środa, 24 sierpnia 2016

30.

3 grudnia.

Obudziłem się, kiedy do moich uszu dobiegł dźwięk deszczu zza okna. Przekręciłem się na bok chcąc przytulić Julię, ale łóżko obok mnie było puste. Przewróciłem się z powrotem na plecy i podniosłem na łokciach. Brunetka siedziała na kanapie w mojej koszulce i zawzięcie przeglądała dokumenty, które dostała wczoraj.
-Dzień dobry słońce. – Mruknąłem obserwując ją.
-Cześć. – Uśmiechnęła się i ponownie wsadziła nos w kartki. – Zamówiłam sobie kawę, ale ze śniadaniem chciałam poczekać na Ciebie.
-Szkoda, że nie czekałaś w łóżku aż się obudzę. – Odparłem biorąc komórkę do ręki. – Kotek… jest siódma, co Ty już robisz na nogach?
-Nie mogłam spać. – Odpowiedziała lekceważąco. – Szukałam w pobliżu wypożyczalni samochodów, ale żadnej nie ma. Chyba będziemy musieli wybrać taksówkę.
-Przeboleje. – Zaśmiałem się wstając. Założyłem na siebie spodnie dresowe i usiadłem obok Julii. – Znalazłaś coś nowego? – Pocałowałem ją w policzek obejmując ramieniem.
-Owszem, ale nie wiem czy to mój umysł płata mi figle czy naprawdę dobrze to rozumiem. – Powiedziała podając mi kartkę. – Spójrz.
-Dziewczynka, waga 6,61funta, wzrost 22,44cale, urodzona 25 marca 1991 roku. – Przeczytałem i spojrzałem na Julię. – Nie rozumiem.
-Czytaj dalej, na samym dole. – Powiedziała podkurczając ponownie kolana pod brodę.
-Urodzona o godzinie 2: 40, zdrowa, akcja serca prawidłowa…
-Jezu Ian, nie to. – Wyrwała mi kartkę.
-Dziewczyna, imię Jessica. Ian rozumiesz? To moja data urodzenia…-wzięła drugą kartkę. – Z tym, że ja urodziłam się o 2: 36, miałam 22 cale i 6,5funta wagi. Ian. Mam siostrę bliźniaczkę, rozumiesz? Mam siostrę.
-O boże. – Spojrzałem ponownie na kartki. – Byłyście w jednym domu dziecka?
-Niemożliwe. W moim akcie urodzenia mam nazwisko Morrison, a u niej jest tylko imię…Muszę się dowiedzieć, o co chodzi i…może ją znajdę.
-Pomogę Ci. – Uśmiechnąłem się odkładając kartki na stół. – Teraz śniadanie i trochę normalności. – Pocałowałem ją w czoło. – Idę pod prysznic, a Ty zamów śniadanie.

***

Ubrana w bordowy sweterek, leginsy i kozaki czekałam na korytarzu mojego wcześniejszego miejsca zamieszkania na siostrę Elenę. Obracałam w dłoni dokumenty i zastanawiałam się, czego dowiem się dziś i w ciągu najbliższych kilku godzin.
-Zapraszam. – Siostra Elena otworzyła przede mną drzwi. Zabrałam z krzesełka swoją kurtkę i weszłam do środka.
-Dlaczego dała mi siostra te dokumenty? – Zapytałam siadając przy biurku.
-Chciałaś poznać swoją przeszłość.
-Nic tam nie było…
-Teraz wiesz, że nie masz, czego szukać.
-Nic tam nie było, co dotyczyłoby moich rodziców, ale znalazłam to…-otworzyłam teczkę wyciągając akt urodzenia mojej rzekomej siostry.
-Zapomniałam o tym…-szepnęła siostra po krótkiej chwili.
-To prawda? Mam siostrę? Bliźniaczkę?
-Daj temu spokój Julia.
-Proszę odpowiedzieć. Mam siostrę?
-Tak. – Usiadła przy biurku. – Zostałyście porzucone w okienku szpitala Świętego Jerzego. Szpital sfałszował wasz akt urodzenia. Godzina urodzenia to moment, w którym was znaleźli. Od razu dostałyście imiona Jessica i Julia. Po kilku dniach trafiłaś do nas, a Twoja siostra miała operację serca. Nigdy tutaj nie wróciła, została adoptowana będąc w szpitalu. Tak wasze drogi się rozeszły. – Odpowiedziała spokojnie opierając się wygodnie.
-Dlaczego nigdy mi siostra tego nie powiedziała? Tyle czasu żyłam w błędzie. Tyle czasu.
-Nie wiem gdzie ona jest, nawet nie znam jej nazwiska, nie mogę Ci pomóc.
-Dziękuje za wszystko, muszę teraz uruchomić kilka kontaktów, aby znaleźć siostrę. – Wstałam zakładając kurtkę.
-Trzymam kciuki i będę się modlić, aby Ci się udało. – Uśmiechnęła się podchodząc do mnie. –Powodzenia.
-Przyda się. – Uśmiechnęłam się delikatnie i wyszłam z gabinetu.

