niedziela, 26 czerwca 2016

22.

22 listopad

Siedziałam przed oknem już któryś raz z kolei, marnując kolejną godzinę na wpatrywanie się w świat za szybą. Próbowałam odszukać tam odpowiedź na pytanie, które zaburza mój spokój. Co jest ze mną nie tak? Codziennie rano wstaję, chodzę do sklepu, witam się z ekspedientkami, uczę się nowych rzeczy, żartuje, bawię się, śmieję, a wszyscy mi powtarzają, ze wszędzie mnie pełno, że zarażam  pozytywną energią. Kiedy tak dobrze nauczyłam się udawać? Jak to się stało, że odruchowo wśród ludzi uśmiecham się i staram się zapominać o wszystkim, co tę radość zakłóca, skoro, gdy zostaję sama nagle się nie uśmiecham. Dlaczego tyle płakałam?  Czułam ogromną pustkę. Otchłań, która pożerała mnie od środka.  Każdy dzień był tak podobny. Wpadłam w monotonnie swojego szczęścia na pokaz. Straciłam jakikolwiek cel czy sens życia. Doszłam do wniosku, że to właśnie życie bez celu jest najgorszą wewnętrzną walką. To ta samotność mnie wykańczała. Samotność w tłumie to bardzo sprytny zabójca. Działa po cichu, prawie niepostrzeżenie, ale bardzo skutecznie. Wyniszcza po kolei wszystko, co w twoim sercu piękne. Aż cię unicestwi. Aż staniesz się kolejną zimną suką, która zacznie ranić, tak jak ją kiedyś raniono. Taką przyszłość widziałam dziś dla siebie za moim oknem. Przeniosłam się na kanapę i siedząc pod kocem piłam herbatę. Przepłakałam całą noc, a teraz znów w moich oczach zbierają się łzy. Nie miałam siły myśleć, ogarniać się, a nawet na zrobienie sobie śniadanie. Do drzwi rozległo się pukanie. Chrzanić to. Nie mam ochoty na rozmowy ani spotkania. Jednak pukanie nasilało się coraz bardziej.
-Wiem, że tam jesteś. Otwórz. To ja, Sarah. – Usłyszałam po kilku minutach. Sarah? Zdziwiona od razu podbiegłam do drzwi, za którymi faktycznie stała moja przyjaciółka z niewielką torbą w dłoni. Od razu rzuciłam się w jej ramiona płacząc jak dziecko w jej ramię. – Już dobrze. – Szeptała gładząc moje plecy.
-Jestem idiotką, idiotką. – Łkałam odsuwając się od niej. – Największą idiotką jaką znam.
-Nie mów tak. – zamknęła za sobą drzwi. – Nie jesteś żadną idiotką, rozumiesz?
-Co Ty tutaj właściwie robisz? – Powiedziałam idąc z powrotem w kierunku kanapy.
-Przyleciałam pierwszym lepszym samolotem po Twoim telefonie. Nie mogę zostać zbyt długo, jutro muszę wracać, ale pomyślałam, że przyda Ci się towarzystwo.
-Kocham Cię. – Uśmiechnęłam się, kiedy usiadła obok mnie. – Bardzo. – Dodałam cicho przytulając ją mocno.
-Ja Ciebie też młoda. – Głaskała mnie po plecach. – Opowiedz mi o wszystkim.
-Nie wiem, od czego zacząć. – Skuliłam się kładąc głowę na jej udach. – Ian dostał pocztą od anonimowego nadawcy wszystkie dokumenty z mojej przeszłości. Odwyk, notowania na policji, leczenie psychiatryczne. Wszystko. Wściekł się. Strasznie. Powiedział mi masę przykrych słów, powiedział, że się mną brzydzi, że na pewno coś ode mnie złapał. Cios za ciosem. – Płakałam kuląc się jeszcze bardziej.
-Co za dupek. – Syknęła Sarah gładząc mnie po głowie. – Rozmawiałaś z kimś z jego rodziny bądź znajomych?
-Nie. Nikt nie dzwonił ani nie pisał. Pewnie wszystko są ze sobą zgodni i popierając zdanie Iana. – Szepnęłam. – Jestem skończona.
-Może wrócisz ze mną do Nowego Yorku? Nic tu po Tobie.
-Przemyśle to, obiecuję. – Podniosłam się do pozycji siedzącej wycierając policzki. – Pewnie jesteś głodna, zrobię nam coś do jedzenia.
-Proponuję żebyś poszła się ogarnąć. Weź prysznic, doprowadź się do porządku, a ja zrobię obiad.
-Czuj się jak u siebie. – Uśmiechnęłam się wstając i idąc w stronę łazienki.

***

-Tato jesteś bardzo zdenerwowany, co się stało? – Zapytała Becky, kiedy sprzątałem po obiedzie. – Gdzie jest Julia?
-Mówiłem już, w swoim mieszkaniu zapewne.
-Owszem mówiłeś, ale nie powiedziałeś, co się stało, że nie ma jej z nami. Pokłóciliście się?
-Rebecca, daj spokój. – Spojrzałem na córkę wycierając dłonie.
-Odpowiedz mi do cholery! Nie jestem już dzieckiem. – Powiedziała zbulwersowana. Westchnąłem zrezygnowany i ręką kazałem jej iść za mną. Podałem jej poranną pocztę i oparłem się o biurko czekając na jej reakcje.
-Co to jest? Co to ma wszystko znaczyć?
-Cała prawda o waszej doskonałej Julii. Zwolniłem ją rano. Okłamywała nas wszystkich. Musicie zrobić badania, nie wiadomo czy nie jest chora.
-Ty mówisz poważnie? – Rzuciła kartkami we mnie. – Zwolniłeś ją? A rozmawiałeś z nami o tym? Pytałeś nas o zdanie? Tak o ją skreśliłeś? Co z Tobą?
-Teraz to chyba Ty nie mówisz poważnie. – Zaśmiałem się krzyżując ręce. – Julia to narkomanka, psychiczna osoba, a do tego złodziejka. Przepraszam, jak miałem jej nie skreślać?
-A pomyślałeś, że ona pewnie jest teraz zupełnie sama?! Zagubiona?! Pomyślałeś kiedyś o kimś innym niż tylko o czubku własnego nosa?! – Krzyczała wściekła wyciągając z kieszeni komórkę.
-Jak możesz tak mówić? Wszystko, co robię, robię z myślą o Was! Chce dla was jak najlepiej. – Powiedziałem zrezygnowany. – Co Ty robisz? – Zapytałem widząc jak dzwoni do kogoś.
-Dzwonię po taksówkę i jadę do cioci Bonnie. Ona na pewno mnie poprze. – Powiedziała wychodząc z gabinetu.
-Nigdzie nie jedziesz! – Krzyknąłem za nią. – Nie pozwalam Ci, rozumiesz?
-Właśnie, że pojadę! – Krzyczała zakładając kurtkę.
-Tatusiu…dlaczego krzyczysz na Bec? – W przedpokoju pojawiła się Bells ściskająca misia.
-Nie krzyczę skarbie. – Ukucnąłem przy niej. – Rebecca.
-Zamilcz. – Syknęła trzaskając frontowymi drzwiami.

***

Siedziałam przy stole z moją najlepszą i niezawodną przyjaciółką delektując się przepysznym ryżem z kurczakiem. Piłyśmy jak zawsze białe wino i chociaż przez chwilę zapomniałam o ostatnich, przykrych doświadczeniach.
-Po pysznym obiedzie proponuję jeszcze więcej wina, czekoladowe lody i jakąś beznadziejną, komedię romantyczną. – Zaśmiała się Sarah zbierając talerze ze stołu.
-Seks w wielkim mieście?
-Halo, to nie jest film beznadziejny, ale niech będzie. – Puściła mi oczko chowając talerze do zmywarki. – Chyba ktoś pukał.
-Pójdę zobaczyć. – Wstałam od stołu poprawiając swoją błękitną koszulkę. Otworzyłam drzwi, za którymi stała Becky, Bonnie i Chace.
-Wszystko wiemy. – Szepnęła Bec przytulając mnie mocno.
-Wpuścisz nas? – Zapytał brunet widząc jak mulatka stąpa z nogi na nogę.
-Wchodźcie. – Uśmiechnęłam się delikatnie wycierając łzy blondynki. – W kuchni jest Sarah, zapraszam. –Dodałam zakluczając drzwi.
-Powiedz nam, co się stało. – Zaczęła Bonnie siadając przy stole.
-Tata mówił coś o…odwykach i innych, ale chcemy to usłyszeć od Ciebie. – Powiedziała Bec siadając obok mulatki. Spojrzałam na moją przyjaciółkę, która od razu złapała mnie za rękę.
-Dobrze, powiem Wam. – zaczęłam wycierając policzki. – Kiedy miałam szesnaście lat przechodziłam bardzo buntowniczy okres. Odbił się brak rodziców na mojej psychice. Byłam zagubiona, wyeliminowana z życia. Doszłam do źródła prochów. Zaczęło się niewinnie blant, czasem dwa. Potem im głębiej tym gorzej. Siostra zakonna, która się nami zajmowała znalazła mnie, kiedy miałam zjazd w jednej z łazienek. Od raz wysłała mnie na odwyk. Byłam tam pół roku, wróciłam do domu dziecka. Czysta i zupełnie inna. Wytrzymałam dwa lata, do swojej pełnoletności. Wiadomo, że musiałam opuścić mój dotychczasowy dom. Dostałam pieniądze na start, wynajęłam małą, obskurną kawalerkę. Wraz z nowym życiem pojawiły się stare znajomości, ale niestety głód stawał się silniejszy, a środków brakowało. Złapano mnie na kradzieży, dostałam grzywną, prace społeczne. Znów wróciłam do ćpania. Miesiące uciekały mi między palcami. – Szeptałam cała roztrzęsiona ściskając dłoń Sarah.
-Spokojnie. – Szepnęła całując mnie w skroń.
-Na początku 2011 roku trafiłam ponownie na odwyk. Kolejne pół roku. Wyszłam czysta. Wyjechałam do Nowego Yorku. Znalazłam pracę, zrobiłam kursy. Jednak psychika nie wytrzymywała. Popadałam w depresje, przeszłość dyszała mi na kark. Zaczęłam się okaleczać, brać leki nasenne, pić coraz więcej alkoholu. Rodzice Sarah wysłali mnie na leczenie psychiatryczne. Znowu cztery miesiące byłam odizolowana od wszystkiego, ale pomogło mi to. Pomogli mi rodzice mojej przyjaciółki. Uratowali mi życie. Od tego czasu jestem czysta, zdrowa. Patrzę na świat zupełnie innymi barwami i cieszę się życiem. Na sam koniec trafiłam do Anastasi, a resztę już znacie. – Podniosłam głowę wycierając łzy.
-Nie wiem, co powiedzieć…-szepnęła Bonnie przejeżdżając dłonią po swoim policzku.
-Życie skopało mi dupę. Zrobiłam błędy, których się wstydzę, ale nie jestem złym człowiekiem. Ian nawrzucał mi masę przykrych słów…
-Potem ją uderzył. – Dorzuciła Sarah.
-Słucham? – Chace spojrzał na mnie zdziwiony. – Uderzył Cię?
-Tak. Znaczy oddał mi, kiedy ja uderzyłam jego. – Przełknęłam ślinę czując ogromny ból na wspomnienie tego wydarzenia. – Zaczął mówić, że jedzie do lekarza, bo nie wie czy się ode mnie nie zaraził. Nie wytrzymałam.
-Co za idiota. – Podsumowała Bonnie zaciskając pięść.
-Najgorsze jest to, że nie wiem, kto ma takie znajomości, aby dotrzeć do tych badań, dokumentów i kto ma na tyle skrupułów żeby jednym listem, jedną kopertą zniszczyć ludziom życie.
-Julia. – Zaczęła Rebecca kucając obok mnie. – Kocham Cię i nie obchodzi mnie nic, co zrobiłaś, rozumiesz? – Płakała całując moją dłoń. – Jesteś moją bohaterką i niezależnie od tego, co powiedział mój ojciec dla mnie jesteś najlepsza.
-Dziękuje. – Szepnęłam przytulając ją do siebie.
-Na nas też możesz liczyć. – Powiedziała Bonnie kładąc dłoń na ramieniu bruneta.
-W końcu jesteśmy sąsiadami. – Uśmiechnął się.
-Widzisz? – Powiedziała Sarah pijąc wodę. – Mówiłam, że nie masz się przejmować na zapas.
-Co z dziećmi? – Zapytałam patrząc na blondynkę.
-Uważają, że pojechałaś na jakiś czas do swojego mieszkania, aby je uporządkować. Jednak Sebastian nie jest za bardzo ufny i podchodzi do tego z ogromną rezerwą.
-Tak mi przykro, że je zawiodłam. Miałam być na zawsze z nimi…-płakałam chowając twarz w dłoniach.
-Będziesz, obiecuję. – Powiedziała Becky całując mnie w głowę.


