sobota, 4 marca 2017

43.

12 lipca.

-Co tak pięknie pachnie? – Zapytałam wchodząc do kuchni.
-Nie mogłam spać, więc postanowiłam przyrządzić śniadanie. – Moja przyjaciółka uśmiechnęła się do mnie szeroko. – Wyspana?
-Tak, chyba tak. – Zaśmiałam się siadając przy stole. – Chyba to wino wczorajsze sprawiło, że tak długo spałam. Odkąd tu jestem nigdy nie wstałam później niż ósma.
-Ranny ptaszek, no proszę. – Zachichotała stawiając przede mną filiżankę z kawą. – Zaraz będą naleśniki. – Odwróciła się w stronę kuchenki i ze sprawnością kucharza podrzucała na patelni moje śniadanie.
-Będziemy się dziś byczyć na słońcu z drinkiem w ręku?
-Masz zamiar zakrapiać nasze dni mój cały pobyt u Ciebie? – Śmiała się. – Jestem na tak.
-Oj zaraz cały pobyt, wieczorem możemy pojechać na spacer, pokaże Ci kilka miejsc, które zdążyłam już poznać. – Dodałam upijając kawę.
-Widziałam na stoliku bilety do Chicago…
-Ah tak. – Odstawiłam filiżankę. – Becky dzwoniła do mnie w zeszłym tygodniu, że Bells ma jakiś ważny występ w teatrze, gra główną rolę w sztuce, podobno jest najpiękniejszą baletnicą w swojej grupie. Chce zrobić jej niespodziankę i oczywiście jestem ciekawa jak cudownie się odnajduje w tańcu.
-Zamierzasz porozmawiać z Ianem? – Zapytała stawiając przede mną talerz z naleśnikami.
-Dziękuje. – Uśmiechnęłam się. – Nie mam pojęcia, szczerze? Nastawiłam się tylko na występ Bells i nie myślałam o niczym innym. Lecę tam tylko na jeden dzień. Przylatuje w południe, wieczorem do teatru, a następnego dnia wracam. Myślę, że nie będzie czasu.
-Migasz się od tego?
-Nie. – Odparłam krótko. – O czym mam z nim rozmawiać Sarah? Miał tyle czasu żeby się odezwać. Ba, wystarczająco dużo pieniędzy żeby złożyć mi wizytę. Nie zrobił nic żeby podjąć próbę rozmowy ze mną. Nie będę się starać, nie będę się prosić. Skoro tak wybrał, w porządku, uszanuje to.
-Wiesz, wydaje mi się, że on…
-Sarah. – Podniosłam rękę w geście uciszenia przyjaciółki. – Wiem, że byłaś tam kilka razy. Wiem, że może nawet z nim rozmawiałaś, ale proszę, nie broń go, bo nic, co powiesz nie zmieni mojego zdania. Możemy porozmawiać o czymś przyjemniejszym? – Spojrzałam na nią.

***

Leżałyśmy na leżakach przed moim domem. Szum fal i mocne słońce pozwalało nam na relaks, które obydwie bardzo lubiłyśmy. Leżałyśmy w ciszy pijąc kolorowe drinki, które na zmianę przygotowywałyśmy w mojej kuchni.
-Spale się na skwarkę. – Śmiała się Sarah przekręcając na plecy. – Wrócę opalona jak Kim Kardashian po pierwszym razie na solarium.
-Przesadzasz. Będziesz, co najwyżej wyglądała jak wysuszony kabanos, ale myślę, że i tak będziesz wzbudzała podziw płci przeciwnej…i brzydszej. – Zaśmiałam się wystawiając twarz bardziej do słońca.
-Jak to jest, że mieszkasz tutaj tyle, a wcale nie wyglądasz jak murzynka?
-Kremy z filtrem, polecam. Inaczej zrzucałabym skórę jak wąż, a tak opalam się powoli i w piękny sposób.
-Cwane. – Śmiała się. – Opowiedz mi, co jeszcze się działo, kiedy byłaś w Chicago…
-Jeszcze mało Ci informacji?
-Przypominam Ci, że wczoraj się popłakałaś i upiłaś i ciągle gadałaś o tym, że Justin Bieber jest seksowny.
-Naprawdę tak mówiłam?
-Nie, ale to mogłoby być całkiem fajne, nie? – Śmiała się upijając drinka.
-Myślę, że musisz przynieść zapas alkoholu, jeżeli mam mówić o tym wszystkim…-zaśmiałam się gorzko podając jej moją szklankę. – Zadzwonię w między czasie do Pheobe, bo ma dziś urodziny. –Dodałam sięgając po swój telefon. Po dwóch sygnałach usłyszałam głos brunetki w słuchawce.
-Wszystkiego najlepszego! – Krzyknęłam do słuchawki.
-Ha, dziękuje! Jestem już taka stara….Taka gruba…-zaśmiała się.
-Hej, nie przesadzaj, przecież to dopiero piąty miesiąc.
-Piąty?! Chciałabym, trzeci dopiero, a już wyglądam jak hipopotam. No taki mały, ale wciąż hipopotam. – Śmiała się. – Co u Ciebie?
-Leże na plaży i delektuje się drinkami z Sarah. Nudy.
-Nudy? Pff, też mi coś. Słyszałam od Becky, że przylatujesz.
-Owszem, w piątek przylatuje, a w sobotę wracam.
-Żartujesz? W sobotę robię przyjęcie urodzinowe razem z Paulem, nie może Cię zabraknąć!
-Nie mogę zostać…
-Nie możesz, czy nie chcesz? – Mruknęła urażona. – Ukrywanie się we Florencji nie jest zbyt dojrzałe.
-Nie ukrywam się!
-Czyżby? Wpadasz tutaj i wypadasz jakbyś się czegoś bała, a może raczej kogoś.
-Nikogo się nie boję, po prostu nie widzę sensu bycia tam dłużej niż to koniecznie.
-Przemyśl moją propozycję, bardzo bym chciała żebyś do nas dołączyła, założyła coś seksownego. Będzie tutaj dużo przystojniaków.
-Jak mi się tylko Twój mąż podoba. – Zaśmiałam się.
-Sorry mała, jest już zaobrączkowany. – Odwzajemniła mój śmiech.
-Kończę, bo wraca Sarah, do zobaczenia niedługo.
-Więc będziesz na imprezie? – Zapytała z nadzieją.
-Tego nie powiedziałam! Kocham was, całuski. – Zacmokałam do telefonu odkładając go na stolik.

