środa, 16 listopada 2016

41.

11 lipca

Czasem przychodzi taki moment, że bez powodu w moich oczach pojawiają się łzy. Początkowo wypływają z nich pojedyncze krople, które ocierane zostają rękawem mojej ulubionej bluzy przesiąkniętej jego perfumami. Strumyki, które po jakimś czasie zmieniają się w górskie potoki nie są już do zatrzymania. Siedzę i zastanawiam się, dlaczego tak się dzieje. Przyciągam kolana do klatki piersiowej by, choć trochę uspokoić dygoczące ciało. Opanowuje łzy i dociera do mnie, że tęsknie. Tęsknie za jego oczami, uśmiechem, silnymi ramionami - za Nim. Uświadamiam sobie, że tęsknota bez żadnych skrupułów zżera moje serce. Świadomość tego, co utraciłam jest istotna, aż w końcu zaczyna boleć. Odczuwam braki, widzę jak niedoskonała jestem i jak bardzo tęsknota wyżera ze mnie życie. Upadam i nie podnoszę się. Leżę na samym dnie, bo tak lepiej, bo wszystko ze mnie wypływa, bo jestem, a zarazem mnie nie ma. Już się nie staram, nie ubiegam o więcej, nie emanuje ciepłem, nie darze miłością. Nie istnieje. Już od dawna, jest tylko ciało i oczy, cholernie puste, przepełnione porażką oczy. I już się nie podnoszę, nie walczę. To koniec. Widocznie taki był plan – moje szczęście nigdy nie miało trwać wiecznie i nigdy niedane było mi szczęśliwe zakończenie. Właśnie tak miało być. Namiastka radości i długie tygodnie rozczarowania. Płacę cenę za przeszłość. Za moje życie. Za kłamstwa. Kradzieże. Zatargi z policją. Narkotyki. Próby samobójcze. Za wszystko, co zrobiłam źle. Za wszystko, co myślałam, że robiłam dobrze, ale teraz wiem, że to i tak nie odpokutowało mojego życia. Właśnie tak miało być, a ja…muszę się z tym pogodzić czy tego chcę czy nie.
-Jesteś tam szczęśliwa? – Zapytała Bonnie dzwoniąc do mnie po dwóch miesiącach od wyprowadzki. Odwróciłam się od morza i patrzyłam w stronę domu. Śnieżnobiałe ściany. Brązowe ramy okien. Drewniany taras ozdobiony kwiatami wychodzący na plażę. To wszystko, co teraz miałam.
-Czy szczęście jest dla mnie? – Zapytałam w odpowiedzi. – Bonnie, wiesz jak jest. Moje szczęście odeszło, jakiś czas temu. Nie mogę powiedzieć, że jestem super szczęśliwa, ale mogę powiedzieć, że jestem spokojna. Zaznałam spokoju, ciszy i pogody ducha.
-Zamierzasz tu wrócić? – Kolejne pytanie. Kolejne, cholernie trudne pytanie, które w kilka sekund przewracało wszystko o sto osiemdziesiąt stopni.
-Nie wiem Bonnie, za wcześnie na takie deklaracje. – Głos mi się załamał. – Odwiedzisz mnie kiedyś?
-Postaram się, obiecuję.  

Odwiedziła razem z Becky i Alexem. Nie sądziłam, że moje serce może tak bardzo pękać z radości. Dopiero widok blondynki i jej ukochanego jak i widok mulatki uświadomił mi jak bardzo tęsknie za tym wszystkim, co zostawiłam w Chicago. Patrzyłam ze łzami w oczach jak Bec bawi się w wodzie i śmieje na całe gardło. Wzdychałam cicho za każdym razem, kiedy widziałam, z jaką miłością w oczach patrzył na nią Alexander.
-Jest mi tak strasznie przykro, że to wszystko się wydarzyło…-zaczęła Bonnie, kiedy piłyśmy drinka leżąc na piasku.
-Niepotrzebnie, przecież to nie Twoja wina, że tak wszystko się potoczyło.
-Owszem, ale…wiedziałam, co się dzieje, a tylko całą tą sytuacje usprawiedliwiałam. Nie chciałam dostrzec prawdy, która tak bardzo zraniła Ciebie i popchnęła Cię w kierunku takiej, a nie innej decyzji.
-Chcesz powiedzieć, że źle zrobiłam? – Spojrzałam na nią z wyrzutem. – Nie wiesz jak to wszystko wyglądało, kiedy drzwi się zamykały. Nic nie wiesz. Co Ty byś zrobiła na moim miejscu?
-Nie wiem, naprawdę nie wiem i mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała się przekonywać.

