sobota, 1 października 2016

35.

15 grudnia.

Muszę przyznać, że remont faktycznie poszedł całkiem sprawnie. Nie jestem w stanie doliczyć się ile osób krzątało się po naszym domu w szarych, roboczych i brudnych kombinezonach, ale z ręką na sercu mogę powiedzieć, że odwalili kawał dobrej roboty. Podczas gdy oni burzyli, stawiali, szlifowali i malowali ściany, ja razem z Bec spędzałam większość czasu poza domem na szukaniu nowych mebli i dodatków oraz z Pheobe pomagając jej w przygotowaniach do ślubu. Miałam ogromną nadzieję, że gdy dzieci wrócą do domu ucieszą się na widok nowych, pięknych i zupełnie innych pokoi. Pokój Sebastiana zgodnie z jego wolą został przeniesiony pod skos i znacznie się zmniejszył. Becky również miała mniejszy, ale za to przytulniejszy pokój niż poprzednio. Natomiast sypialnia Bells stała się słodsza niż była no i w końcu miała w niej swój upragniony telewizor. Moja ówczesna sypialnia poszła w niepamięć i teraz jest tam tylko pokój gościnny, a wszystkie moje ubrania zostały w większej części przeniesione w kartonach do sypialni Iana, a raczej naszej wspólnej sypialni. Jeden z pokoi gościnnych również został inaczej umeblowany, a drugi pozostał na razie bez zmian. Łazienka także dostała nowe życie i z całą pewnością mogę powiedzieć, że pomysł Iana na odświeżenie mieszkania był strzałem w dziesiątkę.
-Myślę, że dzieciaki będą zachwycone nowymi pokojami. - Powiedziała Bec, gdy razem układałyśmy ubrania w komodach w pokoju Bells.
-Mam nadzieję, nie ma już czasu na poprawki. - Zaśmiałam się myjąc okno. - Swoją drogą, mam nadzieję, że po powrocie nie będą jakieś zbuntowane czy też oschłe do mnie. Wiesz, że Twoja matka ma wyjątkowo cudowny urok osobisty.
-Nie przejmuj się na zapas. Dzieciaki Cię kochają, a odkąd mogą mówić na Ciebie mamo myślę, że są najszczęśliwsze pod słońcem. - Odparła uśmiechając się pocieszająco, chociaż wcale nie miałam pewności czy na pewno jej osobiste zdanie pokrywa się ze słowami.
-Może byśmy coś zjedli? - Do pokoju wszedł Ian ubrany wyjątkowo w dres i starą koszulkę. - Paul i ja jesteśmy strasznie głodni i zupełnie nie mamy siły skręcać dalej mebli.
-Zamówimy coś? - Zapytałam schodząc z drabiny.
-Pizzę! - Wtrąciła Becky. – Lecę zamówić. – Powiedziała wybiegając z pokoju.
-Wszystko w porządku? - Zapytał Ian podchodząc do mnie i obejmując w talii.
-Jak najbardziej, jestem trochę zmęczona. - Uśmiechnęłam się zarzucając dłonie na kark. - Tęsknie za dzieciakami, pusto mi bez nich.
-Jutro już będą całe do Twojej dyspozycji. - Pocałował mnie w czoło przytulając mocno.