***

-Widziałam cały dom jak wygląda po remoncie. Odwaliłaś kawał dobrej roboty. Wszystko idealnie do siebie pasuje, jest przytulnie i stylowo.
-Co najbardziej Ci się podoba? – Zapytałam upijając kolejnego drinka.
-Pokój Bells. – Zaczęła się śmiać.
-Słodki do granic możliwości, co?
-Naprawdę, ale ona bardzo go lubi i nawet na stoliku postawiła Twoje zdjęcie w ramce…
-Moja?
-Twoje i Iana. – Powiedziała zmieszana patrząc przed siebie. – Jak dzieciaki zniosły Twoją wyprowadzkę?
-No wiesz. Bunt, łzy, krzyki, obelgi, a potem z górki. Najlepiej zniosła to Becky, najgorzej mała. Sebastian jak zawsze pozostał opanowany i neutralny. Minęło kilkanaście dni nim mogły swobodnie ze mną porozmawiać. Opuszczenie dzieciaków to najtrudniejsza rzecz, z którą się zmagam. Bardzo za nimi tęsknie.
-Tylko za nimi? – Zapytała podchwytliwie patrząc na mnie.
-Nie. – Odparłam po chwili. – Za wszystkim. Za Chicago. Za domem. Za Iana rodziną. Za dziećmi. Za Ianem…
-Ian poszedł na leczenie.
-Naprawdę? – Spojrzałam na nią zaskoczona.
-Tak. Nie pije już od kilku tygodni. Chodzi na spotkania, a swoje problemy rozładowuje na siłowni. Wydaje się być taki sam jak kiedyś, tylko bardziej smutny.
-Cieszę się, naprawdę szczerze cieszę się, że wyszedł na prostą.
-Może to czas stawić mu czoła? – Zerknęła na mnie. – Kochacie się, jesteście dla siebie stworzeni.
-Czasami miłość nie pomaga Sarah. – Mruknęłam. 
-Zachowałaś się jak tchórz, wiesz o tym?
-Słucham? – Spojrzałam na nią zdziwiona.
-Julia Morrison. Osoba, która stawia czoła wszystkiemu i wszystkim. Osoba, która nigdy nie boi się mówić, co jej leży na wątrobie. Osoba, która przeszła bardzo wiele w tak krótkim czasie…
-Nie rozumiem.
-Uciekłaś. Zamiast mu pomóc wolałaś się spakować i nawiać jak smarkula. Porzuciłaś wszystko.
-Nie wiesz jak to wyglądało, Sarah. Nie żyłaś tam. Każdy z nas ma swoje granice wytrzymałości. Zresztą proponowałam mu leczenie.

