czwartek, 17 marca 2016

4.

17 październik.

Obudził mnie śmiech i śpiew mojej najmniejszej pociechy. Wstałem z łóżka zakładając na siebie szlafrok. Wsunąłem na stopy kapcie i wyszedłem z sypialni.
-Mam te moc, mam te moc…-Belle kręciła się w kółko.
-Rozpalę to, co się tli – Julia w jasnej piżamie kręciła się tuż obok niej. Stanęła od razu, gdy tylko ujrzała mnie w progu salonu.
-Dzień dobry Paniom. – Uśmiechnąłem się ziewając. Mała od razu podbiegła wyciągając do góry ręce. Podniosłem ją i zostałem obdarowany najsłodszym buziakiem w policzek.
-Dzień dobry, pewnie Pana obudziłyśmy…-powiedziała Julia poprawiając białą koszulkę z długim rękawem.
-Nic się nie stało. – Uśmiechnąłem się w jej kierunku. – Miło zostać obudzonym przez śpiew, a nie dźwięk budzika. – Dodałem zerkając na moją córkę, która zdążyła już usiąść na dywanie i tuląc misia pochłonęła się oglądaniem bajki.
-Pewnie niedługo Becky i Sebastian wstaną, przygotuje śniadanie. – Uśmiechnęła się idąc w kierunku kuchni. – Znaczy, przepraszam. Przyzwyczajenie. – Zatrzymała się w połowie drogi. – Mogę?
-Proszę czuć się jak u siebie. – Uśmiechnąłem się. Czułem się dziwnie, bo nie pamiętam, kiedy ostatni raz jadłem wspólne śniadanie z dziećmi i do tego przygotowane przez kogoś innego, ale wiem, że gotowanie sprawia jej przyjemność, a więc nie mogłem odebrać jej tej satysfakcji.
-Tatusiu…-zaczęła Bells patrząc na mnie. – Czy niunia zostanie z nami?
-Niunia? – Spojrzałem na córkę siadając obok niej.
-Tak mówię na Julię. – Uśmiechnęła się patrząc na telewizor. – Zostanie?
-Też bym chciał żeby została, porozmawiam z nią. - Pocałowałem ją w głowę i poszedłem w stronę kuchni. Julia nuciła pod nosem odwrócona tyłem w moją stronę. Usiadłem przy wysepce i przyglądałem jej się przed dłuższą chwilę. W końcu odwróciła się i od razu jej policzki przybrały czerwony kolor.
-Przestraszyłam się…
-Przepraszam, nie chciałem. – Uśmiechnąłem się. – Chciałem zapytać czy podjęła Pani decyzję.
-Owszem. – Uśmiechnęła się. – Zostanę. Nie mam serca odejść od dzieci. –Dodała wycierając dłonie w ręcznik.
-Cieszę się. – Powiedziałem obserwując każdy jej ruch. – Dziś zaprosiłem wszystkich na kolację, chciałbym, aby poznała Pani moją rodzinę. Są bardzo ważnymi ludźmi w moim życiu. – Wytłumaczyłem patrząc na nią uważnie.
-Dobrze. Mam przygotować kolację?
-Słucham?
-Pytam czy mam przygotować jedzenie, nie ma dla mnie problemu. – Uśmiechnęła się delikatnie patrząc na mnie niepewnie.
-Nie chce Pani wykorzystywać.
-Lubię gotować, proszę nie odbierać mi tej przyjemności.
-Dobrze, w takim razie proszę o listę zakupów, którą sporządzi Pani bez krępacji. Po śniadaniu pojadę kupić, czego Pani tylko potrzebuje.  – Puściłem jej oczko i wyszedłem z kuchni.

***

-Dawno nie widziałam taty takiego uśmiechniętego jak dziś przy śniadaniu. – Powiedziała Becky siedząc na kuchennym blacie. Ian, Sebastian i Belle pojechali na zakupy, a najstarsza została, aby dotrzymać mi towarzystwa.
-W końcu ma was blisko, to normalne. – Uśmiechnęłam się wsuwając blachę z ciastkami do piekarnika.
-Może to Twoja zasługa? – Zaśmiała się podrzucając jabłko.
-Moja? Co Ty bredzisz? – Zaśmiałam się nalewając do szklanki soku.
-Widzę jak na Ciebie patrzy. Znam to spojrzenie bardzo dobrze. – Puściła mi oczko. – Zadzwoniłam do taty żeby kupił takie ozdobne słoiki i wstążki na te ciasteczka.
-Dobrze. – Uśmiechnęłam się ignorując jej poprzednie słowa. – Ile będzie osób na dzisiejszej kolacji?
-Z pewnością trzeba przynieść krzesła z piwnicy. – Zaśmiała się. – Nasza piątka, babcia, ciocia z Meg i Mel, wujek Paul z ciocią, wujek Chace, ciocia Bonnie i wujek Daniel z żoną i córką. Szesnaście? Dobrze liczę chyba.
-Denerwuję się. – Powiedziałam cicho opierając się o zlew.
-Nie masz czym. Największej zołzy nie będzie, a rodzinę mamy naprawdę wspaniałą.
-Zołza? – Spojrzałam na nią.
-Candice, prawa ręka taty w interesach. – Wywróciła oczami. Miałam zadawać kolejne pytania, ale akurat do domu wrócili pozostali.
-Niuniu patrz, dostałam kucyka! – Belle podbiegła do mnie pokazując zabawkę.
-Śliczny. – Uśmiechnęłam się do niej kucając. – Jak go nazwiesz?
-Pippa! – Powiedziała pokazują kucyka Becky.
-Kupiliśmy chyba pół supermarketu. – Powiedział Sebastian stawiając na podłodze siatki.
-Zaraz pół. – Zaśmiał się Ian stawiając siatki na blacie. – Mam nadzieję, że kupiliśmy wszystko. Belle mówiła, że lubi Pani owocowe herbaty, więc kupiłem kilka.
-Kilka? – Zadrwił Sebastian. – Pół regału.
-Idź zobacz czy wszystkie siatki z samochodu przynieśliśmy. – Ian spojrzał na niego, a ja zaśmiałam się widząc tą uroczą scenkę.
-Dziękuje za herbaty. – Uśmiechnęłam się zaglądając do siatek. – Czas zabrać się do roboty.

