niedziela, 19 czerwca 2016

20.

16 listopada

Przebudziło mnie zamykanie drzwi od pokoju. Podniosłem się na łokciach, ale niestety w mroku nie byłem w stanie dostrzec niczego dziwnego.
-Śpisz? – Usłyszałem cichy szept Julii, która właśnie wdrapywała się na materac.
-Obudziłaś mnie, coś się stało? – Przetarłem oczy. Nie odpowiedziała. Odsunęła kołdrę i usiadła na mnie w rozkroku. Zdziwiony zapaliłem lampkę na stoliku nocnym.
-Nie mogę spać. – Powiedziała słodko poruszając biodrami. –Pomyślałam, że może jak mnie zmęczysz to zasnę szybciej…
-Jak miałbym Cię zmęczyć? – Spojrzałem na nią zdziwiony. Przekręciła głowę przegryzając wargę.
-No wiesz…-rzuciła krótko ściągając koszulkę. Siedziała na mnie całkowicie naga. – Wymyślisz coś? – Przejechała zmysłowo dłonią po swoim sutku.
-Która godzina? – Zapytałem trzymając jej biodra.
-Odpowiednia na seks. – Pochyliła się nade mną całując mnie zachłannie. Nie poznawałem jej, ale zdecydowanie mnie uwiodła. Całowała mnie zmysłowo zsuwając się biodrami po mojej męskości. Jej usta zjechały na moją szyję delikatnie ją gryząc. Doprowadzała mnie do szaleństwa i w stu procentach wykorzystywała swoje atuty. Zsunąłem szybko swoje bokserki. Chciałem być w niej jak najszybciej. Chciałem patrzeć na nią z dołu, kiedy sprawiam jej przyjemność i kiedy szczytuje. Wiedziałem, że chce tego samego, bo od razu nadziała się na mojego penisa. Z całkowitą gracją pochłonęła mnie całego i delikatnie się poruszała. Jęczała cicho opierając dłonie na mojej klatce piersiowej. Była taka ciasna, każdy jej ruch sprawiał, że byłem coraz bliżej końca.
-Julia ja…-zacząłem i od razu poczułem jej usta na moich. Całowała mnie namiętnie ruszając się szybko. – Julia. – Przerwałem pocałunek patrząc jej w oczy.
-Zrób to…we mnie…-jęknęła głośno chowając twarz w moją szyję. Jak na komendę całe moje nasienie znalazło się w niej. Drżała leżąc na mnie bezwładnie.
-Beep, beep, beep, beep. – Usłyszałem. Budzik. Cholera. Wstałem zdezorientowany. To był tylko sen. Boże, Ian. Co Ty masz w głowie?! Spojrzałem pod kołdrę. Mam na sobie bokserki i olbrzymią erekcję. Jestem idiotą. Szybkim krokiem przeszedłem do łazienki i wziąłem od razu szybki, zimny prysznic. Co ta dziewczyna ze mną robi? Nie dość, że za dnia moje myśli przy niej świrują to nawet w snach śni mi się kompletnie naga. Obwiązałem biodra ręcznikiem i wyszedłem z toalety. Usłyszałem radio w kuchni. Przy szafce Julia w koszulce i spodenkach kręciła biodrami w rytm muzyki. Uśmiechnąłem się pod nosem widząc ten cudowny widok i po cichu podszedłem do niej obejmując ją w pasie.
-Boże! – Krzyknęła wypuszczając z ręki nóż.
-Ian, ale możesz mnie nazywać jak tylko chcesz. – Zaśmiałem się całując jej szyję.
-Wystraszyłeś mnie, nie zachodź mnie tak! – Powiedziała oburzona łapiąc ponownie za nóż. – Czemu Ty już na nogach, skoro masz dziś wolne?
-Nie wyłączyłem budzika. – Zaśmiałem się muskając jej kark.
-Dzieci mogą wejść. – Kręciła się ze śmiechem. – Co w Ciebie wstąpiło?
-Śniłaś mi się. – Przegryzłem płatek jej ucha. – Zupełnie naga, cała moja i sprośna do granic możliwości.
-Serio? Jesteś chory. – Zaśmiała się.
-Może, ale…-ścisnąłem jej piersi. – Nadal ochota na Ciebie ta sama.
-Idź się ubierz erotomanie. – Śmiała się odwracając w moją stronę.
-A może Tobie pomogę się rozebrać? – Spojrzałem na nią kokieteryjnie odwiązując kokardkę od spodenek.
-Nie sądzę. Musze przygotować śniadanie i…przygotować śniadanie…kanapki zrobić…-sapała, gdy całowałem jej szyję.
-Nie wytrzymam. – Mruknąłem przegryzając jej sutek, który przebijał się przez koszulkę.
-A co jeżeli dzieci wstaną? – Jęknęła kładąc dłonie na moim karku.
-Wierzysz w to? Jest szósta. – Spojrzałem na nią z uśmiechem.
-Tutaj? – Przełknęła ślinę. Iskierki skakały w jej oczach, a policzki płonęły. Nie mogłem się już powstrzymać, a zwlekać też nie chciałem. Zsunąłem z niej spodenki i podniosłem ją do góry. Tak mocno jak objęła mnie nogami w biodrach, tak mocno w nią wszedłem. 

