środa, 4 maja 2016

11.

31 październik.

Sobotni poranek, a ja zamiast w łóżku od ósmej godziny jestem na nogach. Dziś upragniony dzień dzieci jak i dorosłych. Halloween. W domu od rana panuje lekka i wesoła atmosfera. Wyjątkowo Ian postanowił zrobić sobie wolne i razem z Sebastianem pojechał z rana po najlepsze dynie. Ja z dziewczynami po zjedzonym śniadaniu wzięłyśmy się za dekorowanie domu. Ubrana w niebiesko biały dres dekorowałam akurat ogród przed domem. Świecące, straszne nagrobki zdobiły idealny trawnik. Dodatkowo kilka figurek duchów, porozrzucane kości i liczne sztuczne dynie. Na werandzie przed domem zawisnął okropny i naprawdę przerażający wisielec.
-Cukierek albo psikus. – Ktoś złapał mnie w pasie. Wystraszyłam się niemiłosiernie upuszczając gumowego kościotrupa.
-Jesteś głupim kretynem Somerhalder. – Warknęłam odwracając się i widząc uśmiechniętego Chacea.
-Mi także miło Cię widzieć, dzień dobry. – Zaśmiał się całując mnie w policzek.
-Spadaj. – Burknęłam wieszając kościotrupa na drzwiach. – Twojego brata nie ma.
-Wiem, ale mam na niego poczekać. – Wytłumaczył. – Nie jest Ci zimno w samym dresie?
-Już nie, bo ktoś mnie tak wystraszył, że nagle poczułam się jak na plaży w Miami. – Zmrużyłam oczy rozstawiając na balustradzie dynie, pająki, kościotrupy i nietoperze. – Dobrze to wygląda? – Zapytałam zerkając w kierunku ogrodu przed domem.
-Nieźle. Jeszcze tylko palące się dynie i będzie cudownie. – Zaśmiał się. – Kostium kupiony na dzisiejszy wieczór?
-Owszem, a Ty kupiłeś?
-Ba, już mam od dwóch tygodni. – Śmiał się. – Chodź do domu, bo się przeziębisz. – Powiedział otwierając przede mną drzwi.
-Cześć wujek. – Powiedziała Becky w korytarzu rozwieszając sztuczne pajęczyny.
-Wujek! – Krzyknęła Bells biegnąc w jego stronę. – Wiesz za co będę przebrana? – Zapytała obejmując go w szyi, kiedy Chace wziął ją na ręce.
-Księżniczka? – Uśmiechnął się idąc z nią w stronę salonu po drodze całując Becky w policzek.
-Będę świecącym kościotrupem! – Krzyknęła podnosząc ręce w górę.
-Ona się bardziej cieszy na ten kostium niż na cukierki. – Zaśmiała się blondynka. – Jak to wygląda? – Zapytała zerkając na pajęczyny.
-Całkiem, całkiem. Jeszcze doczepić te małe pajączki i porozstawiać te duże, białe świece. Będzie super klimatycznie. – Puściłam jej oczko. – Zaraz biorę się za przygotowywanie kolacji. Wiesz, że Twój ojciec zamówił specjalne sushi w różnych, halloweenowych kształtach?
-Nie dziwi mnie to ani trochę. – Śmiała się wieszając pajączki. – Mamy nawet specjalne naczynia na Halloween, w piwnicy. Przyniosę je jak będę schodziła po resztę ozdób.
-Naczynia? – Spojrzałam na nią ze śmiechem.
-Są kapitalne. Jeszcze nie wiesz jakie tam są rzeczy do wystroju jadalni. – Odparła również się śmiejąc – Gdzie są te świece?
-W piwnicy, wszystko jest w piwnicy związane z dzisiejszym wieczorem. Lecę do kuchni opracować plan działania. – Powiedziałam idąc do kuchni. Usiadłam przy kuchennej wysepce i przeglądałam internet w poszukiwaniu wszelkiej inspiracji.
-Skończyłaś dekorowanie? – Zapytał Chace wchodząc do kuchni i wyciągając z lodówki sok.
-Becky ma dokończyć, ja teraz muszę zając się przygotowaniem jedzenia.
-O tak, dużo jedzenia, bardzo dużo jedzenia. – Śmiał się pochylając nade mną i zaglądając w telefon. – Palce wiedźmy? – Śmiał się. – No nie wiem…
-Chyba jednak daruje sobie internet i sama coś wymyśle. – Śmiałam się odkładając telefon.

