środa, 21 września 2016

34.

8 grudnia.

-Czemu nie możemy zacząć tego remontu od poniedziałku? – Zapytał Ian pijąc kawę przy kuchennej wysepce.
-Jak Ty to sobie wyobrażasz? Święta niedługo, dom jest ustrojony i teraz mamy to ściągać, bo Ty chcesz remont?
-Nie musimy robić dołu, możemy zacząć od góry i wykorzystać czas, że nie ma dzieciaków. Znam świetną ekipę, raz dwa się uwiną i nawet nie zauważysz, kiedy się stąd wyniosą, a w styczniu zajmiemy się dołem. – Powiedział spokojnie patrząc na mnie. Spojrzałam na niego jak na kosmitę, ale wiedziałam, że co bym nie powiedziała, on i tak zrobi po swojemu.
-Dobra. – Odparłam w końcu. – Zrobimy ten remont góry, ale daje Ci na to maksymalnie tydzień. Jasne? Ani dnia dłużej.
-W tydzień to bym się jeszcze z kuchnią uporał. – Dodał lekko. Zmierzyłam go wzrokiem mrużąc oczy. – Dobra, tylko żartowałem. Tydzień na odświeżenie piętra, załapałem.
-Nad czym tak debatujecie? – Do kuchni wpadła Bec ubrana w dres.
-Twój ojciec uparł się na remont tuż przed świętami. Dałam mu tydzień na odświeżenie piętra, a w styczniu dół.
-Całkiem spoko, mogę się już rozglądać za nowymi meblami? – Zapytała nalewając soku do szklanki.
-Możesz. – Zaśmiał się Ian, na co ja wywróciłam tylko oczami.
-Wychodzisz gdzieś czy spałaś w dresie? – Spojrzałam na nią gryząc kanapkę.
-Idę pobiegać.
-Jest dopiero ósma.
-No właśnie, idealna godzina, aby zacząć nowy dzień. Idziesz pobiegać ze mną? – Spojrzała na mnie odstawiając szklankę na stół.
-Powariowaliście oboje. – Skwitowałam, na co obydwoje zanieśli się śmiechem.

***

-Gdzie Ian? – Zapytała Pheobe wchodząc do kuchni.
-W pracy, jak zwykle. – Westchnęłam. – Czego się napijesz?
-Kawę poproszę, nie piłam jeszcze dziś. Od rana biegam i załatwiam wszystko, co związane ze ślubem, bo Paul oczywiście jest w delegacji. – Wywróciła oczami. – Jesteś jedyną osobą, która nie pracuje i ma czas się ze mną spotkać. Uwierzysz? Wszyscy jakby mnie ignorowali!
-Przesadzasz. – Zaśmiałam się. – Na pewno nie jest tak źle.
-Nie? Dzwoniłam do Emmy – dostawa nowej biżuterii, musi zrobić miejsce. Dzwoniłam do Bonnie – urwanie głowy, nowe zlecenia. Żona Daniela zajmuje się domem i córką. Tylko w Tobie moja nadzieja!
-Faktycznie, totalne zignorowanie przyszłej Pani młodej. Z czym masz problem? – Uśmiechnęłam się krojąc ciasto.
-Kwiaty. Wystrój kościoła. Wystrój sali. Menu. Tort. Oh nie zabrałam swojej podręcznej listy problemów…
-Pomogę Ci, nie ma sprawy. Chętnie urwę się z domu na czas remontu.
-Remontu?
-Ian uważa, że skoro zaczął nowe życie ze mną chce odświeżyć dom. Ledwo, co odsunęłam go od pomysłu kupna nowego domu, ale teraz uparł się, chociaż na remont u góry.
-Faceci, dla nich wszystko jest takie proste i super fajne. – Westchnęła oburzona. – Dziękuje. – Dodała, gdy podałam jej kawę.
-W styczniu dół i ogród.
-Mógłby Ci kupić pierścionek na palec a nie chryzantemy do ogrodu. – Zaśmiała się.
-Chyba uważa, że kwiaty są bardziej romantyczne. – Zachichotałam upijając łyk kawy. – Wybrałaś już suknie?
-Powierzchownie. Pojedziesz ze mną na przymiarki? – Zrobiła smutne oczy robiąc minę małego dziecka.
-Oczywiście, że pojadę. – Zaśmiałam się puszczając jej oczko.