***

-Nareszcie jesteś. – Powiedziałam widząc Iana podchodzącego do stolika.
-Wybacz, utknąłem w korku. – Rzucił kurtkę na krzesło obok i pocałował mnie w policzek. – Wydawałaś się być zdenerwowana przez telefon. – Powiedział biorąc do ręki menu.
-Najpierw coś zamówmy, bo umieram z głodu. – Uśmiechnęłam się lekko. – Stek, puree z ziemniaków i surówki?
-Pasuje. – Odparł wołając kelnera. – Poproszę pozycję 24. Oby dwa steki medium well oraz dwa razy sok pomarańczowy.
-Jak poszło spotkanie? – Zapytała podpierając głowę na łokciu.
-Owocnie. – Uśmiechnął się odkładając telefon na stół. – Lepiej mów, co ustaliłaś.
-Owszem, mam siostrę. Bliźniaczkę. Jednak została adoptowana będąc jeszcze w szpitalu. Byłam w nim, chciałam się czegokolwiek dowiedzieć, ale nie udzielili mi żadnych informacji oprócz tego, co już wiem.
-Przepraszam, że nie mogłem być tam z Tobą…-szepnął łapiąc mnie za dłoń.
-Przecież nic się nie stało. – Uśmiechnęłam się gładząc jego kłykcie. – Jednak mam do Ciebie prośbę.
-Co tylko zechcesz.
-Potrzebuję Candice i jej znajomości…
-Słucham? – Spojrzał na mnie zdezorientowany. – Po co Ci ona?
-Udało jej się dotrzeć do wszystkich moich dokumentów. Większość z nich była stąd. Musi mieć tu jakieś znajomości, a skoro je ma to może oni ustalą gdzie jest moja siostra.
-Kochanie. Naprawdę? Wiem, że Ci na tym zależy, ale bratać się z wrogiem? Ona Cię skrzywdziła. Mnie. Nas.
-Wiem. – Odparłam cicho. – Jednak to moja jedyna opcja, a inaczej wrócę do Chicago z myślą, że mam siostrę i znam tylko jej imię.
-Dobrze. – Powiedział po chwili wzdychając. – Zadzwonię do niej jak zjemy, ok?
-Dziękuje. – Uśmiechnęłam się i akurat kelner przyniósł nasze zamówienie. – Dzwoniłam do Bec, kiedy na Ciebie czekałam, mówi, że tęskni za nami, a zwłaszcza za Twoim portfelem. – Zaśmiałam się.
-Cała Becky. Ona nie widzi ojca, rozumiesz? Ona widzi 50$ na nóżkach wchodzące do domu.
-Jesteś całkiem zgrabny jak na 50$.
-Dziękuje, doceniam Twoją opinie. – Zmrużył oczy. – Na co potrzebuje tym razem?
-Nie pytałam, po prostu przelałam jej 200$. – Wzruszyłam ramionami.
-Czy Ty rozpieszczasz moją córkę?
-Oczywiście, teraz tak jakby jest i moją córką. – Puściłam mu oczko krojąc stek. – Dodatkowo wieczorem, piątego grudnia jest Twoje przyjęcie urodzinowe, w restauracji. Twoja mama wszystko zorganizowała i podobno jest podniecona jakby, co najmniej wyprawiała wesele.
-Cała ona. – Podsumował wywracając oczy. – Muszę kupić jakiś nowy garnitur?
-Owszem, a ja sukienkę. – Zaśmiałam się. – To będzie wieczór pełen wrażeń, wiesz? Powiemy wszystkim o nas, Bec przedstawi swojego chłopaka, a dodatkowo powiem, że znalazłam siostrę.
-Niezapomniane urodziny. – Uśmiechnął się popijając sok.

***


-Skarbie. – Wołałem idąc szybkim krokiem za Julią.
-Ian no szybko. Jestem na obcasach, a idę szybciej od Ciebie. – Mruknęła idąc przed siebie. Pokiwałem tylko znacząco głową i niczym pies z podkulonym ogonem szedłem za nią. Zadzwoniłem do Candice zrzucając na nią obowiązek znalezienia Julii siostrę. Godzina czekania. Najdłuższa w moim życiu, ale…opłaciła się. Chwilę po osiemnastej dostałem jej nazwisko oraz adres. Jessica Drake.
-To tutaj. – Powiedziała Julia zerkając to na kartkę to na śnieżnobiały domek na przedmieściach. Pchnąłem brązową furtkę puszczając ją przodem. Szła wyjątkowo wolno i niepewnie. Powolnym krokiem wchodziła po kilku, drewnianych schodach rozglądając się badawczo.
-Chyba nikogo nie ma…-szepnęła po pewnym czasie. Zapukała ponownie do drzwi, ale na marne.
-Jessica? Nie wzięłaś kluczy? Chodź tu skarbie, dam Ci zapasowy komplet. – Usłyszeliśmy za swoimi plecami. Spojrzałem na Julię, ona na mnie i odwróciliśmy się do dochodzącego nas głosu. – Chodź, chodź kochana. Zaparzyłam właśnie bezkofeinową kawę.
-Pani mówi do mnie? – Zapytała Julia schodząc ze schodów. – Ja…
-Oh, mogłaś przyjść i poprosić o klucze, wiesz, że jeszcze nie śpię. – Powiedziała starsza kobieta stojąca przy płocie rozdzielającym dwie działki.
-Ja nie jestem Jessica. – Podjęła próbę brunetka podchodząc do płotu. – Jestem Julia, jej siostra.
-O mój boże…- powiedziała zdziwiona. – Jesteście takie same.
-Wie Pani gdzie znajdę siostrę?
-Owszem, jest w pracy. Zaraz podam panience adres. – Powiedziała idąc w stronę domu. – Proszę, to niedaleko stąd. – Powiedziała wyciągając w moją stronę dłoń ze złożoną karteczką.
-Dziękuje Pani ślicznie. – Odparła. – Dziękuje za pomoc.
-Chcesz iść czy zamówić nam taksówkę? – Zapytałem obejmując ją ramieniem.
-Przejdźmy się. – Szepnęła chowając karteczkę do kiszeni. Całą drogę szliśmy w milczeniu, objęci i pochłonięci myśleniem. Bar „U Bill ‘a” faktycznie był niedaleko od miejsca zamieszkania Jess. Weszliśmy do środka rozglądając się.
-Tam jest wolny stolik. – Powiedziała Julia wskazując mi miejsce pod ścianą. Usiedliśmy na drewnianych krzesełkach i rozglądaliśmy się badawczo po lokalu. Bar był w 80% z drewna. Drewniane stoliki, krzesła, ściany, bar. Wszystko było wyjątkowo przytulne pomimo gwaru, zapachu spalonego oleju i piwa unoszącego się w powietrzu. Za barem stał łysy, gruby i dobrze po pięćdziesiątce mężczyzna – Bill. Zapewne właściciel tego miejsca. Między stolikami zgrabnie poruszały się kelnerki z gładko upiętymi włosami, w żółtych spódniczkach i białych fartuszkach zawiązanych w pasie.
-Chyba jej nie ma. – Mruknęła Julia wyrywając mnie z zamyślenia.
-Może pójdę się o nią zapytać?
-Co powiesz? Przepraszam, moja dziewczyna szuka swojej siostry bliźniaczki? Wezmą Cię za głupiego.
-Trudno. Dla Ciebie wszystko. – Zaśmiałem się łapiąc ją za dłoń.
-Witamy w barze „U Bill ‘a” co podać? – Obok nas nie wiadomo, kiedy stanęła jedna z kelnerek, która jeszcze chwilę temu krzątała się między stołami. –Jessica? Szef jest wściekły, że się spóźniasz, a Ty sobie jesz właśnie kolację? – Burknęła oburzona chowając notesik za fartuszek.
-Nie jestem Jessica. Jestem Julia, jej siostra bliźniaczka. – Uśmiechnęła się delikatnie, a jej wzrok wręcz błagał o zrozumienie.
-Przestań się wygłupiać, nie będę znowu bronić Ci tyłka. –Mruknęła odwracając się. Właśnie w tym momencie drzwi do baru się otworzyły.
-Szefie! Przepraszam za spóźnienie, straszne korki. – Usłyszałem i od razu spojrzałem na Julię, która jak zaklęta patrzyła w tamtym kierunku.