czwartek, 23 czerwca 2016

21.

21 listopad

-Dobra, więc kupi Pani indyka i przywiezie go dziś wieczorem? – Zapytałam rozmawiając z mama Iana przez telefon.
-Pewnie córeczko. – Powiedziała radośnie. – Mam sprawdzone źródło z dużymi, pięknymi indykami.
-Bardzo dobrze. W takim razie do zobaczenia wieczorem, całuję. – Rozłączyłam się chowając telefon do kieszeni. Byłam w trakcie pisania listy zakupów na zbliżające się święto dziękczynienia. Punkt pierwszy z listy to oczywiście indyk - najważniejsze jest to, aby był na tyle wielki, żeby cala rodzina się najadła podczas przyjęcia i żeby jeszcze zostało wystarczająco dużo mięsa na kanapki w piątek, na dobra zupę w sobotę i szybkie risotto w niedziele. Punkt drugi, dynia. Oczywiście wedle tradycji to istotne, aby Pani domu przygotowała placek z dyni podczas rodzinnego spotkania w taki sposób, aby cały dom wypełnił się przepięknym zapachem. Oczywiście są także zwolennicy szarlotki, a więc będę w tym roku prawdziwym cukiernikiem. Kolejnymi punktami były kolejno składniki potrzebne do sosu żurawinowego i pieczeniowego, składniki do stuffingu, czyli nadzienia do indyka oraz słodkie ziemniaki do puree. Robienie listy przerwał mi dzwoniący telefon.
-Halo?
-No cześć przyjaciółeczko. Ładnie to tak się nie odzywać? – Zapytała Sarah z totalnym wyrzutem w głosie.
-Wybacz, miałam masę rzeczy na głowie.
-Tak? Czy ta masa rzeczy ma jakieś 180cm wzrostu, hipnotyzujące oczy i imię na literę „I”?
-Jesteś głupia. – Zaśmiałam się. – Chociaż on także jest na liście masy rzeczy. Swoją drogą, dostałam od niego mieszkanie. Cały tydzień żyję na dwa domy, bo codziennie przywożą mi jakieś meble.
-Mieszkanie? Zwolnił Cię?
-Nie, no coś Ty. Po prostu, taki prezent.
-Chojnie całkiem. – Zaśmiała się. – Nie masz tam za dobrze? Chyba będę musiała z powrotem zabrać Cię do Nowego Yorku!
-Nie wiem czy ktokolwiek stąd Ci na to pozwoli. – Parsknęłam śmiechem. – Święto dziękczynienia w domu spędzasz?
-Owszem, w tym roku znów u nas. Mama już pęka z radości. Słuchaj, kończę już, bo za chwilę mam spotkanie. Zadzwonię wieczorem, buziaki. – Rozłączyła się. Uśmiechnęłam się sama do siebie i odłożyłam telefon na blat. Po chwili do kuchni wszedł Ian wyrazi czymś zdenerwowany.
-Mogę Cię prosić do swojego gabinetu? – Zapytał szorstko wsuwając dłonie do kiszeni.
-Jasne. – Uśmiechnęłam się zdziwiona i poszłam za nim. Usiadłam wygodnie na skórzanym fotelu i przyglądałam się jak spokojnie otacza swoje biurko.
-Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć?
-Powiedzieć, o czym? – Spojrzałam na niego.
-O tym. – Rzucił plik dokumentów. Patrzyłam na niego dłuższą chwilę nie wiedząc, o co chodzi. Wzięłam do ręki i zamarłam.
-Odwyk. Szpital psychiatryczny. Kradzieże. Coś jeszcze? Może usunięta ciąża? – Spojrzał zły.
-Skąd to masz? – Zapytałam cicho przekładając kartki.
-Przyszło dziś listem, nie ma adresata. Jak mogłaś mnie okłamywać? Pytam się jak mogłaś mnie tak okłamywać?! – Wrzasnął uderzając dłońmi o blat.
-Ian ja…
-Co? Co mi powiesz? Każdy z nas ma przeszłość, a może, że wolałabyś do niej nie wracać? Jasne, gdybym był jebana złodziejką, narkomanką i do tego wariatką pewnie też nie chciałbym o tym mówić.
-Nie jestem narkomanką, a tym bardziej wariatka! – Krzyknęłam ze łzami w oczach.
-Dokumenty wskazują na coś innego. – Wziął je ponownie do ręki. – 2008 rok – leczenie w zakładzie zamkniętym uzależnienie od narkotyków. 2010 rok notowanie za kradzież. 2011 rok – leczenie w zakładzie zamkniętym uzależnienie od narkotyków. 2012 leczenie psychiatryczne. Między którym leczeniem zmieściłaś swoją cudowną karierę kucharki? -  Podniósł na mnie wzrok. Płakałam. Moje policzki zalewały się łzami.
-Wszystko co jest w tych dokumentach to prawda. Nie będę się tłumaczyć, wszystko już wiesz. Jednak nadal nie rozumiem, jakim prawem grzebiesz w mojej przeszłości, mimo, że tak bardzo prosiłam, żebyś nie wypytywał.
-Ja grzebie? Widocznie masz wrogów, którzy chcą Ci zaszkodzić albo ja mam na tyle lojalnych przyjaciół, którzy chcą mi pomóc.
-To coś złego? Cała ta przeszłość już dawno jest za mną jestem czysta od ostatniego odwyku. Jestem zdrowa psychicznie. – Szeptałam łkając.
-Żartujesz sobie? Mówisz poważnie? Czy Ty naprawdę myślisz, że ja będę w domu trzymał kogoś takiego z tak bujną historią swego życia?
-Myślałam, że ja i ty…
-Cokolwiek myślałaś, źle myślałaś. Boże, dziewczyno. Ja Cię wpuściłem do swojego domu, życia, łóżka. Kochałem się z Tobą. Kurwa, a jak załapałem od Ciebie jakieś choróbsko?
-Hamuj się ok? – Podniosłam się od biurka. – Może i byłam ćpunką, może i kradłam, może byłam leczona u psychiatry, ale jestem kurwa czysta i zdrowa. Rozumiesz?
-Jaką mam pewność? Na słowo Ci nie uwierzę, w nic Ci już nie uwierzę.
-Jak możesz być tak podły?
-Tak samo jak Ty mogłaś kłamać. Za pół godziny wychodzę do pracy. Masz pół godziny, aby się spakować i wynieść się z mojego domu.
-Nie mówisz poważnie…
-A wyglądam jakbym żartował? – Spojrzał na mnie wstając od biurka. – Pół godziny. – Powtórzył wymijając mnie.
-Ian. – Złapałam go za rękę i szybko stanęłam twarzą do niego. – Daj mi szansę, nie skreślaj mnie. Proszę. Przepraszam, ja naprawdę nie chciałam żeby to tak wyszło, chciałam Ci powiedzieć. Proszę, proszę nie wyrzucaj mnie. – Płakałam trzymając jego twarz w dłoniach.
-Nie dotykaj mnie. – Odepchnął mnie od siebie. – Brzydzę się Tobą. – Syknął zamykając za mną drzwi. Opadłam bezsilnie na podłogę i skuliłam się koło kanapy. Płakałam na głos. Nie mogłam już trzymać w sobie tego żalu i bólu. Ktoś ewidentnie chciał mi zaszkodzić, ale kto? Jedyną osobą, która wie o mojej przeszłości jest Sarah i uważam, że byłaby ostatnią osobą, którą chciałaby mi zaszkodzić w jakikolwiek sposób. Wszystko runęło jak domek z kart, wszystko. Wyszłam z pokoju i szybkim krokiem poszłam na górę. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do torby i zbiegłam z powrotem na dół.
-Ian. – Zaczęłam widząc go w korytarzu. – Porozmawiajmy.
-Nie mamy o czym dziewczyno rozmawiać, zrozum.
-Mamy, mamy całe mnóstwo tematów do rozmów. – Stanęłam naprzeciwko niego kładąc dłonie na jego szyi. – Proszę. – Szepnęłam. Patrzył na mnie dłuższą chwilę. Masa emocji toczyła walkę w jego oczach.
-Idź już. – Złapał mnie za nadgarstki odsuwając od siebie. – Muszę jechać do lekarza.
-Po co? – Podniosłam głowę zdziwiona.

-Zbadać się. Nie wiem czy niczego od Ciebie nie złapałem. – Powiedział lekko biorąc klucze z komody. Nie wytrzymałam. Zamachnęłam się wymierzając mu cios prosto w twarz. Chwilę potem nastąpiło coś bardziej nieoczekiwanego – oddał mi, z podwójną siłą. 

niedziela, 19 czerwca 2016

20.

