7 listopad
-Wygląda Pani zupełnie tak jakby szła na ścięcie głowy. –
Zauważył Ian, kiedy pod domem Anastasii zakładaliśmy na siebie skórę - on
brązową, a ja czarną. Spojrzałam na niego wymownie i nie odezwałam się słowem.
Powrót do tego domu wydawał mi się najgorszą rzecz zaraz po tym jak Ian musiał
oglądać mnie rano bez makijażu. Wzięłam swoją torebkę i poszłam przodem w
kierunku ceglanego budynku. Kiedy obok mnie stanął brunet niepewnie nacisnęłam
dzwonek. Po chwili usłyszałam stukot obcasów o panele i w drzwiach stanęła
wyrocznia – Anastasia w swej okazałości patrzyła to na mnie to na mojego szefa
bacznym okiem.
-W końcu, nie mam całego dnia na waszą wizytę. – Rzuciła od
niechcenia odwracając się do nas tyłem. Ian puścił mnie przodem i zamknął za
nami drzwi. Tak jak się spodziewałam, w domu panował totalny nieład, a
powietrze było cięższe niż zwykle. Od razu wyczułam zapach papierosów, alkoholu
i wszechobecnego kurzu.
-Czy Ty już piłaś? – Ian spojrzał na zegarek a potem na
swoja eks małżonkę. – Jest dopiero dziesiąta, a ja już czuję od Ciebie wódkę.
-Nie Twoja sprawie Panie despotyczny biznesmenie. – Machnęła
na niego ręką siadając w fotelu. – Wiesz gdzie są pokoje, możesz zabrać rzeczy.
– Zwróciła się w moją stronę odpalając papierosa. Spojrzałam na Iana
uśmiechając się delikatnie i od razu poszłam na górę. Na szczęście dzieciaki
miały względny porządek w szafkach, a więc spakowanie ubrań do walizek nie
zajmowało zbyt wiele czasu. W niecałą godzinę, w każdym pokoju były po dwie
zapakowane po brzegi walizki. Sprawdziłam ostatni raz szuflady i szafki,
dopakowałam to, co wydawało mi się potrzebne i zeszłam na dół. Zatrzymałam się
w połowie schodów słysząc krzyki z salonu.
-I co? Ją też pierdolisz? – Zaśmiała się Anastasia
dopijając drinka.
-Jesteś jeszcze bardziej żałosna niż wcześniej. – Podsumował
Ian wstając z kanapy.
-Prawda boli? Jesteś takim desperatem, że płacisz jej
pewnie za to żeby z Tobą spała.
-Kto z naszej dwójki jest desperatem? Przypominam Ci, że
to Ty jesteś z facetem, który mógłby być chłopakiem Twojej córki. Właśnie,
gdzie on jest? Zostawił Cię, bo zrozumiał, że jesteś nikim?
-Jestem kimś znacznie ważniejszym niż Ty! – Krzyknęła wściekła
odgarniając włosy.
-Dorobiłaś się tego wszystkiego na mojej pracy. Gdyby nie
ja wciąż mieszkałabyś w tej zapchlonej kawalerce bez grosza przy duszy. To ja
Cię ubrałem, wyprowadziłem na ludzi. To dzięki mnie jesteś teraz w tym miejscu
i siedzisz w tym fotelu! – Wrzasnął. Zaczęłam po cichu stawiać kroki na
niższych szczeblach.
-Udajesz nie wiadomo kogo, a pierdolisz jakąś gosposie, o
której bez problemu można powiedzieć, że jest nikim. Sierota, bez rodziców, bez
wykształcenia, bez perspektyw i ambicji. Imponuje Ci ona? Czujesz nad nią
władzę? – Zaśmiała się pewnie, usłyszałam huk szklanek. Zbiegłam szybko po
schodach i widziałam jak Ian przypiera do ściany Anastasię.
-Nigdy więcej nie waż się o niej tak mówić, rozumiesz?
Nigdy. – Syknął przyduszając ją.
-Ian! – Krzyknęłam odciągając go. – Ian do cholery,
spójrz na mnie. – Złapałam jego twarz w dłonie zmuszając go tym samym, aby
spojrzał mi w oczy. – Nie warto. – Szepnęłam trzymając go. – Nie warto.
-Historia miłosna lepsza niż ta z Zmierzchu. – Zaśmiała
się blondynka siadając w fotelu.
