czwartek, 15 września 2016

33.

6 grudnia.

-Co to za głośna dyskusja? – Zapytałam wchodząc do jadalni.
-Tata mówił mi o remoncie i ustalamy wszystko. Nie chcieliśmy Cię budzić. – Powiedziała Becky uśmiechając się szeroko.
-Dzień dobry. – Uśmiechnął się Ian wstając od stołu. – Pójdę po kawę dla Ciebie, siadaj. – Pocałował mnie w czoło wychodząc.
-Słodko. – Zamruczała blondynka uśmiechając się szeroko.
-Gdzie Alex? – Zapytałam siadając na krześle i przeciągając się leniwie.
-Musiał jechać do ojca, wcześnie rano się zmył, nawet nie pamiętam, która była godzina.
-Proszę. – Powiedział Ian stawiając przede mną filiżankę. – Powiedzieć Ci, co ustaliliśmy?
-Zamieniam się w słuch. – Odparłam biorąc filiżankę w dłoń.
-Zmniejszymy trochę salon i tym samym powiększymy kuchnię. – Zaczął pokazując mi na planie szkic. -Większa kuchnia zawsze na tak, ale jadalnia niech pozostanie bez zmian, lubię ją. – Skomentowałam upijając łyk kawy.
-Mówiłam. – Odparła pewna siebie Bec uśmiechając się zwycięsko. – Mój pokój zmniejszymy dzieląc go na dwa. Chce coś małego, przytulnego i stylowego. Sebastian chce koniecznie pokój pod skosem, a więc dostanie połówkę mojego pokoju.
-Biorąc pod uwagę fakt, że jest nas więcej od naszej sypialni, która będzie również odświeżona zrobimy przejście do niewielkiej łazienki.
-Trzy łazienki w domu? – Spojrzałam na niego. – Na bogato.
-Sypialnie gościnne na razie bez zmian, jedna duża garderoba na dole i na górze. Co myślisz?
-Dla mnie bomba. Co z pokojem Bells? – Zerknęłam na plany.
-Zmniejszy się minimalnie. Generalnie całe piętro będzie wyremontowane, tyle, że nie mam jeszcze pomysłu na pokoje gościnne. – Uśmiechnął się szeroko. – Teraz pójdę zrobić Ci śniadanie. – Dodał wychodząc z salonu.
-Dawno nie widziałam go tak szczęśliwego. – Szepnęła Becky wstając od stołu. – Pójdę się przebrać z piżamy i zaraz wracam.

***

Nie znam nikogo, kto by nie lubił świąt. Cudowny, wesoły i przepiękny czas w roku. Pierwszy raz mam okazje ozdobić dom od podstaw i po mojemu. No prawie po mojemu. Bells i Bec oczywiście żwawo mi pomagały. Około trzynastej Ian przywiózł do domu ogromną choinkę, która dumnie stanęła nieopodal kominka. Zostawiliśmy ją na sam koniec, ponieważ brunet wraz z Sebastianem zajął się zdobieniem lampkami domu z zewnątrz. Kilka godzin później balustrada była owinięta świerkową girlandą, na stolikach i komodach porozstawiane zostały pachnące świece, tańczące bałwanki i wiele innych stroików. Tuż nad wejściem do salonu zawisła jemioła, a na frontowych drzwiach świąteczny wieniec. Bells wirowała na dywanie w rytm świątecznych piosenek tuż obok swojej siostry śmiejąc się w głos. Uśmiechałam się pod nosem widząc, jakie są szczęśliwe i wieszałam skarpety nad kominkiem.
-Chodź, pokaże Ci dom. – Z zadumy wyrwał mnie głos Iana. Odstawiłam kartonowe pudło i zarzucając koc na ramiona wyszłam na werandę. Śnieg przykrył już trawniki, krzaczki i gałęzie drzew. Wszechobecna biel potęgowała uczucie zbliżających się świąt. – Jak Ci się podoba? – Zapytał, kiedy podeszłam do niego. Staliśmy w połowie dróżki do domu i oglądaliśmy jak dom mieni się różnokolorowymi światełkami. Pod jednym z drzew stał święcący Święty Mikołaj w towarzystwie reniferów, którym towarzyszył akompaniament kolęd.
-Cudownie jest. – Uśmiechnęłam się po chwili.
-Cieszę się, że Ci się podoba. – Szepnął przytulając mnie od tyłu. – Kocham Cię.
-Ja Ciebie też. – Uśmiechnęłam się nadstawiając policzek. Pocałował go delikatnie mocniej mnie obejmując.
-Mamo, tato. – Drzwi do domu otworzyły się. – Choinka czeka! – Krzyknęła Bells machając nam z progu.
-Miód na uszy. – Szepnęłam sama do siebie i pociągnęłam Iana w stronę domu.
-Kto włoży gwiazdę na czubek? – Zapytał Ian, kiedy pół godziny później choinka była prawie gotowa. Oczywiście padło na najmłodszą osobę w pomieszczeniu i chwilę potem oglądaliśmy efekt końcowy.
-Zajebiście jest. – Stwierdziła Becky siedząc na stoliku.
-Wyrażaj się. – Upomniał ją Ian wywracając oczami. – Epicki widok.
-Wole określenie zajebiście. – Odezwał się Sebastian, który do tej pory w milczeniu siedział na kanapie.
-Sebastian! – Powiedział groźnie Ian, który jednak po chwili wesoło się zaśmiał. – Te dzieciaki mnie wykończą.
-Dobra, dobra. – Powiedziała Becky wstając żwawo. – Czas na rodzinne zdjęcie!
-Boże…-burknął Sebastian przeczesując włosy.
-Proszę się ustawić przy choince, no już. – Zaklaskała w dłonie stawiając aparat na statywie. – Okej, mamy 10 sekund! – Krzyknęła podbiegając szybko do nas. – Uśmiech!
-Oho, patrzcie, kto dołączył. – Powiedział Ian widząc jak psy leniwie położyły się obok naszych nóg. Zaśmialiśmy się równocześnie i w tym momencie lampka błyskowa rozbłysła po pomieszczeniu. Z całą pewnością to będzie najszczersze zdjęcie wszechczasów. 