***

-Gdzie mój tata Cię zabiera? – Zapytała Bec siedząc na łóżku, kiedy zakręcałam włosy.
-Kino, kolacja i spacer. W takiej kolejności i nie mam pojęcia gdzie. – Zaśmiałam się. – Kazał się ładnie ubrać i to tyle ze wskazówek.
-Zachowuje się jakby miał dwadzieścia lat. – Zauważyła jedząc jabłko. – Cieszę się, że jesteście szczęśliwi.
-Jakie ty masz plany z Alexem? – Spojrzałam na nią w lustrze.
-Meg wpada na noc do nas. Chcemy zrobić wspólnie kolację i będziemy oglądać filmy.
-Nie jest zazdrosna o twój związek? Zawsze byłyście tylko wy dwie, a tu nagle pojawia się ktoś trzeci.
-Rozmawiałyśmy o tym i zapewniłam ją, że co by się nie działo jest dla mnie najważniejsza. Traktuję ją jak siostrę i na pewno nie zepsuje naszej relacji ze względu na miłość. Nie ma mowy.
-Jestem z Ciebie dumna. – Uśmiechnęłam się. – Myślisz, że ta sukienka będzie dobra? – Zapytałam pokazując jej różową sukienkę na wieszaku.
-Zbyt słodko. Załóż tą białą, zdobioną, super obcisłą. Mój ojczulek zwariuje!
-Dziękuje, jesteś wyjątkowo pomocna. – Zaśmiałam się stając przed szafą. – Chyba będę musiała zrobić porządek w ubraniach, wciąż nie wypakowałam wszystkiego od przyjazdu z Nowego Yorku.
-Spoko, pomogę Ci. Co mi się spodoba to sobie wezmę, szybko się pozbędziesz nadmiaru ubrań…
-Przy okazji zostając z gołym tyłkiem, dzięki, postoje.  – Śmiałam się zakładając sukienkę. – Jest dobrze?
-Jest idealnie. – W drzwiach stanął Ian zapinając guziki od koszuli. – Widziałaś moją czarną marynarkę z moich urodzin?
-Tak. Przywiozłam ją dziś rano z pralni, leży u Ciebie w sypialni na fotelu.
-To dziwne, że jesteście razem a wciąż macie oddzielne sypialnie. – Powiedziała Becky prostując nogi.
-Powiedz to Julii, ona też jest dziwna. – Zaśmiał się Ian znikając szybko za ścianą.

***

-Wiesz co? Uważam, że Bridget nie powinna ulegać Tomowi. To dupek. – Powiedziałam, gdy wyszliśmy z kina.
-Uważasz, że źle postąpiła? – Zapytał Ian pomagając mi założyć płaszcz.
-Oczywiście. Oszukał ją. Wiódł podwójne życie. Przecież ona nic o nim nie wiedziała!
-Uwielbiam jak się tak wszystkim ekscytujesz, wiesz? – Zaśmiał się obejmując mnie ramieniem. Prychnęłam przytulając go w pasie. Szliśmy ulicami Chicago, które tętniły życiem. Świadomość, że obok mnie idzie tak przystojny i cudowny mężczyzna potęgowała we mnie poczucie wyjątkowości. Był przystojny, wysoki, dobrze zbudowany i świetnie ubrany. To tylko powierzchowność, którą widzieli inni. Ja znałam prawdę – wiedziałam, jaki jest, kiedy się złości, kiedy się cieszy, co lubi, a czego nie, jakie są jego poranne i wieczorne nawyki. Wiedziałam o nim wszystko, a mimo to miałam ochotę wciąż go poznawać. Nieustannie, dzień po dniu.
-Dlaczego mi się tak przyglądasz? – Zapytał po chwili patrząc na mnie.
-Myślałam o tym, jaki jesteś cudowny i jak bardzo Cię kocham.
-Doprawdy? – Uśmiechnął się kokieteryjnie przyciągając mnie do siebie mocniej.
-Mhm. – Mruknęłam całując go w żuchwę. Szliśmy jeszcze kawałek w milczeniu, aż doszliśmy do ustronnej restauracji na obrzeżach głównych ulic. Usiedliśmy przy stoliku stojącym niedaleko wielkiego okna, za którym widok zapierał dech w piersiach.
-Wina? – Zapytał Ian otwierając kartę.
-Poproszę. – Odparłam rozglądając się. – Pięknie tutaj jest. Byłeś tu już?
-To ulubiona restauracja mojej mamy. – Odpowiedział przywołując kelnera, a niecałe pół godziny później jedliśmy już nasz upragniony posiłek. Co jakiś czas wymienialiśmy się uśmiechami i spojrzeniami niczym ukryci kochankowie.
-Pomyślałabyś kiedyś, że będziesz z facetem, który ma za sobą nieudane małżeństwo i trójkę dzieci? – Zapytał po skończonym posiłku.
-Nie sądziłam, że moje życie ułoży się w taki sposób. Raczej myślałam, że założę tradycyjnie rodzinę, wiesz jak w filmach.
-Nie żałujesz?
-Czego miałabym żałować?
-No wiesz, w jakimś stopniu Twoje plany i przypuszczenia legły w gruzach, nie tak sobie wyobrażałaś życie.
-Owszem, ale to nie znaczy, że nie odpowiada mi to, co mam. Może to wszystko nie szło kolejnymi krokami, może najpierw nie poznałam chłopaka, nie zostaliśmy przyjaciółmi, potem nie było wielkiej miłości, szybkiego ślubu i ciąży za ciążą, ale jestem szczęśliwa mając Ciebie i dzieci. Nie wątp w to.
-Nie wątpię, ale po prostu boję się, że kiedyś nadejdzie taki czas, że Cię to przerośnie, że to nie będzie to, czego chcesz.
-Kocham Ciebie i dzieci, niezależnie od tego, co mnie spotka, poradzę sobie, bo mam Ciebie.
-Jestem dużo starszy, może w końcu będziesz chciała kogoś młodszego, bardziej sprawnego.
-Kochanie, jesteś wyjątkowo sprawy, uwierz mi. – Zaśmiałam się. – Hej. – Szepnęłam łapiąc go za rękę. – Kocham Cię i chce żyć przy Twoim boku, zawsze i na zawsze.
-Też tego chce, nawet nie wiesz jak bardzo. – Szepnął całując moją dłoń.