-To ona. – Szepnęła cicho ze łzami w oczach. 

czwartek, 11 sierpnia 2016

29.

2 grudnia.

Przebudziłam się chwilę po piętnastej. Przylecieliśmy na miejsce z samego rana, ale przesunięcie czasowe totalnie zwaliło mnie z nóg. Podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ian siedział na sofie z laptopem na stoliku i całą masą dokumentów. Większość podróży był milczący, zamyślony. Nawet teraz nie zorientował się, że wstałam. Spuściłam nogi z łóżka i bezszelestnie zaszłam go od tyłu całując w szyję.
-Pracuje. – Mruknął nie zwracając na mnie uwagi.
-Widzę. – Nie dałam za wygrana i pocałowałam go znów w to samo miejsce. – Wyspałam się, jestem głodna i chętnie poleżałabym koło Ciebie…
-Julia. Pracuje. Muszę to skończyć do jutra. – Ruszył głową wyraźnie dając mi do zrozumienia, że mam przestać. Zdenerwowana ruszyłam, aby stawić mu czoła. Zamknęłam z hukiem laptopa i odsuwając go usiadłam na stoliku.
-Dobra. Dość tego, co się dzieję? – Zapytałam zakładając nogę na nogę.
-Oszalałaś?! Miałem tam ważne dokumenty…
-Zapiszą się w kopii zapasowej. Więc? Powiesz mi, co Cię gryzie od powrotu do domu poprzez prawie dziewięć godzin podróży aż po przyjazd tutaj? – Spojrzałam na niego wymownie. Zawiesił się na chwilę i z roztargnieniem na twarzy przeczesał włosy. Oparł się wygodnie zarzucając rękę za oparcie.
-Candice wysłała mi te dokumenty związane z Twoja przeszłością. Dziś się przyznała.
-Candice? – Spojrzałam zaskoczona. – Mogłam się tego spodziewać, nigdy mnie nie lubiła. Jednak to nie zmienia faktu, że mogłeś powiedzieć mi od razu. – Powiedziałam rozgoryczona patrząc na niego.
-Nie chciałem, bo po co? To nic nie zmieni oprócz tego, że znowu wrócimy do tych smutnych wydarzeń.
-Jasne. Lepiej traktować mnie chłodno i niezobowiązująco. Brawo Somerhalder, genialny pomysł. – Zaklaskałam ostentacyjnie w dłonie i wstałam. – Idę pod prysznic, nie przeszkadzam Ci. – Przesunęłam z powrotem laptopa i poszłam do łazienki.

