17 październik.
Obudził mnie śmiech i śpiew mojej najmniejszej pociechy.
Wstałem z łóżka zakładając na siebie szlafrok. Wsunąłem na stopy kapcie i
wyszedłem z sypialni.
-Mam te moc, mam te moc…-Belle kręciła się w kółko.
-Rozpalę to, co się tli – Julia w jasnej piżamie kręciła
się tuż obok niej. Stanęła od razu, gdy tylko ujrzała mnie w progu salonu.
-Dzień dobry Paniom. – Uśmiechnąłem się ziewając. Mała od
razu podbiegła wyciągając do góry ręce. Podniosłem ją i zostałem obdarowany
najsłodszym buziakiem w policzek.
-Dzień dobry, pewnie Pana obudziłyśmy…-powiedziała Julia
poprawiając białą koszulkę z długim rękawem.
-Nic się nie stało. – Uśmiechnąłem się w jej kierunku. –
Miło zostać obudzonym przez śpiew, a nie dźwięk budzika. – Dodałem zerkając na
moją córkę, która zdążyła już usiąść na dywanie i tuląc misia pochłonęła się
oglądaniem bajki.
-Pewnie niedługo Becky i Sebastian wstaną, przygotuje
śniadanie. – Uśmiechnęła się idąc w kierunku kuchni. – Znaczy, przepraszam.
Przyzwyczajenie. – Zatrzymała się w połowie drogi. – Mogę?
-Proszę czuć się jak u siebie. – Uśmiechnąłem się. Czułem
się dziwnie, bo nie pamiętam, kiedy ostatni raz jadłem wspólne śniadanie z
dziećmi i do tego przygotowane przez kogoś innego, ale wiem, że gotowanie
sprawia jej przyjemność, a więc nie mogłem odebrać jej tej satysfakcji.
-Tatusiu…-zaczęła Bells patrząc na mnie. – Czy niunia
zostanie z nami?
-Niunia? – Spojrzałem na córkę siadając obok niej.
-Tak mówię na Julię. – Uśmiechnęła się patrząc na
telewizor. – Zostanie?
-Też bym chciał żeby została, porozmawiam z nią. - Pocałowałem
ją w głowę i poszedłem w stronę kuchni. Julia nuciła pod nosem odwrócona tyłem
w moją stronę. Usiadłem przy wysepce i przyglądałem jej się przed dłuższą
chwilę. W końcu odwróciła się i od razu jej policzki przybrały czerwony kolor.
-Przestraszyłam się…
-Przepraszam, nie chciałem. – Uśmiechnąłem się. –
Chciałem zapytać czy podjęła Pani decyzję.
-Owszem. – Uśmiechnęła się. – Zostanę. Nie mam serca
odejść od dzieci. –Dodała wycierając dłonie w ręcznik.
-Cieszę się. – Powiedziałem obserwując każdy jej ruch. –
Dziś zaprosiłem wszystkich na kolację, chciałbym, aby poznała Pani moją
rodzinę. Są bardzo ważnymi ludźmi w moim życiu. – Wytłumaczyłem patrząc na nią
uważnie.
-Dobrze. Mam przygotować kolację?
-Słucham?
-Pytam czy mam przygotować jedzenie, nie ma dla mnie
problemu. – Uśmiechnęła się delikatnie patrząc na mnie niepewnie.
-Nie chce Pani wykorzystywać.
-Lubię gotować, proszę nie odbierać mi tej przyjemności.
-Dobrze, w takim razie proszę o listę zakupów, którą
sporządzi Pani bez krępacji. Po śniadaniu pojadę kupić, czego Pani tylko
potrzebuje. – Puściłem jej oczko i
wyszedłem z kuchni.
***
-Dawno nie widziałam taty takiego uśmiechniętego jak dziś
przy śniadaniu. – Powiedziała Becky siedząc na kuchennym blacie. Ian, Sebastian
i Belle pojechali na zakupy, a najstarsza została, aby dotrzymać mi
towarzystwa.
-W końcu ma was blisko, to normalne. – Uśmiechnęłam się
wsuwając blachę z ciastkami do piekarnika.
-Może to Twoja zasługa? – Zaśmiała się podrzucając
jabłko.
-Moja? Co Ty bredzisz? – Zaśmiałam się nalewając do
szklanki soku.
-Widzę jak na Ciebie patrzy. Znam to spojrzenie bardzo
dobrze. – Puściła mi oczko. – Zadzwoniłam do taty żeby kupił takie ozdobne
słoiki i wstążki na te ciasteczka.
-Dobrze. – Uśmiechnęłam się ignorując jej poprzednie
słowa. – Ile będzie osób na dzisiejszej kolacji?
-Z pewnością trzeba przynieść krzesła z piwnicy. – Zaśmiała
się. – Nasza piątka, babcia, ciocia z Meg i Mel, wujek Paul z ciocią, wujek
Chace, ciocia Bonnie i wujek Daniel z żoną i córką. Szesnaście? Dobrze liczę
chyba.
-Denerwuję się. – Powiedziałam cicho opierając się o
zlew.
-Nie masz czym. Największej zołzy nie będzie, a rodzinę
mamy naprawdę wspaniałą.
-Zołza? – Spojrzałam na nią.
-Candice, prawa ręka taty w interesach. – Wywróciła
oczami. Miałam zadawać kolejne pytania, ale akurat do domu wrócili pozostali.