16 listopada

Przebudziło mnie zamykanie drzwi od pokoju. Podniosłem się na łokciach, ale niestety w mroku nie byłem w stanie dostrzec niczego dziwnego.
-Śpisz? – Usłyszałem cichy szept Julii, która właśnie wdrapywała się na materac.
-Obudziłaś mnie, coś się stało? – Przetarłem oczy. Nie odpowiedziała. Odsunęła kołdrę i usiadła na mnie w rozkroku. Zdziwiony zapaliłem lampkę na stoliku nocnym.
-Nie mogę spać. – Powiedziała słodko poruszając biodrami. –Pomyślałam, że może jak mnie zmęczysz to zasnę szybciej…
-Jak miałbym Cię zmęczyć? – Spojrzałem na nią zdziwiony. Przekręciła głowę przegryzając wargę.
-No wiesz…-rzuciła krótko ściągając koszulkę. Siedziała na mnie całkowicie naga. – Wymyślisz coś? – Przejechała zmysłowo dłonią po swoim sutku.
-Która godzina? – Zapytałem trzymając jej biodra.
-Odpowiednia na seks. – Pochyliła się nade mną całując mnie zachłannie. Nie poznawałem jej, ale zdecydowanie mnie uwiodła. Całowała mnie zmysłowo zsuwając się biodrami po mojej męskości. Jej usta zjechały na moją szyję delikatnie ją gryząc. Doprowadzała mnie do szaleństwa i w stu procentach wykorzystywała swoje atuty. Zsunąłem szybko swoje bokserki. Chciałem być w niej jak najszybciej. Chciałem patrzeć na nią z dołu, kiedy sprawiam jej przyjemność i kiedy szczytuje. Wiedziałem, że chce tego samego, bo od razu nadziała się na mojego penisa. Z całkowitą gracją pochłonęła mnie całego i delikatnie się poruszała. Jęczała cicho opierając dłonie na mojej klatce piersiowej. Była taka ciasna, każdy jej ruch sprawiał, że byłem coraz bliżej końca.
-Julia ja…-zacząłem i od razu poczułem jej usta na moich. Całowała mnie namiętnie ruszając się szybko. – Julia. – Przerwałem pocałunek patrząc jej w oczy.
-Zrób to…we mnie…-jęknęła głośno chowając twarz w moją szyję. Jak na komendę całe moje nasienie znalazło się w niej. Drżała leżąc na mnie bezwładnie.
-Beep, beep, beep, beep. – Usłyszałem. Budzik. Cholera. Wstałem zdezorientowany. To był tylko sen. Boże, Ian. Co Ty masz w głowie?! Spojrzałem pod kołdrę. Mam na sobie bokserki i olbrzymią erekcję. Jestem idiotą. Szybkim krokiem przeszedłem do łazienki i wziąłem od razu szybki, zimny prysznic. Co ta dziewczyna ze mną robi? Nie dość, że za dnia moje myśli przy niej świrują to nawet w snach śni mi się kompletnie naga. Obwiązałem biodra ręcznikiem i wyszedłem z toalety. Usłyszałem radio w kuchni. Przy szafce Julia w koszulce i spodenkach kręciła biodrami w rytm muzyki. Uśmiechnąłem się pod nosem widząc ten cudowny widok i po cichu podszedłem do niej obejmując ją w pasie.
-Boże! – Krzyknęła wypuszczając z ręki nóż.
-Ian, ale możesz mnie nazywać jak tylko chcesz. – Zaśmiałem się całując jej szyję.
-Wystraszyłeś mnie, nie zachodź mnie tak! – Powiedziała oburzona łapiąc ponownie za nóż. – Czemu Ty już na nogach, skoro masz dziś wolne?
-Nie wyłączyłem budzika. – Zaśmiałem się muskając jej kark.
-Dzieci mogą wejść. – Kręciła się ze śmiechem. – Co w Ciebie wstąpiło?
-Śniłaś mi się. – Przegryzłem płatek jej ucha. – Zupełnie naga, cała moja i sprośna do granic możliwości.
-Serio? Jesteś chory. – Zaśmiała się.
-Może, ale…-ścisnąłem jej piersi. – Nadal ochota na Ciebie ta sama.
-Idź się ubierz erotomanie. – Śmiała się odwracając w moją stronę.
-A może Tobie pomogę się rozebrać? – Spojrzałem na nią kokieteryjnie odwiązując kokardkę od spodenek.
-Nie sądzę. Musze przygotować śniadanie i…przygotować śniadanie…kanapki zrobić…-sapała, gdy całowałem jej szyję.
-Nie wytrzymam. – Mruknąłem przegryzając jej sutek, który przebijał się przez koszulkę.
-A co jeżeli dzieci wstaną? – Jęknęła kładąc dłonie na moim karku.
-Wierzysz w to? Jest szósta. – Spojrzałem na nią z uśmiechem.
-Tutaj? – Przełknęła ślinę. Iskierki skakały w jej oczach, a policzki płonęły. Nie mogłem się już powstrzymać, a zwlekać też nie chciałem. Zsunąłem z niej spodenki i podniosłem ją do góry. Tak mocno jak objęła mnie nogami w biodrach, tak mocno w nią wszedłem. 

***

-Ta skórzana rogówka jest świetna i będzie pięknie tam pasować. – Powiedziała Becky siadając przy stoliku. Zmęczone zakupami udałyśmy się na obiad do pobliskiej restauracji.
-Też mi się tak wydaje. Chce to mieszkanie utrzymać w takich jasnych barwach. – Uśmiechnęłam się do niej poprawiając swój niebieski sweterek. – Oczywiście Ian zrobił mi przelew, a prosiłam żeby się nie wychylał.
-Ian? – Bec podniosła głowę znad karty. – Kiedy zaczęliście mówić do siebie po imieniu?
-W weekend tak jakoś wyszło. – Zmieszałam się. – Co zamawiasz?
-Tak wyszło? – Dociekała dalej. – Łosoś z warzywami i colę zero.
-Też to wezmę. – Podniosłam rękę, a po chwili przyszła kelnerka po nasze zamówienie. – Co myślisz o tych krzesłach, które wybrałam do stołu?
-Nie zmieniaj tematu. – Zmrużyła oczy. – Co zrobiłaś z moim tatą?
-Nic, co miałam z nim zrobić?
-Słuchaj. Chodzi uśmiechnięty od ucha do ucha, mówisz do niego po imieniu, a na dodatek kupił nam szczeniaki. Nie było mnie tylko weekend, a tu takie cuda. – Zaśmiała się namiętnie patrząc w telefon.
-Nic mu nie zrobiłam i odłóż ten telefon. Z kim Ty tak piszesz?
-A…z Megan. – Zaśmiała się odkładając telefon.
-Kłamiesz.
-Tak jak i Ty. – Uśmiechnęła się zwycięsko opierając się o krzesło.
-Spadaj, nie będę z Tobą gadać. – Powiedziałam oburzona.
-Dobra powiem Ci. – Pisnęła odkładając telefon. – Piszę z Alexem.
-Alex? Jakaś nowa koleżanka?
-Boże. Czasami się zastanawiam, która z nas jest blondynką. – Wywróciła oczami. – Alex to chłopak. Wiesz płeć męska. Penisa, dwa jajka. Mówi Ci to coś?
-Bój się Boga Becky! Jak Ty rozmawiasz z osobą dorosłą? – Patrzyłam na nią z wielkimi oczami. – Skąd wiesz, że ma dwa jajka? – Spojrzałam na nią zaciekawiona, na co ona zaniosła się głośnym śmiechem.
-Poznałam go jeszcze jak mieszkaliśmy w Nowym Yorku, ale to było takie wiesz…No i kilka dni temu napisał do mnie, że przylatuje do Chicago i czy się spotkamy.
-Zgodziłaś się?
-Oczywiście! Będzie za dwa dni i od razu jesteśmy umówieni. Jest cudowny, naprawdę.
-Opowiedz mi o nim. – Powiedziałam zaciekawiona zakładając nogę na nogę.
-Ma dwadzieścia sześć lat. Pracuję u swojego ojca w firmie. Dobrze zarabia, ma swój samochód. Jest przystojny, wysoki, dobrze zbudowany.
-Jak się Ian dowie, że on ma dwadzieścia sześć lat to myślę, że on jednak zostanie z jednym jajkiem.
-No przestań, nie mów tak. – Śmiała się. – Zobaczę jak się potoczy to wszystko z nim, a potem będziemy gdybać. Mów lepiej, o co chodzi z moim tata. Bzykaliście się?
-Chryste, oni Cię tego słownictwa w szkole uczą?
-Nie odpowiedziałaś na pytanie.
-Nie odpowiem.
-Czyli tak, jakby było przeciwnie to byś zaprzeczyła. Nie będę Cię pytać jak było, bo to w sumie trochę krępujące. – Odpowiedziała lekko, a chwilę potem przynieśli nam zamówione potrawy. – Jesteście razem?
-Nie. Czemu Ty jesteś taka ciekawska?!
-W sumie, po tatusiu. – Śmiała się. – Tak poważnie teraz. Jeżeli chcesz być z moim tatą i grzmocić się z nim na legalu, ja nie mam nic przeciwko.
-Rebecca!
-No co? Nie mam już trzynastu lat. Wiem co to seks, orgazm, anal, oral i tak dalej. Możemy o tym pogadać.
-Zawstydzasz mnie. – Powiedziałam cicho dłubiąc w talerzu.
-Przepraszam. – Powiedziała ze skruchą. – Ja po prostu chce jego szczęścia, a Ty…- zacięła się. Podniosłam głowę patrząc na nią.
-Powiedz mi…
-Uszczęśliwiasz go. Ostatni raz takiego wesołego, beztroskiego widziałam go, kiedy jeszcze moi rodzice byli razem. Moja mama była dla niego całym światem. Podłamał się po rozwodzie, stracił chęć do życia, a w codzienność wdarła mu się rutyna.
-Dlaczego Twoi rodzice się rozwiedli?
-Mama miała kochanka. Uciekła od domowych obowiązków, od małżeństwa. Wybielała się tym, że tata nie poświęcał jej uwagi. Owszem, tak było. Tata dużo pracował, musiał wkręcić się w firmę no i najważniejsze – chciał zapewnić nam jak najlepsze życie. Chciał dużą rodzinę, a więc pracował z nadzieją, że może jeszcze po Bells urodzi się kolejny członek rodziny. Moja mama tego nie doceniała i nie chciała już dzieci, nawet Belle uważała za wpadkę i porażkę. Kiedy znalazła sobie kochanka zaniedbała nas. Właśnie wtedy się od siebie odsunęłyśmy. Kiedyś była dla mnie przyjaciółką, autorytetem, a dziś nawet nie wie, że poznałam kogoś.
-To przykre.
-Może i tak, ale mam tatę, który kocha mnie tak samo, niezmiennie. Wiem, że wskoczyłby za mną w ogień. Zawsze mnie rozpieszczał tak samo jak Sebastiana i Bells. Miałam wszystko, czego chciałam, ale przy tym nie zatraciłam tego, kim jestem. Potem rozwód, mama mnie zabrała od niego, ale on zawsze był blisko. Nic się nie zmieniło mimo tego, że byłam w zupełnie innym stanie. Żadne z nas nie odczuło jego braku.
-Po co mama was chciała wziąć ze sobą skoro i tak się wami nie zajmowała? – Podparłam głowę na dłoni patrząc na nią uważnie.
-Chciała utrzeć mojemu tacie nosa, a on nie chciał się z nią kłócić, więc się zgodził na taki układ, jaki zaproponowała ona. Głupio zrobił, ale chciał dobrze, a to najważniejsze. Teraz jesteśmy z nim i mam nadzieję, że tak już zostanie. No i jesteś Ty, z nami. Naprawdę chciałabym żeby Tobie i mojemu tacie się udało. Może byłby taki, jakiego pamiętam go ze swojego dzieciństwa? Zasługuje na szczęście.
-Nie zamierzam być z Twoim tata, przestań. Gdzie ja do niego? Proszę Cię. Bądźmy realistami. Jestem tylko gosposią w jego domu i opiekunką jego dzieci, to tyle.
-Gdyby tak było nie spałby z Tobą. Słuchaj, znam mojego tatę. Znam każde jego spojrzenie, każdy ruch. Zaufaj mi, on naprawdę chce Cię w swoim życiu. – Uśmiechnęła się szeroko.
-Jest jeszcze problem z Twoim wujkiem…
-Chace? Co z nim? – Zapytała upychając warzywa do buzi.
-Całowaliśmy się. Znaczy on pocałował mnie, ale szybko go odsunęłam no i myślę, że on także „chce mnie w swoim życiu”.
-Obrotna jesteś. Ledwo co przyleciałaś do Chicago, a już szalejesz.
-Spadaj ok? Traktuje Twojego wujka jak swojego brata, w życiu bym go nie dotknęła. Nawet nigdy o nim nie myślałam w sposób seksualny!
-A to dziwne, wszystkie moje koleżanki ślinią się na jego widok. – Zaczęła się śmiać, a ja zaraz po niej.

