niedziela, 9 października 2016

36.

16 grudnia.

Stałem przy kuchennym blacie i pijąc poranną kawę spoglądałem jak za oknem prószył śnieg. Musiał padać całą noc, bo wszystko dookoła było otulone białym puchem. Wypuściłem psy na dwór i wróciłem z powrotem do kuchni. Postanowiłem, że dzisiaj to ja przyszykuje śniadanie. Becky została na noc u mojej mamy, a więc znowu ranek spędzę z miłością mojego życia. Wsadziłem tosty do tostera, usmażyłem jajka, nalałem do szklanki soku, a do filiżanki kawę. Kiedy psy z powrotem były w domu, zaniosłem tacę ze śniadaniem do naszej sypialni. Julia spała smacznie na brzuchu chrapiąc cichutko.
-Wstawaj ślicznotko. – Szepnąłem jej do ucha delikatnie je całując.
-Jeszcze chwila…-jęczała. – Która godzina?
-Zaraz dziewiąta. Zrobiłem Ci śniadanie. –Przekręciłem ją delikatnie na plecy odgarniając jej włosy z twarzy. – Dzień dobry.
-Cześć. – Uśmiechnęła się leniwie przeciągając się. –Wyspałeś się? – Usiadła zawiązując włosy w koński ogon.
-Owszem.
-Mm, pięknie pachnie. Dziękuje. – Pocałowała mnie delikatnie w usta stawiając tacę na swoich nogach. – Jadłeś już?
-Piłem tylko kawę, nie jestem głodny.
-Zjedz ze mną, proszę. – Szepnęła podając mi kawałek tostu. – Ładnie proszę…
-Dlaczego nie potrafię Ci odmówić? – Zaśmiałem się biorąc kęs i siadając obok niej. – Gdzieś za trzy godzinki będą dzieci, a na piętnastą jedziemy do mamy.
-Super. – Uśmiechnęła się jedząc i karmiąc jednocześnie mnie. – Na którą jest to świąteczne przyjęcie w Twojej firmie?
-Na dwudziestą. Wyrobimy się spokojnie. Tą suknie chcesz założyć wieczorem? – Zapytałem patrząc na sukienkę wiszącą na drzwiach.
-Tak, co o tym myślisz?
-Jest śliczna, a na Tobie na pewno będzie jeszcze piękniejsza.
-Oj Ian, Ty to uwielbiasz mnie czarować, hm? – Zaśmiała się. Tak dobrze mnie zna. 

