niedziela, 23 października 2016

38.

22 grudnia.

Siedziałam na kanapie w towarzystwie dzieciaków i pijąc kakao oglądaliśmy wspólnie telewizję przegryzając korzenne ciasteczka. Ian oczywiście musiał pojechać pilnie do firmy i nasze świąteczne zakupy zostały przełożone na popołudnie, późne popołudnie. Oczywiście, że byłam zła, bo zaczynało mnie już to męczyć. Ciągle coś mu wyskakiwało i w efekcie nasze plany zawsze musiały zostać przesunięte. Wiem, że taką ma prace. Wiem, że na to się pisałam, ale czasami powinien zrzucić z tonu, jak nie dla mnie to dla dzieci czy też własnego zdrowia.
-Wiesz, co, myślałam żeby założyć na święta piękną sukienkę, którą widziałam na wystawie w galerii.
-W czym problem? - Zapytałam patrząc na nią. -Skończyło Ci się kieszonkowe i nie masz już pieniędzy?
-Dokładnie. - Zaśmiała się. - Pożyczysz mi? Oddam jak uzbieram, obiecuję.
-Daj spokój, żadnego pożyczania. Dam Ci te pieniądze albo jak chcesz to Ci ją od razu dziś kupie jak tam będę. - Uśmiechnęłam się.
-Naprawdę? Jesteś kochana! Pokaże Ci potem zdjęcie. - Odparła zadowolona. - Kiedy poznamy Twoją siostrę?
-Też chciałabym wiedzieć. - Westchnęłam. - Jest nieugięta, jeśli chodzi o przyjazd tutaj, czasami mam wrażenie jakby w ogóle nie chciała mieć ze mną kontaktu. - Powiedziałam smutno obracając w dłoni telefon.
-Jest pewnie trochę zagubiona, ale nie martw się, w końcu jej przejdzie. Potrzebuje tylko czasu, trochę więcej niż przewidujesz.
-Tak myślisz?
-Owszem. - Odparła pewnie patrząc ponownie na telewizję.
-Co dziś na obiad robimy? - Zapytałam na głos patrząc po dzieciakach.
-Naleśniki! - Pisnęła Bells. - Z dżemem, nutellą i bananami! - Dodała żwawo aż w odpowiedzi za wiwatowały jej psy.

***

-Jestem! - Usłyszałam z przedpokoju, kiedy po obiedzie sprzątałam w kuchni.
-Brawo, tylko 4 godziny spóźnienia, to chyba Twój najkrótszy dystans. - Powiedziałam chłodno chowając talerze.
-Przepraszam, wiem, że nawaliłem, ale nie mogłem się wyrwać wcześnie. - Podszedł do mnie i chciał mnie pocałować, ale odsunęłam twarz. - Kotku...
-Naleśniki masz na stole, zjesz, z czym będziesz chciał. - Rzuciłam szmatkę na blat i wymijając go bez słowa poszłam do piwnicy złożyć pranie. Pół godziny później przyszedł Ian z wymalowaną skruchą na twarzy.
-Gdzie są dzieci? - Zapytał cicho schodząc niepewnie po schodach.
-Twoja mama zabrała je do kina i na pizzę. - Odpowiedziałam nie patrząc na niego.
-Bardzo jesteś zła? - Podszedł stając w bezpiecznej odległości. Nie odpowiedziałam.-Julio...Wiem, że schrzaniłem, ale nie cierpię myśli, że się gniewasz. - Dotknął moich ramion podchodząc bliżej.
-Ian, jestem zajęta. - Mruknęłam wyswobadzając się z jego uścisku.
-Kochanie...
-Nie, Ian. Nie będziesz znowu załagadzał sprawy jednym, słodkim słówkiem. Mam tego dość, jestem zmęczona wiecznym czekaniem na Ciebie. Jestem zmęczona wiecznym zmienianiem planów, bo Ty znowu nawaliłeś. Rozumiesz? Jeżeli nie chcesz zrywać się z pracy dla mnie, spoko. Masz jeszcze dzieci, które też chciałyby spędzić z Tobą czas. Trójkę wspaniałych dzieci, które są chore na Twoim punkcie. Może warto się zatrzymać, chociaż na chwilę?
-Ja...
-Daruj sobie Ian, naprawdę. - Mruknęłam zabierając ubrania i wychodząc z pomieszczenia. Poszłam prosto do garderoby na piętrze, która potrzebowała jeszcze trochę czasu, aby być w pełni ładnie i funkcjonalnie zapełniona. Po kolejnych minutach zeszłam na dół i chciałam uniknąć Iana siedzącego w salonie.
-Moja mama dzwoniła, że dzieci zostając u niej na noc. Robi sobie wieczór z wnukami i dziewczynki Emmy też będą, prosiła tylko żebyśmy podrzucili im piżamy i ubrania.
-Spoko. Zaraz zawiozę. - Powiedziałam idąc do sypialni.
-Nie jedziemy na zakupy?
-Mieliśmy jechać trzy godziny temu, jutro pojadę sama.
-Nie bądź taka. - Krzyknął za mną, gdy zniknęłam za drzwiami.
-Jaka?
-Naprawdę mi przykro. Mam urwanie głowy w pracy, do tego ten projekt w Karolinie, koniec roku, podatki. Cała masa spraw.
-A ja? Kiedy poświęciłeś mi chwile uwagi? Kiedy się ostatnio kochaliśmy? Od przyjęcia w pracy widuje Cię przelotnie. Dzieci praktycznie wcale. Nie rozumiesz?
-Rozumiem.- Szepnął wstając. - Przepraszam, naprawdę. - Podszedł do mnie łapiąc moją twarz w swoje dłonie. - Wybaczysz mi?
-Mam wyjście? - Spojrzałam na niego. - Mieszkamy pod jednym dachem.
-Kocham Cię moja przepiękna złośnico i z racji tego, że nie ma dziś dzieci, nie spuszczę z Ciebie oka. Dzisiejszy wieczór i całą noc jestem do Twojej dyspozycji.
-Naprawdę?
-Oczywiście. - Pocałował mnie unosząc ponad ziemię.
-Co Ty robisz?
-Sama mówiłaś, że dawno się nie kochaliśmy. Muszę to szybko naprawić. - Zamruczał przegryzając moją wargę.