***

Siedziałam na werandzie przed domem patrząc w niego. Zapadł już zmrok i gwiazdy powoli zaczęły przy ozdabiać sklepienie. Rebecca z Sebastianem poszła na pierwszy spacer z psami, a Bells spała smacznie na kanapie przed telewizorem. Delektowałam się ciszą i ciepłą herbatą zastanawiając się nad wszystkim co się działo. Słowa Becky bardzo mnie dotknęły, nie sądziłam, że życiowe sytuacje tak zmieniły Iana i miło jest słyszeć, że wszystkie znaki wskazują na to, że jestem, chociaż trochę ważna w jego życiu. Niestety, duchy przeszłości dawały o sobie znać i nijak nie potrafiłam się cieszyć z teraźniejszości. Wszystko wydawało mi się być tak bardzo skomplikowane. Zastanawiałam się czy powinnam powiedzieć prawdę, czy powinnam zaufać Ianowi i opowiedzieć mu o mojej przeszłości. Tyle pytań, a odpowiedź wydaje się być bardzo odległa.
-A Ty, co tutaj robisz? – Z zamyślenia wyrwał mnie głos Chacea. Nawet nie wiem, kiedy jego samochód zaparkował pod domem.
-Myślę. Delektuje się spokojem. Oglądam niebo. Odpoczywam. – Uśmiechnęłam się. Odwzajemnił mój uśmiech i usiadł obok mnie.
-Wiesz…-zaczął. – Ten pocałunek…
-Daj spokój, nie ma do czego wracać. – Zaśmiałam się patrząc przed siebie.
-Chciałbym powiedzieć swoje i wytłumaczyć to. Ja po prostu nigdy nie poznałem tak cudownej dziewczyny jak Ty. Wiem, jaka jesteś i chciałbym żebyś wiedziała, że będę na Ciebie czekać. Poczekam, aż będziesz gotowa.
-W końcu jesteś. – Z domu nagle wyszedł Ian. – Chodź już, mamy coś do zrobienia.
-Pamiętaj. – Szepnął szybko i wszedł do domu.
-Chodź też, zimno się robi. – Powiedział Ian z troską w głosie.
-Posiedzę jeszcze trochę. – Zerknęłam na niego uśmiechając się. Zniknął na chwilę, a potem znowu wrócił i położył na moich ramionach koc obejmując mocno moje ramiona.
-Nie chce żebyś się przeziębiła. – Pocałował mnie w policzek.
-Dziękuje. – Uśmiechnęłam się czując przyjemne ciepło na sercu. – Już mi cieplej.
-Nie siedź za długo, bo siłą wciągnę Cię do domu. – Zaśmiał się znikając za drzwiami. Niecodziennie ktoś o mnie dba, ba nikt o mnie nie dba. Takie małe czułe gesty, a cieszą jak najdroższe prezenty. Kiedy spotykasz pokrewną duszę, to tak jakbyś wszedł do domu, w którym już kiedyś byłeś - rozpoznajesz meble, obrazy na ścianach, książki na półkach, zawartość szuflad. Znalazłbyś tam drogę nawet po ciemku. Przecież każdy powinien mieć kogoś, z kim mógłby szczerze pomówić, bo choćby człowiek był nie wiadomo jak dzielny, czasami czuje się samotny. Teraz mam jego i chociaż jesteśmy w dość dziwnym układzie to właśnie z nim czuje się najlepiej.

***

-To już wszystkie talerze. – Powiedział Sebastian wchodząc do kuchni.
-Dziękuje. – Uśmiechnęłam się zabierając od niego naczynia.
-Julia…-zaczął stając obok mnie.
-Co jest młody? Cos z Twoją dziewczyną? – Zakręciłam wodę i wytarłam dłonie.
-Nie. – Powiedział cicho. – Chciałem Ci powiedzieć…
-No mów, mów. – Spojrzałam na niego.
-Kocham Cię. – Przytulił się do mnie. – Jesteś najlepsza. – Szepnął. Stałam zszokowana nie wiedząc, co powiedzieć. Moje oczy wypełniły się łzami, a serce radością. Objęłam go mocno całując w czubek głowy.
-Też Cię kocham brzdącu, a teraz zmykaj spać, bo nie wstaniesz do szkoły.
-Dobrze, dobranoc. – Stanął na palcach całując mnie w policzek i wybiegł z kuchni. Stałam dłuższą chwilę uśmiechając się do siebie. Nie potrafiłam ująć w słowa tego, co czułam w tej chwili. Nalałam do lampki czerwonego wina i zabierając po drodze koc wyszłam do ogrodu. Usiadłam na bujanej huśtawce i delikatnie się bujając patrzyłam w niego. Uwielbiałam ten widok i godzinami mogłabym wpatrywać się w niebo. Uspokajał mnie ten widok i z całą pewnością koił nerwy o ile takowe posiadałam.
-Wszystko dobrze? – Usłyszałam za swoimi plecami. Obejrzałam się i spostrzegłam Iana zakładającego gruby sweter.
-Tak, dlaczego pytasz?
-Najpierw siedziałaś przed domem, teraz siedzisz za domem. Wydajesz się być zmartwiona.
-Wszystko jest ok. Potrzebowałam tylko chwili samotności i chciałam przemyśleć kilka spraw.
-Chcesz pogadać? – Usiadł obok mnie obejmując mnie ramieniem.
-Nie wiem od czego miałabym zacząć. – Wtuliłam się opierając głowę o jego szyję.
-Najlepiej od początku. – Zaśmiał się przyciągając mnie do siebie mocniej.
-Nie znasz pewnie takich odczuć jak ja.
-Opowiedz mi o nich, postaram się zrozumieć.
-Sebastian dziś powiedział, że mnie kocha i że jestem najlepsza.
-Wszystkie dzieciaki Cię kochają, co w tym dziwnego?
-Nie rozumiesz. On nigdy nie był taki wylewny, nigdy. Wiedziałam, że mnie lubi, ale raczej do mnie się dystansował, aż do dziś. Kiedy mnie przytulił poczułam się taka…
-Kochana? – Pocałował mnie w czubek głowy jeżdżąc palcami po moim ramieniu.
-Dokładnie. To jest dla mnie taki obce uczucie. Może nie tyle obce, co dziwne, przytłaczające. Wiesz…nigdy nie miałam swojego miejsca, swojego kącika. Wiecznie szukałam siebie, a teraz jestem tutaj i mam wrażenie, że w końcu mam swój azyl. Wydaje mi się, że mam wszystko i boję się, że pewnego dnia stracę wszystko. Wiesz, kiedy dostajesz coś, czego nie miałeś całe życie masz ochotę zakopać to pod ziemią, aby było bezpieczne.
-Nie bój się. Wszystko co trwa teraz, będzie trwało. Nie będzie żadnych zmian ani nagłych strat. Nie zamartwiaj się, nie zadręczaj. Żyj tym, co masz teraz. Ja nigdzie się nie wybieram, za bardzo Cię lubię i myślę, że dzieci są takiego samego zdania.
-Naprawdę? – Podniosłam głowę patrząc na niego.
-Naprawdę. – Uśmiechnął się całując moje usta.

___
Chyba wasze kciuki naprawdę mi pomogły - egzamin zdany! Jeszcze tylko ostatni we wtorek i...witam wakacje! Co u was? Jakie plany na lato?
Rozdział dłuższy niż zwykle, mam nadzieję, że sie Wam podoba.
Całuski :*



piątek, 17 czerwca 2016

19.

15 listopad.