***

Tak jak myślałem, zdenerwowała się. Przecież dla jej własnego dobra nie chciałem jej tego mówić, w żadnym wypadku nie chciałem jej urazić. Poczekałem chwilę aż woda ucichła w łazience i zapukałem cicho do drzwi. Nie usłyszałem odpowiedzi, więc bez większych oporów wszedłem do środka. Naprzeciwko drzwi wisiało lustro zajmujące całą ścianę, przed którym stała Julia. Przyglądała mi się w milczeniu poprawiając ręcznik.
-Skarbie…-szepnąłem, a ona od razu spuściła wzrok. Podszedłem do niej i delikatnie objąłem w biuście zerkając na nią w lustrze. – Przepraszam. – Powiedziałem ze skruchą.
-Myślałam, że związek buduje się na szczerości i zaufaniu. – Powiedziała cicho patrząc na mnie.
-Nie chciałem Cię złościć. Ta podróż jest dla nas naprawdę ważna i przede wszystkim jesteśmy tu razem, sami. Incydent z Candice niszczy wszystko, a tego nie chciałem. Powiedziałbym Ci o tym, ale uznałem, że teraz mamy ważniejsze sprawy na głowie.
-Ten incydent również jest ważny. – Powiedziała kładąc dłoń na moje przed ramię. – Co zrobiłeś po tym jak się dowiedziałeś?
-Zdenerwowałem się, bardzo. – Odpowiedziałem szczerze obejmując ją mocniej. – Zwolniłem ją.
-Naprawdę? Za taką głupotę?
-Głupotę? Cierpiałaś, a razem z Tobą kilka osób dookoła, nie mogłem tego tak po prostu zostawić. Poza tym, nie mogę jej ufać, a zaufanie jest bardzo ważne wśród wspólników.
-Rozumiem. – Odpowiedziała cicho.
-Uśmiechnij się. – Spojrzałem na nią, a ona jak na zawołanie uśmiechnęła się. – Kocham Cię. – Pocałowałem ją w ramię.
-Wiem. – Odparła uśmiechając się jeszcze szerzej. – Skoro rozmawiamy już o zaufaniu i szczerości. Muszę Ci coś powiedzieć.
-Zamieniam się w słuch. – Oparłem brodę o jej ramię i patrzyłem w jej odbicie.
-Nie wiem, od czego zacząć, ale musisz wiedzieć. Pamiętasz imprezę halloweenową? Poszłam spać, całkiem nie w sosie.- Spojrzała na mnie. Kiwnąłem delikatnie głową czekając na dalszy obrót sprawy. – Chace pocałował mnie w kuchni, siłą. Odwzajemniłam, ale tylko przez chwilę, bo wiedziałam, że nie czuję tego, co czułam przy Tobie. Potem wyznał, że nie jestem mu obojętna, ale wciąż pozostałam głucha na te słowa. – Dokończyła spuszczając głowę. Czułem…wściekłość? Rozczarowanie? Sam nie wiem, ale odsunąłem się od niej delikatnie.
-Dlaczego mówisz mi to teraz? – Wsunąłem ręce do kiszeni patrząc na nią uważnie.
-Nie chce, aby wyszło to za jakiś czas podobnie jak moja przeszłość. Chce żebyś wiedział to ode mnie. Rozumiesz? – Odwróciła się opierając o umywalkę.
-Rozumiem. – Odparłem łapiąc się za kark. – Przygotuj się, niedługo będziemy już wychodzić. – Mruknąłem.
-Ian…- powiedziała od razu łapiąc mnie za rękę. – Jesteś tylko Ty. Nigdy, przenigdy nie przeszło mi przez myśl, aby zrobić cokolwiek z Twoim bratem. Rozumiesz? Nigdy. Kocham Cię i nie jestem niczego bardziej pewna niż uczucia, które ulokowałam w Tobie. – Powiedziała cicho podchodząc do mnie. Wspięła się na palcach i jak zawsze położyła dłonie na moim karku. – Tylko Ty. – Szepnęła całując moje usta. Przyciągnąłem ją do siebie mocniej i z całą zachłannością pocałowałem jej usta rzucając ręcznik w kąt łazienki.

***

-To tutaj. – Powiedziałam do Iana stając pod wielkim, szarym budynkiem. Otuliłam się mocniej wełnianym szalikiem i spojrzałam na niego. – To tutaj spędziłam wszystkie lata swojego dzieciństwa.
-Jesteś gotowa? – Zapytał łapiąc mnie za rękę.
-Tak. – Uśmiechnęłam się i ruszyłam przodem. Pokonując dziedziniec stanęliśmy przed wielkimi, drewnianymi i naprawdę starymi drzwiami. Zadzwoniłam dzwonkiem i w milczeniu czekałam.
-Szczęść boże, w czym mogę pomóc? – Drzwi otworzyła jedna z sióstr zakonnych.
-Szczęść boże. Szukam siostry Eleny. – Uśmiechnęłam się starając przypomnieć sobie siostrę stojącą przede mną.
-Zapraszam do środka. Dziś wyjątkowo mroźno. – Odparła przyjaźnie zamykając za nami drzwi. – Zaprowadzę państwa do siostry Eleny. – Dodała ruszając przodem. Zerknęłam na Iana, który tylko pocieszająco się uśmiechał i mocniej ścisnął moją rękę.
-Siostro, goście przyszli. – Zakomunikowała i wpuściła nas do jednego z gabinetu.
-Siostra Elena? – Spojrzałam niepewnie na kobietę stojącą do mnie tyłem. Kiedy tylko się odwróciła moje serce zabiło mocniej, a oczy wypełniły się łzami.
-Julia? – Szepnęła zszokowana patrząc na mnie uważnie. – Jak się cieszę, że Cię widzę. – Dodała wzruszona, kiedy rzuciłam się w jej ramiona.
-Siostro. – Uśmiechnęłam się odwracając w stronę Iana. – To mój partner, Ian. Ian to właśnie siostra Elena.
-Dużo o siostrze słyszałem. – Uśmiechnął się ściskając jej dłoń.
-Siadajcie, proszę. – Wskazała ręką po wymianie gestu z brunetem. – Co Cię tutaj sprowadza?
-Przeszłość. – Odparłam cicho trzymając Iana za dłoń. –Chcę odnaleźć rodziców.
-Co? – Spojrzała zszokowana. – Julio. Tłumaczyłam Ci to, zostałaś oddana do adopcji anonimowo.
-Siostro. Obydwie wiemy, że można dojść do tego, kto mnie porzucił. To naprawdę dla mnie ważne. – Odparłam patrząc na nią uważnie.
-Co Cię skłoniło do tej decyzji? Myślałam, że pogodziłaś się z takim losem…
-Też tak myślałam, ale widocznie gdzieś głęboko we mnie wciąż tkwi nadzieja na kompletną rodzinę. – Uśmiechnęłam się lekko mocniej ściskając dłoń Iana. W tym samym momencie zadzwoniła jego komórka.
-Przepraszam, to ważne. – Odparł szybko i wyszedł z gabinetu.
-Przyleciałam tutaj specjalnie, aby cokolwiek znaleźć. – Podjęłam ponownie rozmowę.
-Nie mieszkasz tutaj?
-Nie. Wyleciałam do Stanów Zjednoczonych. Jakiś czas mieszkałam w Nowym Yorku, a obecnie mieszkam w Chicago razem z Ianem i trójką dzieci. – Uśmiechnęłam się zakładając kosmyk włosów za ucho.
-Masz już trójkę dzieci?
-Nie. – Zaśmiałam się. – To dzieci Iana z pierwszego małżeństwa. Ja wciąż czekam na to błogosławieństwo.
-Opowiedz mi o nich.
-Najstarsza Rebecca ma 16 lat i właśnie po raz pierwszy się zakochała. Sebastian ma 8 lat i podobnie jak siostra przeżywa swoją pierwszą wielką miłość. Bells najmłodsza ma 4 lata i jest zdecydowanie oczkiem w głowie każdej osoby w rodzinie.
-Nawet nie wiesz jak cudownie się czuję słysząc o tym, że udało Ci się zbudować cudowne życie. Nurtuje mnie tylko pytanie, dlaczego chcesz grzebać w przeszłości skoro masz cudowną teraźniejszość, a przyszłość kształtuje się w takich samych barwach.
-Nie oczekuje rodzicielskiej miłości, ale po prostu…chce wiedzieć skąd jestem. Mam kilka pytań do moich rodziców i naprawdę nie mam żadnych ukrytych pragnień. Nadal pamiętam, że mnie nie chcieli. Proszę…-spojrzałam na nią błagalnie opierając łokcie na biurku. Patrzyła na mnie dłuższą chwilę aż w końcu podniosła się ze skórzanego fotela i podeszła do wysokiego regały z wieloma szufladami. Bez zastanowienia otworzyła jedną z nich i wyjęła dużą, szarą teczkę.
-To wszystko, co mam. – Wytłumaczyła widząc moją minę. – Możesz to zabrać, ale jutro musisz mi to zwrócić. Zgoda?
-Dziękuje. Dziękuje. – Powiedziałam wzruszona biorąc teczkę do rąk. – Będę jutro. Dziękuje. – Podeszłam do niej obejmując ją mocno. Wsunęłam dokumenty do torebki i wyszłam z gabinetu. Na korytarzu przy oknie stał Ian i zawzięcie rozmawiał z kimś przez telefon.
-Nie zmienię decyzji. Zrozum. Ma być tak jak powiedziałem i nie życzę sobie większej ingerencji w tę sprawę. – Burknął odwracając się w moją stronę. – Muszę kończyć, na razie. – Schował telefon do kieszeni podchodząc do mnie. – Wybacz. Nie ma mnie w firmie i wszyscy wariują. Jak poszło?
-Mam dwadzieścia cztery godziny, aby dowiedzieć się czegokolwiek o mojej rodzinie. – Powiedziałam wyciągając z torebki teczkę.