***

-Ta skórzana rogówka jest świetna i będzie pięknie tam pasować. – Powiedziała Becky siadając przy stoliku. Zmęczone zakupami udałyśmy się na obiad do pobliskiej restauracji.
-Też mi się tak wydaje. Chce to mieszkanie utrzymać w takich jasnych barwach. – Uśmiechnęłam się do niej poprawiając swój niebieski sweterek. – Oczywiście Ian zrobił mi przelew, a prosiłam żeby się nie wychylał.
-Ian? – Bec podniosła głowę znad karty. – Kiedy zaczęliście mówić do siebie po imieniu?
-W weekend tak jakoś wyszło. – Zmieszałam się. – Co zamawiasz?
-Tak wyszło? – Dociekała dalej. – Łosoś z warzywami i colę zero.
-Też to wezmę. – Podniosłam rękę, a po chwili przyszła kelnerka po nasze zamówienie. – Co myślisz o tych krzesłach, które wybrałam do stołu?
-Nie zmieniaj tematu. – Zmrużyła oczy. – Co zrobiłaś z moim tatą?
-Nic, co miałam z nim zrobić?
-Słuchaj. Chodzi uśmiechnięty od ucha do ucha, mówisz do niego po imieniu, a na dodatek kupił nam szczeniaki. Nie było mnie tylko weekend, a tu takie cuda. – Zaśmiała się namiętnie patrząc w telefon.
-Nic mu nie zrobiłam i odłóż ten telefon. Z kim Ty tak piszesz?
-A…z Megan. – Zaśmiała się odkładając telefon.
-Kłamiesz.
-Tak jak i Ty. – Uśmiechnęła się zwycięsko opierając się o krzesło.
-Spadaj, nie będę z Tobą gadać. – Powiedziałam oburzona.
-Dobra powiem Ci. – Pisnęła odkładając telefon. – Piszę z Alexem.
-Alex? Jakaś nowa koleżanka?
-Boże. Czasami się zastanawiam, która z nas jest blondynką. – Wywróciła oczami. – Alex to chłopak. Wiesz płeć męska. Penisa, dwa jajka. Mówi Ci to coś?
-Bój się Boga Becky! Jak Ty rozmawiasz z osobą dorosłą? – Patrzyłam na nią z wielkimi oczami. – Skąd wiesz, że ma dwa jajka? – Spojrzałam na nią zaciekawiona, na co ona zaniosła się głośnym śmiechem.
-Poznałam go jeszcze jak mieszkaliśmy w Nowym Yorku, ale to było takie wiesz…No i kilka dni temu napisał do mnie, że przylatuje do Chicago i czy się spotkamy.
-Zgodziłaś się?
-Oczywiście! Będzie za dwa dni i od razu jesteśmy umówieni. Jest cudowny, naprawdę.
-Opowiedz mi o nim. – Powiedziałam zaciekawiona zakładając nogę na nogę.
-Ma dwadzieścia sześć lat. Pracuję u swojego ojca w firmie. Dobrze zarabia, ma swój samochód. Jest przystojny, wysoki, dobrze zbudowany.
-Jak się Ian dowie, że on ma dwadzieścia sześć lat to myślę, że on jednak zostanie z jednym jajkiem.
-No przestań, nie mów tak. – Śmiała się. – Zobaczę jak się potoczy to wszystko z nim, a potem będziemy gdybać. Mów lepiej, o co chodzi z moim tata. Bzykaliście się?
-Chryste, oni Cię tego słownictwa w szkole uczą?
-Nie odpowiedziałaś na pytanie.
-Nie odpowiem.
-Czyli tak, jakby było przeciwnie to byś zaprzeczyła. Nie będę Cię pytać jak było, bo to w sumie trochę krępujące. – Odpowiedziała lekko, a chwilę potem przynieśli nam zamówione potrawy. – Jesteście razem?
-Nie. Czemu Ty jesteś taka ciekawska?!
-W sumie, po tatusiu. – Śmiała się. – Tak poważnie teraz. Jeżeli chcesz być z moim tatą i grzmocić się z nim na legalu, ja nie mam nic przeciwko.
-Rebecca!
