30 listopad.
Gdyby kiedyś ktoś się mnie zapytał gdzie widzę siebie za
kilka lat na pewno nie umiałabym odpowiedzieć na to pytanie. Moje życie od
opuszczenia domu dziecka to była ciągła podróż. Z miejsca do miejsca. Z miasta
do miasta. Z państwa do państwa aż w końcu wylądowałam na zupełnie innym
kontynencie szukając szczęścia. Teraz w końcu zrobiłam przystanek. Dłuższy niż
zwykle. Znalazłam swoją oazę, swoje miejsca i ludzi, z którymi bez dwóch zdań
chcę spędzać czas. Czasami człowiek musi po prostu zwolnić. Musi przemyśleć, co
jest a czego nie ma. Czasami ciężko jest siedzieć w głupim fotelu i myśleć nad niedokończonymi
rozmowami. Co mogło się powiedzieć a co mogło się zrobić. Wiem jedno
przeszłości nie zmienię. Zostawiam ją, bo nie widzę potrzeby wracania do niej.
Liczy się tu i teraz oraz może plany, które zdążyłam stworzyć z Ianem.
Właśnie…Ian. Nigdy nie spodziewałabym się, ze wszystko tak się potoczy. Minęło
tak niewiele czasu, a ja totalnie straciłam głowę dla faceta. Co więcej czuję
się bezgranicznie szczęśliwa. Noc przed wyjazdem Iana spędziliśmy na rozmowach.
Długie godziny rozmów, wyznawania prawdy, przepraszania się i właśnie
planowania. Remont, podróże, zakupy i zmiany. Cała masa planów, które
naświetlają tylko mi fakt jak cudowna będzie moja przyszłość w tym domu.
Oczywiście dzieci nie mają pojęcia, że ja i ich ojciec tworzymy parę i
planujemy wspólne życie. Na razie są szczęśliwe, że wróciłam do domu i wszystko
wróciło do normy, ale czy będą szczęśliwe, kiedy dowiedzą się o tym, jak sprawa
teraz wygląda? Mam nadzieję, że zaakceptują pewne fakty i nic się nie zmieni. W
nowy rok planujemy z Ianem podróż do moich korzeni. Chcę odnaleźć rodziców i
zadać im kilka pytań. Chce poznać ludzi, którzy mnie stworzyli i w jakiś sposób
ukształtowali. W końcu jestem na to gotowa, a Ian chce mnie w tym wspierać. Uda
się, musi.
***
-Siadaj na kanapie, zrobię kawę. – Powiedziała Emma, gdy
przekroczyłam próg jej domu. Niewielki budynek otoczony zielenią znajdował się
od posiadłości jej brata jakieś pół godziny samochodem. Rzuciłam torebkę na
kanapę i rozglądałam się po pomieszczeniu. Pomimo chaosu i różnorodności barw
oraz materiałów salon wydawał się w jakiś sposób artystyczny. Czerwień
przeważała zdecydowanie podobnie zresztą w kuchni, którą widziałam z salonu. Usiadłam
na kanapie naprzeciwko rzeźby przypominającej barana. Może to był kozioł? Nie
wiem, w każdym bądź razie było w niej coś niepokojącego.
-Wybacz za bałagan, ale niedawno wróciłam ze sklepu. – Uśmiechnęła
się stawiając na czarnym stoliku tacę z dzbankiem i dwiema filiżankami.
-Daj spokój. – Zaśmiałam się. – Poza tym nie widzę
nigdzie bałagan.
-Bo nie byłaś na górze. – Puściła mi oczko. – Jesteś u
mnie pierwszy raz prawda? Matko tyle czasu już tu mieszkasz, a nigdy mnie nie
odwiedziłaś.
-Nigdy nie miałam czasu. Obecnie się nudzę samotnością w
domu. – Zaśmiałam się biorąc od niej oczywiście czerwoną filiżankę z pięknie
pachnącą kawą. – Dziękuję.
