piątek, 29 kwietnia 2016

10.

24 październik.

-Więc, kiedy przylatujesz dokładnie? – Zapytałam przyjaciółki rozmawiając przez telefon.
-Trzeci listopad dopiero. Odbierzesz mnie z lotniska?
-Jasne, daj znać tylko, o której masz planowane lądowanie. Uprzedzę szefa.
-Pana lepkie dłonie? – Zaśmiała się, a raczej ryknęła śmiechem. Wywróciłam oczami odwzajemniając jej śmiech.
-Słuchaj, nic Ci więcej nie powiem. – Zagroziłam nakrywając do stołu. – Nie po to Ci się zwierzam żebyś tak jawnie się z tego naśmiewała.
-Słuchaj, ale to jest mega komiczne. Pracujesz tam ledwo tydzień, a już rzucasz się na swojego szefa!
-Słuchaj, to nie moja wina, że między nami jest jakieś dziwne przyciąganie. On jest kurewsko przystojny, a zresztą sama się przekonasz jak go zobaczysz.
-Słuchaj, ale to nie zmienia faktu, że możesz tak jawnie pchać mu się do wyra.
-Słuchaj, ale ja jeszcze nigdzie się nie wepchnęłam. – Powiedziałam oburzona.
-Dzień dobry. – Usłyszałam za sobą Iana.
-Oho, Pan lepkie ręce przyszedł obmacać Ci dupsko. Baw się dobrze! – Zaśmiała się.
-Zgiń. – Szepnęłam do telefonu rozłączając połączenie. – Dzień dobry. – Uśmiechnęłam się w kierunku Iana. – Za chwilę będzie śniadanie.
-Umieram z głodu. – Zmierzył mnie siadając na krześle. Po chwili przy stole pojawiły się dzieciaki.
-Smacznego. – Powiedziałam stawiając na stole dzbanek z pomarańczowym sokiem i usiadłam na swoim miejscu.
-Od wtorku drugiego listopada idziecie do szkoły. – Powiedział Ian zerkając na swoje dzieci.
-Na miesiąc, a potem wrócimy do matki? – Zapytała Becky z przekąsem smarując tost z dżemem.
-Nie zaczynaj. – Upomniał ją ojciec pijąc kawę.
-Taka prawda. Wiecznie jesteśmy przerzucani. Co mam odpowiadać znajomym, kiedy pytają mnie gdzie mieszkam? Co drugi miesiąc w Nowym Yorku, a tak to w Chicago? – Spojrzała na niego z wyrzutem. Miałam pewność, że Bec się nie wyspała, ale z drugiej strony miała jak najbardziej rację w tym, co mówi.
-Nie mogę się oddać pasji, bo co rusz musze zmienić szkółki, treningi i znajomych. – Dodał Sebastian jedząc jajecznice.
-Dzieci mają rację. – Wtrąciłam widząc jak Ian zaciska pięść, aż jego kłykcie zrobiły się białe. – Nie mają czasu na samorealizację. Szkoła jest bardzo ważna, a oni wiecznie muszą zmienić szkołę, klasy, zajęcia. To nie wpływa na nich zbyt dobrze.
-Co ja mam zrobić? – Zapytał Ian uspokajając się.
-Zabrać nas od mamy i sprawować nad nami pełną kontrolę. – Powiedziała Becky. – Mam dość mieszkania w Chicago, z dala od rodziny, znajomych. Z dala od Ciebie. – Spojrzała na niego, a smutek malował się na jej twarzy.
-Ja też nie chce wracać do mamy. – Powiedziała Belle skupiając na sobie wzrok wszystkich osób przy stole. – Ona wcale się nami nie interesuje. Chce zostać z Tobą tatusiu i z niunią. Chce jeździć do babci i bawić się z wujkiem Chacem, chce bawić się lalkami z Melissą. – Zaczęła wyliczać oblizując palce od miodu. – Tutaj jest fajniej.
-Widzisz. – Powiedział Sebastian zerkając na ojca. Spojrzałam na Iana, który w tym samym momencie spojrzał na mnie. Na jego twarzy widniały emocje, których nie potrafiłam rozszyfrować. Uśmiechnęłam się pocieszająco wzruszając ramionami i wróciłam do jedzenia śniadania.

