15 grudnia.
Muszę przyznać, że remont faktycznie poszedł całkiem
sprawnie. Nie jestem w stanie doliczyć się ile osób krzątało się po naszym domu
w szarych, roboczych i brudnych kombinezonach, ale z ręką na sercu mogę
powiedzieć, że odwalili kawał dobrej roboty. Podczas gdy oni burzyli, stawiali,
szlifowali i malowali ściany, ja razem z Bec spędzałam większość czasu poza
domem na szukaniu nowych mebli i dodatków oraz z Pheobe pomagając jej w
przygotowaniach do ślubu. Miałam ogromną nadzieję, że gdy dzieci wrócą do domu
ucieszą się na widok nowych, pięknych i zupełnie innych pokoi. Pokój Sebastiana
zgodnie z jego wolą został przeniesiony pod skos i znacznie się zmniejszył.
Becky również miała mniejszy, ale za to przytulniejszy pokój niż poprzednio.
Natomiast sypialnia Bells stała się słodsza niż była no i w końcu miała w niej
swój upragniony telewizor. Moja ówczesna sypialnia poszła w niepamięć i teraz
jest tam tylko pokój gościnny, a wszystkie moje ubrania zostały w większej
części przeniesione w kartonach do sypialni Iana, a raczej naszej wspólnej sypialni.
Jeden z pokoi gościnnych również został inaczej umeblowany, a drugi pozostał na
razie bez zmian. Łazienka także dostała nowe życie i z całą pewnością mogę
powiedzieć, że pomysł Iana na odświeżenie mieszkania był strzałem w dziesiątkę.
-Myślę, że dzieciaki będą zachwycone nowymi pokojami. - Powiedziała
Bec, gdy razem układałyśmy ubrania w komodach w pokoju Bells.
-Mam nadzieję, nie ma już czasu na poprawki. - Zaśmiałam
się myjąc okno. - Swoją drogą, mam nadzieję, że po powrocie nie będą jakieś
zbuntowane czy też oschłe do mnie. Wiesz, że Twoja matka ma wyjątkowo cudowny
urok osobisty.
-Nie przejmuj się na zapas. Dzieciaki Cię kochają, a
odkąd mogą mówić na Ciebie mamo myślę, że są najszczęśliwsze pod słońcem. - Odparła
uśmiechając się pocieszająco, chociaż wcale nie miałam pewności czy na pewno
jej osobiste zdanie pokrywa się ze słowami.
-Może byśmy coś zjedli? - Do pokoju wszedł Ian ubrany
wyjątkowo w dres i starą koszulkę. - Paul i ja jesteśmy strasznie głodni i
zupełnie nie mamy siły skręcać dalej mebli.
-Zamówimy coś? - Zapytałam schodząc z drabiny.
-Pizzę! - Wtrąciła Becky. – Lecę zamówić. – Powiedziała
wybiegając z pokoju.
-Wszystko w porządku? - Zapytał Ian podchodząc do mnie i
obejmując w talii.
-Jak najbardziej, jestem trochę zmęczona. - Uśmiechnęłam
się zarzucając dłonie na kark. - Tęsknie za dzieciakami, pusto mi bez nich.
-Jutro już będą całe do Twojej dyspozycji. - Pocałował
mnie w czoło przytulając mocno.
***
-Pheobe totalnie wariuje na punkcie tego ślubu. Mówi, że rozumie,
iż muszę pomóc Ianowi, ale powinienem na pierwszy plan wziąć to jakże ważne
wydarzenie. Tłumacze jej, że zostało jeszcze tyle czasu, że bez problemu znajdę
go i dla niej i dla was, ale ona jakby w ogóle mnie nie słuchała. -Powiedział
Paul z żalem w głosie dolewając pepsi do szklanki.
-Powinieneś ją zrozumieć, to naprawdę ważny dzień dla
kobiety, która chce zapamiętać ten dzień, jako najpiękniejszy moment w życiu.
Nie miej o to do niej pretensji. - Powiedziałam patrząc na niego uważnie. - To
także Twój wielki dzień, nie zapominaj o tym...
-W końcu godzisz się na życie pod jednym dachem z
kobietą, której drugie imię to „jadowita żmija 2” - powiedział Ian obejmując
mnie ramieniem.
-Kto jest „jadowitą żmiją 1”? - Zapytał Wesley opierając
się wygodnie.
