niedziela, 26 czerwca 2016

22.

22 listopad

Siedziałam przed oknem już któryś raz z kolei, marnując kolejną godzinę na wpatrywanie się w świat za szybą. Próbowałam odszukać tam odpowiedź na pytanie, które zaburza mój spokój. Co jest ze mną nie tak? Codziennie rano wstaję, chodzę do sklepu, witam się z ekspedientkami, uczę się nowych rzeczy, żartuje, bawię się, śmieję, a wszyscy mi powtarzają, ze wszędzie mnie pełno, że zarażam  pozytywną energią. Kiedy tak dobrze nauczyłam się udawać? Jak to się stało, że odruchowo wśród ludzi uśmiecham się i staram się zapominać o wszystkim, co tę radość zakłóca, skoro, gdy zostaję sama nagle się nie uśmiecham. Dlaczego tyle płakałam?  Czułam ogromną pustkę. Otchłań, która pożerała mnie od środka.  Każdy dzień był tak podobny. Wpadłam w monotonnie swojego szczęścia na pokaz. Straciłam jakikolwiek cel czy sens życia. Doszłam do wniosku, że to właśnie życie bez celu jest najgorszą wewnętrzną walką. To ta samotność mnie wykańczała. Samotność w tłumie to bardzo sprytny zabójca. Działa po cichu, prawie niepostrzeżenie, ale bardzo skutecznie. Wyniszcza po kolei wszystko, co w twoim sercu piękne. Aż cię unicestwi. Aż staniesz się kolejną zimną suką, która zacznie ranić, tak jak ją kiedyś raniono. Taką przyszłość widziałam dziś dla siebie za moim oknem. Przeniosłam się na kanapę i siedząc pod kocem piłam herbatę. Przepłakałam całą noc, a teraz znów w moich oczach zbierają się łzy. Nie miałam siły myśleć, ogarniać się, a nawet na zrobienie sobie śniadanie. Do drzwi rozległo się pukanie. Chrzanić to. Nie mam ochoty na rozmowy ani spotkania. Jednak pukanie nasilało się coraz bardziej.
-Wiem, że tam jesteś. Otwórz. To ja, Sarah. – Usłyszałam po kilku minutach. Sarah? Zdziwiona od razu podbiegłam do drzwi, za którymi faktycznie stała moja przyjaciółka z niewielką torbą w dłoni. Od razu rzuciłam się w jej ramiona płacząc jak dziecko w jej ramię. – Już dobrze. – Szeptała gładząc moje plecy.
-Jestem idiotką, idiotką. – Łkałam odsuwając się od niej. – Największą idiotką jaką znam.
-Nie mów tak. – zamknęła za sobą drzwi. – Nie jesteś żadną idiotką, rozumiesz?
-Co Ty tutaj właściwie robisz? – Powiedziałam idąc z powrotem w kierunku kanapy.
-Przyleciałam pierwszym lepszym samolotem po Twoim telefonie. Nie mogę zostać zbyt długo, jutro muszę wracać, ale pomyślałam, że przyda Ci się towarzystwo.
-Kocham Cię. – Uśmiechnęłam się, kiedy usiadła obok mnie. – Bardzo. – Dodałam cicho przytulając ją mocno.
-Ja Ciebie też młoda. – Głaskała mnie po plecach. – Opowiedz mi o wszystkim.
-Nie wiem, od czego zacząć. – Skuliłam się kładąc głowę na jej udach. – Ian dostał pocztą od anonimowego nadawcy wszystkie dokumenty z mojej przeszłości. Odwyk, notowania na policji, leczenie psychiatryczne. Wszystko. Wściekł się. Strasznie. Powiedział mi masę przykrych słów, powiedział, że się mną brzydzi, że na pewno coś ode mnie złapał. Cios za ciosem. – Płakałam kuląc się jeszcze bardziej.
-Co za dupek. – Syknęła Sarah gładząc mnie po głowie. – Rozmawiałaś z kimś z jego rodziny bądź znajomych?
-Nie. Nikt nie dzwonił ani nie pisał. Pewnie wszystko są ze sobą zgodni i popierając zdanie Iana. – Szepnęłam. – Jestem skończona.
-Może wrócisz ze mną do Nowego Yorku? Nic tu po Tobie.
-Przemyśle to, obiecuję. – Podniosłam się do pozycji siedzącej wycierając policzki. – Pewnie jesteś głodna, zrobię nam coś do jedzenia.
-Proponuję żebyś poszła się ogarnąć. Weź prysznic, doprowadź się do porządku, a ja zrobię obiad.
-Czuj się jak u siebie. – Uśmiechnęłam się wstając i idąc w stronę łazienki.