***

-Na tę chwilę mamy adres szpitala, w którym się urodziłaś i w sumie, to wszystko, co może się przydać. – Powiedział Ian podciągając rękawy od swojego czarnego swetra.
-Myślisz, że to wystarczy? – Zapytałam zrezygnowana podciągając kolana pod brodę.
-Miejmy nadzieję. – Uśmiechnął się zerkając na mnie. – Chcesz dziś spróbować tam pojechać?
-Nie. – Odparłam. – Jestem już tym zmęczona. Jutro to załatwimy.
-Dobrze. – Odpowiedział segregując dokumenty.
-Dziękuje. – Powiedziałam wsuwając dłoń pod jego sweter i gładząc plecy. – To naprawdę dużo dla mnie znaczy i cieszę się, że jesteś przy mnie.
-Daj spokój, nie ma za co dziękować.
-Dziękuje i tak. – Podniosłam się i pocałowałam go w policzek kładąc głowę na jego ramieniu. Zamruczał cicho opierając się i mocniej mnie do siebie przytulając. Oparłam głowę o jego tors i objęłam go w pasie.
-Wiesz…-zaczął.-Teraz, kiedy myślę sobie o tym, że mój brat próbował Cię pocałować i prawdopodobnie żywi do Ciebie podobne uczucia jak ja czuję się wyjątkowo dziwnie. Przywołuje w pamięci dzień, w którym zobaczyłem Cię po raz pierwszy na lotnisku i przypominam sobie, że już w tym momencie Chace wziął Cię na swój cel.
-Ty na dzień dobry mnie skreśliłeś?
-Nie. Tak. Nie wiem. Może. – Zaśmiał się opierając brodę o moją głowę. – Nie sądziłem, że zakocham się znowu. Nie chciałem nikogo w życiu, przecież wiesz. To wszystko jest dla mnie nowe. Wiem jak być ojcem czy mężem, ale naprawdę nie pamiętam jak to jest być chłopakiem.
-Hej. – Podniosłam głowę patrząc na niego. – Świetnie Ci idzie. – Zaśmiałam się gładząc jego policzek.
-Dziękuje za docenienie, miód na moje serce. – Odwzajemnił mój śmiech muskając moje usta. Położyłam ponownie głowę na jego torsie i wtuliłam się bardziej.
-Nie będę kłamać, bo chce być szczera. Pochlebia mi to, że dwóch przystojnych braci zawiesiło na mnie oko, ale jednak najbardziej podnieca mnie fakt, że to akurat Ty mnie właśnie tulisz. Uwielbiam Chacea, jest cudownym przyjacielem, nie zawiodłam się na nim w potrzebie, ale to wciąż mój przyjaciel. Tak jak Ty wybrałeś mnie, tak ja wybrałam Ciebie. Pamiętaj o tym, bo wiem, że przyjdzie taki moment, że zwątpisz we mnie. Mignie Ci coś przez myśl i prawdopodobnie to nas poróżni, ale pamiętaj o tym, że wybrałam Ciebie, dobrze? – Spojrzałam na niego.
-Dobrze. – Spojrzał na mnie z czułością. – Nie wiesz o tym, ale im więcej czasu zaczęliśmy spędzać ze sobą tym moja fascynacja wobec Ciebie rosła. Podziwiałem to, że jesteś taka energiczna, taka wesoła i optymistyczna. Wprowadziłaś do mojego domu radość, ciepłość i miłość. Byłaś i oczywiście nadal jesteś moim przewodnikiem i guru. Czerpałem od Ciebie energie na całe dnie. Właśnie to mnie w Tobie urzekło. Marzycielka stąpająca twardo po ziemi. Nieuleczalna romantyczka z dzikością wypisaną na twarzy. Oaza spokoju tryskająca energią. Tyle paradoksów. Jedna osoba. To było dla mnie naprawdę fascynujące, bo nigdy nie poznałem nikogo takiego jak Ty. Oczarowałaś mnie od razu.
-O tak, pamiętam jak powiedziałeś, że zostanę Twoją żoną. – Zachichotałam. – Ty też zrobiłeś na mnie wrażenie. Ogromne. Pamiętasz jak jedliśmy pierwszą kolację, kiedy tylko przyleciałam? Byłeś takim dżentelmenem. Nienaganny wygląd, nonszalancki uśmiech i oczy, tak hipnotyzujące, że ciężko było mi się powstrzymać przed wpatrywaniem się w Ciebie. Kiedy mówiłeś miałam ochotę słuchać Cię godzinami. Twój głos działał na mnie kojąco, a Twoja mądrość łechtała moją duszę. Imponowałeś mi tym wszystkim, co osiągnąłeś, tym imperium, które masz pod sobą, a przede wszystkim imponowałeś mi miłością do dzieci. Mnie oczarowałeś właśnie tym. Dobrym sercem i uczuciem wylewającym się z Ciebie kielichami. Byłeś i jesteś dla mnie bohaterem.
-Chyba dobrze do siebie pasujemy, nie sądzisz? – Rzucił żartem całując moje włosy.
-O tak, z całą pewnością, pasujemy do siebie idealnie. - Odparłam zamykając oczy. –Idealnie.