-Dobrze, że wróciłaś. Martwiłam się, że mój brat już
totalnie Cię stracił. Wiesz, on jest jak kwiat. Normalnie usychał bez Ciebie.
-Naprawdę? – Zaśmiałam się słysząc jej określenie i
upijając łyk kofeinowej dawki energii. – Wydaję się taki twardy.
-Właśnie, wydaję się. – Zaśmiała się. – Mam nadzieję, że
wszystko sobie wytłumaczyliście i w końcu nastała zgoda.
-Owszem, rozmawialiśmy. Bardzo długo, na wiele tematów i
myślę, że wszystko jest już jasne i klarowne, nic tylko się cieszyć. – Uśmiechnęłam
się i zamilkłyśmy na chwilę popijając kawę. – Nie miałyśmy nigdy okazji
porozmawiać tak we dwie. Mogę zadać Ci pytanie?
-Oczywiście, pytaj. – Powiedziała podekscytowana
odstawiając filiżankę na stolik.
-Co się stało z Twoim mężem? – Spojrzałam na nią, ale
widząc jej minę szybko pożałowałam pytania. – Oczywiście, jeżeli nie masz
ochoty to nie odpowiadaj, nie naciskam.
-Nie, nic się nie stało. Po prostu dawno o tym nie
mówiłam. – Wytłumaczyła odgarniając włosy na jedną stronę. -John, bo tak się
nazywa był najwspanialszym mężczyzną pod słońcem. Znaczy na początku naszej
znajomości tak myślałam. Szybko wzięliśmy ślub i zaczęliśmy bawić się w
rodzinę. Urodziła się Meghan, a my byliśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie.
Była naszym oczkiem w głowie i wiedzieliśmy, że nie chcemy, aby czegokolwiek
jej zabrakło. W między czasie John założył firmę, która w mgnieniu oka wspięła się
na szczyt. Razem z sukcesem wiązał się upadek mojego męża. Zaczął pić, zmienił
się. Bywał kłótliwy, ale następnego dnia od razu przepraszał. Całość ciągnęła
się tak w nieskończoność. Urodziłam Melissę, która była naprawdę cudem w naszym
życiu, ale on się nie zmienił. Pił więcej, bywał agresywny, ale kiedy próbował
uderzyć dziewczynki powiedziałam dość. Spakowałam się, pojechałam do Iana, a
następnego dnia złożyłam pozew rozwodowy i wniosek o pozbawienie go praw
ojcowskich. Zgodził się bez protestu i tak zostałam sama. – Zakończyła swoją
historią porządnym łykiem kawy.
-Przykro mi. – Wyszeptałam patrząc na nią uważnie.
-Nie potrzebnie. Gdyby nie on nie miałabym tak pięknych,
cudownych i mądrych córek. Dał mi dwa prezenty i kilka lat szczęśliwego życia,
a cała reszta jest nieistotna. – Uśmiechnęła się w czarujący sposób i spojrzała
przed siebie. - Czasami brakuje mi miłości. Takiej partnerskiej. Brakuje mi bycia
kochanym. Twarzy, która na mnie patrzy i uśmiecha się, dlatego, że jestem.
Dłoni, która szuka mnie przez sen. Kogoś, z kim jestem cały. Kogoś, kogo twarz
chciałabym widzieć, zasypiając na zawsze. Kogoś, kto jest moim domem,
kochankiem, przyjacielem i współtowarzyszem. Rozumiesz?
-Rozumiem. – Uśmiechnęłam się widząc jej zamyśloną twarz.
– Jestem niepoprawną optymistką i wierzę, że i ty znajdziesz szczęście, w końcu
dobrzy ludzie zasługują na happy end.
-Wierzysz w to? – Spojrzała na mnie zdziwiona. –
Rozumiem, że ty także będziesz miała happy end?
-Oczywiście. – Odparłam pewnie. – Jak się sam nie pojawi,
to go namaluje, ale właśnie tak zakończę moje życie. Szczęściem i uśmiechem, bo
czym by było życie bez tych dwóch cech? – Puściłam jej oczko ponownie upijając
łyk kawy.
