poniedziałek, 30 maja 2016

15.

7 listopad

-Wygląda Pani zupełnie tak jakby szła na ścięcie głowy. – Zauważył Ian, kiedy pod domem Anastasii zakładaliśmy na siebie skórę - on brązową, a ja czarną. Spojrzałam na niego wymownie i nie odezwałam się słowem. Powrót do tego domu wydawał mi się najgorszą rzecz zaraz po tym jak Ian musiał oglądać mnie rano bez makijażu. Wzięłam swoją torebkę i poszłam przodem w kierunku ceglanego budynku. Kiedy obok mnie stanął brunet niepewnie nacisnęłam dzwonek. Po chwili usłyszałam stukot obcasów o panele i w drzwiach stanęła wyrocznia – Anastasia w swej okazałości patrzyła to na mnie to na mojego szefa bacznym okiem.
-W końcu, nie mam całego dnia na waszą wizytę. – Rzuciła od niechcenia odwracając się do nas tyłem. Ian puścił mnie przodem i zamknął za nami drzwi. Tak jak się spodziewałam, w domu panował totalny nieład, a powietrze było cięższe niż zwykle. Od razu wyczułam zapach papierosów, alkoholu i wszechobecnego kurzu.
-Czy Ty już piłaś? – Ian spojrzał na zegarek a potem na swoja eks małżonkę. – Jest dopiero dziesiąta, a ja już czuję od Ciebie wódkę.
-Nie Twoja sprawie Panie despotyczny biznesmenie. – Machnęła na niego ręką siadając w fotelu. – Wiesz gdzie są pokoje, możesz zabrać rzeczy. – Zwróciła się w moją stronę odpalając papierosa. Spojrzałam na Iana uśmiechając się delikatnie i od razu poszłam na górę. Na szczęście dzieciaki miały względny porządek w szafkach, a więc spakowanie ubrań do walizek nie zajmowało zbyt wiele czasu. W niecałą godzinę, w każdym pokoju były po dwie zapakowane po brzegi walizki. Sprawdziłam ostatni raz szuflady i szafki, dopakowałam to, co wydawało mi się potrzebne i zeszłam na dół. Zatrzymałam się w połowie schodów słysząc krzyki z salonu.
-I co? Ją też pierdolisz? – Zaśmiała się Anastasia dopijając drinka.
-Jesteś jeszcze bardziej żałosna niż wcześniej. – Podsumował Ian wstając z kanapy.
-Prawda boli? Jesteś takim desperatem, że płacisz jej pewnie za to żeby z Tobą spała.
-Kto z naszej dwójki jest desperatem? Przypominam Ci, że to Ty jesteś z facetem, który mógłby być chłopakiem Twojej córki. Właśnie, gdzie on jest? Zostawił Cię, bo zrozumiał, że jesteś nikim?
-Jestem kimś znacznie ważniejszym niż Ty! – Krzyknęła wściekła odgarniając włosy.
-Dorobiłaś się tego wszystkiego na mojej pracy. Gdyby nie ja wciąż mieszkałabyś w tej zapchlonej kawalerce bez grosza przy duszy. To ja Cię ubrałem, wyprowadziłem na ludzi. To dzięki mnie jesteś teraz w tym miejscu i siedzisz w tym fotelu! – Wrzasnął. Zaczęłam po cichu stawiać kroki na niższych szczeblach.
-Udajesz nie wiadomo kogo, a pierdolisz jakąś gosposie, o której bez problemu można powiedzieć, że jest nikim. Sierota, bez rodziców, bez wykształcenia, bez perspektyw i ambicji. Imponuje Ci ona? Czujesz nad nią władzę? – Zaśmiała się pewnie, usłyszałam huk szklanek. Zbiegłam szybko po schodach i widziałam jak Ian przypiera do ściany Anastasię.
-Nigdy więcej nie waż się o niej tak mówić, rozumiesz? Nigdy. – Syknął przyduszając ją.
-Ian! – Krzyknęłam odciągając go. – Ian do cholery, spójrz na mnie. – Złapałam jego twarz w dłonie zmuszając go tym samym, aby spojrzał mi w oczy. – Nie warto. – Szepnęłam trzymając go. – Nie warto.