***

Pomimo tego, że goście zostali zaproszeni na dwudziestą już o dziewiętnastej jadalnia była przygotowana na ich przyjęcie. Becky nie żartowała co do naczyń – szklanki, talerze, a nawet sztućce były ozdobione krwawo i klimatycznie. Między kolorowymi przystawkami porozrzucane były przeróżne drobiazgi – pajączki, kostki, nietoperze. Czarne balowy wisiały pod sufitem nadając pomieszczeniu ciemną poświatę. Co do alkoholi także zaszalałam – w plastikowych kieliszkach przygotowałam różnokolorowe galaretkowe shoty, a dodatkowo takimi samymi shotami napełniłam duże szczykawki, które kupiłam na zakupach z Bec. Całość domu prezentowała się znakomicie. Dzieciaki już od osiemnastej biegają po domach zbierając słodycze, a siostra Iana zaoferowała się, że zawiezie dziewczyny do swojego mieszkania, a pozostałą trójkę do swojej mamy. Nie pozostało mi nic innego jak spokojnie przygotować się do wieczornej zabawy. Wyjęłam z foli delikatnie kostium. Ślizgi i cudowny w dotyku materiał aż prosił się żeby dotknąć mojej skóry. Założyłam na siebie czarną bieliznę oraz pończochy dołączone do zestawu. Założyłam na siebie kostium i dopiero zauważyłam, że w jego skład wchodzi gorset zapinany z tyłu. Niech to szlag, jestem w domu tylko i wyłącznie z Ianem. Raz się żyję. Zeszłam szybko na dół i zapukałam do drzwi.
-Proszę.
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale czy mógłby Pan zapiąć mój gorset? – Wychyliłam się zza drzwi, gdy Ian akurat zapinał białą koszulę z dziwnym żabotem z przodu.
-Oczywiście. – Odparł dopinając ostatni guzik. Odgarniając włosy z pleców odwróciłam się do niego tyłem.
-Czarownica? – Zaśmiał się.
-Wiedźma. – Poprawiłam. – Bec stwierdziła, że pasuję do mojego charakteru.
-Uuu, z tej strony Pani nie poznałem. – Zagwizdał ze śmiechem. – Gotowe.
-Jeszcze mnie Pan nie poznał. – Puściłam mu oczko idąc w stronę drzwi. – Dziękuję za pomoc.