Przebudziłam się czując lizanie po twarzy. Otworzyłam oczy i ujrzałam na łóżku dwa szczeniaki cieszące się na mój widok.
-Hej, a wy co? – Zaśmiałam się głaszcząc je i podnosząc się do pozycji siedzącej. Iana nie było w pokoju, a drzwi były uchylone. Założyłam na siebie jego koszulę gdyż tylko ona leżała na wierzchu i wyszłam z salonu.
-Ian? – Zapytałam wchodząc do salonu i zapinając guziki. Ku mojemu zaskoczeniu na kanapie siedziała Candice. Pięknie. Spojrzała na mnie zszokowana otwierając szerzej usta. –Gdzie Ian? – Starałam się, aby mój głos był spokojny.
-Za Tobą, dzień dobry. – Pocałował mnie w policzek podchodząc do niej. Miał na sobie tylko spodnie od piżamy, a widząc jego zaspaną twarz wnioskuję, że musiał niedawno wstać. – Oto dokumenty, mam nadzieję, że są wszystkie.
-Tak, tak. – Wybąkała przyglądając mi się. Chcąc uniknąć jej ciekawskiego spojrzenia ponownie poszłam do sypialni Iana. Usiadłam wygodnie na łóżku podkurczając nogi, a przy mnie ponownie znalazły się szczeniaki. Bawiłam się z nimi dopóki nie usłyszałam jak drzwi frontowe się zamykają. Psy od razu zeskoczyły z łóżka i wybiegły z pomieszczenia. Chwilę potem do pokoju wszedł Ian. Spojrzałam na niego nieśmiało, a potem zalałam się rumieńcem wspominając zdarzenia z poprzedniego wieczora.
-Słodko wyglądasz w mojej koszuli. – Uśmiechnął się rzucając obok mnie. – Wyspana?
-Nie za bardzo, psy mnie obudziły. – Odparłam przykrywając się kołdrą. Miałam na sobie tylko i wyłącznie jego koszulę i wolałam nie eksponować ponownie swoim ciałem.
-Jak się czujesz po…wczoraj? – Zapytał przekręcając się na bok i patrząc na mnie.
-Dobrze. – Szepnęłam rumieniąc się do granic możliwości i chowając twarz wśród włosów. – A Tobie? – Zapytałam nie patrząc na niego.
-Chętnie bym to powtórzył. – Podciągnął się całując mnie w szyję. Uśmiechnęłam się mimowolnie przymykając oczy. Położył dłoń na moim policzku i muskał szyję w najbardziej czuły sposób, jaki znałam. Moje ciało robiło się coraz bardziej bezwładne i nawet nie wiem, kiedy leżałam pod Ianem. Otworzyłam oczy patrząc na niego. Uśmiechał się delikatnie obserwując moją twarz. Musnął moje usta delikatnie, a gdy je rozchyliłam pocałował namiętnie. Położyłam dłonie na jego twarzy i z całą zachłannością odwzajemniałam jego pocałunek. Zaczął sprawnie odpinać guziki od koszuli, a ja wiedziałam, że wszelkie zamiary powstrzymania go i tak będą na nic – w końcu chciałam tego tak bardzo jak on.

***

Leżałem obok zupełnie nagiej Julii. Spała słodko na brzuchu cicho pochrapując. Uśmiechałem się widząc jej spokojną, piękną i nieskazitelną twarz. Miałem w końcu okazję przyjrzeć się jej w spokoju. Długie rzęsy opadały spokojnie na policzki, a szerokie brwi były wręcz idealne. Nosek delikatnie zadarty tuż nad miękkimi, pełnymi ustami, a obok lewego płatka nosa znajdował się niewielki pieprzyk. Rzuciłem okiem na resztę ciała i bez wątpienia mogłem stwierdzić, że obok mnie leży ósmy cud świata. Piękne, gładkie plecy. Idealne, sterczące piersi i zgrabne jędrne pośladki. Cały ten pakiet w jednej, cudownej osobie. Spojrzałem na jej ręce. Znów skupiłem się na pojedynczych, ledwo widocznych bliznach. Nie mam wątpliwości. Blizny są w równych odstępach i na pewno zrobione celowo czymś wyjątkowo ostrym i z całkowitą dokładnością. Może ktoś ją skrzywdził? Nie wydaje mi się, żeby była do tego zdolna.
-Nie do twarzy Ci z myśleniem. – Mruknęła z zamkniętymi oczami. – Kropelki potu od wysiłku pojawiły się na Twoim czole.
-Wredna jak zawsze. – Zaśmiałem się gładząc delikatnie jej plecy. –Czuję, że będę musiał pojechać do firmy.
-Świetnie się składa. Pojadę do swojego super, nowego mieszkania lepiej je zobaczyć i przy okazji wywiozę tam moje nierozpakowane ubrania na lato. – Przekręciła się na plecy zakrywając kołdrą. – Odbierzesz dzieciaki?
-Jasne, ale bądź w domu. Nie chce żeby ominęła Cię ich reakcja na psy. – Uśmiechnąłem się. Pokiwała głową i spojrzałam w sufit ziewając. – Mogę Cię o coś zapytać?
-Nie, nie jestem dziewica. – Zaczęła się śmiał na głos. – Nie no, dobra. Pytaj.
-Wariatka. – Śmiałem się. – Te blizny, na Twoich rękach…okaleczałaś się? – Zapytałem cicho. Zaczęła się od razu miotać chcąc je zasłonić. Złapałem ją za rękę zmuszając tym samy do spojrzenia na mnie.
-Błędy młodości. – Powiedziała szybko po krótkiej chwili. – Nie istotne. – Powiedziała zdenerwowana.
-Hej. Nie oceniam Cię. – Powiedziałem kładąc dłoń na jej policzku. –Te blizny są częścią Ciebie, a skoro są częścią Ciebie są piękne. – Muskałem jej blade ślady.
-Panie Somerhalder. – Położyła rękę na mojej szyi. – Gdzie się podział pański zdrowy rozsądek?
-Pani Morrison. – Podparłem się nad nią na rękach. – Skończył się tam, gdzie zaczyna się Pani bielizna. – Odparłem szczerze całując ją.

***

Chwilę przed przyjazdem dzieci i Iana schowałam szczeniaki w wielkie pudło i obwiązałam czerwoną kokardką. Na stole w jadalni czekała już kolacja, a ja spokojnie siedziałam na kanapie. Popołudnie spędziłam w swoim mieszkaniu wyobrażając sobie jego wystrój. Teraz tylko wystarczy usiąść i zamówić meble – dzięki Bogu ściany i podłogi są wykończone.
-Wróciliśmy! – Usłyszałam Iana z korytarza.
-Ty chyba oszalałeś z tym wężem do reszty. – Rebecca weszła do salonu rzucając torbę na ziemię. – On chce kupić węża. Obskurnego, śliskiego, okropnego węża! – Powiedziała oburzona całując mnie w policzek.
-Ty też jesteś obskurna, śliska i okropna. – Powiedział Sebastian rzucając się na kanapę.
-Dobrze, że ja jestem księżniczką. – Odezwała się Bells biegnąc w moją stronę. – Niunia! – Pocałowała mnie w policzek przytulając mocno.
-Dobra, dość tych kłótni. – Do salonu wszedł Ian. – A co to za pudło? – Spojrzał na mnie.
-No właśnie nie wiem, przyszło na imiona dzieciaków. – Uśmiechnęłam się.
-Nasze imiona? – Zapytał Sebastian podnosząc się.
-Ja odwiąże kokardkę! – Pisnęła Bells podskakując w stronę pudełka. Uklękła na kolanach i z małym problemem rozwiązała wstążkę. Sebastian i Becky w między czasie podeszli do swojej młodszej siostry patrząc z zaciekawieniem. Kiedy Bell otworzyła w końcu karton w salonie w jednej chwili słychać było krzyki i piski radości.
-Szczeniaki! – Krzyknął Sebastian wyciągając jednego z nich.
-Kupiłeś  nam psy? – Zapytała Rebecca stojąc w szoku.
-Kupiliśmy. – Powiedział Ian obejmując mnie ramieniem.
-To ona. – Zauważyła Bells trzymając na kolanach jednego szczeniaka.
-Drugi to chłopiec, ale nie mają jeszcze imion. – Uśmiechnęłam się obejmując Iana w pasie. Poczułam jak jego dłoń niebezpiecznie zjeżdża na mój pośladek. Wstrzymałam oddech.
-To jest Shilla. – Powiedziała Bells tuląc szczeniaka.
-A to Shaggy. – Powiedział Sebastian patrząc na Becky.
-Zgadzam się. – Zaśmiała się blondynka.

***

Wieczór uciekł mi między palcami. Dzieci wedle tego, co mówiłam oszalały z radości, a psy natychmiast je pokochały. Bells z całych tych emocji zasnęła razem z nimi na dywanie przy kominku. Teraz zegar wskazuje już dwudziestą trzecią, a w domu panuje idealna cisza.
-Do której masz jutro szkołę? – Zapytałam Becky, gdy wspólnie siedziałyśmy w salonie i oglądałyśmy „Seks w wielkim mieście”
-Na szczęście tylko do jedenastej! Czemu pytasz? – Podniosła głowę patrząc na mnie.
-Jedziesz ze mną na zakupy? Chcę zamówić meble do mieszkania.
-Pewnie! Co z Bells i Sebastianem?
-Tata jutro jest w domu, powiedział, że się nimi zajmie.
-Uuu, chyba ma jakiś kryzys wieku średniego, że się taki milusi zrobił. – Śmiała się. – Dobra, lecę do łóżka, bo nie wstanę jutro. – Podniosła się z kanapy.
-Co wam tak wesoło? – Zapytał Ian przychodząc w samych bawełnianych spodniach.
-Takie tam ploteczki. Dobranoc staruszku! – Powiedziała Bec całując go w policzek i wybiegając z salonu.
-Zwariowała? – Spojrzał na mnie, a widząc mój bezradny wzrok usiadł obok mnie. –Czemu nie śpisz?
-Oglądałam z Becky serial, ale wykruszyła się i poszła spać. – Westchnęłam przeciągając się. – Chyba na mnie też pora, coś nie wyspałam się w nocy. – Zaśmiałam się patrząc na niego.
-Nie mam pojęcia dlaczego. – Zaśmiał się czochrając moje włosy. –Chociaż jeżeli chcesz zadbam o Twój sen.
-Ty już lepiej daj sobie spokój. – Śmiałam się.
-Zraniłaś moje uczucia. – Powiedział udając smutnego. – Chyba Ci nie wybaczę.
-Oh, jak ja sobie poradzę? – Spojrzałam na niego uśmiechając się szeroko. – Dobranoc. – Musnęłam szybko jego usta i powolnym krokiem wyszłam z pomieszczenia.

___
To mi się podoba! Wy cudownie komentujecie, a ja mogę szybciej wrzucać dla Was rozdziały. Super, nie?
Dziś ważny dzień [ piatek ], jeszcze troche i piszę mega ważny egzamin. Trzymajcie kciuki! Buziaki :*


środa, 15 czerwca 2016

18.