-No co? Nie mam już trzynastu lat. Wiem co to seks, orgazm, anal, oral i tak dalej. Możemy o tym pogadać.
-Zawstydzasz mnie. – Powiedziałam cicho dłubiąc w talerzu.
-Przepraszam. – Powiedziała ze skruchą. – Ja po prostu chce jego szczęścia, a Ty…- zacięła się. Podniosłam głowę patrząc na nią.
-Powiedz mi…
-Uszczęśliwiasz go. Ostatni raz takiego wesołego, beztroskiego widziałam go, kiedy jeszcze moi rodzice byli razem. Moja mama była dla niego całym światem. Podłamał się po rozwodzie, stracił chęć do życia, a w codzienność wdarła mu się rutyna.
-Dlaczego Twoi rodzice się rozwiedli?
-Mama miała kochanka. Uciekła od domowych obowiązków, od małżeństwa. Wybielała się tym, że tata nie poświęcał jej uwagi. Owszem, tak było. Tata dużo pracował, musiał wkręcić się w firmę no i najważniejsze – chciał zapewnić nam jak najlepsze życie. Chciał dużą rodzinę, a więc pracował z nadzieją, że może jeszcze po Bells urodzi się kolejny członek rodziny. Moja mama tego nie doceniała i nie chciała już dzieci, nawet Belle uważała za wpadkę i porażkę. Kiedy znalazła sobie kochanka zaniedbała nas. Właśnie wtedy się od siebie odsunęłyśmy. Kiedyś była dla mnie przyjaciółką, autorytetem, a dziś nawet nie wie, że poznałam kogoś.
-To przykre.
-Może i tak, ale mam tatę, który kocha mnie tak samo, niezmiennie. Wiem, że wskoczyłby za mną w ogień. Zawsze mnie rozpieszczał tak samo jak Sebastiana i Bells. Miałam wszystko, czego chciałam, ale przy tym nie zatraciłam tego, kim jestem. Potem rozwód, mama mnie zabrała od niego, ale on zawsze był blisko. Nic się nie zmieniło mimo tego, że byłam w zupełnie innym stanie. Żadne z nas nie odczuło jego braku.
-Po co mama was chciała wziąć ze sobą skoro i tak się wami nie zajmowała? – Podparłam głowę na dłoni patrząc na nią uważnie.
-Chciała utrzeć mojemu tacie nosa, a on nie chciał się z nią kłócić, więc się zgodził na taki układ, jaki zaproponowała ona. Głupio zrobił, ale chciał dobrze, a to najważniejsze. Teraz jesteśmy z nim i mam nadzieję, że tak już zostanie. No i jesteś Ty, z nami. Naprawdę chciałabym żeby Tobie i mojemu tacie się udało. Może byłby taki, jakiego pamiętam go ze swojego dzieciństwa? Zasługuje na szczęście.
-Nie zamierzam być z Twoim tata, przestań. Gdzie ja do niego? Proszę Cię. Bądźmy realistami. Jestem tylko gosposią w jego domu i opiekunką jego dzieci, to tyle.
-Gdyby tak było nie spałby z Tobą. Słuchaj, znam mojego tatę. Znam każde jego spojrzenie, każdy ruch. Zaufaj mi, on naprawdę chce Cię w swoim życiu. – Uśmiechnęła się szeroko.
-Jest jeszcze problem z Twoim wujkiem…
-Chace? Co z nim? – Zapytała upychając warzywa do buzi.
-Całowaliśmy się. Znaczy on pocałował mnie, ale szybko go odsunęłam no i myślę, że on także „chce mnie w swoim życiu”.
-Obrotna jesteś. Ledwo co przyleciałaś do Chicago, a już szalejesz.
-Spadaj ok? Traktuje Twojego wujka jak swojego brata, w życiu bym go nie dotknęła. Nawet nigdy o nim nie myślałam w sposób seksualny!
-A to dziwne, wszystkie moje koleżanki ślinią się na jego widok. – Zaczęła się śmiać, a ja zaraz po niej.