***

Przebrany w Draculę otwierałem drzwi przed kolejnymi ludźmi. Paul i Pheobe byli ubrani za gnijącą parę młodą, Bonnie ubrana w długą, porwaną czarną suknie, z czarnym kapeluszem i wachlarzem zagościła w moich progach jako czarna wdowa. Kapitalna stylizacja. Daniel z Rachel postawili na diaboliczność, a Chace jak zawsze zaskoczył wszystkich – przebrał się za Voldemorta. Zamykając drzwi za swoją siostrę, która przebrała się za Laleczke Chucky zauważyłem jak po schodach schodzi Julia. Pomimo, że widziałem już jej kostium całość totalnie olśniewała. Na głowie miała czarną, gęstą perukę oraz stożkowy kapelusz. W dłoni, którą miała ukrytą w czarnej rękawiczce trzymała miotłę. Swoje pełne, ponętne usta podkreśliła ciemną prawie, że czarną pomadką.
-Wow. – Uśmiechnąłem się, kiedy stanęła obok mnie. – Zjawiskowy kostium.
-Dziękuje. Panu też całkiem do twarzy z kłami i sztuczną krwią. – Uśmiechnęła się poprawiając loki.
-Rasowa wiedźma. – Stwierdził Chace widząc brunetkę.
-Voldemort? Serio? – Śmiała się widząc mojego brata. – Chyba mam konkurencję w czarach.
-Konkurencję? Proszę Cię. Nie masz ze mną szans…-powiedział pewny siebie wywijając różdżką. Zaśmiałem się niedowierzając, że on naprawdę jest moim bratem.
-Chodźmy zjeść i się napić. Potem porzucacie na siebie jakieś czary. – powiedziałem prowadząc ich do jadalni. Rozmów, śmiechów, tańców i alkoholu nie było końca. Wszyscy rozmawiali ze sobą, opowiadali jakieś straszne historyjki, wspominali wcześniejsze zabawy i zakrapiali to ogromną ilością trunków. Wszyscy byli wstawieni. Niektórzy bardziej inni mniej. Nawet Julia, która zawsze stroniła od alkoholu teraz śmiała się głośno potykając o własne nogi. Komiczny widok biorąc pod uwagę, że miałem ją za osobę cichą i wstydliwą. Utrzymuje się tylko w przekonaniu, że panna Morrison ma kilka twarzy i z miłą chęcią ujrzałbym kolejne maski. Im więcej alkoholu w siebie wlewałem tym moja ochota na ściągnięcie z niej tej fioletowej sukieneczki wzrastała.
-Bawisz się w obserwatora? – Koło mnie stanęła czarna wdowa.
-Dlaczego tak myślisz? – Spojrzałem na przyjaciółkę przechylając kolejny kieliszek.
-Siedzisz tutaj, milczysz, pijesz i rozbierasz wzrokiem biedną, nieświadomą Julię.
-Aż tak to widać? – Zaśmiałem się podając jej kieliszek.
-Nie, ale znam się aż za dobrze, aby nie znać tego wzroku. Podoba się Ci się.
-Owszem, ale raczej pociąga mnie seksualnie. To tyle. – Wychyliłem shota odstawiając kieliszek.
-Jednym słowem masz ochotę ją spenetrować, ale nie masz zamiaru budzić się koło niej każdego dnia?
-Musisz być zaraz taka bezpośrednia? – Prychnąłem patrząc na nią.
-Raczej szczera. Nie rań jej. To dobra dziewczyna, nie wplątuj jej w te swoje seksualne gierki. – Powiedziała wypijając kieliszek.
-To ona bawi się mną. – Powiedziałem cicho patrząc przed siebie. Julia właśnie tańczyła z Paulem bliżej nieokreślony taniec świetnie się przy tym bawiąc. – Kokietuje mnie swoją osobą. Czynami. Słowami. Wzrokiem.
-Może po prostu Ty to tak odbierasz, a wcale tak nie jest?
-Może. – Odparłem wzdychając. – Jestem seksualnie sfrustrowany. Mam potężną ochotę zaciągnąć ją do łóżka.
-A ona tego chce?
-Nie wiem, ale myślę, że równie bardzo jak ja.
-Chcesz się bawić w seks bez zobowiązań?
-Nigdy nad tym nie myślałem. – Odparłem szczerze obserwują Julię.
-Pamiętaj, że coś bez zobowiązania zawsze w jakiś sposób zobowiązuje. – Poklepała mnie po ramieniu i bez słowa odeszła wtapiając się w tłum.