Czy zrobiłam dobrze? Szukałam odpowiedzi patrząc w morze. Tylko ono tak bardzo mnie uspokajało i tylko ono kierowało mnie na tor prawidłowych odpowiedzi. Spojrzałam na swój serdeczny palec gdzie jeszcze nie tak dawno cudownie prezentował się pierścionek. Tak bardzo marzyłam o założeniu białej sukni. Tak bardzo marzyłam o tych wszystkich ślubnych przygotowaniach. Tak bardzo marzyłam o tym żeby powiedzieć „tak” w obliczu Boga mężczyźnie, którego tak bardzo kochałam. Kochałam? Kocham nadal. Odkąd żyjemy na dwóch innych kontynentach mam wrażenie, że moja miłość zamiast zmaleć stała się jeszcze silniejsza, wręcz dusząca.

***

-Na pewno nie jesteś zmęczona? – Zapytałam swojej przyjaciółki, kiedy od razu po przyjeździe z lotniska wyciągnęła mnie na spacer.
-Jestem, ale tutaj jest tak pięknie, że byłabym głupia jakbym spędziła czas w łóżku. – Zaśmiała się. – Opowiesz mi w końcu wszystko, co się wydarzyło?
-Nie szkoda Ci tak pięknych widoków na tak poważne rozmowy? – Zaśmiałam się zanurzając stopy w wodzie.
-Hej, po to przyleciałam. Słońce, widoki, drinki i chłopacy to na potem. – Puściła mi oczko. – Opowiedz mi wszystko. – Powiedziała z troską w głowie obejmując mnie ramieniem.
-Może najpierw Ty? Potrzebuje zebrać w sobie siłę na takie otwarte wyznania…
-Dobrze. – Powiedziała zrezygnowana. – W pracy układa mi się znakomicie, a wiesz, że żyję tylko tym.
-A jak w sferze uczuciowej?
-No wiesz…
-To, że jestem najbardziej cierpiącą osobą w chwili obecnej po utraconej miłości to nie znak, że nie mogę pocieszyć się Twoim szczęściem. – Uśmiechnęłam się patrząc w morze. – No mów, widzę, że ciśnie Ci się na język…-zaśmiałam się zerkając na nią, a potem znowu w daleki horyzont.
-Ma na imię David. – Podjęła po chwili patrząc również przed siebie. – Jest ode mnie kilka lat starszy i jest architektem wnętrz. Poznaliśmy się przy wspólnym projekcie dla jednego z klientów. Zaprosił mnie na kawę w celu omówienia spraw służbowych, a następnego dnia już na kolację, prywatnie. Trzymam go na dystans, ale bardzo, bardzo go lubię. Wiesz? Myślę, że może nam się udać.
-Cieszę się, że w końcu i Ciebie trafiła strzała amora. – Uśmiechnęłam się szczerze. – Mam nadzieję, że go poznam…
-Też mam taką nadzieję, może kiedyś wpadniemy tutaj na urlop. Kto to wie? – Zaśmiała się. – Muszę Ci o czymś powiedzieć…-westchnęła patrząc na mnie. – Byłam jakiś czas temu u Iana. Projektowała ogród.
-Naprawdę? – Spojrzałam zaskoczona. – Jest tak cudowny jak chciałam żeby był? – Zapytałam cicho patrząc znów w morze.
-Tak. Ian nic nie zmienił i nic nie dodał. Stwierdził, że… - zacięła się.
-Że co? – Mruknęłam ruszając przed siebie i zanurzając się po kolana w wodzie.