***

Siedziałam na werandzie przed domem patrząc w niego. Zapadł już zmrok i gwiazdy powoli zaczęły przy ozdabiać sklepienie. Rebecca z Sebastianem poszła na pierwszy spacer z psami, a Bells spała smacznie na kanapie przed telewizorem. Delektowałam się ciszą i ciepłą herbatą zastanawiając się nad wszystkim co się działo. Słowa Becky bardzo mnie dotknęły, nie sądziłam, że życiowe sytuacje tak zmieniły Iana i miło jest słyszeć, że wszystkie znaki wskazują na to, że jestem, chociaż trochę ważna w jego życiu. Niestety, duchy przeszłości dawały o sobie znać i nijak nie potrafiłam się cieszyć z teraźniejszości. Wszystko wydawało mi się być tak bardzo skomplikowane. Zastanawiałam się czy powinnam powiedzieć prawdę, czy powinnam zaufać Ianowi i opowiedzieć mu o mojej przeszłości. Tyle pytań, a odpowiedź wydaje się być bardzo odległa.
-A Ty, co tutaj robisz? – Z zamyślenia wyrwał mnie głos Chacea. Nawet nie wiem, kiedy jego samochód zaparkował pod domem.
-Myślę. Delektuje się spokojem. Oglądam niebo. Odpoczywam. – Uśmiechnęłam się. Odwzajemnił mój uśmiech i usiadł obok mnie.
-Wiesz…-zaczął. – Ten pocałunek…
-Daj spokój, nie ma do czego wracać. – Zaśmiałam się patrząc przed siebie.
-Chciałbym powiedzieć swoje i wytłumaczyć to. Ja po prostu nigdy nie poznałem tak cudownej dziewczyny jak Ty. Wiem, jaka jesteś i chciałbym żebyś wiedziała, że będę na Ciebie czekać. Poczekam, aż będziesz gotowa.
-W końcu jesteś. – Z domu nagle wyszedł Ian. – Chodź już, mamy coś do zrobienia.
-Pamiętaj. – Szepnął szybko i wszedł do domu.
-Chodź też, zimno się robi. – Powiedział Ian z troską w głosie.
-Posiedzę jeszcze trochę. – Zerknęłam na niego uśmiechając się. Zniknął na chwilę, a potem znowu wrócił i położył na moich ramionach koc obejmując mocno moje ramiona.
-Nie chce żebyś się przeziębiła. – Pocałował mnie w policzek.
-Dziękuje. – Uśmiechnęłam się czując przyjemne ciepło na sercu. – Już mi cieplej.
-Nie siedź za długo, bo siłą wciągnę Cię do domu. – Zaśmiał się znikając za drzwiami. Niecodziennie ktoś o mnie dba, ba nikt o mnie nie dba. Takie małe czułe gesty, a cieszą jak najdroższe prezenty. Kiedy spotykasz pokrewną duszę, to tak jakbyś wszedł do domu, w którym już kiedyś byłeś - rozpoznajesz meble, obrazy na ścianach, książki na półkach, zawartość szuflad. Znalazłbyś tam drogę nawet po ciemku. Przecież każdy powinien mieć kogoś, z kim mógłby szczerze pomówić, bo choćby człowiek był nie wiadomo jak dzielny, czasami czuje się samotny. Teraz mam jego i chociaż jesteśmy w dość dziwnym układzie to właśnie z nim czuje się najlepiej.

