16 październik.
Budzik zadzwonił równo o ósmej. Dziś piątek. Mój ostatni
dzień z dziećmi. Na samą myśl łzy wzbierają się w moich oczach. Schodzę po
cichu na dół.
-Wstałaś już? To dobrze. Zaraz jadę na lotnisko. Kluczę
od domu, kiedy już się spakujesz odbierze John.
-Dobrze proszę Pani.
-Dziękuje za współpracę. – Wyciągnęła w moją stronę rękę.
– Nie mówię do widzenia, bo może jeszcze się zobaczymy. – Uśmiechnęła się
delikatnie i z głową uniesioną ku górze wyszła z kuchni, a zaraz potem z domu.
Zobaczyłam na blacie dzisiejsza gazetę. Otworzyłam na ogłoszeniach i długopisem
w kółka zaznaczyłam interesujące oferty pracy i mieszkań. Czas zacząć nowy etap
w życiu. Szukając ponownie miejsca dla siebie poczułam tak bardzo znane mi
uczucie – samotność. Nie miałam swojego miejsca w życiu. Nie miałam rodziny, do
której mogłabym pójść. Oprócz kilku ubrań w szafie i niewielkich oszczędności
tak naprawdę nie miałam nic. Schowałam twarz w dłonie płacząc. Byłam pełna obaw
czy mi się uda ułożyć na nowo życie. Nie wiedziałam nawet czy dam sobie radę.
-Julia? – Do kuchni wszedł Sebastian. Otarłam szybko łzy
z policzków.
-Hej młody. – Uśmiechnęłam się delikatnie czochrając mu
włosy.
-Czemu już nie śpisz? – Spojrzał na mnie.
-Wasza mama wyjeżdżała, musiałam z nią porozmawiać. Idź
obudź siostry, przygotuje śniadanie i muszę wam coś powiedzieć. – Uśmiechnęłam
się do niego włączając elektryczny czajnik. Nakryłam do stołu, położyłam gorące
tosty, miseczki z miodem i dżemem, płatki, mleko, sok i kawę zbożową. Na
wszelki wypadek wyłożyłam trochę pokrojonych owoców gdyby Rebecca dalej źle się
czuła.
-Dzień dobry. – Do kuchni weszła zaspana Becky.
-Cześć, siadaj. Zrobić Ci normalną kawę? – Spojrzałam na
nią.
-Nie dziękuje, napije się zbożowej.
-Cześć niuniu! – Do kuchni wbiegła Belle rzucając mi się
w ramiona.
-Hej królewno. Wyspałaś się? – Zapytałam biorąc ją na ręce.
-Tak! Pooglądamy dziś króla lwa? – Spojrzała na mnie
trzymając się kurczowo mojego karku.
-Oczywiście. – Uśmiechnęłam się powstrzymując łzy. Pocałowała
mnie w policzek i pobiegła w stronę stołu. Wzięłam kilka głębszych wdechów i
usiadłam naprzeciwko Sebastiana.
-Kto dziś się modli? – Zapytała Becky. Zapomniałam, że w
każdą sobotę odmawiamy poranną modlitwę.
-Ja to zrobię. – Uśmiechnęłam się delikatnie łącząc
dłonie. – Dobry boże, dziękujemy Ci za możliwość spędzenia wspólnego dnia i
darów, które przygotowałeś dla nas. W imię ojca i syna i ducha świętego. Amen.
-Amen. – Powiedzieli razem.
-Muszę wam coś powiedzieć. – Zaczęłam nalewając do
kukurydzianych płatków Bell mleka. – Wasza mama dziś wyjechała w delegację.
Wróci za miesiąc.
-Dopiero? – Powiedział Sebastian. – Super!
-Na ten czas lecicie do taty, dziś wieczorem.
-Co? – Spojrzała Becky.
-Super! – Krzyknęła Bell podnosząc do góry łyżkę. –
Lecimy do taty, lecimy do taty.
-Cieszę się, że się cieszycie. – Uśmiechnęłam się
delikatnie i wróciłam do jedzenia śniadania. Dwadzieścia minut później
Sebastian i jego młodsza siostra pobiegli do swoich pokoi, a Bec pomagała mi w
sprzątaniu ze stołu.
-Nie powiedziałam wam wszystkiego…-zaczęłam wycierając
talerz.
-To znaczy? – Zapytała Becky stając naprzeciwko mnie.
-Nie lecę z wami.
-Jak to?
-Wasza matka mnie zwolniła. Lecicie sami. – Powiedziałam
cicho odstawiając naczynia do szafki.
-Żartujesz…
-Nie. – Wytarłam łzę. – To nasze ostatnie, wspólne
chwilę. – Popłakałam się.