***

-Pheobe totalnie wariuje na punkcie tego ślubu. Mówi, że rozumie, iż muszę pomóc Ianowi, ale powinienem na pierwszy plan wziąć to jakże ważne wydarzenie. Tłumacze jej, że zostało jeszcze tyle czasu, że bez problemu znajdę go i dla niej i dla was, ale ona jakby w ogóle mnie nie słuchała. -Powiedział Paul z żalem w głosie dolewając pepsi do szklanki.
-Powinieneś ją zrozumieć, to naprawdę ważny dzień dla kobiety, która chce zapamiętać ten dzień, jako najpiękniejszy moment w życiu. Nie miej o to do niej pretensji. - Powiedziałam patrząc na niego uważnie. - To także Twój wielki dzień, nie zapominaj o tym...
-W końcu godzisz się na życie pod jednym dachem z kobietą, której drugie imię to „jadowita żmija 2” - powiedział Ian obejmując mnie ramieniem.
-Kto jest „jadowitą żmiją 1”? - Zapytał Wesley opierając się wygodnie.
-Moja druga połówka.- Odparł lekko. Spiorunowałam go wzrokiem i ostentacyjnie zrzuciłam jego rękę z mojego ramienia.
-Wypraszam sobie. Jestem najcudowniejszym człowiekiem pod słońcem.
-Zaraz po mnie. - Powiedziała skromnie Becky przeżuwając pizzę. - Swoją drogą, trzeba już planować wieczór panieński i kawalerski. Nie może mnie to ominąć.
-Ta, wy baby to tylko tych fagasów z fujarami na wierzchu byście oglądały. - Burknął Paul przeczesując włosy.
-Pewnie, bo wy faceci to w ogóle nie macie ochoty popatrzeć na cycate baby wijące się na rurach. - Parsknęłam śmiechem.
-Chociaż nie machają nam penisami przed twarzą. - Zauważył Ian popijając napój.
-Chyba, że jesteście w Tajlandii, a wasze striptizerki to transwestyci. Wtedy smyrganie penisem po nosie nie jest już takie okropne, co nie? - Spojrzałam na swojego ukochanego, który wymownie wywrócił oczami.

***

-Chciałabym wpaść, chociaż na dzień, dać prezenty dzieciakom i Tobie, ale nie wiem czy wyrwę się z pracy. - Usłyszałam smutny głos Sarah w telefonie.
-Rozumiem, ale jak mus to mus. Przecież nie zawali mi się z tego powodu świat. - Zaśmiałam się pocieszająco. - Mam nadzieję, ze nowy rok spędzimy razem niezależnie od tego gdzie nas wywieje życie. Jednak przy wolnej rozmowie Ian powiedział, że chce urządzić zabawę u nas. Wiesz jak on uwielbia tematyczne imprezy. - Dodałam wzdychając.
-Nie ma opcji, że mnie tam nie będzie. Uwielbiam przebieranki! Czy zdradził Ci już tematykę?
-Niestety, wciąż się nad nią zastanawia, ale jak znam go będzie śmiesznie i totalnie szalone.
-Bardzo dobrze! Nie ma, co się ograniczać, z jego głową pełną pomysłów na pewno będzie super. Już się nie mogę doczekać. Rozmawiałaś z siostrą?
-Tak, codziennie rozmawiamy i piszemy wiadomości. Zapraszałam ją milion razy do siebie, ale ona wciąż jest uparta i tłumaczy, że nie chce siedzieć mi na głowie, a oprócz mnie zna tutaj tylko Iana, a tam wiesz ma prace, dom, znajomych, sąsiadów i uważa, że by się nie odnalazła. Nie będę jej przekonywać, w końcu to musi być tylko i wyłącznie jej decyzja.
-Masz rację, ale podejrzewam, że prędzej czy później się przekona. Chciałabym ją poznać.
-Uwierz, ja też chciałabym, aby wszyscy tutaj ją poznali, ba, ja sama chciałabym ją dostatecznie poznać. Tyle lat byłyśmy oddzielnie, a rozmowy telefoniczne czy pisemne wiadomości nie zwrócą nam tego czasu. - Westchnęłam głęboko. - Święta spędzasz w domu?
-Nie, w tym roku spędzamy święta u siostry mojej mamy, co jak najbardziej jest mi na rękę, bo nie będę musiała spędzać czasu w kuchni, a wiesz, że tego nie cierpię. - Zaśmiała się. - A wy?
-Wszystkich zaprosiliśmy do nas. Chciałam tak, ze względu na to, że to moja pierwsza, rodzinna wigilia. Chce ją przygotować po swojemu, dla całej masy osób.
-Ile będzie osób?
-Matko, około 20! Jednak nie wiemy czy kuzyn Iana z żoną i córką na pewno przyjdzie.
-Przecież Ty z kuchni nie wyjdziesz przez trzy dni...
-Właśnie o to chodzi! Nie mogę się doczekać. - Zachichotałam i poczułam dłonie na swoich biodrach. Ian wtulił twarz w moje włosy i bez słowa tulił mnie do siebie. - Muszę kończyć i zrobić jeszcze kilka rzeczy przed przyjazdem dzieci. Zadzwonię jutro, całuję. - Zacmokałam w słuchawkę chowając telefon do kieszeni. - Coś się stało?
-Nie. - Mruknął całując moją szyję. - Stęskniłem się, siedzisz w tym pokoju już drugą godzinę. Na pewno wszystko jest gotowe na przyjazd Bells. - Dodał masując moje ramiona.
-Wiem, ale chciałam przejrzeć i ułożyć zabawki, lepiej się czuję wiedząc, że osobiście je przejrzałam. - Odparłam przymykając oczy. - A Ty skończyłeś już pokój Sebastiana?
-Tak, tylko musisz założyć świeżą pościel, bo ja nie mam pojęcia gdzie jest, a wiem, że kupiłaś nową. Wygląda świetnie, ale pewnie młody i tak ustawi wszystko po swojemu, wiesz, że on ma swój świat i swoje kredki.
-Wiem, wiem. - Uśmiechnęłam się odwracając do niego. - Cieszę się, że przekonałeś mnie do tego remontu. W końcu, w jakimś procencie czuje się jakbym była u siebie.
-Mówiłem, że to dobry pomysł. - Pocałował mnie w ramie. - Jeszcze tylko dół i mam nadzieję, że będziesz przekonana już, w 100%, że jesteś u siebie. Kocham Cię.
-Wiem. - Szepnęłam opierając się o jego klatkę piersiową.