***

-Mama! – Krzyknęła Bells wbiegając do salonu. – Tęskniłam! – Rzuciła mi się na szyję przytulając mocno.
-Cześć ślicznotko. – Przytuliłam ją mocno. – Ja też tęskniłam. Ściągaj szybko czapkę i opowiadaj, co robiłaś.
-Nudziłam się i tęskniłam. Gdzie Shilla i Shaggy? – Zapytała rozglądając się dookoła.
-Pewnie w Twoim nowym pokoju, leć zobaczyć. – Uśmiechnęłam się ściągając jej płaszczyk. Rzuciła swoje kozaki w kąt i pobiegła na górę. Wstałam, gdy do salonu weszła Anastasia ciągnąc za sobą walizkę.
-Dzień dobry. – Powiedziała chłodno. – Musiałam kupić Belle nową walizkę, tamta się popsuła zanim zdążyłam wyjąć ją pod domem z taksówki.
-Dziwne, wydawała się sprawna. – Odparłam. – Hej Sebastian. – Uśmiechnęłam się widząc bruneta.
-Cześć. –Podbiegł do mnie przytulając mnie mocno. – Tata zaraz przyjdzie, rozmawia przez telefon. Mogę iść zobaczyć pokój?
-No pewnie, leć i znajdź go, trochę zmienił miejsce. – Uśmiechnęłam się zabierając jego kurtkę. Przez chwilę stałam w milczeniu obserwując Anastasię, która rozglądała się po pomieszczeniu.
-Tutaj też będzie remont? – Zapytała w końcu patrząc na mnie z góry.
-Tak, w styczniu całe piętro będzie remontowane.
-Szkoda, lubię ten salon.
-Jest ładny, ale czas na coś nowego.
-No tak. Nowy związek, nowa rodzina to i nowy salon, prawda? – Uśmiechnęła się ironicznie. – Wkręciłaś się już w rodzinę?
-Nie rozumiem Twojego pytania. – Burknęłam mrużąc oczy.
-Nie przypominam sobie, żebyśmy przeszły sobie na „ty”.
-Ja nie przypominam sobie, abyśmy były przyjaciółkami, aby zwierzać się sobie z takich rzeczy.
-Wyszczekana jak zawsze.
-Wyszczekany to jest pies, a ja jestem po prostu szczera. Nie życzę sobie takich komentarzy do mojej osoby, w moim domu.
-Nie jesteś u siebie, ale naciesz się, długo tutaj nie pobędziesz. – Uśmiechnęła się delikatnie, kiedy do salonu wszedł Ian.
-Przepraszam, miałem pilny telefon. – Powiedział przepraszająco patrząc na mnie. – Wszystko w porządku? – Spojrzał na mnie.
-Oczywiście, Anastasia już wychodzi. – Uśmiechnęłam się mierząc ją wzrokiem.
-Tak, czas na mnie. – Powiedziała po chwili poprawiając szal. – Będziemy w kontakcie. – Położyła delikatnie dłoń na torsie Iana mijając go.
-Żmija. – Syknęłam.
-Co się stało? – Ian podszedł do mnie kładąc dłoń na moich biodrach.
-Nic, puść mnie. Pójdę do dzieciaków. – Powiedziałam odpychając go lekko.
-Ej, ej. Co jest? – Przyciągnął mnie mocniej. – Co ona Ci powiedziała?
-Nic mi nie powiedziała, sama jej obecność mnie denerwuje. – Mruknęłam. – Będziemy w kontakcie…-zaczęłam ją naśladować. – Ugh, nienawidzę jej.
-Jesteś zazdrosna.
-Nawet jeśli, to co? Nie mogę? Nie mam prawa? Panoszy się tutaj jakby była u siebie i na każdym możliwym kroku Cię dotyka. No kurwa. – Powiedziałam zbulwersowana.
-Jesteś taka seksowna jak się denerwujesz. – Zamruczał całując mnie w ucho.
-Mnie to wcale nie śmieszy, wcale. – Burknęłam odpychając go, ale on w odpowiedzi tylko się zaśmiał i pocałował mnie namiętnie.
-Kocham Cię złośnico. – Powiedział po chwili gładząc mój policzek. – Olej ją, nie działają na mnie te gierki, możesz być spokojna.
-Na pewno? – Zapytałam cicho patrząc na niego z miną zbitego psa.
-Na pewno. – Uśmiechnął się.

