niedziela, 24 lipca 2016

27.

30 listopad.

Gdyby kiedyś ktoś się mnie zapytał gdzie widzę siebie za kilka lat na pewno nie umiałabym odpowiedzieć na to pytanie. Moje życie od opuszczenia domu dziecka to była ciągła podróż. Z miejsca do miejsca. Z miasta do miasta. Z państwa do państwa aż w końcu wylądowałam na zupełnie innym kontynencie szukając szczęścia. Teraz w końcu zrobiłam przystanek. Dłuższy niż zwykle. Znalazłam swoją oazę, swoje miejsca i ludzi, z którymi bez dwóch zdań chcę spędzać czas. Czasami człowiek musi po prostu zwolnić. Musi przemyśleć, co jest a czego nie ma. Czasami ciężko jest siedzieć w głupim fotelu i myśleć nad niedokończonymi rozmowami. Co mogło się powiedzieć a co mogło się zrobić. Wiem jedno przeszłości nie zmienię. Zostawiam ją, bo nie widzę potrzeby wracania do niej. Liczy się tu i teraz oraz może plany, które zdążyłam stworzyć z Ianem. Właśnie…Ian. Nigdy nie spodziewałabym się, ze wszystko tak się potoczy. Minęło tak niewiele czasu, a ja totalnie straciłam głowę dla faceta. Co więcej czuję się bezgranicznie szczęśliwa. Noc przed wyjazdem Iana spędziliśmy na rozmowach. Długie godziny rozmów, wyznawania prawdy, przepraszania się i właśnie planowania. Remont, podróże, zakupy i zmiany. Cała masa planów, które naświetlają tylko mi fakt jak cudowna będzie moja przyszłość w tym domu. Oczywiście dzieci nie mają pojęcia, że ja i ich ojciec tworzymy parę i planujemy wspólne życie. Na razie są szczęśliwe, że wróciłam do domu i wszystko wróciło do normy, ale czy będą szczęśliwe, kiedy dowiedzą się o tym, jak sprawa teraz wygląda? Mam nadzieję, że zaakceptują pewne fakty i nic się nie zmieni. W nowy rok planujemy z Ianem podróż do moich korzeni. Chcę odnaleźć rodziców i zadać im kilka pytań. Chce poznać ludzi, którzy mnie stworzyli i w jakiś sposób ukształtowali. W końcu jestem na to gotowa, a Ian chce mnie w tym wspierać. Uda się, musi.