-Moja druga połówka.- Odparł lekko. Spiorunowałam go
wzrokiem i ostentacyjnie zrzuciłam jego rękę z mojego ramienia.
-Wypraszam sobie. Jestem najcudowniejszym człowiekiem pod
słońcem.
-Zaraz po mnie. - Powiedziała skromnie Becky przeżuwając pizzę.
- Swoją drogą, trzeba już planować wieczór panieński i kawalerski. Nie może
mnie to ominąć.
-Ta, wy baby to tylko tych fagasów z fujarami na wierzchu
byście oglądały. - Burknął Paul przeczesując włosy.
-Pewnie, bo wy faceci to w ogóle nie macie ochoty
popatrzeć na cycate baby wijące się na rurach. - Parsknęłam śmiechem.
-Chociaż nie machają nam penisami przed twarzą. - Zauważył
Ian popijając napój.
-Chyba, że jesteście w Tajlandii, a wasze striptizerki to
transwestyci. Wtedy smyrganie penisem po nosie nie jest już takie okropne, co
nie? - Spojrzałam na swojego ukochanego, który wymownie wywrócił oczami.
***
-Chciałabym wpaść, chociaż na dzień, dać prezenty
dzieciakom i Tobie, ale nie wiem czy wyrwę się z pracy. - Usłyszałam smutny
głos Sarah w telefonie.
-Rozumiem, ale jak mus to mus. Przecież nie zawali mi się
z tego powodu świat. - Zaśmiałam się pocieszająco. - Mam nadzieję, ze nowy rok
spędzimy razem niezależnie od tego gdzie nas wywieje życie. Jednak przy wolnej
rozmowie Ian powiedział, że chce urządzić zabawę u nas. Wiesz jak on uwielbia
tematyczne imprezy. - Dodałam wzdychając.
-Nie ma opcji, że mnie tam nie będzie. Uwielbiam
przebieranki! Czy zdradził Ci już tematykę?
-Niestety, wciąż się nad nią zastanawia, ale jak znam go
będzie śmiesznie i totalnie szalone.
-Bardzo dobrze! Nie ma, co się ograniczać, z jego głową
pełną pomysłów na pewno będzie super. Już się nie mogę doczekać. Rozmawiałaś z
siostrą?
-Tak, codziennie rozmawiamy i piszemy wiadomości.
Zapraszałam ją milion razy do siebie, ale ona wciąż jest uparta i tłumaczy, że
nie chce siedzieć mi na głowie, a oprócz mnie zna tutaj tylko Iana, a tam wiesz
ma prace, dom, znajomych, sąsiadów i uważa, że by się nie odnalazła. Nie będę
jej przekonywać, w końcu to musi być tylko i wyłącznie jej decyzja.
-Masz rację, ale podejrzewam, że prędzej czy później się
przekona. Chciałabym ją poznać.
-Uwierz, ja też chciałabym, aby wszyscy tutaj ją poznali,
ba, ja sama chciałabym ją dostatecznie poznać. Tyle lat byłyśmy oddzielnie, a rozmowy
telefoniczne czy pisemne wiadomości nie zwrócą nam tego czasu. - Westchnęłam
głęboko. - Święta spędzasz w domu?
-Nie, w tym roku spędzamy święta u siostry mojej mamy, co
jak najbardziej jest mi na rękę, bo nie będę musiała spędzać czasu w kuchni, a wiesz,
że tego nie cierpię. - Zaśmiała się. - A wy?
-Wszystkich zaprosiliśmy do nas. Chciałam tak, ze względu
na to, że to moja pierwsza, rodzinna wigilia. Chce ją przygotować po swojemu,
dla całej masy osób.
-Ile będzie osób?
-Matko, około 20! Jednak nie wiemy czy kuzyn Iana z żoną
i córką na pewno przyjdzie.
-Przecież Ty z kuchni nie wyjdziesz przez trzy dni...
-Właśnie o to chodzi! Nie mogę się doczekać. - Zachichotałam
i poczułam dłonie na swoich biodrach. Ian wtulił twarz w moje włosy i bez słowa
tulił mnie do siebie. - Muszę kończyć i zrobić jeszcze kilka rzeczy przed
przyjazdem dzieci. Zadzwonię jutro, całuję. - Zacmokałam w słuchawkę chowając
telefon do kieszeni. - Coś się stało?