-Historia miłosna lepsza niż ta z Zmierzchu. – Zaśmiała się blondynka siadając w fotelu.
-Spakowałam rzeczy, możemy się zbierać. – Zignorowałam ją puszczając Iana. Jego oczy płonęły ze złości. Odwrócił się napięcie wchodząc na górę po walizki. Wyminęłam moją eks szefową bez słowa i poszłam pomóc Ianowi.
-Kiedy zobaczę dzieci? – Zapytała Anastasia, kiedy Ian chował ostatnie walizki do samochodu.
-Jak sąd zadecyduje.
-Jaki sąd? – Podeszła do nas. – Żartujesz sobie?
-A wyglądam jakbym się śmiał? To, że dzieci były u Ciebie to była moja dobrowolna wola. Nie chciałem ciągać Ciebie i siebie po sądach, więc przystałem na Twoją propozycję sądząc, że dobro dzieci jest dla Ciebie na pierwszym miejscu. Pomyliłem się. Julia powiedziała mi o wszystkim, co działo się tutaj. Zapomnij o tym, że dzieci do Ciebie wrócą. Jeżeli Ty nie masz czasu na zajmowanie się nimi, ja nie mam czasu na dalsze konwersację z Tobą. Widzimy się w sądzie, możesz spodziewać się niedługo dokumentów.
-Co ta kretynka Ci naopowiadała? To same bzdury!
-Zważaj na słowa. – Zacisnął pięść. – Widzimy się niedługo. – Wyminął ją i wsiadł do samochodu. Bez słowa ruszyliśmy w stronę hotelu. Żadne z nas ze sobą nie rozmawiało. Wiedziałam, że chce powrócić do tej rozmowy, ale wolałam zrobić to w pokoju niż w samochodzie. Dwadzieścia minut później byliśmy już w hotelu. Weszłam do pokoju i rzuciłam swoją torebkę jak i skórę na łóżko.
-Co w Ciebie wstąpiło?! – Wybuchłam patrząc na Iana.
-Nie przypominam sobie, abyśmy przeszli na Ty. – Powiedział spokojnie wieszając na wieszaku swoją kurtkę.
-Daruj sobie, nie jestem w pracy. – Syknęłam ściągając buty.
-Jesteś na służbowym wyjeździe, a więc to prawie to samo.
-Przestań się zgrywać. – Szturchnęłam go zła. – Co w Ciebie wstąpiło?!
-A co miało wstąpić?! Wkurwiła mnie.
-Mówiła samą prawdę…
-Co Ty kurwa wygadujesz? Jaką prawdę? Nie powiedziała nic, co byłoby prawdą. – Przeszedł obok mnie obojętnie podchodząc do okna.
-Jestem tylko gosposią, nikim. Sierota. Wymieniać dalej?
-To nie ma znaczenia.
-Jak nie ma znaczenia?! Zaatakowałeś ją, bo mówiła prawdę.
-Zaatakowałem ją, bo Cię obrażała. – Podszedł do mnie szybkim krokiem łapiąc moje twarz w swoje silne, duże dłonie. – Zaatakowałem ją, bo nie pozwolę, aby ktokolwiek sypał takie kłamstwa na Twój temat, a zwłaszcza ona. Rozumiesz? Zależy mi na Tobie i nie dopuszczę do tego, żeby ktoś wypowiadała się w taki sposób na Twój temat! – Powiedział wściekły błądząc wzrokiem po mojej twarzy. Poczułam ukucie w sercu, ale jednocześnie strach. Nigdy nie widziałam go tak wściekłego.
-Rozumiem. – Powiedziałam cicho spuszczając wzrok. Nie przywykłam do tego, że ktoś mnie bronił i stawał po mojej stronie. Nie przywykłam do tego, że komukolwiek zależało na mnie tak bardzo – pomijając oczywiście Sarah. Cała ta sytuacja była dla mnie zupełnie nowa i na swój własny sposób skomplikowana.