***

Zabawa była świetna. Wszyscy mieli szampański nastrój tańcząc wesoło i co rusz coś podjadając bądź popijając. Nie sądziłam, że złapie tak dobry kontakt z Emmą, Pheobe i Bonnie. Dziewczyny zdecydowanie dały mi do zrozumienia, że mnie lubią i zawsze mogę na nie liczyć. To miłe biorąc pod uwagę fakt, że nie mam tutaj żadnych znajomych. Zresztą nie tylko dziewczyny były cudowne – Paul pod przykrywką ważniaka i człowieka poważnego, bo w końcu takiego go poznałam ukrywał twarz totalnego dzieciaka. W głowie mu tylko psoty, żarciki i zabawa. Daniel i Rachel pojechali już do domu, a więc ekipa trochę się zmniejszyła. Z głośników leciały same największe hity podrywając wszystkich do tańca. Nikt nie siedział, każdy wyginał się na wszelaki sposób.
-Cudownie widzieć Panią tak uśmiechniętą. – Szepnął mi Ian na ucho tańcząc koło mnie.
-Świetnie się bawię. – Powiedziałam zerkając na niego. –Jednak stopy odmawiają mi posłuszeństwa.
-Nic dziwnego. Zalety wysokich butów. – Puścił mi oczko. – Świetnie Pani wygląda w tym kostiumie, nie mogę oderwać od Pani wzroku.
-Czy Pan mnie kokietuje, Panie Somerhalder? – Zaśmiałam się radośnie zarzucając ręce na jego szyję.
-Ja Panią? Nigdy. W końcu jestem Pani szefem. – Powiedział dumnie zadzierając głowę ku górze. Śmiałam się odrzucając głowę do tyłu. Od razu podtrzymał moje plecy kręcąc głową z uśmiechem. Tym razem to ja jestem tą bardziej wstawioną. W głowie kręci mi się niemiłosiernie, a muzyka dudni w uszach ze zdwojoną siłą.
-Przepraszam szanownego szefa na chwilę. Muszę do toalety, bo wiem Pan…-nachyliłam się do jego ucha. –Kobiety też siusiają. – Zachichotałam i uciekłam do łazienki. Załatwiłam potrzebę, zerknęłam na siebie w lustrze i wyszłam. Po drodze zaszłam do kuchni, aby napić się zimnej, orzeźwiającej wody. Akurat nalewałam ją do szklanki, gdy do kuchni wszedł Chace.
-A Ty, czemu się nie bawisz? – Zapytał z wyrzutem.
-Byłam siku, a Ty? – Zaśmiałam się upijając łyk.
-Nie pamiętam po co tu przyszedłem. – Schylił się ze śmiechu opierając dłonie na udach. On też zdecydowanie przekroczył dziś limit wypitego alkoholu. – Jak Ci się podoba zabawa? – Zagaił podchodząc i opierając się o wysepkę naprzeciwko mnie.
-Fantastycznie, ale już powoli łapie mnie zmęczenie. – Powiedziałam ziewając i ściągając łopatki. – Chyba zaraz udam się do łóżka.
-Jak na wiedźmę wyglądasz całkiem seksownie. – Zauważył patrząc na mnie od dołu do góry.
-Nie każda wiedźma jest straszydłem. – Zaśmiałam się odstawiając szklankę. – Pójdę się pożegnać i lecę do łóżka. – Powiedziałam przechodząc koło niego, kiedy jedną ręką złapał mnie w pasie przyciągając do siebie. – Co Ty robisz? – Śmiałam się kładąc ręce na jego klatce piersiowej.
-To co powinienem zrobić już dawno. – Szepnął, a chwilę potem pocałował namiętnie. Starałam się go odepchnąć, ale nie miałam wystarczająco siły. Odwzajemniłam pocałunek, ale nie czułam totalnie nic. Może tylko nutkę podniecenia, ale całując jego brata moje uczucia szalały. Oderwałam od niego usta, a potem się odsunęłam. Spojrzałam na niego zła. Wydawał się być tak bardzo zadowolony jakby co najmniej dokonał naukowego odkrycia, dupek.
-Dobranoc. – Powiedziałam szorstko wychodząc z kuchni. Przecisnęłam się przez znajomych dochodząc do Iana, który akurat rozmawiał z Pheobe. – Idę do łóżka już, dobranoc.
-Wszystko ok? – Spojrzał na mnie od razu łapiąc za rękę.
