6 grudnia.
-Co to za głośna dyskusja? – Zapytałam wchodząc do
jadalni.
-Tata mówił mi o remoncie i ustalamy wszystko. Nie
chcieliśmy Cię budzić. – Powiedziała Becky uśmiechając się szeroko.
-Dzień dobry. – Uśmiechnął się Ian wstając od stołu. –
Pójdę po kawę dla Ciebie, siadaj. – Pocałował mnie w czoło wychodząc.
-Słodko. – Zamruczała blondynka uśmiechając się szeroko.
-Gdzie Alex? – Zapytałam siadając na krześle i
przeciągając się leniwie.
-Musiał jechać do ojca, wcześnie rano się zmył, nawet nie
pamiętam, która była godzina.
-Proszę. – Powiedział Ian stawiając przede mną filiżankę.
– Powiedzieć Ci, co ustaliliśmy?
-Zamieniam się w słuch. – Odparłam biorąc filiżankę w
dłoń.
-Zmniejszymy trochę salon i tym samym powiększymy
kuchnię. – Zaczął pokazując mi na planie szkic. -Większa kuchnia zawsze na tak,
ale jadalnia niech pozostanie bez zmian, lubię ją. – Skomentowałam upijając łyk
kawy.
-Mówiłam. – Odparła pewna siebie Bec uśmiechając się
zwycięsko. – Mój pokój zmniejszymy dzieląc go na dwa. Chce coś małego,
przytulnego i stylowego. Sebastian chce koniecznie pokój pod skosem, a więc
dostanie połówkę mojego pokoju.
-Biorąc pod uwagę fakt, że jest nas więcej od naszej
sypialni, która będzie również odświeżona zrobimy przejście do niewielkiej
łazienki.
-Trzy łazienki w domu? – Spojrzałam na niego. – Na
bogato.
-Sypialnie gościnne na razie bez zmian, jedna duża
garderoba na dole i na górze. Co myślisz?
-Dla mnie bomba. Co z pokojem Bells? – Zerknęłam na
plany.
-Zmniejszy się minimalnie. Generalnie całe piętro będzie
wyremontowane, tyle, że nie mam jeszcze pomysłu na pokoje gościnne. – Uśmiechnął
się szeroko. – Teraz pójdę zrobić Ci śniadanie. – Dodał wychodząc z salonu.
-Dawno nie widziałam go tak szczęśliwego. – Szepnęła
Becky wstając od stołu. – Pójdę się przebrać z piżamy i zaraz wracam.
***
Nie znam nikogo, kto by nie lubił świąt. Cudowny, wesoły
i przepiękny czas w roku. Pierwszy raz mam okazje ozdobić dom od podstaw i po
mojemu. No prawie po mojemu. Bells i Bec oczywiście żwawo mi pomagały. Około
trzynastej Ian przywiózł do domu ogromną choinkę, która dumnie stanęła
nieopodal kominka. Zostawiliśmy ją na sam koniec, ponieważ brunet wraz z
Sebastianem zajął się zdobieniem lampkami domu z zewnątrz. Kilka godzin później
balustrada była owinięta świerkową girlandą, na stolikach i komodach
porozstawiane zostały pachnące świece, tańczące bałwanki i wiele innych
stroików. Tuż nad wejściem do salonu zawisła jemioła, a na frontowych drzwiach
świąteczny wieniec. Bells wirowała na dywanie w rytm świątecznych piosenek tuż
obok swojej siostry śmiejąc się w głos. Uśmiechałam się pod nosem widząc, jakie
są szczęśliwe i wieszałam skarpety nad kominkiem.
-Chodź, pokaże Ci dom. – Z zadumy wyrwał mnie głos Iana.
Odstawiłam kartonowe pudło i zarzucając koc na ramiona wyszłam na werandę.
Śnieg przykrył już trawniki, krzaczki i gałęzie drzew. Wszechobecna biel
potęgowała uczucie zbliżających się świąt. – Jak Ci się podoba? – Zapytał,
kiedy podeszłam do niego. Staliśmy w połowie dróżki do domu i oglądaliśmy jak
dom mieni się różnokolorowymi światełkami. Pod jednym z drzew stał święcący
Święty Mikołaj w towarzystwie reniferów, którym towarzyszył akompaniament
kolęd.
-Cudownie jest. – Uśmiechnęłam się po chwili.
-Cieszę się, że Ci się podoba. – Szepnął przytulając mnie
od tyłu. – Kocham Cię.