***

-Dobra, więc teraz taki duet George Clooney z grzybicą czy Brad Pitt z próchnicą?
-Żartujesz? - Śmiałam się krojąc paprykę. Z racji tego, że mój ukochany postanowił zamknąć swój domowy gabinet na klucz i poświęcić mi wieczór ustaliliśmy, że przygotujemy wspólną kolację. - Chyba wybiorę Clooneya. - Powiedziałam zrezygnowana.
-O fu, z grzybem? - Skrzywił się krojąc obok mnie pomidory.
-No założyłabym mu skarpetki i było ok, a próchnice bym dotykała językiem całując się z nim. Chyba nie pozostawiłeś mi wyboru! - Śmiałam się szturchając go biodrem. - Britney Spears bez jednego cycka czy Christina Aguilera z przerośniętymi wargami sromowymi?
-Co Ty masz w głowie? - Śmiał się na głos opierając o blat. - Serio? - Spoważniał po chwili.
-Serio, serio. Nie mam dla Ciebie litości.
-Christina Aguilera.
-O fu, jesteś chory! Taka wielka cipke byś wpuścił do łóżka? Boże, z kim ja żyje.
-Wiesz jak lubię cycuszki. - Śmiał się wycierając dłonie w ręcznik. - Ale wiesz, co? - Zapytał stając za mną.
-No, co? Już niczym się nie wybronisz, nie próbuj...
-Dobrze, że Twoje cycuszki są dwa, a cipka jak najbardziej w porządku. - Zaśmiał się całując mnie w szyję. Parsknęłam śmiechem uderzając go lekko tyłkiem.
-I tak jesteś chory, do tego maksymalnie sprośny. - Zachichotałam, kiedy gryzł moje ucho. - Wyjmiesz z zamrażalki krewetki?
-Oczywiście moja szefowo. - Uśmiechnął się podchodząc do lodówki. - Pojedziemy jutro na zakupy?
-Przecież i tak będziesz w pracy.
-Nie będę, wezmę sobie wolne do świąt, miałaś rację. - Powiedział kładąc opakowanie krewetek na stole. - Muszę poświęcić wam trochę czasu, bo inaczej mnie znienawidzicie, a jeszcze nie daj boże mi uciekniesz do innego.
-Nie martw się. - Odparłam pewnie. - Gdzie ja znajdę drugiego takiego naiwnego? - Zaśmiałam się całując jego usta.

__

Zanudzę Was tą sielanką, ale....musicie to przecierpieć :>