-Spakowałam rzeczy, możemy się zbierać. – Zignorowałam ją
puszczając Iana. Jego oczy płonęły ze złości. Odwrócił się napięcie wchodząc na
górę po walizki. Wyminęłam moją eks szefową bez słowa i poszłam pomóc Ianowi.
-Kiedy zobaczę dzieci? – Zapytała Anastasia, kiedy Ian
chował ostatnie walizki do samochodu.
-Jak sąd zadecyduje.
-Jaki sąd? – Podeszła do nas. – Żartujesz sobie?
-A wyglądam jakbym się śmiał? To, że dzieci były u Ciebie
to była moja dobrowolna wola. Nie chciałem ciągać Ciebie i siebie po sądach,
więc przystałem na Twoją propozycję sądząc, że dobro dzieci jest dla Ciebie na
pierwszym miejscu. Pomyliłem się. Julia powiedziała mi o wszystkim, co działo
się tutaj. Zapomnij o tym, że dzieci do Ciebie wrócą. Jeżeli Ty nie masz czasu
na zajmowanie się nimi, ja nie mam czasu na dalsze konwersację z Tobą. Widzimy
się w sądzie, możesz spodziewać się niedługo dokumentów.
-Co ta kretynka Ci naopowiadała? To same bzdury!
-Zważaj na słowa. – Zacisnął pięść. – Widzimy się niedługo.
– Wyminął ją i wsiadł do samochodu. Bez słowa ruszyliśmy w stronę hotelu. Żadne
z nas ze sobą nie rozmawiało. Wiedziałam, że chce powrócić do tej rozmowy, ale
wolałam zrobić to w pokoju niż w samochodzie. Dwadzieścia minut później byliśmy
już w hotelu. Weszłam do pokoju i rzuciłam swoją torebkę jak i skórę na łóżko.
-Co w Ciebie wstąpiło?! – Wybuchłam patrząc na Iana.
-Nie przypominam sobie, abyśmy przeszli na Ty. – Powiedział
spokojnie wieszając na wieszaku swoją kurtkę.
-Daruj sobie, nie jestem w pracy. – Syknęłam ściągając
buty.
-Jesteś na służbowym wyjeździe, a więc to prawie to samo.
-Przestań się zgrywać. – Szturchnęłam go zła. – Co w
Ciebie wstąpiło?!
-A co miało wstąpić?! Wkurwiła mnie.
-Mówiła samą prawdę…
-Co Ty kurwa wygadujesz? Jaką prawdę? Nie powiedziała nic,
co byłoby prawdą. – Przeszedł obok mnie obojętnie podchodząc do okna.
-Jestem tylko gosposią, nikim. Sierota. Wymieniać dalej?
-To nie ma znaczenia.
-Jak nie ma znaczenia?! Zaatakowałeś ją, bo mówiła
prawdę.
-Zaatakowałem ją, bo Cię obrażała. – Podszedł do mnie
szybkim krokiem łapiąc moje twarz w swoje silne, duże dłonie. – Zaatakowałem
ją, bo nie pozwolę, aby ktokolwiek sypał takie kłamstwa na Twój temat, a
zwłaszcza ona. Rozumiesz? Zależy mi na Tobie i nie dopuszczę do tego, żeby ktoś
wypowiadała się w taki sposób na Twój temat! – Powiedział wściekły błądząc
wzrokiem po mojej twarzy. Poczułam ukucie w sercu, ale jednocześnie strach.
Nigdy nie widziałam go tak wściekłego.
-Rozumiem. – Powiedziałam cicho spuszczając wzrok. Nie
przywykłam do tego, że ktoś mnie bronił i stawał po mojej stronie. Nie
przywykłam do tego, że komukolwiek zależało na mnie tak bardzo – pomijając
oczywiście Sarah. Cała ta sytuacja była dla mnie zupełnie nowa i na swój własny
sposób skomplikowana.