***
Chwilę po dwunastej wyjechałam od Emmy. Miałam jeszcze
trochę czas, aby odebrać dzieci ze szkoły, a więc postanowiłam spotkać się na
szybkim lunchu z Bonnie, która męczyła mnie o spotkanie już kilka dni.
Umówiłyśmy się w barze niedaleko firmy, w której pracowała. Oczywiście przez
korki spóźniłam się kilka minut i wpadłam jak burza do środka. Mulatka
uśmiechnęła się na mój widok z drugiego końca sali machając energicznie.
-Cześć, wybacz, ale korki straszne… - powiedziałam
zdyszana całując ją w policzek.
-Nie przejmuj się, zamówiłam nam spaghetti. – Uśmiechnęła
się. – Skąd wracasz?
-Byłam u Emmy na kawie. Pierwszy raz od czasu, kiedy się
tu przeprowadziłam. Piękny dom, najbardziej urzekła mnie jej turkusowa
sypialnia. – Śmiałam się siadając naprzeciwko.
-Mnie pokój Melisy, czy to nie jest dziwne? – Zaśmiała
się ogarniając włosy z czoła. – Opowiadaj, co u Ciebie się dzieję.
-Cóż. Wróciłam do domu Iana, dzieciaki są szczęśliwe, a
przed wczoraj poznałam chłopaka Becky.
-Becky ma chłopaka?! Przecież Ian się zesra z zazdrości.
– Śmiała się. – Jaki jest?
-Ma na imię Alex, ma dwadzieścia trzy lata i jest
naprawdę gorący. Wysoki, blondyn, piękna twarz, szerokie plecy. Czarujący,
inteligentny, przesympatyczny i szalenie zakochany w Bec. Wiesz jak on na nią
patrzy? Słuchaj, zazdroszcze jej. On patrzy na nią tak jak ja na pączka podczas
menstruacji, możesz to sobie wyobrazić?
-Nie? Tak na nią patrzy. Skubana, ale szczęściara. – Powiedziała
Bonnie wyraźnie smutna. – Też chce żeby ktoś na mnie tak patrzył!
-Nie tylko ty. – Westchnęłam. – Myślę, że Ian go polubi.
Chłopak pracuje w firmie z ojcem, niedawno tutaj się przeprowadzili, ale on już
planuje kupić jakieś mieszkanie i żyć na własną rękę no i goni Bec do nauki, a
więc same plusy. – Zaśmiałam się spoglądając na kelnera, który postawił przed nami
talerze.
-Kiedy go poznamy?
-Na przyjęciu urodzinowym Iana. Bec chce żeby wszystko
poznali go w tym samym czasie. Smacznego. – Uśmiechnęłam się wbijając widelec w
makaron.
- Właśnie, co z tymi urodzinami?
-Rozmawiałam wczoraj z mamą Iana i powiedziała, ze w
żadnym wypadku nie będę stać przy garnkach i gotować. Urodziny odbędą się w
jakieś restauracji, ale jutro ma podać dokładniejsze szczegóły.
-Oho, trzeba znaleźć sukienkę. – Zaśmiała się jedząc. –
Tak poza tym z Ianem już okej?
-Tak, jak najbardziej. Wytłumaczyliśmy sobie wszystko,
długo rozmawialiśmy i jest dobrze. W styczniu chcemy lecieć do Wielkiej
Brytanii, odnaleźć moich rodziców.
-Naprawdę?
-Tak, jestem gotowa, aby stawić czoła przeszłości. Nie
wyobrażam sobie za dużo, ale po prostu chcę ich znaleźć i zadać kilka pytań, a
potem wrócić i już w stu procentach oddzielić się od tego grubą kreską.
-Trzymam kciuki żeby się udało. – Uśmiechnęła się, a ja
bez słowa odwzajemniłam jej uśmiech.
***
Robiłam kolację i obserwowałam Bells siedzącą na blacie i
opowiadającą o wydarzeniach w przedszkolu. Dowiedziałam się, że Pani
przedszkolanka bardzo często ma czerwone paznokcie oraz dziwny rysunek na
nadgarstku, a także o tym, iż David i Nicholas bardzo jej dokuczają, ale ona i
tak wie, że im się podoba.