-Niuniu patrz, dostałam kucyka! – Belle podbiegła do mnie
pokazując zabawkę.
-Śliczny. – Uśmiechnęłam się do niej kucając. – Jak go
nazwiesz?
-Pippa! – Powiedziała pokazują kucyka Becky.
-Kupiliśmy chyba pół supermarketu. – Powiedział Sebastian
stawiając na podłodze siatki.
-Zaraz pół. – Zaśmiał się Ian stawiając siatki na blacie.
– Mam nadzieję, że kupiliśmy wszystko. Belle mówiła, że lubi Pani owocowe herbaty,
więc kupiłem kilka.
-Kilka? – Zadrwił Sebastian. – Pół regału.
-Idź zobacz czy wszystkie siatki z samochodu
przynieśliśmy. – Ian spojrzał na niego, a ja zaśmiałam się widząc tą uroczą
scenkę.
-Dziękuje za herbaty. – Uśmiechnęłam się zaglądając do
siatek. – Czas zabrać się do roboty.
***
Chwilę po osiemnastej wszystkie dania były przygotowane.
Becky i Sebastian pomogli nakryć do stołu, a Belle siedziała w salonie z Ianem
układając klocki. W domu jak nigdy panowała cisza i totalny spokój.
-Będziemy Ci jeszcze potrzebni? – Zapytała Bec
przychodząc do kuchni.
-Nie, już chyba wszystko gotowe. – Uśmiechnęłam się. –
Słoiki stoją na komodzie w jadalni, w koszu. Przystroiłam je wstążkami.
-Świetnie. Lecę się przygotować. – Powiedziała wychodząc.
Chwilę później w kuchni pojawił się Ian.
-Pomóc?
-Może Pan posmakować sosów. – Powiedziałam mieszając
białą ciecz w garnuszku. Poczułam jak jego ręka delikatnie spoczywa na moim
krzyżu, a on sam pochylał się nad kuchenką. Podałam mu na łyżce trochę sosu
ówcześnie na niego dmuchając. Rozpraszał mnie jego dotyk i miałam wrażenie, że
zrobił to z całkowitą premedytacją.
-Pyszny. – Uśmiechnął się oblizując wargi. – Dziękuje,
jest Pani wielka. – Dodał całując mnie w policzek.
-Dziękuje. – Wybąkałam rumieniąc się. – Pójdę przygotować
się do kolacji. – Dodałam ściągając fartuszek. Zabrał rękę i uśmiechając się
delikatnie przepuścił mnie w stronę wyjścia. Ubierałam się w swoim pokoju,
kiedy słyszałam jak kolejni goście przychodzą do domu. Usłyszałam pukanie do
drzwi.
-Proszę.
-Niuniu, jesteś już gotowa? – Zapytała Belle wbiegając do
pokoju.
-Tak. – Uśmiechnęłam się zakładając kolczyki. – Kto Ci
wybrał taką piękną sukienkę?
-Becky! – Uśmiechnęła się. – Chodź już. – Marudziła
ciągnąc mnie za rękę.
***
-Chodźcie, chodźcie. Zapraszam do jadalni. – Uśmiechałem
się kierując gości w stronę salonu. W między czasie zauważyłem jak po schodach
schodzi Julia trzymając za rękę Belle. Ubrana w krótką spódniczkę, zakolanówki
i króciutką koszulkę wyglądała niesamowicie. A swojego piękne, zgrabne nogi
podkreśliła wysokimi butami.
-Dobry wieczór. – Powiedziała nieśmiało widząc moją
matkę. Zaczesała nerwowo kosmyk włosów za ucho i od razu wygładziła spódniczkę.
-Babcia! – Krzyknęła Belle zbiegając szybko po schodach.
-Moja śliczna wnuczka. – Powiedziała wzruszona
przytulając ją mocno. – Z dnia na dzień piękniejsza i dzięki Bogu podobna do
tatusia. – Dodała patrząc na nią uważnie.
-Mamo. – Upomniałem ją śmiejąc się. – To jest właśnie
Pani Julia, zajmowała się dziećmi u Anastasi i postanowiła także zostać u mnie.
– Uśmiechnąłem się zerkając na brunetkę.
-Miło mi Panią poznać. – Wyciągnęła do niej niepewnie rękę,
którą moja rodzicielka od razu złapała.
-Cała przyjemność po mojej stronie. – Uśmiechnęła się
szeroko.
-Cześć młoda. – Usłyszałem za plecami głos Chacea.
-Cześć. – Zaśmiałam się widząc jego roztrzepane włosy. –
Pokłóciłeś się z fryzjerem?
-W sumie to z bratanicą. – Skwitował poprawiając fryzurę
w lustrze.
-Jules w końcu! – Przybiegła Becky. – Chodź szybko,
poznasz Meghan! – Pociągnęła Julię za rękę w stronę salonu.
-Bardzo ładna dziewczyna. – Powiedziała mama gładząc mnie
po policzku.
-Mamo. – Zaśmiałem się obejmując ją ramieniem. – Kocham
Cię, ale tylko wtedy jak za bardzo się nie mieszasz. – Dodałem całując ją w
policzek.
-Chodźcie do stołu. – Powiedziała Emma wychodząc z
łazienki. – Chyba nie chcecie żebym zjadła wszystko sama?
___
___
Komentujcie, mega to motywuje!