-Spójrz na mnie. – Powiedział czekając na mój ruch. Po
wzięciu głębokiego oddechu odważyłam się spojrzeć w jego niebieskoszare oczy. –
Nie pozwolę, aby działa Ci się krzywda. Nigdy. Obiecuję. – Pocałował mnie
delikatnie w czoło i przytulił do siebie. Położyłam głowę na jego klatce
piersiowej i objęłam go rękami w pasie. Nie wiedziałam, które z nas bardziej
potrzebowało takiej bliskości. Nie wiedziałam, kto został bardziej skrzywdzony
słowami Anastasi. Nie wiedziałam jak odebrać tą bliskość, na którą teraz
pozwoliłam sobie z Ianem. Miałam totalny mętlik w głowie, a jedyne, na czym
mogłam się skupić to spokojne bicie serca Iana i męski, mocny zapach, który
wdychałam z każdym drżącym oddechem.
-Zostańmy jeszcze jedną noc tutaj. Nie mam siły wracać do
Chicago. – Powiedziałam cicho odsuwając się od Iana.
-Nie ma sprawy, pójdę zarezerwować noc. Głodna?
-Nie, ale napiłabym się kawy. – Uśmiechnęłam się.
Odwzajemnił mój uśmiech i wyszedł z pokoju. Ściągnęłam swoją czerwoną koszulę w
kratę i usiadłam na łóżku z samych leginsach i bokserce. Miałam ochotę
rozpłakać się jak małe dziecko, ale wiedziałam, że Ian od razu zacznie zadawać
pytania. Powstrzymywałam łzy i starałam się panować nad drżącym głosem.
-Kawa dla Pani. – Usłyszałam, kiedy drzwi się
zatrzasnęły. – Wszystko dobrze?
-Tak. – Mruknęłam upijając łyk.
-Wiem, że nie. – Usiadł obok mnie. – Co Panią gryzie?
-Więc wracamy do formalnych zwrotów? – Zaśmiałam się
smutno jeżdżąc palcem wokół kubka. – Niech Pan mówi, co chce, ale Pani
Anastasia miała rację. Nie mam nic. Kilka oszczędności na koncie. Niczego w
życiu nie osiągnęłam, nawet nie mam swojego mieszkania. Nie mam swojego
samochodu. Nie mam niczego. – Powiedziałam cicho.
-Ma Pani znacznie więcej niż się wydaję. – Złapał moją
dłoń. – Jest Pani najwspanialszym człowiekiem, jakiego poznałem. Ogromne serce
to Pani największy atut. Może nie ma Pani niczego materialnego, ale ma Pani to,
czego większości brakuje – inteligencję i empatię. To cechy znacznie bardziej
cenione niż mieszkanie czy samochód.
-Mówi Pan tak tylko po to żeby mnie pocieszyć.
-Mówię tak, bo tak uważam. Cała reszta jest nieważna. –
Puścił mi oczko uśmiechając się. Odwzajemniłam jego uśmiech odstawiając kubek
na szafkę.
-Przytuli mnie Pan? – Zapytałam cicho zerkając na niego.
Zaskoczyło go to pytanie, bo przed chwilę po prostu się na mnie patrzył.
Odstawił swój kubek tuż obok mojego i przyciągnął mnie do siebie ramieniem. To
było w naszej znajomości cudowne – w jednej chwili całowaliśmy się i mówiliśmy
do siebie po imieniu, a chwilę potem znów wracaliśmy do formalnych zwrotów
trzymając największy dystans, jaki tylko potrafiliśmy. Na jak długo? Oto jest
pytanie.
-Co chce Pan zrobić z tą sprawą, która dziś wyniknęła? – Zapytałam
cicho zamykając oczy.
-Złoże wniosek do sądu, założę sprawę o przekazanie mi
całkowitych praw rodzicielskich. – Gładził delikatnie moje ramię.
-Mam nadzieję, że się uda. Dzieci zasługują na jakąś
stabilność.
-Owszem. Myślę, że u mnie będzie im lepiej. Tym bardziej,
że Pani mieszka z nami, a więc więcej nie jest im, ani mi do szczęścia
potrzebne.
-Słodko. – Zaśmiałam się podnosząc głowę i patrząc na
niego. – Więc jestem Panu potrzebna do szczęścia?
-Oczywiście. Jest Pani moją własną czterolistną
koniczynką. – Uśmiechnął się szeroko. Wraz z uśmiechem pojawiły się cudowne,
urocze zmarszczki wokół oczu. Niesamowite, jaki wpływ miałam na to czy mój szef
się uśmiecha czy też nie. Położyłam z powrotem głowę na jego klatce piersiowej
wtulając się mocniej w jego ciepłe ciało. Okrył mnie kołdrą i delikatnie
pocałował w czubek głowy/