-Nie. - Mruknął całując moją szyję. - Stęskniłem się,
siedzisz w tym pokoju już drugą godzinę. Na pewno wszystko jest gotowe na
przyjazd Bells. - Dodał masując moje ramiona.
-Wiem, ale chciałam przejrzeć i ułożyć zabawki, lepiej
się czuję wiedząc, że osobiście je przejrzałam. - Odparłam przymykając oczy. -
A Ty skończyłeś już pokój Sebastiana?
-Tak, tylko musisz założyć świeżą pościel, bo ja nie mam
pojęcia gdzie jest, a wiem, że kupiłaś nową. Wygląda świetnie, ale pewnie młody
i tak ustawi wszystko po swojemu, wiesz, że on ma swój świat i swoje kredki.
-Wiem, wiem. - Uśmiechnęłam się odwracając do niego. - Cieszę
się, że przekonałeś mnie do tego remontu. W końcu, w jakimś procencie czuje się
jakbym była u siebie.
-Mówiłem, że to dobry pomysł. - Pocałował mnie w ramie. -
Jeszcze tylko dół i mam nadzieję, że będziesz przekonana już, w 100%, że jesteś
u siebie. Kocham Cię.
-Wiem. - Szepnęłam opierając się o jego klatkę piersiową.
***
-Jutro jesteśmy zaproszeni do mojej mamy na obiad,
znalazła jakiś cudowny przepis na żeberka i stwierdziła, że to my będziemy
królikami doświadczalnymi. - Powiedział Ian siadając obok mnie na kanapie.
-Cudownie. Może nie dożyjemy świąt i nie trzeba będzie
generalnie sprzątać. - Zaśmiałam się popijając wino.
-Powiem to mojej mamie, na pewno u niej zaminusujesz.
-Ja? Zaminusować? Coś Ty, Twoja mama mnie uwielbia!
-Wiem i to przykre, że uwielbia Cię bardziej od jej
uroczego i bystrego syna.
-Cóż, widocznie zawsze chciała mieć córkę, ale pocieszyła
się Tobą. - Wzruszyłam bezradnie ramionami.
-Wredota. - Zaśmiał się przyciągając mnie do siebie. -
Wiesz, że idziemy także na uroczystą imprezę świąteczną w mojej firmie.
-Tak, wspominałeś rano. Już nawet wybrała sukienkę na ten
cudowny wieczór. Na pewno Ci się spodoba.
-Kochanie...Tobie we wszystkim jest cudownie. - Uśmiechnął
się szeroko. Odwzajemniłam jego uśmiech czując jak moje serce zalewa fala
miłości, szczęścia i zadowolenia.
-Myślałem o jakiejś wycieczce, w ciepłe miejsce, na kilka
dni.
-Kiedy?
-Styczeń, a może luty. Marzę o spokoju, ciszy i
regeneracji. Potem czeka mnie masa projektów w pracy i dużo stresu.
-To tak odległy czas, potem będziemy myśleć o
wycieczkach. Na razie zastanawiam się nad wieczorem panieńskim Pheobe. Muszę
zgadać się z dziewczynami i wymyślić coś fajnego.
-Tylko bez gołych siusiaków. - Mruknął dopijając wino.
-Jak to? W tym cała frajda. Popatrzeć na inne, zapewne
większe siusiaki zanim utknie się na całe życie z tym jednym siusiakiem. - Śmiałam
się głośno ze swojego żarciku. Po chwili dobry humor udzielił się także Ianowi,
które razem ze mną śmiał się na całe gardło.
-Teraz poważnie. Żadnych siusiaków. - Powiedział po
chwili poważniejąc.
-A jak będą mniejsze niż Twój?
-To możecie. - Powiedział dumnie.
-Kurczę, to faktycznie bez siusiaków. Nie znajdę już
mniejszych... - Powiedziała smutno wychylając do końca wino z mojej lampki.
-Jak możesz? - Powiedział urażony. - Ranisz moją duszę,
moje ego, moją męskość...
-Małą męskość. - Poprawiłam wzdychając. - Nie martw się
Ian, tak Cię kocham. Nawet z mała fujarą. Nigdy nie umiałam grać na dużym flecie.
-Boże. - Zaśmiał się. - Jesteś niemożliwa. - Dodał
przyciągając mnie do siebie.
-Wiem, ale za to mnie kochasz. - Odparłam pewnie robiąc
dzióbek.
-Bardzo. - Mruknął wpijając się w moje usta.