***

Czym jest szczęście? Każdy zadaje sobie to pytanie, ale nie każdy potrafi na nie odpowiedzieć. Jeden powie, że szczęście jest wtedy, kiedy mu nie brakuje pieniędzy, a zaś ktoś inny powie, że szczęście jest wtedy, kiedy jest zdrowie, a problemy odchodzą w zapomnienie. Moja odpowiedź jest zupełnie inna. Dla mnie szczęście to rodzina. Nie ma nic piękniejszego od poczucia przynależności, uwielbienia i miłości. Szczęście to moment, w którym słyszymy jak ktoś wyznaje nam miłość, szczęście to świadomość, że ktoś mówi do Ciebie „mamo” mimo, że więzy krwi twierdzą inaczej. To jest właśnie moja definicja szczęścia. Siedziałam na kanapie obserwując wszystkich dookoła. Wspólnie, rodzinnie oglądaliśmy jeden z familijnych filmów, który akurat leciały w telewizji. Siedziałam przytulona do Iana, a między nami Bells z głową na brzuchu swojego taty. Prawdopodobnie już spała, ale żadne z nas nie miało serca jej budzić. Sebastian, który na pozór nie dogadywał się ze swoją starszą siostrą siedział właśnie do niej przytulony i namiętnie jadł popcorn. Tworzyliśmy jedność. Tworzyliśmy rodzinę i za nic w świecie nie chciałabym ponownie tego stracić. Spokój zakłócił dzwonek do drzwi.
-Otworzę. – Powiedziała Bec wstając z kanapy. Po chwili wróciła z nietęgą miną, a za nią szła jej matka.
-Dobry wieczór, mam nadzieję, ze nie przeszkadzam. – Uśmiechnęła się obserwując uważnie moje i Iana położenie.
-Nie przeszkadzasz. – Powiedział brunet podnosząc się. Podniosłam się zaraz za nim do pozycji siedzącej. – Napijesz się czegoś?
-Herbatę poproszę. – Uśmiechnęła się kładąc torebkę na fotelu.
-Pójdę zaparzyć. – Zaoferowałam szybko i poszłam do kuchni wymijając Anastasię.
-Bec zabierz Sebastiana i Bells na górę. – Powiedział Ian zerkając na córkę, która od razu wykonała jego polecenie. – Co Cię tutaj sprowadza?
-Chciałam z Tobą porozmawiać odnośnie kilku spraw. – powiedziała spokojnie siadając na kanapie. Obserwowała wszystko z progu i wiedziałam, że ta rozmowa nie będzie należała do kategorii rozmów przyjemnych. Postawiłam tacę z dzbankiem i filiżankami na stoliku i usiadłam obok bruneta.
-Dużo myślałam o wszystkim, co się wydarzyło i naprawdę chciałabym, aby miedzy nami panowała zgoda dla dobra dzieci. Jestem gotowa zgodzić się całkowicie na Twoje warunki. – Zaczęła biorąc w dłonie filiżankę.
-Dlaczego nagle jesteś taka uległa? – Ian spojrzał na nią podejrzanie. Wzruszyła ramionami upijając herbatę.
-Może zmądrzałam? – Zaśmiała się szorstko patrząc na nas. – Chce dobrze, wiem, że mi nie ufasz, ale naprawdę nie przyleciałam tutaj się kłócić.
-W porządku. Chcę pełnych praw do dzieci, chcę żeby mieszkały u mnie i były pod moją opieką.
-Dobrze. – Powiedziała po chwili namysłu. – Będę mogła się z nimi widywać?
-Oczywiście. – Skinął głową. – Becky nie chce lecieć do Nowego Yorku, zapewne ze względu na zbliżające się święta i chłopaka. Jednak Bells i Sebastian są skłonni z Tobą polecieć na tydzień maksymalnie półtora. Masz je wziąć ze sobą, a potem z nimi wrócić. – Dodał spokojnie obserwując ją.
-Rozumiem. – Uśmiechnęła się delikatnie. – Julio…-spojrzała na mnie.
-Słucham?
-Możemy się umówić, że spakujesz je jutro na dwunastą? Zabiorę je, zabukowałam już bilety na popołudniowy lot.
-Dobrze. – Powiedziałam niepewnie zerkając na Iana.
-Skąd wiedziałaś, że się zgodzę, abyś zabrała dzieci? – Spojrzał na nią marszcząc brwi.
-Nie wiedziałam, zaryzykowałam. – Uśmiechnęła się odstawiając filiżankę na stolik. – Będę się zbierała. Dziękuje za spokojną rozmowę. – Wstała wyciągając dłoń w kierunku Iana. Uścisnął ją uśmiechając się delikatnie. – Do zobaczenia Julio.
-Odprowadzę Cię do drzwi. – Zaoferował wychodząc za nią z salonu.