***

-Julia! – Do kuchni wpadła Becky. – Musimy jechać na zakupy.
-Coś się stało? – Zapytałam myjąc naczynia.
-Wiesz, co jest za osiem dni?! Halloween! Nie mamy kostiumów, ozdób. Tak mało czasu, na śmierć zapomniałam.
-To już za osiem dni? – Podniosłam na nią wzrok. – No dobrze pojedziemy, ale nie sądzę żeby Sebastian chciał z nami jechać. – Zaśmiałam się wycierając dłonie.
-Tata ma dziś wolne, na pewno zajmie się nim i Bells.
-No dobrze, porozmawiam z nim. –Wyminęłam ją idąc do salonu, w którym cała trójka oglądała coś w telewizji. – Becky chce jechać na zakupy związane ze zbliżającym się Halloween, zajmie się Pan Sebastianem i Belle?
-Halloween? O matko. – Ian podniósł się. – Zaprosiłem wszystkich na przyjęcie z tej okazji. Pewnie, niech Pani jedzie i proszę dla siebie też kupić przebranie.
-Jasne. – Uśmiechnęłam się. – Szykuj się, za dwadzieścia minut jedziemy. – Rzuciłam do Becky i poszłam do swojego pokoju. Godzinę później już chodziłam z nią po centrum handlowym.
-Jakie Ty masz plany na Halloween? – Zapytałam idąc obok blondynki i ściągając szal.
-Taki jak co roku. – Odparła, a po chwili stuknęła się w czoło. – No tak, nie wiesz jak to wygląda tutaj. Więc zawsze razem z Meg, Mel, Belle i Sebastianem chodzimy po domach zbierając cukierki. Potem Sebastian i Bells jadą do babci, która zawsze robi dyniowe ciasto i ciasteczka, a ja i Meg jedziemy do niej i robimy sobie całonocny maraton horrorów.
-Ambitnie. – Zaśmiałam się przeglądając półki.
-Tata w tym czasie bawi się w najlepsze w domu z nasza rodziną i znajomymi. Dobra imprezka, ale ja z Meg zawsze się nudzimy. – Zaśmiała się. – Masz pomysł na swój kostium?
-Worek po kartoflach i trampki? – Spojrzałam na nią, a ona tylko skreśliła mnie wzrokiem. – Ok, ok. Nie mam zielonego pojęcia za co się przebrać.
-Wiedźma.
-Nie wyzywaj mnie smarkulo. – Pogroziłam jej palcem.
-Masz się za nią przebrać, głupia. – Skwitowała wywracając oczami. – Chociaż i bez przebrania…
-Skończ. – Zaśmiałam się. – Mam się przebrać za wiedźmę? One są brzydkie.
-Ty będziesz seksowną wiedźmą, spójrz. – Pokazała mi fioletowy komplet. – Tata oszaleje.
-Słucham? – Spojrzałam na nią mrużąc oczy.
-Nie udawaj, lecicie na siebie. – Zaśmiała się przeglądając rozmiarówki. – Jaki nosisz rozmiar?
-Taki jak ty. – Powiedziałam opierając się o wózek. – Nikt na siebie nie leci, przestań. Jestem opiekunką jego dzieci, a nie kochanką. Poza tym zobacz jaka dzieli nas różnica wieku.
-Głupoty gadasz. – Stwierdziła. –Ostatni komplet, widzisz, jakie szczęście? – Zaśmiała się wrzucając foliową torbę do wózka.
-Raczej prawdę, nie baw się w swatkę droga panienko. – Zaśmiałam się idąc dalej.
-Nie muszę, sami się zabawicie. I to nie koniecznie w swatkę. – Poruszała zabawnie brwiami chowając się za regał.
-Jesteś chora psychicznie. Wariatka. – Krytykowałam ją idąc za nią.
-Możesz mieć rację. – Odparła lekko. – Pielęgniarka zombie czy stewardessa?
-Stewardessa. – Zaśmiałam się oglądając dekoracje.
-Mój ojciec Ci nie mówił o tych imprezach, które organizuje? – Spojrzała na mnie.
-Nic mi nie wspominał.
-Często robi imprezy tematyczne. Urodziny, domówki i tak dalej. Zaczynając od prehistorii, a kończąc na latach osiemdziesiątych. – Uśmiechnęła się ładując do wózka różnego rodzaju ozdoby.
-Jednym słowem lubi przebieranki.
-Nie wiem, co preferuje w łóżku i nie chce wiedzieć. – Zaczęła się śmiać, za co od razu dostała ode mnie w ramię. – W piwnicy mamy świetne nagrobki do postawienia przed domem i jeszcze inne ogrodowe ozdoby. Jedynie w Halloween trzeba będzie pojechać po dynie.
-Ciekawe, kto to wszystko będzie rozstawiał… - powiedziałam nadąsana pchając wózek.
-My. – Zaśmiała się Becky całując mnie w policzek.