***

Ubrana w czarne obcisłe rurki, czarną koszule i czarne ciężkie buty siedziałam przy stole obok Iana w domu Pani Evelyn.
-Może w czymś Pani pomóc? – Zapytała po chwili wstając od stołu i idąc do kuchni.
-Zapomnij. Jesteś moim gościem, to ja mam Ci usługiwać.
-Wiem, ale ja chętnie pomogę. – Uśmiechnęłam się stając obok niej.
-Nie ma mowy, nie denerwuj mnie. – Zmierzyła mnie wzrokiem, a po chwili szeroko się uśmiechnęła. – Nie mogę wyjść z podziwu, jaka jesteś cudowna. Mój syn wygrał los na loterii.
-Tak Pani myśli? – Uśmiechnęłam się opierając się o blat.
-Oczywiście. Ma cudowne dzieci, mądrego przyszłego zięcia i Ciebie, lepiej nie mógł trafić. – Odpowiedziała wyciągając żeberka z piekarnika. Rozejrzałam się po salonie. Belle leżała na dywanie z psami, Sebastian siedział na kanapie, a przy stole Ian razem z Bec i Alexem zawzięcie o czymś rozmawiali. To chyba jednak ja wygrałam los na loterii.
-Tak, ma Pani rację. – Dodałam po chwili.
-Idź usiądź, zaraz podam obiad. – Powiedziała wyganiając mnie z kuchni. Zaśmiałam się pod nosem i usiadłam z powrotem obok Iana delikatnie drapiąc go po karku.
-Infrastruktura Kanady jest naprawdę dobrze zaplanowana. Mieszkałem w prowincji Ontario, w Toronto i naprawdę genialne miejsce. Korki? Tylko wtedy, kiedy był wypadek, co też rzadko się zdarzało. Wszystko blisko, w wygodnym miejscu, kompatybilne z otoczeniem. Genialna sprawa. – Powiedział Alex obejmując Bec.
-Byłem tam kilka razy, ale nie miałem czasu się na tym skupić, ale będę miał to na uwadze przy najbliższej podróży w tamtym kierunku. – Odparł Ian i zerknął na mnie. – Czyżby moja mama pogoniła Cię z kuchni?
-Nic nie mów. – Westchnęłam wywracając oczami.
-Podano do stołu. – Powiedziała Pani Evelyn stawiając na stole obiad. – Żeberka w sosie musztardowo chrzanowym, mam nadzieję, że będzie Wam smakowało.
-Dzieciaki, chodźcie. – Powiedział Ian i po chwili wszyscy siedzieliśmy przy jednym stole śmiejąc się i rozmawiając.
-Wiesz coś na temat przygotowań do ślubu Pheobe i Paula? – Zapytała Pani Evelyn patrząc na mnie.
-Oczywiście, jestem na bieżąco. – Zaśmiałam się. – Wybrałyśmy już suknię, kwiaty, tort, menu i orkiestrę. Jeszcze tylko suknie dla druhen i nic tylko czekać na marzec. – Dodałam uśmiechając się.
-Teraz tylko czekać na wasz ślub. – Powiedziała krojąc mięso. – I dzieci. Planujecie prawda? – Spojrzała to na mnie to na Iana. Zmieszana ścisnęłam mocniej jego dłoń, która spoczywała na moim udzie.
-Babciu. – Odezwała się Bec. – Jak tylko będą takie plany pierwsza się dowiesz.
-Dokładnie. – Powiedział Ian czując podobną ulgę jak ja. –Na wszystko przyjdzie pora.
-Owszem, ale Ty już swoje lata masz. Julia jest młoda, pełna wigoru, a Ty synku zaraz upadniesz trochę z wiekiem. Wiesz, starość.
-Spokojnie. – Fuknął urażony. – Jestem jeszcze równie pełny wigoru jak Julia.
-Tak sobie mów. – Zachichotała, a w ślad za nią wszyscy w salonie.
-To może Becky, kochanie. Ty planujesz za mąż pójście? – Spojrzała na wnuczkę.
-Babciu…-wywróciła oczami. – Kiedy Alex dojrzeje do tego, że skarpetki układa się w pary, na pewno porozmawiamy o ślubie.
-Hej, wcale tak nie jest…-obronił się od razu, ale Bec tylko gestem ręki go uciszyła.
-Nie wyciągajmy tych brudów przy obiedzie, kochany. – Powiedziała popijając sok. – Po co Cię upokarzać? – Uśmiechnęła się szeroko z czułością gładząc go po policzku.
-Swoją drogą, nie wiem czy wiesz, ale Twoja siostra się z kimś spotyka. – Powiedziała Pani Evelyn patrząc na syna.
-Emma? Nasza Emma? Przecież zarzekała się, że nikogo nie potrzebuje.
-Widzisz, kobieta zmienną jest. Może zmieniła zdanie? Na razie powiedziała, że nie będzie go nam przedstawiała żeby nie zapeszać, ale podobno jest bardzo dla niej dobry.
-Przystojny też. – Dodała Bec śmiejąc się. – Uroda drwala jak to określiła Meg.
-Uroda drwala? Jest coś takiego? – Zapytał Ian ze śmiechem.
-No wiesz, broda, ciemne włosy, umięśniony. – Wytłumaczyła.
-Czyli ja mam urodę drwala?
-Nie, ty masz tylko ciemne włosy tato, nie dodawaj sobie. – Uśmiechnęła się pocieszająco, na co brunet znowu tylko fuknął z oburzeniem.