Weszłam do salonu, gdy Ian siedział na kanapie i popijając kolejne piwo oglądał mecz. To mój czas. Muszę go wykorzystać dopóki nie uważam, że mój pomysł jest szalony.
-Ian…-zaczęłam łagodnie zbliżając się w kierunku kanapy.
-Co znów? – Mruknął nie patrząc na mnie.
-Kochasz mnie? – Szepnęłam. Poczułam wewnętrzną potrzebę usłyszenia potwierdzenia. Chciałam znów poczuć znajome ciepło wewnątrz swojego ciała.
-Znowu robisz problem? – Wywrócił teatralnie oczami ściągając nogi ze stolika.
-Ian…-usiadłam w miejscu gdzie chwile wcześniej opierał stopy. – Pójdź na leczenie.
-Jakie znowu leczenie? Co Ty kobieto wymyślasz?
-Anonimowych Alkoholików. Nikt się nie dowie. Będę chodzić z Tobą. Będzie Ci raźniej. – Starałam się złapać go za rękę, ale szybko ją zabrał.
-Zwariowałaś? Nie jestem alkoholikiem! Co Ty za bzdury wygadujesz?! – Wrzasnął wściekły.
-Masz problem Ian. Jesteś alkoholikiem. – Szepnęłam cicho chcąc załagodzić sprawę. – Proszę. Pierwsze spotkanie jest jutro. Pójdźmy tam.
-Nigdzie kurwa nie idę! – Krzyknął strącając szklankę ze stolika. – Boże, jesteś taka upierdliwa. Ty dla relaksu chodzisz do kosmetyczki, a ja nie mogę dla relaksu wypić drinka czy piwa? Jesteś aż taką hipokrytką?
-Ian. Ty nie pijasz jednego drinka, tylko 8 dziennie. Może i jestem hipokrytką, bo Cię kocham i zależy mi na nas za naszą dwójkę!
-Chrzań się! Nie mam ochoty z Tobą rozmawiać.
-Jak możesz tak do mnie mówić?! – Zapytałam ze łzami w oczach. – Jestem Twoją przyszłą żoną do cholery jasnej!
-Do tego jeszcze kawał drogi, możliwe, że nigdy nie dojdziemy do jej końca, bo na tą chwilę nie jestem w stanie z Tobą wytrzymać dłużej niż pięć minut!
-Znowu się kłócicie? – Usłyszeliśmy za sobą głos Bells. – Tatusiu, czemu krzyczysz na mamusie? – Szepnęła tuląc misia i podbiegając do mnie.
-Bo zasłużyła. – Mruknął wymijając nas.
-Mamusiu…co zrobiłaś tacie, że jest taki zły? – Spojrzała na mnie z dołu trzymając kurczowo moją nogę.
-Sama nie wiem skarbie. – Szepnęłam z trudem powstrzymując łzy. – Jesteś głodna? – Zapytałam zmieniając szybko temat.

-Wiesz, że alkoholik do niczego się nie przyzna dopóki nie zrozumie, że ma problem? – Zapytała Sarah.
-Wiem, ale myślałam, że im częściej będę naciskać tym szybciej zda sobie sprawę z powagi sytuacji. Wszystko przynosiło odwrotny skutek. W końcu zaczęłam pękać, rozpadać się na milion kawałków. Brakowało mi Iana, w którym się zakochałam. Potrzebowałam ciepła, rozmowy, troski, miłości, bliskości. Zamiast tego miałam jakieś kongo. Nie wytrzymałam. Wszystko mnie przerosło. Moja granica nie wytrzymała i uciekłam. Może i postąpiłam egoistycznie, ale wiem, że na pewno nie wytrzymałabym tam dnia dłużej.
-Codziennie tak było?
-Pomijając ślub Pheobe i Paula, tak.
-Pomijając ślub?
-Tego dnia nie pił. Musiał pomóc Paulowi. Krył się ze swoim „problemem”. Może nie traktował mnie jak księżniczki, ale przez jakiś czas widziałam miłość w jego oczach. Pochwalił moją sukienkę, pocałował w ramie, gdy zapinał łańcuszek. Podał dłoń w kościele. Przez chwilę, jedną mała chwilę uwierzyłam, że w końcu zrozumiał, że w końcu powie „Miałaś rację, pójdę na leczenie. Z Tobą, bo Cię kocham”.
-Co było dalej?
-Upił się na weselu i wyszliśmy z niego, jako pierwsi. Wtedy jego rodzina zauważyła, co się dzieję. Zaczęli z nim rozmawiać, nakłaniać do zmian. Wszystko przynosiło odwrotny skutek. Nigdy się nie złamał.
-Nie wiem co mam powiedzieć…

-Nic nie mów, zrób mi kolejnego drinka, bo naprawdę bardzo, ale to bardzo go teraz potrzebuje. – Uśmiechnęłam się delikatnie podając jej szklankę.

__
Nie wiem czy ktoś to przeczyta, ale cóż..
Myślę, że zasługujecie na wyjaśnienia. W święta napisałam Wam, że ktoś bliski jest w ciężkim stanie. Niestety los zadecydował tak, a nie inaczej i na początku tego roku ta osoba odeszła z mojego życia. Zbieram się każdego dnia na nowo i próbuję ogarnąć swoje życie na tyle na ile tylko potrafię. Nie wiem co będzie z tym opowiadaniem i nie wiem czy kiedykolwiek wrócę tu czy gdziekolwiek indziej, ale postaram się, oczywiście. Zostawiam Wam rozdział, napisany już dawno, szkoda żeby się zmarnował. Ściskam Was mocno i całuję :*