-Stwierdził, że ten ogród będzie zawsze przypominał mu o Tobie. Oh Julia. On jest taki…przygnębiony. Milczący. Nieobecny. Jak dziecko zgubione w lesie. Powiedz mi, co się stało? Dlaczego wyjechałaś? Dlaczego on nie chciał w ogóle mówić o Tobie i o was, dlaczego nazywał siebie idiotą? Powiedz mi…
-Sarah…-szepnęłam wychodząc z wody i stając twarzą do niej. – Nie wiem, od czego zacząć. – Mruknęłam wymijając ją i idąc brzegiem morza. – Tak bardzo go kochałam. Kocham nadal. Codziennie marzę o tym, że stanie w drzwiach i to wszystko okaże się tylko snem, wiesz? Tak bardzo go potrzebuje. Tak bardzo chciałabym mieć go z powrotem przy sobie. Wszyscy zawsze pytali, „Jaki on jest?” On jest cudowny.  Po pros­tu uczy­nił mnie piękniej­szą. I wiesz, że nie chodzi mi o wygląd. In­ni, którzy za­biega­li o mo­je względy chcieli od ra­zu od­kryć wszys­tkie kart. Poukładać puzzle i pro­sić o rękę. On te­go nie ro­bił. Za­dawał py­tania, których nikt in­ny nig­dy mi nie za­dał. Je­go w is­to­cie in­te­resowało to, co myślałam, mówiłam, robiłam, chciałam, dokąd szłam. Kiedy czy­tałam poleconą przez niego książkę, chciał od razu poznać moje uczucia po pierwszym rozdziale. Kiedy płakałam nie próbował mnie rozśmie­szyć. Po pros­tu był. Tak sa­mo, kiedy bywałam smut­na. Ro­bił mi her­batę, siadał nap­rze­ciw mnie i wpatrywał się we mnie swoimi cudownymi, niebieskimi ocza­mi. Jest w nim coś. Może ten uśmiech, może oczy, a może fakt, że słucha, kiedy mówię. Cokolwiek to jest, cholernie przyciąga. W jego oczach zawsze mogłam znaleźć zrozumienie, jego serce było miejscem, w którym mogłam czuć się pewnie, ale wszystko w końcu mija. Znika niczym pęknięta bańka mydlana. – Mówiłam szybko, cicho i chaotycznie. Przyjaciółka patrzyła na mnie ze współczuciem, ale nie odzywała się słowem. Słuchała mnie i nawet nie wiem, kiedy złapała za rękę. Szła tuż obok mnie wsłuchana w moje słowa i czekała, aż powiem więcej.
-Co się takiego stało Julia?
-Zaczął pić. W ogromnych ilościach. Widziałam go częściej pod wpływem niż na trzeźwo. Traktował mnie jak powietrze, ale dzieci kochał bardzo, oczywiście, kiedy odór alkoholu nie wypełniał powietrza. Nie sypiał ze mną w łóżku, unikał mnie w kuchni, nie jadał ze mną śniadań, nie pił popołudniowej kawy. Zamykał się w gabinecie i tam wychylał szklankę za szklanką. Prosiłam, błagałam, ale to było na nic. Wcale mnie nie słuchał, aż w końcu odeszłam.
-Dlaczego pił?
-Projekt w Karolinie, ten, o którym Ci mówiłam okazał się trafny. Ian stracił tam kupę kasy, której nie odzyskał. Jednak to w żadnym wypadku nie zachwiało naszym budżetem, ba, firma na tym nie ucierpiała, prawie wcale tego nie odczuła, ale Ian bardzo się rozczarował tym wszystkim i podłamało go to. Próbowałam z nim rozmawiać, wielokrotnie o każdej porze dnia, ale…to nie przynosiło skutku. Nie wytrzymałam, rozumiesz? Nie mogłam tam wysiedzieć. Dusiłam się w tym domu. Zresztą, moje odejście nawet go nie zasmuciło…
-Jak to? – Zapytała zaskoczona.