***

-Tato jesteś bardzo zdenerwowany, co się stało? – Zapytała Becky, kiedy sprzątałem po obiedzie. – Gdzie jest Julia?
-Mówiłem już, w swoim mieszkaniu zapewne.
-Owszem mówiłeś, ale nie powiedziałeś, co się stało, że nie ma jej z nami. Pokłóciliście się?
-Rebecca, daj spokój. – Spojrzałem na córkę wycierając dłonie.
-Odpowiedz mi do cholery! Nie jestem już dzieckiem. – Powiedziała zbulwersowana. Westchnąłem zrezygnowany i ręką kazałem jej iść za mną. Podałem jej poranną pocztę i oparłem się o biurko czekając na jej reakcje.
-Co to jest? Co to ma wszystko znaczyć?
-Cała prawda o waszej doskonałej Julii. Zwolniłem ją rano. Okłamywała nas wszystkich. Musicie zrobić badania, nie wiadomo czy nie jest chora.
-Ty mówisz poważnie? – Rzuciła kartkami we mnie. – Zwolniłeś ją? A rozmawiałeś z nami o tym? Pytałeś nas o zdanie? Tak o ją skreśliłeś? Co z Tobą?
-Teraz to chyba Ty nie mówisz poważnie. – Zaśmiałem się krzyżując ręce. – Julia to narkomanka, psychiczna osoba, a do tego złodziejka. Przepraszam, jak miałem jej nie skreślać?
-A pomyślałeś, że ona pewnie jest teraz zupełnie sama?! Zagubiona?! Pomyślałeś kiedyś o kimś innym niż tylko o czubku własnego nosa?! – Krzyczała wściekła wyciągając z kieszeni komórkę.
-Jak możesz tak mówić? Wszystko, co robię, robię z myślą o Was! Chce dla was jak najlepiej. – Powiedziałem zrezygnowany. – Co Ty robisz? – Zapytałem widząc jak dzwoni do kogoś.
-Dzwonię po taksówkę i jadę do cioci Bonnie. Ona na pewno mnie poprze. – Powiedziała wychodząc z gabinetu.
-Nigdzie nie jedziesz! – Krzyknąłem za nią. – Nie pozwalam Ci, rozumiesz?
-Właśnie, że pojadę! – Krzyczała zakładając kurtkę.
-Tatusiu…dlaczego krzyczysz na Bec? – W przedpokoju pojawiła się Bells ściskająca misia.
-Nie krzyczę skarbie. – Ukucnąłem przy niej. – Rebecca.
-Zamilcz. – Syknęła trzaskając frontowymi drzwiami.