-Spójrz na mnie. – Powiedział czekając na mój ruch. Po wzięciu głębokiego oddechu odważyłam się spojrzeć w jego niebieskoszare oczy. – Nie pozwolę, aby działa Ci się krzywda. Nigdy. Obiecuję. – Pocałował mnie delikatnie w czoło i przytulił do siebie. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i objęłam go rękami w pasie. Nie wiedziałam, które z nas bardziej potrzebowało takiej bliskości. Nie wiedziałam, kto został bardziej skrzywdzony słowami Anastasi. Nie wiedziałam jak odebrać tą bliskość, na którą teraz pozwoliłam sobie z Ianem. Miałam totalny mętlik w głowie, a jedyne, na czym mogłam się skupić to spokojne bicie serca Iana i męski, mocny zapach, który wdychałam z każdym drżącym oddechem.
-Zostańmy jeszcze jedną noc tutaj. Nie mam siły wracać do Chicago. – Powiedziałam cicho odsuwając się od Iana.
-Nie ma sprawy, pójdę zarezerwować noc. Głodna?
-Nie, ale napiłabym się kawy. – Uśmiechnęłam się. Odwzajemnił mój uśmiech i wyszedł z pokoju. Ściągnęłam swoją czerwoną koszulę w kratę i usiadłam na łóżku z samych leginsach i bokserce. Miałam ochotę rozpłakać się jak małe dziecko, ale wiedziałam, że Ian od razu zacznie zadawać pytania. Powstrzymywałam łzy i starałam się panować nad drżącym głosem.
-Kawa dla Pani. – Usłyszałam, kiedy drzwi się zatrzasnęły. – Wszystko dobrze?
-Tak. – Mruknęłam upijając łyk.
-Wiem, że nie. – Usiadł obok mnie. – Co Panią gryzie?
-Więc wracamy do formalnych zwrotów? – Zaśmiałam się smutno jeżdżąc palcem wokół kubka. – Niech Pan mówi, co chce, ale Pani Anastasia miała rację. Nie mam nic. Kilka oszczędności na koncie. Niczego w życiu nie osiągnęłam, nawet nie mam swojego mieszkania. Nie mam swojego samochodu. Nie mam niczego. – Powiedziałam cicho.
-Ma Pani znacznie więcej niż się wydaję. – Złapał moją dłoń. – Jest Pani najwspanialszym człowiekiem, jakiego poznałem. Ogromne serce to Pani największy atut. Może nie ma Pani niczego materialnego, ale ma Pani to, czego większości brakuje – inteligencję i empatię. To cechy znacznie bardziej cenione niż mieszkanie czy samochód.
-Mówi Pan tak tylko po to żeby mnie pocieszyć.
-Mówię tak, bo tak uważam. Cała reszta jest nieważna. – Puścił mi oczko uśmiechając się. Odwzajemniłam jego uśmiech odstawiając kubek na szafkę.
-Przytuli mnie Pan? – Zapytałam cicho zerkając na niego. Zaskoczyło go to pytanie, bo przed chwilę po prostu się na mnie patrzył. Odstawił swój kubek tuż obok mojego i przyciągnął mnie do siebie ramieniem. To było w naszej znajomości cudowne – w jednej chwili całowaliśmy się i mówiliśmy do siebie po imieniu, a chwilę potem znów wracaliśmy do formalnych zwrotów trzymając największy dystans, jaki tylko potrafiliśmy. Na jak długo? Oto jest pytanie.
-Co chce Pan zrobić z tą sprawą, która dziś wyniknęła? – Zapytałam cicho zamykając oczy.
-Złoże wniosek do sądu, założę sprawę o przekazanie mi całkowitych praw rodzicielskich. – Gładził delikatnie moje ramię.
-Mam nadzieję, że się uda. Dzieci zasługują na jakąś stabilność.
-Owszem. Myślę, że u mnie będzie im lepiej. Tym bardziej, że Pani mieszka z nami, a więc więcej nie jest im, ani mi do szczęścia potrzebne.
-Słodko. – Zaśmiałam się podnosząc głowę i patrząc na niego. – Więc jestem Panu potrzebna do szczęścia?

-Oczywiście. Jest Pani moją własną czterolistną koniczynką. – Uśmiechnął się szeroko. Wraz z uśmiechem pojawiły się cudowne, urocze zmarszczki wokół oczu. Niesamowite, jaki wpływ miałam na to czy mój szef się uśmiecha czy też nie. Położyłam z powrotem głowę na jego klatce piersiowej wtulając się mocniej w jego ciepłe ciało. Okrył mnie kołdrą i delikatnie pocałował w czubek głowy/