-Zmęczenie. – Uśmiechnęłam się całując jego, a potem Pheobe w policzek. Pożegnałam się jeszcze z każdą osobą w pomieszczeniu i poszłam na górę przechodząc akurat obok Chace. Minęłam go bez słowa. Rzuciłam się na swoje łóżko opadając totalnie z sił. Wzięłam do ręki swoją komórkę – na zegarku grubo po trzeciej. Może Sarah jeszcze nie śpi? Dzwonie do niej raz, a potem drugi jednak dopiero za trzecim razem słyszę jej głos po drugiej stronie.
-Coś się stało?
-Obudziłam Cię? – Zapytałam przekręcając się na plecy.
-Nie, jestem na domówce.
-Całowałam się jakiś czas temu z Ianem. Ba, dziś jego brat mnie pocałował. Czy to jest dziwne?
-No co Ty gadasz! Całowałaś się z Ianem? Jak było? – Zapytała podekscytowana czekając na pikantne szczegóły.
-Fajnie. – Odpowiedziałam krótko zawstydzając się.
-Tylko tyle?
-Słuchaj, gdyby nie to, że Bells się obudziła na bank wylądowałabym w jego łóżku. Starczy Ci? – Powiedziałam poirytowana ściągając pończochy. – Nie to jest najważniejsze. Czuję się źle wobec Iana i Chacea.
-Stara, ale masz rwanie. Na mnie tylko leci księgowy, który jest o k r o p n y!
-Rwanie? Proszę Cię. Czuję się dziwnie w towarzystwie swojego szefa, a teraz będę czuła się jeszcze dziwniej, kiedy dołączy jego brat. Co ja mam zrobić Sarah? – Zapytałam błagalnie. Cholerny gorset, kto wymyślił coś tak skomplikowanego?
-Szczerze? Olej to. Sprawy same się ułożą, zobaczysz. Pogadamy jak przylecę, wracam do gości, bo się ktoś do łazienki dobija. Poradzisz sobie?
-Szybciej poradzę sobie z tą sytuacją niż z tym przeklętym gorsetem. Leć i baw się dobrze, kocham Cię. Buźka. – Rozłączyłam się rzucając telefon na łóżko. Jeszcze chwilę pomocowałam się z kostiumem, aż w końcu poczułam wolność. Rzuciłam wszystko na krzesło, założyłam na siebie zwykłą koszulkę i rzuciłam się do łóżka. Kręciłam się z boku na bok nie mogąc zasnąć. Ostatnie wydarzenia zaprzątały mi głowę. Myślałam nad tym, czego chcę od życia, od ludzi.  Chcę czegoś prawdziwego, szczerych emocji, nieprzemyślanych wyznań, spontanicznych pocałunków w słońcu i w deszczu, śmiesznych sprzeczek z byle powodu, niezaplanowanych wycieczek, zerwanych na łące kwiatów bez okazji i spełnionych marzeń, bez udziału spadających gwiazd. Przecież są rzeczy, po których człowiek się już nigdy nie podnosi. Są też takie rzeczy, które sprawiają, że wznosimy się ponad ziemię.  Są historie, po których zmieniamy się bezpowrotnie, a o tym czy, kiedy i jak one się nam przydarzą, rozstrzyga zazwyczaj ślepy zbieg okoliczności. Prawie każdy z nas jest w jakiś sposób szalony. Czy ja także? Tak. Romans z pracodawcą? Tak. Przelotna historia z jego bratem? Tak. Przyjaźń z ich przyjaciółmi? Tak. Szaleństwo mam wpisane w krew. Wychowałam się sama, bez nikogo. Nikt nie pokazał mi co jest dobre, a co złe. Nikt nie wpoił mi ważnych, życiowych wartości. Tylko siostra Elena starała się mnie naprawić, nieudolnie. Jednak pamiętam jak zawsze powtarzała „Wasz czas jest ograniczony, więc nie marnujcie go, żyjąc cudzym życiem. Nie wpadajcie w pułapki żyjąc poglądami innych ludzi. Nie pozwólcie, żeby hałas cudzych opinii zagłuszył wasz własny wewnętrzny głos.I najważniejsze miejcie odwagę kierować się sercem i intuicją.” To jedyne co wyniosłam z domu dziecka i czego szalenie się trzymam. Niestety na mojej duszy mam blizny, po smutnej i rozczarowującej podróży zwanej życiem. Przeszłość jest bolesna. Chciałabym się odciąć od niej grubą linią i zapomnieć o tym jak bardzo popłynęłam w tą otchłań po zyskaniu pełnoletności. To moja tajemnica, którą zna tylko i wyłącznie Sarah. Nie zamierzam się nią dzielić z nikim. Nigdy.