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

28.

1 grudnia.

Wszedłem po cichu do domu, w którym panował totalny spokój. Miałem przylecieć jutro, ale sprawy załatwiłem wyjątkowo szybko i już wczesnym rankiem miałem samolot do Nowego Yorku. Odstawiłem walizkę pod ścianę, odwiesiłem kurtkę na wieszak i zdjąłem buty. Rozejrzałem się po domu, ale nikogo nie zastałem. Wszedłem po schodach na piętro zerkając na ścienny zegar – piętnaście minut po ósmej. Drzwi do sypialni Julii były uchylone, a gdy zajrzałem głębiej ujrzałem brunetkę smacznie śpiącą. Uśmiechnąłem się pod nosem, ściągnąłem bluzę wraz z koszulką i w spodniach od dresu położyłem się obok niej. Mruknęła coś przez sen delikatnie się poruszając. Pocałowałem ją w ramie i przyciągnąłem do siebie mocniej. Wtuliłem twarz w jej gęste włosy i nawet nie wiem, kiedy usnąłem.

***

Przebudziłem się czując jak Julia przekręca się na plecy. Otworzyłem leniwie oczy patrząc na nią jak w najbardziej słodki sposób przeciąga się ziewając.
-Ian? – Spojrzała na mnie przecierając oczy. – Co Ty tu robisz?
-Spałem, ale mnie obudziłaś. – Zaśmiałem się odgarniając jej włosy z czoła. – Dzień dobry ślicznotko. – Musnąłem jej usta gładząc kciukiem policzek.
-Miałeś być jutro.
-Jednak wróciłem dziś, do jutra bym bez Ciebie nie wytrzymał. – Puściłem jej oczko. Uśmiechnęła się szerzej i okryła bardziej kołdrą. – Zdziwiłem się, że śpisz o tej porze.
-Emma zabrała dzieciaki do szkoły, ja miałam nad ranem gorączkę, dlatego spałam. – Wyjaśniłam przekręcając się na bok. – Załatwiłeś wszystko?
-Owszem. – Podparłem głowę na dłoni, a drugą położyłem na jej biodrze. –Dobrze się już czujesz?-Zapytałem zaniepokojony patrząc na nią uważnie.
-Tak, dobrze. – Uśmiechnęła się.
- Mam dla Ciebie dobrą wiadomość. Polecimy do Wielkiej Brytanii jeszcze w tym roku, dokładniej dziś wieczorem.
-Co? Jak to? – Otworzyła szerzej oczy jeżdżąc palcami po moim torsie.
-Musze załatwić tam kilka spraw odnośnie kontraktu, który podpisałem wczoraj. Transakcja wiązana. – Położyłem się na plecach przyciągając ją do siebie. Oparła niepewnie głowę o moją klatkę piersiową i położyła dłoń na moim brzuchu. – Nie cieszysz się?
-Jestem w szoku. – Szepnęła. – Możliwe, że jutro albo pojutrze dowiem się czegoś o swoich rodzicach, nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy.
-Domyślam się. – Pocałowałem ją w głowę. – Tęskniłaś? – Zapytałem po chwili milczenia gładząc jej ramię.
-Tylko troszkę. – Odpowiedziała kręcąc kółeczka wokół moich sutków. Zaśmiałem się słysząc jej odpowiedź i mocniej ją przytuliłem. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz czułem taką radość na widok kogokolwiek i czegokolwiek. Oddychała cicho wtulając się we mnie, a zapach jej szamponu do włosów drażnił moje nozdrza. Brakowało mi jej zapachu, jej ciała i cichego śmiechu.
-Pójdę zrobić śniadanie. – Podniosła się na łokciu patrząc na mnie. Zapatrzyłem się w jej zielono niebieskie oczy i mimowolnie się uśmiechałem. Spuściła wzrok tak jakby krępowało ją moje spojrzenie, a chwilę potem nieśmiało pocałowała moje usta. Objąłem ją w pasie, a drugą rękę wczesałem w jej włosy na wysokości karku. Odwzajemniałem jej delikatną pieszczotę z równym zaangażowaniem. Oderwała się ode mnie po chwili uśmiechając się szeroko – zupełnie tak jak za pierwszym razem, kiedy ją pocałowałem.
-Nie jestem głodny. – Uśmiechnąłem się zadziornie kładąc ją pod siebie. Uśmiechała się niewinnie patrząc na mnie. Nie mogłem wyjść z podziwu, jaka była śliczna. Młoda. Beztroska. Niewinna. Anioł. Piękne, gęste rzęsy rzucające cień na jej policzki. Pełne, gładkie usta. Zgrabny, mały nos. Duże, czarujące oczy i uśmiech, który roztapiał moje serce.
-Kocham Cię. – Szepnąłem patrząc na nią z góry. Uśmiechnęła się w sposób, którego nie umiem opisać słowami. Objęła w swoje delikatne jak aksamit dłonie moją twarz i w odpowiedzi po prostu mnie pocałowała, oczywiście w jeden z tych idealnych sposób. Idealnych jak ona.