***

Siedziałam przy stole z moją najlepszą i niezawodną przyjaciółką delektując się przepysznym ryżem z kurczakiem. Piłyśmy jak zawsze białe wino i chociaż przez chwilę zapomniałam o ostatnich, przykrych doświadczeniach.
-Po pysznym obiedzie proponuję jeszcze więcej wina, czekoladowe lody i jakąś beznadziejną, komedię romantyczną. – Zaśmiała się Sarah zbierając talerze ze stołu.
-Seks w wielkim mieście?
-Halo, to nie jest film beznadziejny, ale niech będzie. – Puściła mi oczko chowając talerze do zmywarki. – Chyba ktoś pukał.
-Pójdę zobaczyć. – Wstałam od stołu poprawiając swoją błękitną koszulkę. Otworzyłam drzwi, za którymi stała Becky, Bonnie i Chace.
-Wszystko wiemy. – Szepnęła Bec przytulając mnie mocno.
-Wpuścisz nas? – Zapytał brunet widząc jak mulatka stąpa z nogi na nogę.
-Wchodźcie. – Uśmiechnęłam się delikatnie wycierając łzy blondynki. – W kuchni jest Sarah, zapraszam. –Dodałam zakluczając drzwi.
-Powiedz nam, co się stało. – Zaczęła Bonnie siadając przy stole.
-Tata mówił coś o…odwykach i innych, ale chcemy to usłyszeć od Ciebie. – Powiedziała Bec siadając obok mulatki. Spojrzałam na moją przyjaciółkę, która od razu złapała mnie za rękę.
-Dobrze, powiem Wam. – zaczęłam wycierając policzki. – Kiedy miałam szesnaście lat przechodziłam bardzo buntowniczy okres. Odbił się brak rodziców na mojej psychice. Byłam zagubiona, wyeliminowana z życia. Doszłam do źródła prochów. Zaczęło się niewinnie blant, czasem dwa. Potem im głębiej tym gorzej. Siostra zakonna, która się nami zajmowała znalazła mnie, kiedy miałam zjazd w jednej z łazienek. Od raz wysłała mnie na odwyk. Byłam tam pół roku, wróciłam do domu dziecka. Czysta i zupełnie inna. Wytrzymałam dwa lata, do swojej pełnoletności. Wiadomo, że musiałam opuścić mój dotychczasowy dom. Dostałam pieniądze na start, wynajęłam małą, obskurną kawalerkę. Wraz z nowym życiem pojawiły się stare znajomości, ale niestety głód stawał się silniejszy, a środków brakowało. Złapano mnie na kradzieży, dostałam grzywną, prace społeczne. Znów wróciłam do ćpania. Miesiące uciekały mi między palcami. – Szeptałam cała roztrzęsiona ściskając dłoń Sarah.
-Spokojnie. – Szepnęła całując mnie w skroń.
-Na początku 2011 roku trafiłam ponownie na odwyk. Kolejne pół roku. Wyszłam czysta. Wyjechałam do Nowego Yorku. Znalazłam pracę, zrobiłam kursy. Jednak psychika nie wytrzymywała. Popadałam w depresje, przeszłość dyszała mi na kark. Zaczęłam się okaleczać, brać leki nasenne, pić coraz więcej alkoholu. Rodzice Sarah wysłali mnie na leczenie psychiatryczne. Znowu cztery miesiące byłam odizolowana od wszystkiego, ale pomogło mi to. Pomogli mi rodzice mojej przyjaciółki. Uratowali mi życie. Od tego czasu jestem czysta, zdrowa. Patrzę na świat zupełnie innymi barwami i cieszę się życiem. Na sam koniec trafiłam do Anastasi, a resztę już znacie. – Podniosłam głowę wycierając łzy.
-Nie wiem, co powiedzieć…-szepnęła Bonnie przejeżdżając dłonią po swoim policzku.
-Życie skopało mi dupę. Zrobiłam błędy, których się wstydzę, ale nie jestem złym człowiekiem. Ian nawrzucał mi masę przykrych słów…
-Potem ją uderzył. – Dorzuciła Sarah.
-Słucham? – Chace spojrzał na mnie zdziwiony. – Uderzył Cię?
-Tak. Znaczy oddał mi, kiedy ja uderzyłam jego. – Przełknęłam ślinę czując ogromny ból na wspomnienie tego wydarzenia. – Zaczął mówić, że jedzie do lekarza, bo nie wie czy się ode mnie nie zaraził. Nie wytrzymałam.
-Co za idiota. – Podsumowała Bonnie zaciskając pięść.
-Najgorsze jest to, że nie wiem, kto ma takie znajomości, aby dotrzeć do tych badań, dokumentów i kto ma na tyle skrupułów żeby jednym listem, jedną kopertą zniszczyć ludziom życie.
-Julia. – Zaczęła Rebecca kucając obok mnie. – Kocham Cię i nie obchodzi mnie nic, co zrobiłaś, rozumiesz? – Płakała całując moją dłoń. – Jesteś moją bohaterką i niezależnie od tego, co powiedział mój ojciec dla mnie jesteś najlepsza.
-Dziękuje. – Szepnęłam przytulając ją do siebie.
-Na nas też możesz liczyć. – Powiedziała Bonnie kładąc dłoń na ramieniu bruneta.
-W końcu jesteśmy sąsiadami. – Uśmiechnął się.
-Widzisz? – Powiedziała Sarah pijąc wodę. – Mówiłam, że nie masz się przejmować na zapas.
-Co z dziećmi? – Zapytałam patrząc na blondynkę.
-Uważają, że pojechałaś na jakiś czas do swojego mieszkania, aby je uporządkować. Jednak Sebastian nie jest za bardzo ufny i podchodzi do tego z ogromną rezerwą.
-Tak mi przykro, że je zawiodłam. Miałam być na zawsze z nimi…-płakałam chowając twarz w dłoniach.
-Będziesz, obiecuję. – Powiedziała Becky całując mnie w głowę.