***

-Wykupiłyście cały sklep? – Zaśmiał się Ian widząc jak wchodzimy do mieszkania obładowane zakupami.
-Na mnie niech Pan nie patrzy, ale pańska córka na pewno ma jakieś zaburzenia. – Zaśmiałam się ściągając jeansową kurtkę.
-Sama się rzucałaś na te małe pajączki, nie kłam. – Odgryzła się Rebecca stawiając siatki na stole. – Opowiadałam Julii o Twoim zamiłowaniu do imprez tematycznych.
-O tak. – Zaśmiałam się. – Nie mogę się doczekać.
-Najbliższa pewnie będzie na moje urodziny, ale może w listopadzie się coś uda zorganizować. – Powiedział Ian przeglądając siatki. – Dobrze moje drogie Panie, zapraszam do stołu. Przygotowałem z Sebastianem najpyszniejszy obiad pod słońcem. – Uśmiechnął się i zniknął za drzwiami. Spojrzałam na Rebecce podejrzanie i razem za swoim pracodawcą wyszłam z kuchni. Usiadłam przy stole, nad którym unosił się przepyszny i zachęcający zapach - kurczak w sosie curry.
-Kiedy was nie było rozmawiałem z tatą o wyjeździe w góry. Sezon narciarski czas zacząć. – Powiedział Sebastian.
-W sumie to nie głupi pomysł. Można by było skoczyć w tym roku znowu do jakiegoś ośrodka narciarskiego w Kanadzie. – Ian uśmiechnął się patrząc na mnie. – Jeździ Pani na nartach?
-Wole snowboard. – Uśmiechnęłam się w jego stronę.
-Dobrze! Narty są nuuuudne. – Powiedziała Becky pokazując kciuka skierowanego w dół.
-Nie znacie się. – Skwitował Sebastian.
-Ja to wole sanki. – Powiedziała Bells słodkim głosem jedząc kurczaka palcami. – Te deski wcale nie są kobiece. -Dodała unosząc głowę ku górze.
-Masz rację. – Zaśmiałam się. – Sanki są super kobiece.
-Owszem. Zwłaszcza różowe i z świecącymi diamencikami. – Oblizała palce uśmiechając się szeroko.
-Tata z pewnością się na takie przerzuci w tym roku. – Bec zaśmiała się patrząc to na młodszą siostrę, to na ojca.
-Widzisz mnie na różowych saneczkach? – Spojrzał na nią unosząc ku górze brew.
-Ja widzę. – Zaśmiałam się. – Do tego różowy kombinezon i gogle.
-Tak, też to widzę. – Sebastian parsknął śmiechem.
-No to jesteśmy umówieniu. – Powiedziała Bells wpychając kurczaka do buzi.



8 komentarzy:

  1. Super Rozdzial , taki smieszny :D :D Tylko szkoda ,ze tak krotko :/
    Mam nadzeje ,ze nastepny bedzie dluzszy :D
    Buziaki ;-*

    OdpowiedzUsuń
  2. hihih no prze zabawny ten rozdzialik :D oj już nie mogę doczekać się imprezy :D czuję,że będzie ostro :D pisz szybko nast !

    pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej kochana :-)
    Rozdział jak i całe opowiadanie boski, cudny choć mógłby być nieco dłuższy...
    Dzieciaki z Julie mają rację, że są przerzucani z domu do domu, bo powinny mieć mimo wszystko jeden dom gdzie czują się bezpiecznie i odczuwają miłość... Mam nadzieję, że Ian weźmie sobie tą wymianę zdań do serca i poszuka dobrego prawnika, który pomoże mu w całej sprawie by dzieciaki zamieszkały na stałe z nim...
    Impreza Halloweenowa? Już nie mogę się na nią doczekać, choć i tak przeczuwam, że na pewno będzie udana...
    Ian w różowym kombinezonie na różowych sankach z świecącymi diamencikami? Ja też to widzę oczami wyobraźni i już nie mogę się doczekać tego momentu... :D
    Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział
    BU$KA <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam na nowe wpisy :)
    http://byc-blizej-ciebie-chce.blog.onet.pl/ oraz youre-my-destiny.blog.pl

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej :-)
    Serdecznie zapraszam na http://shook-us5-opowiadanie.blog.onet.pl gdzie pojawił się nowy rozdział.
    Liczę, że wpadniesz i pozostawisz swoją opinie.
    BU$KA :* <3

    OdpowiedzUsuń
  6. NO HEJ! Rozdzialik z humorkiem - takie lubie. No no może i mało się działo, ale emocje buzowały. czekam na kolejny. A, no i u mnie w końcu nowy rozdział tak więc zapraszam :D CAŁUSY :*
    http://happybookworm.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  7. Uśmiałam się nad rozdziałem:)
    Ale początek był cholernie smutny. To okropne ze dzieciaki nie tęsknią za matka, bo ta ma ich w tyłku. Jak tak mozna? ( w sensie matka, jak ona tak moze?)
    Biedne dzieciaki, mam nadzieje ze Ian zrobi wzzystko zeby odebrać je byłej zonce!

    OdpowiedzUsuń
  8. Czy to przypadek, że Julia mówi 'zgiń', kiedy Ian umiera z głodu??? Oczywiście, że tak :)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz jest dla mnie ogromnym wsparciem, dziękuje!