25 grudnia.
-Mamo! Tato! Wstawajcie! Święty Mikołaj zostawił całą
górę prezentów! – Piszczała Bells skacząc po naszym łóżku. – Mamo, a wiesz…-
zaczęła siadając na mnie okrakiem.
-Bells, skarbie…- jęczałam przecierając oczy.
-Mamusiu…Mikołaj rozlał mleko, ale zjadł wszystkie Twoje
ciasteczka! Sebastian mówi, że wylizał nawet talerzyk…
-Naprawdę? – Zaśmiałam się zerkając kątem oka na Iana,
który właśnie przekręcał się na plecy. – Leć do salonu, zaraz przyjdziemy, ale
czekajcie na nas z prezentami.
-Dobrze! – Wybiegła w nie swoich kapciach.
-Ian, czy Ty wylałeś mleko? – Szepnęłam całując go w
policzek.
-Wyślizgnęło mi się, ale nie sprzątałem, bo wiedziałem,
że to uszczęśliwi Bell. Przepraszam. – Zaśmiał się przyciągając mnie do siebie.
– Wesołych Świąt kochanie. – Szepnął całując mnie w czubek głowy. Ubrani w
grube szlafroki weszliśmy do pokoju gdzie cała trójka łącznie z psami siedziała
na dywanie w salonie oglądając całą masę pudełek.
-Tato…szybko…-ponaglał go Sebastian niecierpliwiąc się.
Dwadzieścia minut później każdy już dostał swoje pakunki i z wielkim
zaangażowaniem odwiązywał kokardy, wstążki i rwał papier.
-Mamusiu, pomóż mi to wyjąć. – Powiedziała siłując się z
pudełkiem. Od razu rozpoznałam najważniejszy prezent ode mnie i Iana. Wyjęłam bilecik
z pudrowo różowej koperty.
- „Wielkie rzeczy mają zazwyczaj małe początki, dlatego
też wierzę, że ten strój przyniesie Ci ogrom sukcesów i sławę, a Twój talent
będzie się rozwijał i rósł w siłę. Niech ten strój będzie Twoim szczęściem,
dbaj o niego i nigdy się nie poddawaj. Święty Mikołaj. „ – Uśmiechnęłam się
patrząc na nią. Po chwili wyjęłam z kartonu pełny strój baletnicy i nowe,
piękne baletki.
-Jakie śliczne! – Podbiegła szybko dotykając tiulowej
spódniczki. – Tutaj jest jeszcze jedna koperta…-powiedział Ian otwierając
większą kopertę. – Szkoła Baletowa im. Glorii Julian Warlow zaprasza na
pierwsze zajęcia Panienkę Belle Somerhalder dziesiątego stycznia o godzinie
siedemnastej. Proszę o zabranie kompletu baletnicy i szerokiego uśmiechu. Z
pozdrowieniami, Gloria Julian Warlow.
-Skąd Mikołaj wiedział, że chce iść akurat do tej szkoły?
– Powiedziała otwierając szeroko oczy i oglądając baletki z każdej strony.
-Mikołaj wie wszystko. – Uśmiechnęłam się do niej. –
Sebastian, jak Ci się podoba Twój nowy snowboard?
-Jest świetny, nie mogę się doczekać aż polecę w góry z
wujkiem Paulem. – Uśmiechnął się szeroko oglądając pozostałe prezenty.
-Becky, dla Ciebie skrył się jeszcze jeden prezent. – Uśmiechnęłam
się podchodząc do niej z niewielkim, podłużnym pudełkiem. – Mamy nadzieję, że
Ci się spodoba. – Dodała stając obok Iana.
-Kluczyki? – Zapytała wyjmując z pudełka.
-Wiem, że nie lubiłaś tego volvo, które stało w garażu,
dlatego też postanowiłem z Julią kupić Ci nowy samochód. Saab. Srebrny. Stoi w
garażu i mam nadzieję, że Ci się spodoba.
-O matko. – Pisnęła rzucając się nam na szyję. – Marzyłam
żeby mieć saaba. – Szepnęła oglądając kluczyki.
-To nie wszystko…-uśmiechnęłam się zerkając na pudełko. –
W środku są jeszcze dwa bilety dla Ciebie i Alexa, na dwutygodniowe wakacje na
Kubie. Do wykorzystania do końca następnego roku.
-Jesteście genialni. – Powiedziała uśmiechając się
szeroko. – A wasze prezenty?
-Nie zdążyliśmy odpakować. – Zaśmiałam się siadając na
kanapie. Najbardziej urzekły mnie samorobne prezenty Bells i Sebastiana. Od
małej piękny ręcznie malowany wazonik, a od Sebastiana glinianka ramka na
zdjęcia z naszym rodzinnym zdjęciem.
-Dajemy i Tobie i tacie to samo żebyście nie byli
wzajemnie zazdrośni. – Wytłumaczył Sebastian, kiedy Ian wyjął ten sam prezent.