Siedziałam w kuchni po kolejnej kłótni zastanawiając się, co dalej. Ian przyszedł jak zawsze traktując mnie jak powietrze. Wyciągnął z szafki kwadratową szklankę, wyjął z apteczki tabletki i wrzucił sobie do gardła trzy pastylki na ból głowy.
-Mam nadzieję, że nie popijesz tych prochów szkocką. – Mruknęłam patrząc na niego.
-Znowu się czepiasz? – Spojrzał na mnie zły marszcząc czoło.
-Martwię się o Ciebie. – Powiedziałam potulnie wstając. – Ian…-Podeszłam do niego.
-Nie zaczynaj…-burknął zabierając szklankę. – Idę do gabinetu, nie zawracaj mi głowy.
-Kochanie…
-Przestań się kurwa pieścić ze mną! Rozumiesz? – Podszedł do mnie tak, że czułam jego oddech na swojej twarzy. Zacisnęłam mocniej oczy czując jak alkohol bucha w moje nozdrza. Oddychał ciężko. Czułam jego wzrok na sobie. Pocałuje mnie? Otworzyłam niepewnie oczy. Przyglądał mi się chwilę, jego twarz złagodniała. Niepewnie położyłam dłoń na jego szorstkim policzku.
-Ian…
-Daj spokój. – Odrzucił moją dłoń. – Jesteś taka ładna, a taka męcząca. – Mruknął wychodząc. Potoki łez zalały moją twarz. Poszłam po cichu do garderoby. Do małej walizki spakowałam najpotrzebniejsze rzecz, z łazienki zabrałam kosmetyki. Założyłam płaszczyk, otarłam łzy i bez pukania weszłam do gabinetu. Napełniał właśnie trunkiem zapewne kolejną szklankę.
-Nauczysz się kiedyś pukać? – Podniósł głos wypijając duszkiem szkocką, a po chwili znów zapełnił szklankę.
-Odchodzę. – Powiedziałam cicho hamując łzy. – Nasze życie to piekło, nie mam już na to siły Ian. Kocham Cię, kocham Cię najbardziej na świecie i pragnę wierzyć w to, że Ty kochasz mnie wciąż tak samo jak w grudniu, kiedy zaproponowałeś mi małżeństwo. – Zaszlochałam ściągając pierścionek z palca. – Nic nie mów, nie upokarzaj mnie już. Chcę odejść ze świadomością, że opuszczam człowieka, który do ostatniej wspólnej minuty kochał mnie niezmiennie. – Wytarłam łzy i położyłam pierścionek na biurku. Patrzył tępo w laptopa nie wyrażając żadnych emocji. – Żegnaj Ian, kocham Cię. – Szepnęłam zamykając drzwi.

-Pojechałam do swojego dawnego mieszkania. Wypłakiwałam godziny w ramionach mojej siostry. Czekałam dzień. Potem kolejny. Żadnej wieści od Iana. Dzień trzeci. Czwarty. Piąty. Cisza. Zadzwoniłam do Chacea, że wyjeżdżam. Nie wiedział o tym, że odeszłam od Iana, nikt nie wiedział. Szóstego dnia w ciemno opuściłam Chicago żegnając się tylko z Jess. Siódmego byłam tutaj, we Florencji, a reszta ułożyła się sama. Ian nigdy nie zadzwonił. Nigdy nie napisał. Nigdy o mnie nie pytał. Jakby zapomniał o tym, że przez chwilę byłam w jego życiu. – Mówiłam szorstko patrząc w morze. – Sarah…. Czy ja robiłam coś źle? Czy byłam złą dziewczyną? Narzeczoną? Matką jego dzieci? Dlaczego moje życie to pasmo niepowodzeń?
-Jesteś idealna kruszynko. – Powiedziała cicho przytulając mnie mocno. Rozpłakałam się jak dziecko.
-Tak bardzo go kocham Sarah. Budzę się codziennie rano i modle się żeby tego dnia on się odezwał.  Tak bardzo za nim tęsknie. To wszystko mnie przytłacza. Rozrywa mnie od środka. Każdego dnia kocham go mocniej i nie mogę zapomnieć. Nie mogę. Nie chce. Nie potrafię.
-Ciii… - szeptała gładząc moje plecy, a ja rozpadałam się na kawałki. 