-Jak sytuacja? – Zapytałem widząc Julię wchodzącą do kuchni.
-Zdążyły mi pogryźć kapcia i nasikać w trzech miejscach. Ile one tu są? Trzy godziny? – Zaśmiała się wyrzucając ręczniki papierowe do kosza.
-Zaznaczają teren. – Uśmiechnąłem się krojąc pomidora.
-Dlaczego zaznaczają go na świeżo wypastowanych panelach? – Zapytała zabierając jeden plasterek.
-Szanują Pani pracę. – Powiedziałem śmiertelnie poważnie. – Za piętnaście minut kolacja. Herbata czy wino?
-Herbata. – Uśmiechnęła się. – Pójdę szybko pod prysznic, lepiej niech Pan uważa na kapcie. – Krzyknęła znikając za ścianą. Szczeniaki ciekawsko stały przy moich butach obwąchując mnie z każdej strony. Bałem się poruszyć, aby nie daj boże nie nadepnąć, na któreś z nich. W końcu darowały sobie obwąchiwanie i wspólnie poszły do miski z jedzeniem. Nigdy nie chciałem zgodzić się na psa, sam nie wiem, dlaczego. Ilekroć była o tym mowa unikałem tematu jak ognia, ale nagle postanowiłem uszczęśliwić swoje dzieci, a może też chciałem uszczęśliwić Julię? Dlaczego, aż tak bardzo zależało mi na jej szczęściu? Dlaczego miałem ochotę rozpieszczać ją na każdym kroku? Kwestia mojej samotności czy tego, jaka jest? Właśnie, jaka ona jest.  Inna, wyjątkowa. Nie jest przystosowana do tego toksycznego świata. Jest trochę jak takie dziecko. Kiedy idzie golić nogi, wraca cała we krwi. Cieszy się, kiedy widzi balon. Jej nagłe wybuchy złości i pokręcony charakter wzmacniały jej osobę, raz była słodką delikatną dziewczynką, a za chwilę dziką i namiętną kobietą. Boli ją to, że ktoś krzywdzi, że ktoś umiera, że są wypadki, że jest zło, że ludzie są zawistni, nawet to, że dziwki są tanie. Ale przede wszystkim, wierzy w miłość jak nikt inny i kocha, kocha najmocniej na świecie osoby, które nie są z nią spokrewnione w żadnym stopniu.
-Wróciłam. – Uśmiechnęła się wsuwając dłonie do kieszeni czarnego szlafroka.
-Proszę bardzo, najpyszniejsze kanapki pod słońcem. – Uśmiechnąłem się stawiając na wysepce talerz. Złapała od razu za kanapkę i wzięła naprawdę porządny gryz.
-Pyszna. – Powiedziała z pełną buzią. Usiadłem obok niej śmiejąc się w duchu z tego, jaka była czasami słodka. Kolacja zleciała nam szybko i w miłej atmosferze. Opowiadała mi o swojej radości odnośnie nowego mieszkania, o tym jak bardzo cieszą ją szczeniaki w domu i wiele innych faktów. Jak nigdy to ona mówiła, a ja słuchałem. Fascynowała mnie. Fascynowała mnie jej energia. Zachwycała mnie swoim optymizmem i kolorowym spojrzeniem na świat. W jej życiu nie było spraw czarnych i białych, wszystko było kolorowe – malowane tęczą. Była niesamowita. Była moim mentorem w życiu codziennym. Światłem przewodnim w gorsze dni. Nie była tylko moją gosposią i opiekunką do moich dzieci, była moim natchnieniem, chociaż nie miała o tym zielonego pojęcia.
-Dziękuje, było pyszne. – Uśmiechnęła się dopijając herbatę. – Lecę jeszcze do toalety i uciekam do spania.
-Dobranoc. – Uśmiechnąłem się chowając naczynia do zmywarki. Kilka minut później wychodziłem już z salonu gasząc po kolei wszystkie światła. Zostawiłem tylko w korytarzu włączoną małą lampkę gdyż nie wiedziałem, czy zostawienie szczeniaków w takiej ciemności jest odpowiednie. Idąc do swojej sypialni wpadłem na Julie, która akurat szła na górę. Uśmiechnęła się nieśmiało poprawiając swoje mokre włosy. Dlaczego stanęła? Dlaczego nie poszła po prostu na górę? Nie mam pojęcia, ale wiem, że nie mogę tym razem przepuścić takiej okazji. Podszedłem do niej powoli patrząc w jej oczy. Błyszczały odbijając światło lampki. Dostrzegłem rumieńce na jej policzkach. Była taka niewinna. Dotknąłem jej policzka całując jej usta. Odwzajemniła niepewnie kładąc dłonie na mojej klatce piersiowej. Nie odepchnęła mnie, nie zatrzymała. Chce mojej bliskości i mojego zainteresowania. Oparłem ją o ścianę łapiąc jej delikatną twarz w dłonie. Odwzajemniała pewniej mój pocałunek masując językiem moje podniebienie. Nie miałem żadnych wątpliwości, że jest najsłodszą istotą stąpającą po ziemi. Zsunąłem powoli dłoń po jej szyi i obojczykach poprzez przyjemny materiał jej szlafroku. Jednym pociągnięciem odwiązałem go. Rozsunął się ukazując cudowne ciało Julii. Oderwałem się od jej ust chcąc na nią spojrzeć. Chciała się od razu zasłonić, ale szybko złapałem ją za dłoń. Oddychała powoli, niepewnie, a ja delektowałem się tym cudownym widokiem. Idealne, pełne piersi wychodziły naprzeciw moim oczom. Płaski brzuch prosił się o dotyk tak jak i jej kobiecość poniżej.
-Jesteś piękna. – Szepnąłem patrząc na nią.

***

-Jesteś piękna. – Szepnął patrząc głęboko w moje oczy. Moje policzki płonęły ze wstydu. Stałam naga przed swoim szefem, którego pragnęłam jak cholera. Położył ponownie dłonie na moje policzki tak jakby chciał upewnić się, że naprawdę stoję naprzeciwko niego. Czułam jak opuszkami palców przejeżdżał wzdłuż moich kości policzkowych prosto na szyję. Zadrżałam. Zsunął z moich ramion szlafrok. Zimna ściana dotknęła moich pleców. Zaraz po tym ściągnął z siebie koszulkę rzucając ją na schody. Nie mogłam dłużej mu się oprzeć. Zarzuciłam ręce na jego kark wpijając się w jego usta. Jego dłonie ścisnęły moje pośladki i jednym ruchem podniósł mnie do góry. Objęłam go mocno nogami w pasie czując na swojej rozpalonej kobiecości zimną, metalową sprzączkę od jego paska. Jęknęłam w jego usta całując go z jeszcze większą pasją. Poszedł ze mną w stronę swojej sypialni i niczym zwierzę rzucił mnie na łóżko. W pokoju panował mrok, długo mi zajęło nim mój wzrok się wyostrzył i spostrzegłam postać Iana. Nie miał już na sobie spodni, jedynie bokserki dzieliły mnie od tego, co tak bardzo chciałam poczuć. Zamiast tego poczułam zupełnie coś innego – jego usta na moich udach. Nie spodziewałam się tego. Nogi zaczęły mi drżeć, kiedy czułam jego drażniący zarost coraz wyżej. Pulsowanie w dolnej części mojego ciała przybierało na sile, a podniecenie sięgało zenitu i właśnie wtedy oszalałam. Jego język przejechał od mojej dziurki aż po samą łechtaczkę. Zszokowana tym doznaniem jęknęłam głośno ściskając w dłoni prześcieradło. Nie przestał. Zatapiał język między moje wargi sromowe liżąc każdy skrawek. Nie potrafiłam być cicho. Jęczałam jak szalona wyginając się na wszystkie możliwe strony. Zaczął lizać szybciej i dokładnie, doskonale wiedział, co robić żebym szalała w jego łóżku. Przerwał. Otworzyłam oczy i spostrzegłam, że jest tuż nade mną. Wyraz jego twarzy był zupełnie inny, taki, którego nie znałam. Pożądanie, namiętność, dzikość i władczość. Patrzył mi w oczy uśmiechając się delikatnie niczym psychopata. Chciałam go pocałować i już miałam to zrobić, kiedy poczułam jak jego palec wsuwa się we mnie. Otworzyłam szerzej oczy, zaskakiwał mnie w każdej minucie. Wsuwał go delikatnie, powoli tak jakby nigdzie się nie spieszył. Przymknęłam oczy, kiedy jego usta dotknęły mojej szyi. Muskał mnie delikatnie, prawie nieodczuwalnie. Rozpływałam się pod presją jego dotyku poruszając biodrami w rytm ruchów jego palca. Dołączył drugiego i płynnymi ruchami drażnił wchodząc i wychodząc wejście mojej pochwy. Jęczałam głośniej. Czułam jak się uśmiecha całując mój mostek. Objął ustami mój sutek i w jednej chwili z delikatnego, czułego Iana zmienił się w bestie. Szybciej, mocniej działał swoim palcami. Krzyczałam z rozkoszy ciągnąc go za włosy. Znowu był nade mną. Patrzył mi w oczy torturując mnie. Podniecenie tryskało z jego oczu, które obserwowały moją twarz. Oparł swoje czoło o moje.
-Ian…-szepnęłam czując zbliżający się orgazm. –Nie przestawaj, proszę. – Złapałam go za kark całując jego usta. – Ian…Ian…-jęczałam spinając mięśnie, a po chwili drżałam zaciskając uda i wtulając się w jego szyję. Rozpadłam się na milion elementów dysząc ciężko.

***

Doszła. Zadowoliłem ją, szczytowała w moich ramionach. Julia sama w sobie była podniecająca. Naga była podniecająca podwójnie, ale dochodząc... Była boginią. Pocałowałem jej drżące usta i muskając jej ciało schodziłem coraz niżej. Kiedy dotarłem do jej brzucha rozsunęła nogi. Słodka, niewinna Julia odeszła, a pojawiła się dzika i namiętna kobieta. Nie mogłem się powstrzymać. Chciałem zasmakować jej raz jeszcze. Przejechałem językiem po jej nabrzmiałej łechtaczce. Była tak przyjemnie gorąca, że nie potrafiłem się oprzeć. Lizałem delikatnie każdy jej zakamarek, a ona znowu słodko pojękiwała. Miód na moje uszy, ale wiedziałem, że nie mogę już dłużej czekać. Zsunąłem swoje bokserki i zanurzyłem w niej delikatnie główkę swojego penisa. Wygięła się w łuk rozkładając szerzej nogi. Potraktowałem to, jako zaproszenie i wsunąłem się w nią cały. Zachłysnęła się powietrzem opadając na poduszki. Złapałem jej nadgarstki ponad jej głową patrząc na nią z góry. Nieśmiałość zniknęła z jej twarzy. Patrzyła na mnie uwodzicielsko jęcząc z każdym moim pchnięciem. Jej piersi skakały razem z nią prosząc się o uwagę. Gryzłem jej sutki i ssałem na zmianę. Krzyczała. Zero wstydu. Nie ukrywała rozkoszy, jaką jej sprawiałem. Objęła moje biodra nogami zmuszając mnie go głębszych pchnięć. Wypełniałem jej ciepłe wnętrze całym sobą.
-Mocniej…mocniej…-szeptała mi do ucha przyciągając do siebie, kiedy zwolniłem jej nadgarstki. Trzymała mnie kurczowo przyciskając do swojego ciała. Wtuliłem się w jej szyję. Wiedziałem, że jest już bliska szczytowania tak jak i ja. Nie czekałem długo – jęczała głośno wywijając się na wszystkie możliwe sposoby. Zwolniłem ruchy pozwalając jej skończyć. Leżała wyczerpana patrząc na mnie. Uniosła biodra wysuwając mnie z siebie. Spojrzałem na nią zaskoczony widząc jak przewraca mnie na plecy. Oplotła mojego penisa swoimi słodkimi ustami. Nie spodziewałem się tego. Nie spodziewałem się, że jest zdolna do takich rzeczy. Jej ręka zsuwała się szybko wzdłuż mojego przyrodzenia, a główka wciąż była w jej ustach. Ssała go mocno, zachłannie. Wariowałem. Byłem totalnie zdominowany i bezsilny. Czułem, że zaraz skończę w jej ustach. Ona też to czuła, ale nie przestawała. Chciała tego tak bardzo jak ja. Doczekała się.  