***

Po odebraniu ważnego telefonu z firmy wróciłem z gabinetu do salonu. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i zauważyłem otwarte drzwi tarasowe. Odłożyłem komórkę na komodę i wyszedłem na werandę. Julia stała oparta o filar i patrzyła w niego.
-Wszystko w porządku? – Zapytałem cicho podchodząc do niej.
-Tak. – Odparła szeptem. – Potrzebowałam chwili na ułożenie myśli.
-Zdradź mi je. – Powiedziałem wkładając dłonie w kieszeń.
-Nie mogę, są super tajne. – Zaśmiała się lekko odgarniając włosy z czoła. – Wierzysz w tę bezinteresowność Twojej byłej żony?
-Tak. Wiem, kiedy kłamie, trochę z nią spędziłem czasu. – Odparłem patrząc przed siebie. – Cieszy mnie ta zmiana i mam nadzieję, że nic się w tej kwestii nie zmieni.
-Kochasz ją jeszcze? – Zapytała po chwili wciąż obserwując niebo.
-Dlaczego o to pytasz? – Spojrzałem na nią od razu zbity z tropu.
-Po prostu. Byliście ze sobą tyle lat, na pewno zostały jakieś uczucia, prawda? Tak to przeważnie bywa w rozbitych małżeństwach. – Powiedziała spokojnie niezauważalnie wzruszając ramionami.
-Możliwe, nigdy się nad tym nie zastanawiałem. – Powiedziałem szczerze podchodząc do niej. – Nie kocham jej, już nie. Zamknąłem tamten rozdział i traktuje ją tylko i wyłącznie, jako matkę moich dzieci. – Objąłem jej twarz w dłonie patrząc głęboko w oczy. – Kocham Ciebie i to z Tobą wiąże moją przyszłość. Rozumiesz? Nigdy w to nie wątp, nigdy. – Szepnąłem całując ją w czoło.
-Dobrze. – Odpowiedziała kładąc głowę na mojej klatce piersiowej. Przytuliłem ją mocno wiedząc, że trzymam w ramionach cały mój świat.