-Nie płacz. – Rebecca przytuliła mnie mocno. – Tak mi
przykro. Moja matka jest okropna. Najpierw zabiera nas od taty, a potem, kiedy
znowu do niego wracamy zabiera nam Ciebie.
-Będziemy w kontakcie. – Pogładziłam jej plecy. – Są
telefony no i nie będziemy aż tak daleko od siebie. Mam gorszy problem?
-Jaki? – Odsunęła się ode mnie wycierając policzki.
-Ty to rozumiesz, Sebastian też to zrozumie, ale co z
Bells….
-Kolejna rzecz, o której moja matka nie pomyślała. – Zaśmiała
się ironicznie. – Coś wymyślimy. O której mamy lot?
-Siedemnasta dwadzieścia.
-Pójdę się spakować. – Pocałowała mnie w policzek.
Postanowiłam zmierzyć się z mała, niesforną Belle. Zapukałam delikatnie do jej
pokoju, a po chwili weszłam do środka. Mała siedziała na środku pokoju przy
białym stoliku i rysowała coś na kartkach.
-Co rysujesz? – Zapytałam kucając obok niej.
-Laurkę dla taty. – Uśmiechnęła się. – Czy coś się stało?
– Przekręciła głowę patrząc na mnie.
-Tak. – Powiedziałam łapiąc w dłonie jej malutką rączkę.
–Ja nie lecę z wami do waszego taty.
-Dlaczego? – Zapytała robiąc smutną minę.
-Muszę zostać tutaj i załatwić wiele spraw. –
powiedziałam cicho, a łzy spływały po moich policzkach.
-Przyjedziesz do nas potem?
-Skarbie. Nie wiem czy przyjadę. Bardzo bym chciała, ale
nie mogę Ci tego obiecać. –Pogłaskałam jej policzek.
-Będę za Tobą tęsknić. – Rzuciła mi się na szyję chowając
twarz w moich włosach.
-Ja za Tobą też królewno. – Szepnęłam mocno ją do siebie
przytulając. Po chwili oderwała się ode mnie i pobiegła do pudła z zabawkami.
-Czego szukasz? – Zapytałam patrząc na nią.
-Pana królika. – Powiedziała podbiegając do mnie ze swoją
ulubioną zabawką. – Proszę, weź go.
-Przecież to Twój ulubiony miś. – Powiedziałam biorąc go
w dłonie.
-Dlatego daje go Tobie. Jak kiedyś przyjedziesz to mi go
oddasz. – Powiedziała całując mnie w policzek.
***
Chicago.
-Synku zmieniłam już pościele w pokoju dzieci. – Powiedziała
mama schodząc po schodach.
-Dziękuje. – Powiedziałem przeglądając na kanapie
internet.
-Czego szukasz? – Zapytała nalewając do szklanki wodę.
-Wiem, że dzieci w Nowym Yorku miały bardzo dużo
dodatkowych zajęć. Patrzę co oferuje Chicago, chce mieć dla nich kilka opcji.
-Strasznie się denerwujesz ich przyjazdem. – Zauważyła
siadając obok mnie na kanapie.
-Wiesz. Nie mieszkam z nimi od czterech lat. Nie wiem jak
to jest.
-A co z tą opiekunką?
-Kupiłem jej bilet. Mam nadzieję, że przystanie na moją
propozycję i zamieszka z nami. Bardzo by nam pomogła. – Powiedziałem zamykając
laptopa. – Pojadę zrobić porządne zakupy. W końcu od jutra będziemy jeść w
czwórkę, a nawet pięcioro.
***
Przygotowując obiad wciąż myślami byłam przy dzieciach.
Pękało mi serce na myśl o tym, że już niedługo nie będę im gotować ani jadać z
nimi wspólnie posiłków. Wszystko nagle się zmieni. W jednej chwili moje życie
wywróci się do góry nogami. Dzwoniący telefon wyrwał mnie z myśli.
-Halo? – Odebrałam przyciskając telefon uchem do
ramienia.
-Julia. – Usłyszałam po drugiej stronie Anastasię. –
Zapomniałam Ci powiedzieć. Mój mąż przysłał bilet dla Ciebie jest razem z
biletami dzieci. Nazwał mnie przy okazji złą i nie odpowiedzialną matką. Pakuj
się, więc. Punktualnie o 16 przyjedzie John zawieźć was na lotnisko i zabrać
klucze.
-Dziękuje za wiadomość. – Powiedziałam rozłączając się. –
Aaa! – Pisnęłam z radości. – Becky! Becky chodź tu szybko!
-Matko, co się stało? – Zapytała zbiegając po schodach.
-Jadę z wami! – Rzuciłam się jej na szyję. – Twój tata
kupił mi bilet, abym przyleciała z wami.
-Naprawdę? – Pisnęła. – Jest kochany, prawda?
-Jest. – Uśmiechnęłam się szeroko.