-Postawie w firmie na biurku. – Uśmiechnął się oglądając
rzeczy z każdej strony. Od Becky dostaliśmy trzydniowy wyjazd do hotelu spa.
Ian podarował mi piękny zestaw biżuterii z białego złota, a ja natomiast
kupiłam mu nową, skórzaną teczkę na dokumenty. Jeszcze pół godziny siedzieliśmy
wspólnie w salonie oglądając wszystkie prezenty i ciesząc się magią świąt.
***
Po śniadaniu poszliśmy wspólnie na rodzinny spacer. W
pobliskim parku roiło się od rodzin, które również postanowiły spędzić razem
czas. Leniwe płatki śniegu otulały wszystko dookoła sprawiając, że otaczające
nas widoki zapierały dech w piersiach. Bells i Sebastian biegli w przodu
ganiając psy, Becky szła za rękę z Alexem, co jakiś czas uderzając go
żartobliwie z ramie, a ja z Ianem szłam zupełnie z tyłu trzymając się za ręce.
-Mam nadzieję, że nasza Bells będzie kiedyś
primabaleriną. Pęknę z dumy. – Uśmiechnął się Ian zerkając na mnie z góry.
-Nawet, jeżeli nią nie będzie, ale będzie spełniać się w
tańcu również będę z niej dumna. – Odparłam patrząc przed siebie. – Mam ochotę
płakać ze szczęścia, że mam was wszystkich. Moje serce rośnie dwukrotnie, kiedy
słyszę jak dzieci mówią do mnie mamo. Miód na moje uszy, wiesz?
-Wiem, ale myślę, że gdyby większa gromadka tak do Ciebie
mówiła, byłabyś jeszcze szczęśliwsza.
-Co to ma znaczyć? – Spojrzałam na niego przystając na
chwilę.
-Chciałbym mieć z Tobą dziecko. Dzieci. – Szepnął patrząc na mnie niepewnie. – Jesteś
spełnieniem moich marzeń i chcę żebyś i Ty czuła się spełniona. Wiem, że Twoim
marzeniem jest posiadanie dzieci. Swoich dzieci, które Ty urodzisz, a ja…nie
marzę o niczym innym jak o tym żeby powiększyć rodzinę. – Pogładził swoją
ciepłą dłonią mój zmarznięty policzek.
-Naprawdę? – Szepnęłam ze ściśniętym gardłem.
-Naprawdę. – Uśmiechnął się delikatnie patrząc na mnie z
czułością. – Kocham Cię Julia, jesteś całym moim światem i zrobię wszystko
abyśmy byli szczęśliwi i spełnieni. – Dodał całując delikatnie moje usta.
Zawiesiłam mu się na szyi odwzajemniając pocałunek dopóki nie poczułam śnieżki
na moich plecach.
-Co jest mięczaki? Koniec czułości. – Krzyknęła Becky
oddalona od nas kilkanaście kroków.
-Wojna! – Krzyknął Ian w efekcie między nami latała cała
masa śnieżnobiałych kulek.
***
-Ian, no gdzie Ty znikasz? – Zapytałam, kiedy w końcu
odebrał telefon. – Jesteś mi potrzebny, za trzy godziny będą goście.
-Wiem kochanie, wiem. Zaraz będę pod domem, wyjdziesz do
mnie?
-Po co? Ian…nie mam czasu, siedzę w kuchni.
-Kochanie wiem, ale to zajmie Ci chwilę, a mam dla Ciebie
świąteczny prezent.
-Kolejny? Zwariowałeś? – Zaśmiałam się. – Jak po prezent
to wyjdę. Za ile będziesz?
-Już jestem, czekam na Ciebie. – Powiedział rozłączając
się. Wsunęłam na nogi kozaki i założyłam płaszcz. Wyszłam z domu, pod którym
stał Ian opierając się o maskę samochodu.
-Jaja sobie robisz? Ty myślisz, że ja mam czas na loterii
wygrany? – Zmrużyłam oczy widząc jego uśmieszek. – Wracam do domu. – Krzyknęłam
odwracając się napięcie.
-Poczekaj. – Usłyszałam za sobą damski głos i niepewnie
odwróciłam się z powrotem. Obok Iana stał nie, kto inny jak…moja siostra!
-Boże. – Powiedziałam zakrywając usta dłonią. – Jess…
-No hej siostrzyczko. – Zaśmiała się poprawiając szal. –
Nie przywitasz się ze mną?
-Co Ty tu robisz?! – Pisnęłam rzucając się jej na szyję. –
Boże, tak się cieszę. – Gadałam jak najęta ściskając ją mocno.
-Twój chłopak to upierdliwa bestia wiesz? Od dwóch
tygodni suszył mi głowę, w końcu kupił bilety i tak oto jestem. – Uśmiechnęła
się klepiąc moje policzki. – A ty, ty pulpeciku. Dobrze wyglądasz.