***

Przebudziłam się nagle wyrwana ze snu. Rozejrzałam się zdenerwowana po pomieszczeniu i dopiero po chwili się uspokoiłam. Miałam na pewno jakiś zły sen, ale niestety nic nie byłam sobie w stanie przypomnieć. Wysunęłam się spod kołdry zakładając na siebie szybko bokserki oraz koszulkę Iana, która leżała na fotelu. Zbiegłam po schodach i dopiero po chwili usłyszałam jak ktoś, zapewne Ian krząta się po kuchni. Stanęłam w progu i obserwowałam każdy jego ruch. Uśmiechnęłam się widząc go do połowy ubranego i nucącego melodie z radia pod nosem. Podeszłam na palcach do niego i przytuliłam się do jego ciepłych, umięśnionych pleców.
-Zawsze będziesz tak znikał po seksie? – Mruknęłam opierając głowę o jego łopatkę.
-Tylko czasami. – Zaśmiał się. – Bekon, jajka i tosty. Co Ty na to?
-Brzmi pysznie. – Pocałowałam go w ramie i usiadłam przy wysepce. –Wiesz, poznałam podczas Twojej nieobecności chłopaka Becky.
-Naprawdę? – Spojrzał na mnie stawiając przede mną filiżankę. – Jak wrażenia?
-Pozytywne. Miły chłopak, mądry, bystry, dojrzały i szaleńczo zakochany w Twojej córce. – Uśmiechnęłam się upijając łyk kawy.
-Jak ja w Tobie? – Pochylił się całując moje usta.
-Możliwe. – Zaśmiałam się. – Myślę, że go polubisz. W sumie to mam taką nadzieję, zupełnie jak Bec.
-Wiesz…niecodziennie jest się w sytuacji poznawania chłopaka swojej nastoletniej córki. Powiem więcej, mam świadomość, że to może potrwać tylko jakiś czas, w końcu ona ma dopiero szesnaście lat.
-Rebecca jak na swój wiek jest naprawdę bardzo dojrzała. – Odparłam obracając do dłoniach filiżankę.- Trochę więcej wiary w nią i jej uczucia. Przyda Ci się większa dawka zrozumienia, kiedy poznasz Alexa.
-Większa dawka zrozumienia? – Postawił przede mną talerz. – Co mam przez to zrozumieć?
-Nie będziesz się wściekał?
-Będę jak zaraz mi nie powiesz. – Usiadł obok mnie. – Więc?
-On ma dwadzieścia trzy lata. – Odpowiedziałam patrząc przed siebie.
-Słucham? Żartujesz? On mógłby być Twoim chłopakiem!
-Niestety Ty nim jesteś, a on jest chłopakiem Bec. – Zaśmiałam się. – Powinieneś się cieszyć. Jest dojrzały fizycznie i emocjonalnie, a więc prawdopodobieństwo skrzywdzenia Bec w jakikolwiek sposób maleje z minuty na minutę. On naprawdę nie widzi poza nią świata. Daj mu szansę, chociaż na poznanie siebie. – Położyłam rękę na jego udzie uśmiechając się delikatnie.
-Dobrze, postaram się. – Pocałował mnie w policzek i wrócił do jedzenia śniadania. – Muszę pojechać do firmy, a po drodze wstąpię po dzieci i moją mamę, obiecała przypilnować ich pod naszą nieobecność.
-Dobrze, ale Belle i Sebastian mają zajęcia do piętnastej trzydzieści, a Bec zapewne będzie u Twojej mamy, miała jej w czymś pomóc.
-Wyrobie się. – Odparł. – Spakuj się w między czasie, wyjeżdżamy dziś a samolot powrotny mamy w nocy z czwartego na piątego.
-Co mam ze sobą zabrać? – Zapytałam dopijając kawę. – Nie mam pojęcia, jaka jest tam pogoda, to śmieszne biorąc pod uwagę, że spędziłam tam osiemnaście lat.
- Deszczowo i zimno, a więc ciepłe ubrania weź chociaż możesz także wziąć jakąś sukienkę, skoczymy na kolację, hm?
-Dobrze. – Uśmiechnęłam się wstając. – Może będziemy mieli co świętować. – Dodałam cicho chowając naczynia do zmywarki.
-Niezależnie od tego, co się wydarzy, każdy nasz wspólny dzień podlega świętowaniu. – Puścił mi oczko. Uśmiechnęłam się i bez słowa wróciłam do sprzątania.
-Skarbie. – Podszedł do mnie i jednym ruchem przyciągnął mnie do siebie. –Czym się martwisz? – Zapytał opierając się o szafkę i trzymając dłonie na moich pośladkach.
-Sama nie wiem. – Odparłam cicho kładąc dłonie na jego torsie. – Boję się, że nie znajdę nikogo. Żadnej osoby, która jest ze mną spokrewniona. Boję się, że wrócimy tutaj za kilka dni z niczym, zupełnie z pustymi rękoma. Rozumiesz?
-Rozumiem, ale będziesz miała świadomość, że próbowałaś. – Pocałował mnie w czoło przytulając do siebie. – Pamiętaj, że tutaj także masz rodzinę. Mnie. Dzieci. Moją mamę. Siostrę. Brata i całą resztę.
-Pamiętam. – Szepnęłam. – Pamiętam.