***

-Siadaj na kanapie, zrobię kawę. – Powiedziała Emma, gdy przekroczyłam próg jej domu. Niewielki budynek otoczony zielenią znajdował się od posiadłości jej brata jakieś pół godziny samochodem. Rzuciłam torebkę na kanapę i rozglądałam się po pomieszczeniu. Pomimo chaosu i różnorodności barw oraz materiałów salon wydawał się w jakiś sposób artystyczny. Czerwień przeważała zdecydowanie podobnie zresztą w kuchni, którą widziałam z salonu. Usiadłam na kanapie naprzeciwko rzeźby przypominającej barana. Może to był kozioł? Nie wiem, w każdym bądź razie było w niej coś niepokojącego.
-Wybacz za bałagan, ale niedawno wróciłam ze sklepu. – Uśmiechnęła się stawiając na czarnym stoliku tacę z dzbankiem i dwiema filiżankami.
-Daj spokój. – Zaśmiałam się. – Poza tym nie widzę nigdzie bałagan.
-Bo nie byłaś na górze. – Puściła mi oczko. – Jesteś u mnie pierwszy raz prawda? Matko tyle czasu już tu mieszkasz, a nigdy mnie nie odwiedziłaś.
-Nigdy nie miałam czasu. Obecnie się nudzę samotnością w domu. – Zaśmiałam się biorąc od niej oczywiście czerwoną filiżankę z pięknie pachnącą kawą. – Dziękuję.
-Dobrze, że wróciłaś. Martwiłam się, że mój brat już totalnie Cię stracił. Wiesz, on jest jak kwiat. Normalnie usychał bez Ciebie.
-Naprawdę? – Zaśmiałam się słysząc jej określenie i upijając łyk kofeinowej dawki energii. – Wydaję się taki twardy.
-Właśnie, wydaję się. – Zaśmiała się. – Mam nadzieję, że wszystko sobie wytłumaczyliście i w końcu nastała zgoda.
-Owszem, rozmawialiśmy. Bardzo długo, na wiele tematów i myślę, że wszystko jest już jasne i klarowne, nic tylko się cieszyć. – Uśmiechnęłam się i zamilkłyśmy na chwilę popijając kawę. – Nie miałyśmy nigdy okazji porozmawiać tak we dwie. Mogę zadać Ci pytanie?
-Oczywiście, pytaj. – Powiedziała podekscytowana odstawiając filiżankę na stolik.
-Co się stało z Twoim mężem? – Spojrzałam na nią, ale widząc jej minę szybko pożałowałam pytania. – Oczywiście, jeżeli nie masz ochoty to nie odpowiadaj, nie naciskam.
-Nie, nic się nie stało. Po prostu dawno o tym nie mówiłam. – Wytłumaczyła odgarniając włosy na jedną stronę. -John, bo tak się nazywa był najwspanialszym mężczyzną pod słońcem. Znaczy na początku naszej znajomości tak myślałam. Szybko wzięliśmy ślub i zaczęliśmy bawić się w rodzinę. Urodziła się Meghan, a my byliśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Była naszym oczkiem w głowie i wiedzieliśmy, że nie chcemy, aby czegokolwiek jej zabrakło. W między czasie John założył firmę, która w mgnieniu oka wspięła się na szczyt. Razem z sukcesem wiązał się upadek mojego męża. Zaczął pić, zmienił się. Bywał kłótliwy, ale następnego dnia od razu przepraszał. Całość ciągnęła się tak w nieskończoność. Urodziłam Melissę, która była naprawdę cudem w naszym życiu, ale on się nie zmienił. Pił więcej, bywał agresywny, ale kiedy próbował uderzyć dziewczynki powiedziałam dość. Spakowałam się, pojechałam do Iana, a następnego dnia złożyłam pozew rozwodowy i wniosek o pozbawienie go praw ojcowskich. Zgodził się bez protestu i tak zostałam sama. – Zakończyła swoją historią porządnym łykiem kawy.
-Przykro mi. – Wyszeptałam patrząc na nią uważnie.
-Nie potrzebnie. Gdyby nie on nie miałabym tak pięknych, cudownych i mądrych córek. Dał mi dwa prezenty i kilka lat szczęśliwego życia, a cała reszta jest nieistotna. – Uśmiechnęła się w czarujący sposób i spojrzała przed siebie. - Czasami brakuje mi miłości. Takiej partnerskiej. Brakuje mi bycia kochanym. Twarzy, która na mnie patrzy i uśmiecha się, dlatego, że jestem. Dłoni, która szuka mnie przez sen. Kogoś, z kim jestem cały. Kogoś, kogo twarz chciałabym widzieć, zasypiając na zawsze. Kogoś, kto jest moim domem, kochankiem, przyjacielem i współtowarzyszem. Rozumiesz?
-Rozumiem. – Uśmiechnęłam się widząc jej zamyśloną twarz. – Jestem niepoprawną optymistką i wierzę, że i ty znajdziesz szczęście, w końcu dobrzy ludzie zasługują na happy end.
-Wierzysz w to? – Spojrzała na mnie zdziwiona. – Rozumiem, że ty także będziesz miała happy end?
-Oczywiście. – Odparłam pewnie. – Jak się sam nie pojawi, to go namaluje, ale właśnie tak zakończę moje życie. Szczęściem i uśmiechem, bo czym by było życie bez tych dwóch cech? – Puściłam jej oczko ponownie upijając łyk kawy.

***

Chwilę po dwunastej wyjechałam od Emmy. Miałam jeszcze trochę czas, aby odebrać dzieci ze szkoły, a więc postanowiłam spotkać się na szybkim lunchu z Bonnie, która męczyła mnie o spotkanie już kilka dni. Umówiłyśmy się w barze niedaleko firmy, w której pracowała. Oczywiście przez korki spóźniłam się kilka minut i wpadłam jak burza do środka. Mulatka uśmiechnęła się na mój widok z drugiego końca sali machając energicznie.
-Cześć, wybacz, ale korki straszne… - powiedziałam zdyszana całując ją w policzek.
-Nie przejmuj się, zamówiłam nam spaghetti. – Uśmiechnęła się. – Skąd wracasz?
-Byłam u Emmy na kawie. Pierwszy raz od czasu, kiedy się tu przeprowadziłam. Piękny dom, najbardziej urzekła mnie jej turkusowa sypialnia. – Śmiałam się siadając naprzeciwko.
-Mnie pokój Melisy, czy to nie jest dziwne? – Zaśmiała się ogarniając włosy z czoła. – Opowiadaj, co u Ciebie się dzieję.
-Cóż. Wróciłam do domu Iana, dzieciaki są szczęśliwe, a przed wczoraj poznałam chłopaka Becky.
-Becky ma chłopaka?! Przecież Ian się zesra z zazdrości. – Śmiała się. – Jaki jest?
-Ma na imię Alex, ma dwadzieścia trzy lata i jest naprawdę gorący. Wysoki, blondyn, piękna twarz, szerokie plecy. Czarujący, inteligentny, przesympatyczny i szalenie zakochany w Bec. Wiesz jak on na nią patrzy? Słuchaj, zazdroszcze jej. On patrzy na nią tak jak ja na pączka podczas menstruacji, możesz to sobie wyobrazić?
-Nie? Tak na nią patrzy. Skubana, ale szczęściara. – Powiedziała Bonnie wyraźnie smutna. – Też chce żeby ktoś na mnie tak patrzył!
-Nie tylko ty. – Westchnęłam. – Myślę, że Ian go polubi. Chłopak pracuje w firmie z ojcem, niedawno tutaj się przeprowadzili, ale on już planuje kupić jakieś mieszkanie i żyć na własną rękę no i goni Bec do nauki, a więc same plusy. – Zaśmiałam się spoglądając na kelnera, który postawił przed nami talerze.
-Kiedy go poznamy?
-Na przyjęciu urodzinowym Iana. Bec chce żeby wszystko poznali go w tym samym czasie. Smacznego. – Uśmiechnęłam się wbijając widelec w makaron.
- Właśnie, co z tymi urodzinami?
-Rozmawiałam wczoraj z mamą Iana i powiedziała, ze w żadnym wypadku nie będę stać przy garnkach i gotować. Urodziny odbędą się w jakieś restauracji, ale jutro ma podać dokładniejsze szczegóły.
-Oho, trzeba znaleźć sukienkę. – Zaśmiała się jedząc. – Tak poza tym z Ianem już okej?
-Tak, jak najbardziej. Wytłumaczyliśmy sobie wszystko, długo rozmawialiśmy i jest dobrze. W styczniu chcemy lecieć do Wielkiej Brytanii, odnaleźć moich rodziców.
-Naprawdę?
-Tak, jestem gotowa, aby stawić czoła przeszłości. Nie wyobrażam sobie za dużo, ale po prostu chcę ich znaleźć i zadać kilka pytań, a potem wrócić i już w stu procentach oddzielić się od tego grubą kreską.
-Trzymam kciuki żeby się udało. – Uśmiechnęła się, a ja bez słowa odwzajemniłam jej uśmiech.