__
Proszę bardzo, oto moment, na który wszyscy tak długo czekali!
Jak Wam się podoba? Powiem szczerze, że zawsze mam wątpliwości odnośnie erotycznych scen. Nigdy nie wiem czy nie przekroczyłam granicy dobrego smaku... Czekam na wasze opinie, buziaki! :*

niedziela, 12 czerwca 2016

17.

14 listopad

Obudził mnie dźwięk budzika – tak, budzika. Nie mam pojęcia, po co go włączałam, ale czuję się jak wyrwana z kontekstu. W głowie mi szumi, a powieki wydają się być cięższe niż zwykle. Kiedy w końcu, do moich źrenic dostaje się światło totalnie głupieje, bo nie rozpoznaje miejsca, w którym się znajduję. Ściany są obce, a pościel pachnie inaczej. Przekręciłam głowę i zamarłam. Obok mnie smacznie spał Ian, który najwidoczniej w amoku snu wyłączył swój telefon. Spał na brzuchu, bez koszulki przykryty tylko do pasa. Grzywka opadała mu na oczy, a usta delikatnie rozchylone łapały krótkie, wolne oddechy. Od razu spojrzałam pod kołdrę, na całe szczęście nie byłam naga, chociaż nie pamiętam, jakim cudem mam na sobie bokserki i koszulkę. Spojrzałam ponownie na swojego szefa. Patrzył na mnie zaspany, a na jego twarzy malował się delikatny uśmiech.
-Dzień dobry. – Szepnął zamykając ponownie oczy.
-Mogłabym się dowiedzieć, dlaczego obudziłam się w tym łóżku? – Zignorowałam jego przywitanie siadając na skraju materaca.
-Alkohol, tańce, śpiew… w takiej kolejności. – Zaśmiał się przekręcając na plecy. Spojrzałam na niego mierząc go wzrokiem. Widok jego idealnie wyrzeźbionego brzucha i torsu smyrgał moje myśli w sposób nie do końca grzeczny. – Piliśmy wczoraj, dużo. Upiła się Pani w dość szybkim tempie. Chciała Pani iść do siebie, ale gdy weszła Pani na pierwszy schodek stwierdziła, że – tutaj pozwolę sobie zacytować „te schody się nie kończą”. – Zaczął się śmiać pocierając zarost. – Więc poszedłem po Pani ubrania, umyła się Pani i przyszła do mojego łóżka, ot co. Cała tajemnica wczorajszego wieczoru.
-Tak po prostu pozwolił mi Pan żebym się wgramoliła do pańskiego łóżka i nawet nie spróbował Pan zanegocjować, abym poszła do siebie? – Zapytałam oburzona patrząc na niego z niedowierzeniem. Wzruszył ramionami i usiadł przeciągając się.
-Sen obok Pani jest całkiem przyjemny dopóki nie puszcza Pani cichych, powalających bąków. – Uśmiechnął się zabójczo, a ja nie mogą się powstrzymać wybuchłam śmiechem. Widząc moje rozbawienie Ian również się do mnie dołączył przy okazji wstając z łóżka. – Wyrobi się Pani do dziewiątej?
-Mam taką nadzieję. – Uśmiechnęłam się wstając i szybkim krokiem zanim znów mój pracodawca wpadnie na jakiś głupi pomysł opuściłam jego sypialnie.

***

-Chyba przytyłam. – Powiedziałam siedząc w samochodzie i patrząc na swoje uda. -Te spodnie tak mnie opinają, a nie sądzę, aby skurczyły się w praniu.
-To bardzo dobrze, że przybrała Pani na wadze. Kości przebijają się przez pani koszulki. – Zaśmiał się patrząc uważnie na drogę. Westchnęłam głęboko zawiązując rozwiązaną sznurówkę od swoich butów. Widząc, że zajeżdżamy na osiedle, które wiem z opowieści, że po części należy do Iana troszeczkę zgłupiałam.
-Odbieramy szczeniaki na pana osiedlu? – Spojrzałam na niego
-Szczeniaki potem, teraz mam dla Pani niespodziankę. – Uśmiechnął się parkując obok jednego z budynków. Wyłączył silnik i założył swoją skórę. Wysiadłam z samochodu rozglądając się po okolicy. Czułam dziwne poczucie bezpieczeństwa stojąc wśród tych wszystkich budynków.
-Chodźmy. – Uśmiechnął się idąc w kierunki wejścia do łososiowego bloku. Szłam za nim niepewnie rozglądając się po beżowej klatce. Weszliśmy do windy i w ekspresowym czasie wysiedliśmy na ostatnim piętrze. Stanęliśmy przed ciemnymi, dębowymi drzwiami z numerem 45.
-Dowiem się, co tu robimy? – Zapytałam stojąc za nim.
-Zapraszam. – Otworzył drzwi puszczając mnie przodem. Moim oczom ukazało się duże, przestronne pomieszczenie – jak przypuszczałam przeznaczone na salon i kuchnie z jadalnią.
-Nie rozumiem, po co mnie Pan tu przywiózł? – Zapytałam stając na środku i rozglądając się. Dostrzegłam trzy pary drzwi, bez słowa poszłam w ich kierunku ze zwykłej ciekawości. Dwa pokoje – jeden mniejszy drugi większy oraz łazienka, jeszcze w surowym stanie.
-Może Pani je urządzić jak tylko będzie miała ochotę. – Uśmiechnął się opierając o ścianę.
-Ja? Dlaczego? Czy to nie jest tak, że ma pan swoich architektów od wystroju wnętrz?
-Owszem, ale to mieszkanie jest Pani. – Uśmiechnął się podając mi klucze.
-Moje? Co? Jak to? – Zapytałam patrząc to na klucze to na Iana.
-Mówiła Pani, że chce kupić tu mieszkanie. Oto one. Tak się złożyło, że to jedyne mieszkanie, które mi się nie sprzedało. Jest przytulne i nie za duże, a pewnie o to Pani chodziło.
-Ja nie mogę przyjąć takiego prezentu. – Wcisnęłam mu w dłoń klucze nerwowo wiążąc szalik. – Jedźmy po szczeniaki.
-Proszę zaczekać. – Złapał mnie za rękę przyciągając w swoją stronę. – Może Pani przyjąć to mieszkanie i zrobi to Pani. Bez słowa dyskusji.
-Ale…
-Nie ma żadnego ale. Nie przyjmuję sprzeciwu. Proszę. Za to wszystko, co Pani robiła, robi i jeszcze będzie robić. – Uśmiechnął się delikatnie ponownie dając mi klucze. – Proszę.
-Ja zapłacę. – Powiedziała od razu patrząc na niego.
-Może kiedyś Pani pozwolę. – Zaśmiał się poprawiając swoją skórę. Złapałam za jej kołnierz i przyciągnęłam go do siebie. Pocałowałam jego usta mocno trzymając kurczowo jego kurtkę. Nie musiałam czekać zbyt długo, bardzo szybko odwzajemnił moją pieszczotę łapiąc moją szyję.
-Dziękuje. – Uśmiechnęłam się przerywając pocałunek i przytulając się do niego.
-Nie ma, za co. – Zaśmiał się obejmując mnie mocno jedną ręką. – We wszystkim Pani pomogę, obiecuję.

***

Schronisko „Nadzieja” znajdowało się jakieś pół godziny od centrum. Niewielki budynek na obrzeżach miasta niespecjalnie rzucający się w oczy. Kiedy tylko samochód stanął przez furtką z budynku od razu wyszła kobieta mająca na oko może ponad 40 lat. Przywitała nas uściskiem dłoni i ciepłym, miłym uśmiechem.
-Podczas rozmowy telefonicznej wspominał Pan o szczeniaku rasy labrador. Zaprowadzę państwa do sekcji, w której mamy szczeniaki. – Uśmiechnęła się idąc przodem. Weszliśmy do niewielkiego pomieszczenia z sporymi klatkami, w której były najróżniejsze szczeniaczki.
-Cukiereczki. – Zachwycałam się rozglądając rozczulona. Stanęliśmy przy klatce, w której były dwa biszkoptowe, śpiące szczeniaczki.
-Mają zaledwie dwa miesiące. – Wytłumaczyła otwierając klatkę. Wyjęła jednego z nich podając mi go do rąk.
-Boże, maleństwo. – Powiedziałam szeptem przytulając go do piersi. Ziewnął leniwie i ponownie zasnął.
-To rodzeństwo. Parka. Reszta niestety nie przeżyła porodu. – Powiedziała kobieta uśmiechając się delikatnie.
-Rodzeństwo? Chyba nie powinniśmy ich rozdzielać… – zauważył Ian biorąc do rąk drugiego szczeniaka.
-Rzadko ktoś decyduję się wziąć szczeniaki, które są złączone z innymi od urodzenia. Labradory potrzebują dużo przestrzeni i zainteresowania.
-Dom duży mamy. – Uśmiechnął się Ian zerkając na mnie. – Zainteresowanie też się znajdzie, w końcu mamy trójkę dzieci.
-Naprawdę? – Spojrzałam na niego. – Weźmiemy oby dwa? Dzieciaki oszaleją ze szczęścia.
-Skoro oszaleją, to weźmiemy. – Ian pewnie spojrzał na pracownicę schroniska.
-Cieszę się, że trafią obydwoje do dobrych ludzi. – Uśmiechnęła się ciepło. – Zapraszam Państwa do mojego gabinetu. – Wskazała ręką kierunek. Szłam za nią gładząc delikatnie pieska rozpływając się do granic możliwości. – Szczeniaki mają za sobą dwie tury szczepienia. Ostatnie szczepienie powinno odbyć się za miesiąc. – Powiedziała podając mi duży karton z kocem na dnie. Wsadziłam do niego szczeniaki, które przytulone do siebie dalej słodko spały. – Tutaj są wszystkie dokumenty oraz papiery do podpisania.
-Na szczepienie można przyjechać tutaj? – Zapytał Ian podpisując papiery i kładąc pieniądze na biurko. – To na inne szczeniaki. – Wytłumaczył widząc wzrok kobiety.
-Oczywiście, zapraszam za miesiąc. Dziękujemy za wizytę. – Uśmiechnęła się podając nam rękę. Ian zabrał karton i wspólnie wyszliśmy z budynku. 
-Muszę Panią uprzedzić przed sąsiadem.
-Całkiem nieźle się zaczyna. – Zaśmiałam się wsiadając do samochodu.
-Jest dziwny, natrętny, ogólnie debil. – Powiedział spokojnie wyjeżdżając z parkingu.
-Zna go Pan?
-Owszem, to mój brat. – Uśmiechnął się zabójczo patrząc przed siebie.