***

Siedziałem w firmie przeglądając i podpisując masę papierów, które zebrały się pod moją nieobecność. Na czas mojej podroży do Wielkiej Brytanii muszę dać swoje pełnomocnictwo bratu lub Candice, bo po powrocie w poniedziałek nie uda mi się nawet wejść do biura przez nadmiar papierów. Wcisnąłem jeden guzik w telefonie tym samym przywołując blondynkę do mojego biura.
-Potrzebowałeś mnie? – Weszła do środka poprawiając grzywkę.
-Tak. Napisze pełnomocnictwo, które przekażesz jutro mojemu bratu.
-Pełnomocnictwo?
-Tak, na podpisywanie dokumentów. Ja dziś wyjeżdżam i wrócę do pracy dopiero w poniedziałek, a nie chce się zasypać tymi papierami.
-Gdzie wyjeżdżasz? – Zapytała podchodząc bliżej biurka.
-Lecę dziś z Julią do Wielkiej Brytanii.
-Julią? – Spojrzała otwierając szeroko oczy. – Myślałam, że…
-Co myślałaś? – Spojrzałem na nią nie rozumiejąc jej zachowania.
-Sądziłam, że pozbyłeś się jej z życia po tych wszystkich nowinkach, które wyciekły w ostatnim czasie.
-Skąd o tym wiesz? – Zapytałem odkładając teczki i wstając od biurka.
-Plotki się szybko rozchodzą. – Uśmiechnęła się delikatnie.
-Kłamiesz. O tej sytuacji wie tylko moja najbliższa rodzina. Nikt by Ci o tym nie powiedział…- zawiesiłem się łącząc fakty. – To ty…
-Co ja?
-Ty wysłałaś mi te dokumenty. – Spojrzałem na nią.
-Nie wiem, o jakich dokumentach mówisz. – Odparła spuszczając szybko wzrok i biorąc do ręki teczki.
-Doskonale wiesz. Ty wysłałaś mi te wszystkie dokumenty dotyczące przeszłości Julii, prawda? Dlaczego?
-Okej, to byłam ja. -  Usiadła na fotelu wyjątkowo zadowolona z siebie. – Chroniłam Cię. Twoje życie. Firmę. Nie można jej ufać.
-Prosiłem Cię o to? – Oparłem się zdenerwowany o biurko, ale nie dałem jej możliwości odpowiedzi. – Kim Ty jesteś żeby mieszać się w moje życie. Ufałem Ci!
-Możesz ufać nadal…-wtrąciła się. – Ian, zrobiłam to dla Ciebie. Świata nie widziałeś poza nią. Wiecznie Julia to, Julia tamto. Miała nawet wpływ na projekty, które ja robiłam. Wiesz jak się czułam? Fatalnie. Wpuściłeś ją w nasz świat bez żadnego zabezpieczenia i widzisz, kogo wpuściłeś?
-Ja nadal nie widzę po za nią świata. – Odpowiedziałem spokojnie. – Wyjaśniliśmy sobie wszystko i jesteśmy razem. I wiesz czego żałuję? Tego, że Ci zaufałem, bo gdybyś naprawdę się o mnie troszczyła nie wysłałabyś mi tego anonimowo pocztą.
-Nie chciałam widzieć jak cierpisz…
-Może po prostu zabrakło Ci odwagi, ale mam nadzieję, że zdobędziesz się na nią na rozmowie o pracę.
-Rozmowa o pracę?
-Tak. Zacznij szukać, bo w tej chwili jesteś zwolniona. Jutro możesz odebrać swoje dokumenty. – Powiedziałem siadając za biurkiem.
-Żartujesz?
-Wyglądam jakbym się śmiał? To tyle, żegnam.
-Ian, proszę…
-Do widzenia albo zadzwonię po ochronę. – Rzuciłem krótko podnosząc słuchawkę od telefonu. Wpatrywała się we mnie jeszcze przez chwilę aż w końcu czerwona ze złości opuściła mój gabinet.

***

-Wszystko masz? – Zapytałem widząc schodzącą Julię po schodach.
-Tak myślę. – Uśmiechnęła się niepewnie.
-Niuniu, będziesz tęsknić? – Zapytała Bells przytulając się do jej nóg.
-Oczywiście królewno. – Uśmiechnęła się szeroko kucając przy niej. – Przywiozę Ci coś, zgoda?
-Zgoda. – Pocałowała ją w policzek ponownie przytulając.
-Ja poproszę jakąś piękną sukienkę. – Zaśmiała się Bec podchodząc do nas.
-Jeszcze jakieś życzenia?  - Zaśmiałem się obejmując ją ramieniem.
-Buty i torebka do sukienki? – Uśmiechnęła się szeroko całując mnie w policzek.
-Dla mnie słodycze. – Krzyknął Sebastian z salonu zapatrzony w telewizor.
-Nie przyjdziesz się pożegnać? – Skarciła go Bec.
-Nie wyjeżdżają na koniec świata, bez przesady.
-Kochany jak zawsze. – Zaśmiała się Julia. – Kupię Ci sukienkę. – Puściła oczko do Bec całując ją w policzek.
-Taksówka już jest. – Powiedziałem wyglądając przez okno. – Bądźcie grzeczni i nie dokuczajcie babci. – Pocałowałem Bec w czoło. – Rozumiemy się? – Kucnąłem obok Bell.
-Oczywiście tatko, jasne jak słońce! – Rzuciła mi się na szyję.
-Wszystko ok? – Zapytała Julia idąc do taksówki. – Odkąd wróciłeś jesteś spięty.
-Miałem ciężki dzień w pracy. – Odparłem wkładając walizki do bagażniki. – Zmęczony jestem.
-Rozumiem. – Uśmiechnęła się i bez zbędnych słów wsiadła do samochodu.