***

Chwilę po osiemnastej wszystkie dania były przygotowane. Becky i Sebastian pomogli nakryć do stołu, a Belle siedziała w salonie z Ianem układając klocki. W domu jak nigdy panowała cisza i totalny spokój.
-Będziemy Ci jeszcze potrzebni? – Zapytała Bec przychodząc do kuchni.
-Nie, już chyba wszystko gotowe. – Uśmiechnęłam się. – Słoiki stoją na komodzie w jadalni, w koszu. Przystroiłam je wstążkami.
-Świetnie. Lecę się przygotować. – Powiedziała wychodząc. Chwilę później w kuchni pojawił się Ian.
-Pomóc?
-Może Pan posmakować sosów. – Powiedziałam mieszając białą ciecz w garnuszku. Poczułam jak jego ręka delikatnie spoczywa na moim krzyżu, a on sam pochylał się nad kuchenką. Podałam mu na łyżce trochę sosu ówcześnie na niego dmuchając. Rozpraszał mnie jego dotyk i miałam wrażenie, że zrobił to z całkowitą premedytacją.
-Pyszny. – Uśmiechnął się oblizując wargi. – Dziękuje, jest Pani wielka. – Dodał całując mnie w policzek.
-Dziękuje. – Wybąkałam rumieniąc się. – Pójdę przygotować się do kolacji. – Dodałam ściągając fartuszek. Zabrał rękę i uśmiechając się delikatnie przepuścił mnie w stronę wyjścia. Ubierałam się w swoim pokoju, kiedy słyszałam jak kolejni goście przychodzą do domu. Usłyszałam pukanie do drzwi.
-Proszę.
-Niuniu, jesteś już gotowa? – Zapytała Belle wbiegając do pokoju.
-Tak. – Uśmiechnęłam się zakładając kolczyki. – Kto Ci wybrał taką piękną sukienkę?
-Becky! – Uśmiechnęła się. – Chodź już. – Marudziła ciągnąc mnie za rękę.

                                                                           ***

-Chodźcie, chodźcie. Zapraszam do jadalni. – Uśmiechałem się kierując gości w stronę salonu. W między czasie zauważyłem jak po schodach schodzi Julia trzymając za rękę Belle. Ubrana w krótką spódniczkę, zakolanówki i króciutką koszulkę wyglądała niesamowicie. A swojego piękne, zgrabne nogi podkreśliła wysokimi butami.
-Dobry wieczór. – Powiedziała nieśmiało widząc moją matkę. Zaczesała nerwowo kosmyk włosów za ucho i od razu wygładziła spódniczkę.
-Babcia! – Krzyknęła Belle zbiegając szybko po schodach.
-Moja śliczna wnuczka. – Powiedziała wzruszona przytulając ją mocno. – Z dnia na dzień piękniejsza i dzięki Bogu podobna do tatusia. – Dodała patrząc na nią uważnie.
-Mamo. – Upomniałem ją śmiejąc się. – To jest właśnie Pani Julia, zajmowała się dziećmi u Anastasi i postanowiła także zostać u mnie. – Uśmiechnąłem się zerkając na brunetkę.
-Miło mi Panią poznać. – Wyciągnęła do niej niepewnie rękę, którą moja rodzicielka od razu złapała.
-Cała przyjemność po mojej stronie. – Uśmiechnęła się szeroko.
-Cześć młoda. – Usłyszałem za plecami głos Chacea.
-Cześć. – Zaśmiałam się widząc jego roztrzepane włosy. – Pokłóciłeś się z fryzjerem?
-W sumie to z bratanicą. – Skwitował poprawiając fryzurę w lustrze.
-Jules w końcu! – Przybiegła Becky. – Chodź szybko, poznasz Meghan! – Pociągnęła Julię za rękę w stronę salonu.
-Bardzo ładna dziewczyna. – Powiedziała mama gładząc mnie po policzku.
-Mamo. – Zaśmiałem się obejmując ją ramieniem. – Kocham Cię, ale tylko wtedy jak za bardzo się nie mieszasz. – Dodałem całując ją w policzek.
-Chodźcie do stołu. – Powiedziała Emma wychodząc z łazienki. – Chyba nie chcecie żebym zjadła wszystko sama?

___

Komentujcie, mega to motywuje!