, to zrobiłeś z niej najgorszą. Jesteś hipokrytą. – Syknęła blondynka zabierając talerze ze stołu.
-Hipokryta jak cholera. – Mruknęłam stając w kuchni. – Fajnie było?
-Julia ja… - zaczął Ian obserwując jak jego córka opuszcza kuchnię.
-Daruj sobie. – Machnęłam ręką wychodząc. Poszłam w stronę frontowych drzwi zakładając na siebie płaszczyk.
-Zaczekaj… - powiedział Ian idąc za mną.
-Nie mam już ochoty siedzieć tutaj. Belle śpi na górze, przeproś za mnie gości. – Rzuciłam krótko nie patrząc na niego.
-Julia…-próbował mnie złapać za rękę, ale sprawnie umknęłam. – Proszę…
-Przestań, jesteś żałosny. – Zaśmiałam się ironicznie wychodząc z domu i zatrzaskując za sobą drzwi. 

__

Po lewej stronie możecie obejrzeć mieszkanie Julii :)