***

Robiłam kolację i obserwowałam Bells siedzącą na blacie i opowiadającą o wydarzeniach w przedszkolu. Dowiedziałam się, że Pani przedszkolanka bardzo często ma czerwone paznokcie oraz dziwny rysunek na nadgarstku, a także o tym, iż David i Nicholas bardzo jej dokuczają, ale ona i tak wie, że im się podoba.
-W końcu jestem księżniczką. – Powiedziała pewna siebie odrzucając włosy.
-Oczywiście. Jesteś najpiękniejszą księżniczką w tym zamku. – Zaśmiałam się czochrając jej włosy.
-Niuniu. Księżniczce nie wypada być nieuczesaną. – Pomachała wymownie palcem poprawiając swoimi małymi dłońmi włosy.
-Wybacz, ale nawet potargana jesteś śliczna. – Pocałowałam ją w głowę. – Głodna?
-Nie bardzo, a co będzie na kolację? – Przekręciła głowę obserwując mnie uważnie.
-Taty nie ma, a więc będziemy się opychać pysznymi kanapkami, w salonie, na kanapie i oglądając bajkę.
-Będę mogła kruszyć? – Spojrzała na mnie podejrzanie.
-Będziesz, ale nie możemy powiedzieć nic tacie. – Odparłam podając jej do rączki kawałek sera.
-Zgoda. Zdejmij mnie, proszę. Muszę iść po mojego kucyka. – Powiedziała z pełną buzią.
-Leć, ale uważaj na schodach. – Zdjęłam ją z blatu i w tym momencie zadzwoniła moja komórka, Ian.
-Halo? – Odebrałam wesoło układając kanapki na talerzu.
-Cześć. – Usłyszałam ciepły i spokojny głos Iana. – Wszystko w porządku? Cały dzień się nie odezwałaś.
-Wybacz, ale byłam w ciągłym ruchu. Rano wpadłam do Twojej siostry, potem do Bonnie, a w końcu dzieciaki i cała masa obowiązków. – Powiedziałam usprawiedliwiająco. – Co u Ciebie?
-Dobrze, ale tęsknie za wami. Za tobą.
-Ooo..-Rozczuliłam się. – Słodko. Jeszcze trochę i będziesz w domu.
-Wiem, ale i tak tęsknie. – Zaśmiał się. – Leżę już w łóżku i zaraz idę spać.
-Sam?
-Oczywiście. – Parsknął śmiechem. – Uciekam spać, dobranoc kochana.
-Dobranoc. – Uśmiechnęłam się chowając telefon do kieszeni.
-Mamo…- wbiegła Belle do kuchni. – Nie mogę znaleźć kucyka…
-Mamo? – Podniosłam głowę wpatrując się w nią przez dłuższą chwilę. Patrzyłyśmy na siebie przez chwilę milcząc. Poczułam dziwne i naprawdę przyjemne ciepło w okolicach klatki piersiowej, ale nie mogłam wydusić z siebie słowa.
-Przepraszam…-Bąknęła spuszczając głowę.
-Nic się nie stało. – Podeszłam do niej szybko i ukucnęłam. – Patrzyłaś pod swoim łóżkiem? – Podniosłam jej głowę delikatnie za podbródek.
-Tak, ale nie ma…-powiedziała smutno bawiąc się swoimi palcami.

-Chodź. – Wzięłam ją na ręce. – Poszukamy razem, hm? – Pocałowałam ją w policzek i poszłam na górę wciąż czując na sercu ciepło i ogromną radość.

__
Cześć! Wrzucam na szybko rozdział i niestety, ale nie mam na tę chwilę czasu, aby zajrzeć do Was :(
Nadrobię wasze rozdziały za kilka dni oraz uzupełnie tutaj galerię. Ściskam mocno! :*
Jak mijają wasze wakacje? :>
Pozdrowienia!