***

-To już wszystkie talerze. – Powiedział Sebastian wchodząc do kuchni.
-Dziękuje. – Uśmiechnęłam się zabierając od niego naczynia.
-Julia…-zaczął stając obok mnie.
-Co jest młody? Cos z Twoją dziewczyną? – Zakręciłam wodę i wytarłam dłonie.
-Nie. – Powiedział cicho. – Chciałem Ci powiedzieć…
-No mów, mów. – Spojrzałam na niego.
-Kocham Cię. – Przytulił się do mnie. – Jesteś najlepsza. – Szepnął. Stałam zszokowana nie wiedząc, co powiedzieć. Moje oczy wypełniły się łzami, a serce radością. Objęłam go mocno całując w czubek głowy.
-Też Cię kocham brzdącu, a teraz zmykaj spać, bo nie wstaniesz do szkoły.
-Dobrze, dobranoc. – Stanął na palcach całując mnie w policzek i wybiegł z kuchni. Stałam dłuższą chwilę uśmiechając się do siebie. Nie potrafiłam ująć w słowa tego, co czułam w tej chwili. Nalałam do lampki czerwonego wina i zabierając po drodze koc wyszłam do ogrodu. Usiadłam na bujanej huśtawce i delikatnie się bujając patrzyłam w niego. Uwielbiałam ten widok i godzinami mogłabym wpatrywać się w niebo. Uspokajał mnie ten widok i z całą pewnością koił nerwy o ile takowe posiadałam.
-Wszystko dobrze? – Usłyszałam za swoimi plecami. Obejrzałam się i spostrzegłam Iana zakładającego gruby sweter.
-Tak, dlaczego pytasz?
-Najpierw siedziałaś przed domem, teraz siedzisz za domem. Wydajesz się być zmartwiona.
-Wszystko jest ok. Potrzebowałam tylko chwili samotności i chciałam przemyśleć kilka spraw.
-Chcesz pogadać? – Usiadł obok mnie obejmując mnie ramieniem.
-Nie wiem od czego miałabym zacząć. – Wtuliłam się opierając głowę o jego szyję.
-Najlepiej od początku. – Zaśmiał się przyciągając mnie do siebie mocniej.
-Nie znasz pewnie takich odczuć jak ja.
-Opowiedz mi o nich, postaram się zrozumieć.
-Sebastian dziś powiedział, że mnie kocha i że jestem najlepsza.
-Wszystkie dzieciaki Cię kochają, co w tym dziwnego?
-Nie rozumiesz. On nigdy nie był taki wylewny, nigdy. Wiedziałam, że mnie lubi, ale raczej do mnie się dystansował, aż do dziś. Kiedy mnie przytulił poczułam się taka…
-Kochana? – Pocałował mnie w czubek głowy jeżdżąc palcami po moim ramieniu.
-Dokładnie. To jest dla mnie taki obce uczucie. Może nie tyle obce, co dziwne, przytłaczające. Wiesz…nigdy nie miałam swojego miejsca, swojego kącika. Wiecznie szukałam siebie, a teraz jestem tutaj i mam wrażenie, że w końcu mam swój azyl. Wydaje mi się, że mam wszystko i boję się, że pewnego dnia stracę wszystko. Wiesz, kiedy dostajesz coś, czego nie miałeś całe życie masz ochotę zakopać to pod ziemią, aby było bezpieczne.
-Nie bój się. Wszystko co trwa teraz, będzie trwało. Nie będzie żadnych zmian ani nagłych strat. Nie zamartwiaj się, nie zadręczaj. Żyj tym, co masz teraz. Ja nigdzie się nie wybieram, za bardzo Cię lubię i myślę, że dzieci są takiego samego zdania.
-Naprawdę? – Podniosłam głowę patrząc na niego.
-Naprawdę. – Uśmiechnął się całując moje usta.

___
Chyba wasze kciuki naprawdę mi pomogły - egzamin zdany! Jeszcze tylko ostatni we wtorek i...witam wakacje! Co u was? Jakie plany na lato?
Rozdział dłuższy niż zwykle, mam nadzieję, że sie Wam podoba.
Całuski :*