__

Hej i czołem! Jak się podoba? Zasmuca mnie ilość czytelników - czyżby moje opowiadania już się "przejadły" ? :(
Po lewej stronie możecie zobaczyć jak wygląda mieszkanie Bonnie i dom Emmy, mam nadzieję, że podoba wam się taki "wjazd na chate" :>
Oczywiście zakładka GARDEROBA wciąż aktualizowana, zaglądacie tam?
Całuski!

wtorek, 7 czerwca 2016

16.

13 listopad

Po wspólnej podróży do Nowego Yorku moja relacja z Julią znacznie się polepszyła. Jesteśmy dla siebie przyjaciółmi, spędzamy wieczory razem z dziećmi i znajomymi oraz nawet planujemy wspólną „przyszłość”. Nie wyobrażam sobie tego, że Julii miałoby zabraknąć w moim domu, a nawet w życiu.
-Anastasia nie robiła Ci problemu? – Zagaiła Candice, kiedy siedzieliśmy w moim gabinecie pracując. Wścibska była do granic możliwości, ale myślę, że po prostu przyzwyczaiłem się do jej charakteru.
-Uwierzysz, że nie? Może coś tam jęczała, ale bez szału. Jak było w delegacji?
-Dobrze aczkolwiek pracowicie. Jednak myślę, że kontrakt mamy w kieszeni, kwestia czasu. – Zaśmiała się siadając wygodnie w fotelu. – Julia była z Tobą?
-Tak, nie wiedziałbym, za co zabrać się przy pakowaniu, a ona szybko się uwinęła.
-Spałeś z nią?
-Słucham?
-Proste pytanie, spałeś z nią?
-Nie muszę Ci się spowiadać.
-Czyli jednak spałeś…
-Spałem, w jednym łóżku. – Syknąłem. – Wróćmy do spraw organizacyjnych, a nie prywatnych. To nie spotkanie towarzyskie.
-Czy Ty wiesz, co robisz? Nie znasz jej, a ona czuje się tutaj jak u siebie. Znasz jej przeszłość? Cokolwiek wiesz o niej? Nie mówimy o dwóch latach wstecz.
-Słuchaj, to nie jest Twoja sprawa. Wiem tyle ile chce wiedzieć. Ma się czuć jak u siebie, bo tu mieszka. Daruj sobie to kombinowanie, kręcenie i mieszanie, co? Wracamy do pracy, teraz. – Warknąłem włączając laptopa. Cała masa pracy papierkowej, której szczerze nienawidziłem zasypała moje popołudnie, ale wiedziałam, że jak dziś nie skończę tego wszystkiego potem nie wybrnę z tych obowiązków.
-Mogę na chwilę przeszkodzić? – Zza drzwi wyłoniła się Julia. Kiedy napotkała mój uśmiech weszła do środka, jak zawsze olśniewająca.
-Coś się stało?
-Nie, nie. – Uśmiechnęła się zakładając kosmyk włosów za ucho. – Jadę do Bonnie, chce żebym pomogła jej w kilku rzeczach, a potem pojadę po dzieciaki. Oczywiście każde z nich ma już plany na wieczór.
-Co tym razem? – Zaśmiałem się bawiąc długopisem. Nie mogłem skupić się na jej twarzy – jej nogi w obcisłych jeansach sprawnie odciągały mój wzrok.
-Becky jak zawsze jedzie do Meghan. Bells chce jechać do babci, bo Melissa też będzie u niej, a Sebastian jedzie z Paulem nad jezioro – łowienie ryb i te inne dziwne sprawy, których ani trochę nie rozumiem. – Zaśmiała się zakładając na siebie różowe sweterek.
-Poradzi sobie Pani? – Uśmiechnąłem się w jej kierunku.
-Jak zawsze proszę Pana. – Puściła mi oczko ukazując szereg śnieżnobiałych zębów. –Do zobaczenia.

***

-Więc chcesz mi powiedzieć, że nadal ze sobą nie spaliście? – Zaśmiała się Bonnie podając mi kubek z herbatą. Stałam przy wielkim oknie wychodzącym na lasek i wpatrywałam się w dal. – Jak się powstrzymujesz? Nie oszukujmy się, Ian jest gorący. – Śmiała się siadając na kanapie.
-Raczej on się powstrzymuje. Może ze mną jest coś nie tak? – Spojrzałam na nią, a po chwili znów spojrzałam przed siebie. – Spaliśmy w tym samym łóżku, a on nawet mnie stopą nie dotknął.
-Udaje twardego i kulturalnego, typowe dla facetów.
-W przeciwieństwie do jego brata.
-Chace? Co zrobił? – Spojrzała podejrzanie upijając łyk kawy. Usiadłam obok niej krzyżując nogi i obejmując kubek dwoma rękoma.
-Całowaliśmy się.
-Stara, obracasz dwóch Somerhalderów? – Śmiała się. – Obrotna jesteś!
-Proszę Cię. – Wywróciłam oczami. – To dla mnie najgorsza sytuacja w życiu. Jeden nie wie o moich relacjach z drugim, a ja zupełnie nie czuje potrzeby spowiadania się.
-Którego wolisz? – Spytała wprost pijąc kawę.
-Jezu, mogłabyś być bardziej skryta, co? – Burknęłam. – Oczywiście, że Ian. Chace jest świetny, ale jako przyjaciel. To tyle, zresztą…nie mogę się puścić wodzy fantazji i myśleć o nim inaczej wiedząc, że jego starszy brat rozbiera mnie wzrokiem przy każdej okazji. To nie byłoby fair, prawda?
-Kurde, jak Ian nie bierze spraw w swoje ręce to niestety, ale tylko Chace Ci zostaje. Swoją drogą, jest całkiem dobry w łóżku.
-Spałaś z nim?! – Pisnęłam wybałuszając oczy.
-Raz, a może dwa? Po pijaku, ale to tyle. Nigdy nic więcej, nigdy do tego nie wracaliśmy i niewiele osób o tym wie, więc…zostaw to dla siebie.
-Czemu nie chcesz z nim czegoś więcej?
-Bo to dupek. – Wzruszyła ramionami wstając. – Chodź segregować te ubrania, bo czas nas goni. – Wstała z kanapy odstawiając kubek na kuchenny blat.

***

Siedziałam w salonie oglądając debilne programy w telewizji. Trzymałam w dłoni kubek z herbatą i myślałam, dużo myślałam. Myślałam o przeszłości, którą tak szczelnie ukrywałam i o tym jak bardzo mnie ona przygniata w teraźniejszości. Sprawy, które ukrywam nie dają mi żyć normalnie, a każdy oddech wydaje się bolesny. Nie mam odwagi sypać swoim wcześniejszym życiem jak z rękawa. Nie mam siły wracać do tego i jeszcze raz przechodzić przez to wszystko. Czuję się samotna, bardzo samotna.
-Halo, jest ktoś w domu? – Usłyszałam z korytarza głos Iana. Kojący głos. Uśmiechnęłam się sama do siebie wiedząc, że nie jestem już sama i będę miała, z kim porozmawiać.
-Salon. – Krzyknęłam wyczekując aż pojawi się w pomieszczeniu. Doczekałam się.
-Myślałem, że jest Pani u mojej matki. – Uśmiechnął się ciepło ściągając z siebie szarą marynarkę. Rzucił ją na oparcie kanapy i przeczesał włosy.
-Jest Pan głodny? – Zapytałam odstawiając kubek.
-Nie, dziękuję. Jadłem na mieście z Paulem. – Usiadł obok mnie na kanapie. – Jednak chętnie wypiłbym drinka, ma Pani ochotę? – Uśmiechnął się odpinając górne guziki koszuli.
-Wina poproszę. – Odwzajemniłam jego uśmiech wiążąc włosy z wysokiego kitka. Dwie minuty później wrócił z dwiema butelkami – wino i szkocka. – Jak minął Pani dzień? – Zagaił podając mi lampkę.
-Całkiem sympatycznie, dziękuje. A Panu?
-Cały dzień o Pani myślałem. – Odparł szczerze patrząc przed siebie.
-Myślał Pan o mnie? – Zaśmiałam się przyglądając mu się. Jego profil był jak z greckiej rzeźby. Widoczne kości policzkowe, pełne usta i prosty, zgrabny nos.
-Owszem. – Usiadł bokiem do mnie kładąc swoją prawą dłoń na oparciu. – Zaraz będzie miesiąc jak mieszkamy razem. Jakie wrażenia?
-Całkiem sympatyczne. – Puściłam mu oczko uśmiechając się szeroko. – Nie sądziłam, że wyląduje kiedyś w Chicago, ale myślę, że jak uzbieram jeszcze trochę gotówki kupie tutaj mieszkanie.
-Po co Pani mieszkanie skoro mieszka Pani tutaj?
-Wiecznie mieszkać tutaj nie będę, a myślę, że czas kupić coś swojego. – Upiłam łyk wina.
-Rozumiem. Myślałem nad kupnem psa dla dzieci, co Pani o tym myśli?
-Bells zwariuje ze szczęścia. – Uśmiechnęłam się podpierając głowę na dłoni. – Miejsca jest tutaj dużo, ogród duży.
-Ogród jest w fatalnym stanie. – Zauważył Ian śmiejąc się.
-Można go uprzątnąć, a na wiosnę Sarah go tak odpicuje, że będziemy mieć najpiękniejszy ogród w okolicy. – Powiedziałam entuzjastycznie uśmiechając się.
-Skoro jest Pani na tak jutro pojedziemy po szczeniaka. Umówiłem się już na spotkanie w schronisku gdzie mają szczeniaki labradora. Wcześniej chciałbym zabrać Panią w pewne miejsce.
-Randka? – Palnęłam, ale szybko tego pożałowałam.
-A co robi Pani na drugiej randce? – Uśmiechnął się również podpierając głowę na dłoni. Patrzył mi w oczy w sposób zupełnie mi obcy. Momentalnie zarumieniłam się i spuściłam głowę.
-A mieliśmy już pierwszą? – Szepnęłam dopijając wino.
-Owszem, właśnie trwa. – Roześmiał się lekko i dolał sobie whisky.
-Jest Pan wyjątkowo pewny siebie. – zaśmiałam się odstawiając lampkę na stół.
-Tak, przyznaję Pani rację. Może dlatego, że ewidentnie nie może się Pani oprzeć mojemu urokowi osobistemu, no i spała Pani w moim łóżku.
-Pff też mi coś.
-Jeszcze zostanie Pani moją żoną.
-Chciałby Pan…-parsknęłam śmiechem.
-Zobaczymy. - Uśmiechnął się zalotnie przechylając szklankę.