-W końcu jestem księżniczką. – Powiedziała pewna siebie
odrzucając włosy.
-Oczywiście. Jesteś najpiękniejszą księżniczką w tym
zamku. – Zaśmiałam się czochrając jej włosy.
-Niuniu. Księżniczce nie wypada być nieuczesaną. – Pomachała
wymownie palcem poprawiając swoimi małymi dłońmi włosy.
-Wybacz, ale nawet potargana jesteś śliczna. – Pocałowałam
ją w głowę. – Głodna?
-Nie bardzo, a co będzie na kolację? – Przekręciła głowę
obserwując mnie uważnie.
-Taty nie ma, a więc będziemy się opychać pysznymi kanapkami,
w salonie, na kanapie i oglądając bajkę.
-Będę mogła kruszyć? – Spojrzała na mnie podejrzanie.
-Będziesz, ale nie możemy powiedzieć nic tacie. – Odparłam
podając jej do rączki kawałek sera.
-Zgoda. Zdejmij mnie, proszę. Muszę iść po mojego kucyka.
– Powiedziała z pełną buzią.
-Leć, ale uważaj na schodach. – Zdjęłam ją z blatu i w
tym momencie zadzwoniła moja komórka, Ian.
-Halo? – Odebrałam wesoło układając kanapki na talerzu.
-Cześć. – Usłyszałam ciepły i spokojny głos Iana. –
Wszystko w porządku? Cały dzień się nie odezwałaś.
-Wybacz, ale byłam w ciągłym ruchu. Rano wpadłam do Twojej
siostry, potem do Bonnie, a w końcu dzieciaki i cała masa obowiązków. –
Powiedziałam usprawiedliwiająco. – Co u Ciebie?
-Dobrze, ale tęsknie za wami. Za tobą.
-Ooo..-Rozczuliłam się. – Słodko. Jeszcze trochę i
będziesz w domu.
-Wiem, ale i tak tęsknie. – Zaśmiał się. – Leżę już w
łóżku i zaraz idę spać.
-Sam?
-Oczywiście. – Parsknął śmiechem. – Uciekam spać,
dobranoc kochana.
-Dobranoc. – Uśmiechnęłam się chowając telefon do
kieszeni.
-Mamo…- wbiegła Belle do kuchni. – Nie mogę znaleźć
kucyka…
-Mamo? – Podniosłam głowę wpatrując się w nią przez
dłuższą chwilę. Patrzyłyśmy na siebie przez chwilę milcząc. Poczułam dziwne i
naprawdę przyjemne ciepło w okolicach klatki piersiowej, ale nie mogłam wydusić
z siebie słowa.
-Przepraszam…-Bąknęła spuszczając głowę.
-Nic się nie stało. – Podeszłam do niej szybko i
ukucnęłam. – Patrzyłaś pod swoim łóżkiem? – Podniosłam jej głowę delikatnie za
podbródek.
-Tak, ale nie ma…-powiedziała smutno bawiąc się swoimi
palcami.
-Chodź. – Wzięłam ją na ręce. – Poszukamy razem, hm? –
Pocałowałam ją w policzek i poszłam na górę wciąż czując na sercu ciepło i
ogromną radość.
__
Cześć! Wrzucam na szybko rozdział i niestety, ale nie mam na tę chwilę czasu, aby zajrzeć do Was :(
Nadrobię wasze rozdziały za kilka dni oraz uzupełnie tutaj galerię. Ściskam mocno! :*
Jak mijają wasze wakacje? :>
Pozdrowienia!
__
Cześć! Wrzucam na szybko rozdział i niestety, ale nie mam na tę chwilę czasu, aby zajrzeć do Was :(
Nadrobię wasze rozdziały za kilka dni oraz uzupełnie tutaj galerię. Ściskam mocno! :*
Jak mijają wasze wakacje? :>
Pozdrowienia!