6 komentarzy:

  1. No tego to ja się kuźwa nie spodziewałam :O Alkoholizm i Ian? To przecież cholera nie idzie w parze... I szczerze? Jestem rozczarowana zachowaniem Julii... Takim ludziom trzeba pomagać, a nie ich zostawiać... Egoistka! Było jej niewygodnie więc od niego odeszła :O No nie wierzę po prostu! I zostawiła dzieci? :O Tak z dnia na dzień? :O Co ona myślała, że Ian się rozpłacze, padnie na kolana, obieca poprawę i będzie błagał o wybaczenie?! Głupia!!
    Wszystkiego się spodziewałam... nawet, że Candice będzie w ciąży, ale że powodem rozstania będzie alkoholizm? Nie wierzę... I odeszła, bo co? Bo nie potrafiła mu pomóc podnieść się po porażce? Porażce, która widocznie zżerała go od środka?
    Jeszcze jakby ją bił... To rozumiem... Ale cholera! :O Naprawdę nie wierzę, że go zostawiła... W najcięższym momencie jego życia...
    Bardzo jestem rozczarowana i zawiedziona! Słabo Julia! Spodziewałam się po Tobie czegoś zupełnie innego, przecież Ty nie raz dosięgnęłaś dna i ktoś zawsze wyciągał do Ciebie rękę. Dlaczego tym razem Ty nie podałaś jej Ianowi?
    To tyle... to moje zdanie, przepraszam że takie... krytyczne.

    Co nie zmienia faktu Julia Morrison, że rozdział zajebisty! :) Zastrzeżenia mam tylko do Julii, nie do Ciebie żeby nie było :P

    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :-)

    Rozdział jak i całe opowiadanie boski, emocjonujący, aż łezka w oku mi się zakręciła...
    Szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że powodem zerwania Iana oraz Julii będzie jego picie i strasznie współczuje im obojgu...
    Z jednej strony rozumiem czemu dziewczyna z nim zerwała i wyjechała, ale z drugiej strony sama nie wiem czy będąc na jej miejscu tak bym odpuściła nie próbując jeszcze bardziej pomóc osobie, którą kocham całym sercem...
    Co prawda Iana też trochę rozumiem czemu się załamał, bo przecież każdy po porażce się załamuje, ale nie mogę pojąć jak mógł zacząć pić ignorując swoją ukochaną i nie zareagować gdy odeszła...
    Mam nadzieję, że Sasah po tym co usłyszała to wraz z innymi przemówi do rozumu Iana by wreszcie wziął się w garść i spróbował szczerze porozmawiać z Julią powoli próbując naprawić stosunki między nimi...

    Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział.
    BU$KA <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  3. O jaaaa...zaszokował mnie ten rozdział...nigdy bym się nie spodziewała że ten wspaniały, kochany i przeuroczy Ian tak zacznie się zachowywać :( To takie smutne...a najgorsze że przecież nie było żadnego powodu..mieli idealne życie tworzyli taką piękną parę a tu bum..on wszystko zniszczył :/ Ehhh masakra....
    A może był jakiś powód..może Ian się czegoś dowiedział i dusił to w sobie..sama nie wiem..Mam tylko nadzieję że w końcu ruszy dupę i przyleci do niej na klęczkach przeprosi i znowu będą tą wspaniałą parą..
    A co do Julii..to moim zdaniem postąpiła dobrze..nie mogła pozwolić by to wszystko ją zniszczyło poza tym pewnie miała nadzieję że jej odejście otrzeźwi Iana...
    Czekam na kolejny!
    Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapomniałam zaprosić na rozdział: http://youre-my-destiny.blog.pl/

    <3

    OdpowiedzUsuń
  5. No zabiję gnojka! Co za dupek!

    Szczęka mi opadła do samej podłogi. Nie wiem co napisać...

    Nie, jednak wiem. Pisz szybko następny.

    Buziaki:*
    The Raspberry

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej :-)
    Serdecznie zapraszam na http://spell-on-me-us5-opowiadanie.blog.onet.pl gdzie pojawił się nowy rozdział.
    Liczę, że wpadniesz i pozostawisz swoją opinie.
    BU$KA <3 :*

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz jest dla mnie ogromnym wsparciem, dziękuje!