***
-Jutro jesteśmy zaproszeni do mojej mamy na obiad, znalazła jakiś cudowny przepis na żeberka i stwierdziła, że to my będziemy królikami doświadczalnymi. - Powiedział Ian siadając obok mnie na kanapie.
-Cudownie. Może nie dożyjemy świąt i nie trzeba będzie generalnie sprzątać. - Zaśmiałam się popijając wino.
-Powiem to mojej mamie, na pewno u niej zaminusujesz.
-Ja? Zaminusować? Coś Ty, Twoja mama mnie uwielbia!
-Wiem i to przykre, że uwielbia Cię bardziej od jej uroczego i bystrego syna.
-Cóż, widocznie zawsze chciała mieć córkę, ale pocieszyła się Tobą. - Wzruszyłam bezradnie ramionami.
-Wredota. - Zaśmiał się przyciągając mnie do siebie. - Wiesz, że idziemy także na uroczystą imprezę świąteczną w mojej firmie.
-Tak, wspominałeś rano. Już nawet wybrała sukienkę na ten cudowny wieczór. Na pewno Ci się spodoba.
-Kochanie...Tobie we wszystkim jest cudownie. - Uśmiechnął się szeroko. Odwzajemniłam jego uśmiech czując jak moje serce zalewa fala miłości, szczęścia i zadowolenia.
-Myślałem o jakiejś wycieczce, w ciepłe miejsce, na kilka dni.
-Kiedy?
-Styczeń, a może luty. Marzę o spokoju, ciszy i regeneracji. Potem czeka mnie masa projektów w pracy i dużo stresu.
-To tak odległy czas, potem będziemy myśleć o wycieczkach. Na razie zastanawiam się nad wieczorem panieńskim Pheobe. Muszę zgadać się z dziewczynami i wymyślić coś fajnego.
-Tylko bez gołych siusiaków. - Mruknął dopijając wino.
-Jak to? W tym cała frajda. Popatrzeć na inne, zapewne większe siusiaki zanim utknie się na całe życie z tym jednym siusiakiem. - Śmiałam się głośno ze swojego żarciku. Po chwili dobry humor udzielił się także Ianowi, które razem ze mną śmiał się na całe gardło.
-Teraz poważnie. Żadnych siusiaków. - Powiedział po chwili poważniejąc.
-A jak będą mniejsze niż Twój?
-To możecie. - Powiedział dumnie.
-Kurczę, to faktycznie bez siusiaków. Nie znajdę już mniejszych... - Powiedziała smutno wychylając do końca wino z mojej lampki.
-Jak możesz? - Powiedział urażony. - Ranisz moją duszę, moje ego, moją męskość...
-Małą męskość. - Poprawiłam wzdychając. - Nie martw się Ian, tak Cię kocham. Nawet z mała fujarą. Nigdy nie umiałam grać na dużym flecie.
-Boże. - Zaśmiał się. - Jesteś niemożliwa. - Dodał przyciągając mnie do siebie.
-Wiem, ale za to mnie kochasz. - Odparłam pewnie robiąc dzióbek.
-Bardzo. - Mruknął wpijając się w moje usta.