-Spadaj. Idź do domu, w środku są dzieciaki. Weźmiemy
Twoje walizki. – Uśmiechnęłam się podchodząc do bagażnika. Skinęła głową i
ruszyła w stronę budynku.
-Nadal jesteś zła? – Zapytał Ian zachodząc mnie od tyłu.
-Oszalałeś? Jestem najszczęśliwszym człowiekiem pod
słońcem. – Uśmiechnęłam się całując go w policzek. – Kocham Cię, dziękuje.
-Cała przyjemność po mojej stronie. –Odparł wyciągając
walizkę.
***
Ubrana w czerwona sukienkę przed kolano, co rusz
otwierałam drzwi gościom częstując ich na rozgrzanie napojem jajecznym z
dodatkiem brandy i cynamonu. Moja siostra siedziała przy stole z dzieciakami,
które podobnie jak mnie pokochały od pierwszego wejrzenia.
-Pomóc Ci w czymś kochanie? – Zapytała mama Iana zerkając
na mnie, kiedy co rusz przynosiłam coś na stół.
-Teraz jest Pani u mnie, a więc proszę siedzieć i
cierpliwie czekać. – Zaśmiałam się poprawiając serwetki.
-Myślę, że możesz już mówić do mnie mamo, czas najwyższy.
Nie lubię tych oficjalnych zwrotów.
-Dobrze…mamo. – Uśmiechnęłam się wychodząc z powrotem do
kuchni.
-Nie uwierzysz. – Do kuchni wszedł Ian poprawiając
marynarkę. – Chace przyjedzie do nas ze swoją nową dziewczyną.
-Żartujesz? – Spojrzałam na niego wyciągając kukurydzę na
półmisek.
-Poważnie, dzwonił, że chwilę się spóźni i pytał czy to
nie będzie problem. – Podszedł do mnie całując mnie w ramie. – Wyglądasz
prześlicznie.
-Mówisz mi to za każdym razem, kiedy się przebiorę. – Zaśmiałam
się. – Ty też wyglądasz całkiem przystojnie.
-Odpowiadasz mi tak za każdym razem, kiedy mówię, że
wyglądasz prześlicznie.
-Mówię to z grzeczności. – Wzruszyłam ramionami. – Jesteś
najprzystojniejszym mężczyzną w tym domu. – Pocałowałam go uśmiechając się
szeroko.
-Ej, jestem jedynym mężczyzną w tym domu, bo inni jeszcze
nie dotarli.
-Właśnie o tym mówię. – Zaśmiałam się puszczając mu oczko
i znikając za drzwiami.
***
Siedzieliśmy wszyscy przy jednym stole. Moja siostra,
Paul i Pheobe, mama Iana, Emma ze swoim partnerem Charlesem i dziewczynkami
oraz Chace i Corrine. Rozmawialiśmy między sobą, a więc w pomieszczeniu panował
ogromny, szczęśliwi harmider. W tle leciały cicho kolędy, a światło zostało
delikatnie przyciemnione na korzyść ogromnych świec na stole.
-Korzystając z okazji, że dzieci jeszcze nie odeszły od
stołu…- Ian wstał z krzesła zapinając guzik od marynarki. – Chciałbym o coś
zapytać… - powiedział drżącym głosem. Wyjął z kieszeni czerwone pudełeczko i
uklęknął przy mnie na jednym kolanie. – Julio…każdego dnia kocham Cię mocniej i
mam nadzieję, że każdy następny dzień będę mógł spędzić przy Tobie. – Spojrzał
mi w oczy. – Wyjdziesz za mnie? – Szepnął biorąc moją dłoń w swoją. Przez
chwilę myślałam, że zejdę na zawał. Wstrzymałam oddech zagłębiając się w
piękne, błękitne oczy mężczyzny, który każdego dnia uszczęśliwia mnie coraz
bardziej.
-Tak. – Odparłam uśmiechając się delikatnie. – Zostanę
Twoją żoną. – Powiedziałam szybko łapiąc głęboki oddech. Wsunął mi na serdeczny
palec elegancki pierścionek z ogromnym szafirowym oczkiem. Podniósł się podając
mi rękę. Stałam naprzeciwko mężczyzny, którego kochałam nad życie. Wśród ludzi,
których darzyłam takim samym uczuciem. Patrzyłam jak zahipnotyzowana w oczy
mojego narzeczonego, w których dopiero teraz dostrzegłam łzy. Delikatne, małe
łzy w oczach tak silnego i totalnie zakochanego we mnie faceta.
-Kocham Cię. – Szepnęłam mu do ucha przytulając go mocno.
Gromkie brawa posypały się dookoła, a ja wciąż nie wierzyłam, w to, co właśnie
się wydarzyło.
KONIEC CZĘŚCI
PIERWSZEJ