-Ja Ciebie też. – Uśmiechnęłam się nadstawiając policzek.
Pocałował go delikatnie mocniej mnie obejmując.
-Mamo, tato. – Drzwi do domu otworzyły się. – Choinka
czeka! – Krzyknęła Bells machając nam z progu.
-Miód na uszy. – Szepnęłam sama do siebie i pociągnęłam
Iana w stronę domu.
-Kto włoży gwiazdę na czubek? – Zapytał Ian, kiedy pół
godziny później choinka była prawie gotowa. Oczywiście padło na najmłodszą
osobę w pomieszczeniu i chwilę potem oglądaliśmy efekt końcowy.
-Zajebiście jest. – Stwierdziła Becky siedząc na stoliku.
-Wyrażaj się. – Upomniał ją Ian wywracając oczami. – Epicki
widok.
-Wole określenie zajebiście. – Odezwał się Sebastian,
który do tej pory w milczeniu siedział na kanapie.
-Sebastian! – Powiedział groźnie Ian, który jednak po
chwili wesoło się zaśmiał. – Te dzieciaki mnie wykończą.
-Dobra, dobra. – Powiedziała Becky wstając żwawo. – Czas
na rodzinne zdjęcie!
-Boże…-burknął Sebastian przeczesując włosy.
-Proszę się ustawić przy choince, no już. – Zaklaskała w
dłonie stawiając aparat na statywie. – Okej, mamy 10 sekund! – Krzyknęła
podbiegając szybko do nas. – Uśmiech!
-Oho, patrzcie, kto dołączył. – Powiedział Ian widząc jak
psy leniwie położyły się obok naszych nóg. Zaśmialiśmy się równocześnie i w tym
momencie lampka błyskowa rozbłysła po pomieszczeniu. Z całą pewnością to będzie
najszczersze zdjęcie wszechczasów.
***
Czym jest szczęście? Każdy zadaje sobie to pytanie, ale
nie każdy potrafi na nie odpowiedzieć. Jeden powie, że szczęście jest wtedy,
kiedy mu nie brakuje pieniędzy, a zaś ktoś inny powie, że szczęście jest wtedy,
kiedy jest zdrowie, a problemy odchodzą w zapomnienie. Moja odpowiedź jest
zupełnie inna. Dla mnie szczęście to rodzina. Nie ma nic piękniejszego od
poczucia przynależności, uwielbienia i miłości. Szczęście to moment, w którym
słyszymy jak ktoś wyznaje nam miłość, szczęście to świadomość, że ktoś mówi do
Ciebie „mamo” mimo, że więzy krwi twierdzą inaczej. To jest właśnie moja
definicja szczęścia. Siedziałam na kanapie obserwując wszystkich dookoła.
Wspólnie, rodzinnie oglądaliśmy jeden z familijnych filmów, który akurat leciały
w telewizji. Siedziałam przytulona do Iana, a między nami Bells z głową na
brzuchu swojego taty. Prawdopodobnie już spała, ale żadne z nas nie miało serca
jej budzić. Sebastian, który na pozór nie dogadywał się ze swoją starszą
siostrą siedział właśnie do niej przytulony i namiętnie jadł popcorn.
Tworzyliśmy jedność. Tworzyliśmy rodzinę i za nic w świecie nie chciałabym
ponownie tego stracić. Spokój zakłócił dzwonek do drzwi.
-Otworzę. – Powiedziała Bec wstając z kanapy. Po chwili
wróciła z nietęgą miną, a za nią szła jej matka.
-Dobry wieczór, mam nadzieję, ze nie przeszkadzam. – Uśmiechnęła
się obserwując uważnie moje i Iana położenie.
-Nie przeszkadzasz. – Powiedział brunet podnosząc się.
Podniosłam się zaraz za nim do pozycji siedzącej. – Napijesz się czegoś?
-Herbatę poproszę. – Uśmiechnęła się kładąc torebkę na
fotelu.
-Pójdę zaparzyć. – Zaoferowałam szybko i poszłam do
kuchni wymijając Anastasię.
-Bec zabierz Sebastiana i Bells na górę. – Powiedział Ian
zerkając na córkę, która od razu wykonała jego polecenie. – Co Cię tutaj
sprowadza?
-Chciałam z Tobą porozmawiać odnośnie kilku spraw. –
powiedziała spokojnie siadając na kanapie. Obserwowała wszystko z progu i
wiedziałam, że ta rozmowa nie będzie należała do kategorii rozmów przyjemnych.
Postawiłam tacę z dzbankiem i filiżankami na stoliku i usiadłam obok bruneta.
-Dużo myślałam o wszystkim, co się wydarzyło i naprawdę
chciałabym, aby miedzy nami panowała zgoda dla dobra dzieci. Jestem gotowa
zgodzić się całkowicie na Twoje warunki. – Zaczęła biorąc w dłonie filiżankę.
-Dlaczego nagle jesteś taka uległa? – Ian spojrzał na nią
podejrzanie. Wzruszyła ramionami upijając herbatę.
-Może zmądrzałam? – Zaśmiała się szorstko patrząc na nas.
– Chce dobrze, wiem, że mi nie ufasz, ale naprawdę nie przyleciałam tutaj się
kłócić.
-W porządku. Chcę pełnych praw do dzieci, chcę żeby
mieszkały u mnie i były pod moją opieką.
-Dobrze. – Powiedziała po chwili namysłu. – Będę mogła
się z nimi widywać?
-Oczywiście. – Skinął głową. – Becky nie chce lecieć do
Nowego Yorku, zapewne ze względu na zbliżające się święta i chłopaka. Jednak
Bells i Sebastian są skłonni z Tobą polecieć na tydzień maksymalnie półtora.
Masz je wziąć ze sobą, a potem z nimi wrócić. – Dodał spokojnie obserwując ją.
-Rozumiem. – Uśmiechnęła się delikatnie. –
Julio…-spojrzała na mnie.
-Słucham?
-Możemy się umówić, że spakujesz je jutro na dwunastą?
Zabiorę je, zabukowałam już bilety na popołudniowy lot.
-Dobrze. – Powiedziałam niepewnie zerkając na Iana.
-Skąd wiedziałaś, że się zgodzę, abyś zabrała dzieci? – Spojrzał
na nią marszcząc brwi.
-Nie wiedziałam, zaryzykowałam. – Uśmiechnęła się
odstawiając filiżankę na stolik. – Będę się zbierała. Dziękuje za spokojną
rozmowę. – Wstała wyciągając dłoń w kierunku Iana. Uścisnął ją uśmiechając się
delikatnie. – Do zobaczenia Julio.
-Odprowadzę Cię do drzwi. – Zaoferował wychodząc za nią z
salonu.
***
Po odebraniu ważnego telefonu z firmy wróciłem z gabinetu
do salonu. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i zauważyłem otwarte drzwi
tarasowe. Odłożyłem komórkę na komodę i wyszedłem na werandę. Julia stała
oparta o filar i patrzyła w niego.
-Wszystko w porządku? – Zapytałem cicho podchodząc do
niej.
-Tak. – Odparła szeptem. – Potrzebowałam chwili na
ułożenie myśli.
-Zdradź mi je. – Powiedziałem wkładając dłonie w kieszeń.
-Nie mogę, są super tajne. – Zaśmiała się lekko
odgarniając włosy z czoła. – Wierzysz w tę bezinteresowność Twojej byłej żony?
-Tak. Wiem, kiedy kłamie, trochę z nią spędziłem czasu. –
Odparłem patrząc przed siebie. – Cieszy mnie ta zmiana i mam nadzieję, że nic
się w tej kwestii nie zmieni.
-Kochasz ją jeszcze? – Zapytała po chwili wciąż
obserwując niebo.
-Dlaczego o to pytasz? – Spojrzałem na nią od razu zbity
z tropu.
-Po prostu. Byliście ze sobą tyle lat, na pewno zostały
jakieś uczucia, prawda? Tak to przeważnie bywa w rozbitych małżeństwach. – Powiedziała
spokojnie niezauważalnie wzruszając ramionami.
-Możliwe, nigdy się nad tym nie zastanawiałem. – Powiedziałem
szczerze podchodząc do niej. – Nie kocham jej, już nie. Zamknąłem tamten
rozdział i traktuje ją tylko i wyłącznie, jako matkę moich dzieci. – Objąłem
jej twarz w dłonie patrząc głęboko w oczy. – Kocham Ciebie i to z Tobą wiąże
moją przyszłość. Rozumiesz? Nigdy w to nie wątp, nigdy. – Szepnąłem całując ją
w czoło.
-Dobrze. – Odpowiedziała kładąc głowę na mojej klatce
piersiowej. Przytuliłem ją mocno wiedząc, że trzymam w ramionach cały mój
świat.